When i see your face 7

Dopiłem picie ze szklanki po czym odstawiłem ją na podłogę. W tym samym momencie Ryan zawołał mnie, aby pomóc mu z pierwszym pudłem.  

Po kilku godzinach spędzonych w tym pokoju, skręciliśmy cały regał z jasnego drewna, stolik nocny, dwie osobne szafki i dużą szafę z lustrem. Sądząc po wyposażeniu pokoju, Lizzy zabawi tu dość długo.  

Co więcej, gdy skręcaliśmy meble, ona cały czas siedziała na wersalce. Niby robiła coś na laptopie, ale ciągle zerkała na nas i zagadywała, gdy rozmawialiśmy na interesujący ją temat.  

Na mojej twarzy cały czas gościł uśmiech. Czasem, specjalnie,  szeroko sie uśmiechając patrzyłem w jej stronę.

Przyciągała mnie do siebie, naprawde. Niczym amfetamina dla ćpuna, niczym światło dla muchy - tym była dla mnie.

Moim narkotykiem który tak bardzo chciałem wziąć.

A Ryan? Ryan tylko patrzył i nic nie mówił. Jedynie wyraz jego twarzy wyrażał radość i to że podoba mu sie moje szczęście.  

Nawet nie zauważyłem, gdy dzień zamienił się w wieczór. Czas zleciał tak szybko, a gdy w końcu zacząłem go zauważać, wybiła godzina 18. Ciemność za oknem, przysłaniała Liz. Tylko ją widziałem.

Wstałem z podłogi, odkładając śrubokręt do skrzynki monterki Ryana. Chłopak też wstał i otrzepał ręce. Przed nami stał stolik nocny, ostatni mebel.

- Dobra, postawie go - Liz odłożyła laptopa i przeniosła jasny mebel ze środka pokoju pod wersalkę. Następnie opadła na nią i rozejrzała się po swoim nowym lokum.

- Ale tu jest ładnie... Jeszcze tylko jakieś obrazki by sie przydały, bo te ściany takie puste - powiedziała, a ja słuchałem. Faktycznie, puste ściany były mdłe.  

- Możecie pojechać na zakupy. Z Ryanem, jutro - rzekłem, chowając ręce do kieszeni.  

- Albo ty możesz pójść z nią TERAZ - odparł Butsy. Ja spojrzałem na niego.

- Co ty... - Chciałem coś powiedzieć, ale Lizzy się wtrąciła.

- Dobry pomysł. Wezmę tylko kurtkę - Liz rozpromieniona, wyszła szybko z pokoju. Usłyszałem tylko jak sie ubiera.

Nie byłem zadowolony z tego pomysłu. Jakoś odbierała mi pewność siebie, zostawiając jąkanie sie i niedobór słów.  

Rzucając Ryanowi spojrzenie spode łba, wyszedłem za zadowoloną Lizzy z mieszkania.  

W ciszy wyszliśmy z kamienicy, a na zewnątrz powitał nas zgiełk miasta który tak dobrze znam. Jest wieczór, ludzie zmęczenie wracają z pracy. Wszędzie szum samochodów i ogólny zgiełk.

Ja wole szum wody i ciszę w parku. Przesiadywanie w moim miejscu na trawie i czytanie książek.  

Odezwała się do mnie, gdy już wtopiliśmy się w maszerujących przechodniów.

- Dużo ludzi. W moim mieście mnie tego łazi - powiedziała, patrząc przed siebie.  

- Nowy Jork taki jest. Szybko przywykniesz - odparłem bez wyrazu.

- Jestem dziewczyną ze wsi. Wiesz, mała szkoła, jedna przyjaciółka, jedna knajpa w mieścinie... Takie miałam życie.

- I chciałaś sie z tego wyrwać, nie? Dlatego tu przyjechałaś.  

- Nie... W tej zabitej dechami dziurze nie było liceum, wyobrażasz sobie? - zaśmiała sie słodko.  

- Aha... I większość ludzi... - Liz mi przerwała, skręcając za róg ulicy.  

- Większość ludzi wyjeżdża stamtąd mając 16 lat. A że Ryan robił interesy z moim starym, mam w nim opiekuna. Jest zaufanym gościem, nawet jeśli spod ciemnej gwiazdy.

Gdy to usłyszałem, zacząłem sie zastanawiać co miała na myśli. Po krótkim milczeniu, gdy minęliśmy zamknięty komis, zapytałem "Co masz na myśli "spod ciemnej gwiazdy?".

- Noo... Myślałam że wiesz jaką Butsy ma przeszłość.

- Nie, nie wiem. Oświeć mnie - powiedziałem, czując że zaczynam zmieniać swój ton. Na bardziej wkurzony.  

-  Siedział w narkotykach. Dosyć długo. Myślisz że jak nazbierał na otwarcie warsztatu? Uczciwą pracą za 5$ za godzine?

Słuchałem z niedowierzaniem, jednak nie dałem tego po sobie poznać. Widać, ten spacer sie opłacił. Poznałem prawdziwe oblicze mojego przyjaciela, którego myślałem że znam.  

- Dobrze że mówisz. Już wiem skąd te typy pod warsztatem.

- Jakie typy? - spytała zaniepokojona. Wystraszyło mnie to i dało do myślenia. Może nie powinienem jej mówić?

- Takie... nieciekawe. Pobili go, nie wiedziałaś? Nie da sie nie zauważyć.

- Powiedział mi, że to jakaś pomyłka pod barem... Dzięki Justin - rzekła, uśmiechając sie lekko. Ja też posłałem je uśmiech, czując że ta rozmowa byłą przydatna dla nas obojga.  

Szybko znaleźliśmy się pod małym sklepem z różnościami. Mieli tam tanie rzeczy, różnego rodzaju. Zabawki, ozdoby, jakąś biżuterie...

Weszliśmy, a dzwoneczek nad drzwiami zadzwonił.

Zerkała na nas starsza kobieta zza lady. Gdy wybieraliśmy niewielkie ramki z obrazkami, Liz wcale sie nie spieszyła co troche mnie irytowało.  

Zapłaciła i po dość długim czasie opuściliśmy sklep. Dziewczyna niosła foliową reklamówkę. W niej były widoczki, w czarnych ramkach. Nieduże, ale sprawnie zapełnią pustkę w jej pokoiku.  

Gdy piechotą wróciliśmy pod kamienicę, Liz spytała czy ją odprowadzę. Zgodziłem się i przepuszczając ją w drzwiach, wszedłem z nią do budynku.

Na korytarzu było cicho. Gdy weszliśmy do mieszkania, też nie było słychać żadnego dźwięku.  

- Ryan wyszedł? - spytałem, patrząc jak moja towarzyszka zdejmuje skórzaną ramoneskę.  

- Nie, pewnie śpi przed telewizorem - powiedziała, zdejmując buty. Ja, jako że już wychodzę, pozwoliłem sobie wejść z butach.

Drzwi w korytarzu, do pokoju Ryana były uchylone. W tym domu nie ma salonu, więc jedyny telewizor jest w sypialni gospodarza.  

Naprzeciwko rozkładanego łóżka, stał włączony. A Ryan spał w najlepsze.

Miał na sobie tylko i wyłącznie dresy. Skarpety leżały na podłodze, tuż obok ciapów i butelki po piwie.

Postanowiłem wyłączyć telewizor i już nie budzić Butsy'ego.  

Gdy to zrobiłem, wyszedłem z pokoju i najciszej jak mogłem zamknąłem drzwi.  

- Codzienność. Gdy wieczorem sie do niego dzwoni, jest 90% szans że nie odbierze bo śpi - powiedziała Lizzy, gdy wszedłem do jej pokoju. Co ciekawe, zdążyła już go ozdobić. 7 obrazków zdobiło ścianę nad wersalką.

- Dziwny ten Butsy czasami - powiedziałem, chichotając cicho.

- Ale fajny jest. Kiedyś był przyszywanym wujkiem, a teraz jest moim kumplem - uśmiechnęła się, spoglądając na mnie.

Stała do mnie plecami, oglądając ścianę.

- Ładnie mi to wyszło, nie? - zapytała.

- Tak, całkiem spoko - rzekłem, zerkając przelotnie na je "dzieło". Nigdy nie przykładałem wagi do wyglądu swojego pokoju, nie tak jak ona.  

- Wiesz co, ja już musze chyba sie zbierać. Mama pewnie sie martwi - powiedziałem i odwróciłem się aby wyjść choć wcale tego nie chciałem. Tak fajnie spędza mi sie czas z tą pięknotą.  

- No. Ale widzimy sie jutro w szkole, nie? - zapytała, wyglądając za mną gdy byłem w korytarzu.

- Tak, tak, pewnie. To... - Zanim wyszedłem, rzuciłem jej przyjazny uśmiech mając nadzieje, że tak szybko o mnie nie zapomni - Cześć.

- Cześć, narazie - powiedziała, wyprowadzając mnie wzrokiem.

Zamknąłem drzwi i idąc korytarzem w głowie miałem jedną myśl.

"To był fajny dzień"

EdD

opublikowała opowiadanie w kategorii inne, użyła 1368 słów i 7245 znaków.

Dodaj komentarz