Zabrała mi oddech i przemieniła go w kolejne słowa wymieniane między dziewczynami. Stałem, mogąc tylko wpatrywać się w jej idealne ciało i długie, proste włosy. Siedziała tyłem, jednak z jej głosu wyczytywałem wszelkie emocje.
Nie słyszałem z czego tak słodko się śmieje, jednak jej chichot powodował uśmiech na mojej twarzy.
Że Jamie stał obok mnie, spostrzegłem dopiero gdy swoim ciałem zasłonił mi widok.
- A ty znowu o niej? - westchnął.
- Co-Co mówiłeś? - spytałem, jakby wyrwany z głębokiego snu.
- Przestań śnić na jawie, pedale... - Jamie parsknął i wyszedł z pomieszczenia, ciągnąc mnie za sobą.
Nie zauważał radości jaką ta istota mi dawała. Może to nie był jego ideał dziewczyny, ale mój tak.
Będąc już na ulicy, spytałem o co mu chodzi.
- O to że takie nie lecą na pierwszych lepszych - powiedział, podając mi torebkę z frytkami - Ona chce bogatego frajera. Z samochodem, w zajebistych ciuchach. A my jesteśmy...no...wiesz.
- Tak, biedne pędraki z Bronxu - dokończyłem, wogóle nie czując wstydu. Nie przeszkadza mi gdzie mieszkam, ważne że mam wszystko czego mi potrzeba. Rodzinę, przyjaciela... Tylko tej dziewczyny mi brakuje.
- Nie całkiem to miałem na myśli, ale trafiłeś - Jamie uśmiechnął się, kończąc temat. Wiedziałem, że sam nienawidzi swojego pochodzenia ale mi ono w niczym nie przeszkadzało.
Zniknęliśmy sprzed baru. Pomyślałem że wypadałoby już wrócić do domu. Dochodziło południe, a mama już pewnie jest w drodze do mojego pokoju żeby mnie obudzić.
Tak więc, odprowadziłem kumpla i wróciłem do naszego skromnego mieszkania.
Przed drzwiami, wróciła do mnie sytuacja sprzed kilku godzin i mimowolnie, zaśmiałem się. Gdy tylko otworzyłem drzwi, moja rodzicielka wystawiła głowę z kuchni.
- Justin wrócił - powiedziała, chyba do taty. Domyślałem sie że siedzą razem w kuchni.
Dołączyłem do nich. Tata pił coś z kubka, siedząc przy stole.
I nie był to alkohol, co mnie bardzo ucieszyło.
- Dzisiaj jakieś święto? - spytałem zaczepnie, siadając na krześle obok taty. Mężczyzna był ogolony, miał ułożone włosy i białą koszulkę polo. Nie wyglądał jak on. Zwykle wali od niego wódą i potem sprzed kilku dni.
Rodzice spojrzeli na siebie. Powstała cisza, spostrzegłem tylko ich przemykając uśmieszki.
Nie wnikałem co robili pod moją nieobecność.
- Kochanie, chcesz kawy? - spytała mama. Krążyła za mną z dzbankiem i nalała tacie drugą porcję.
- Poproszę -odparłem, biorąc ze stołu czysty kubek.
Po wspólnym śniadaniu z rodzicami, mój brzuch był pełny. Porcję frytek od Jamiego poprawiłem kanapkami i kawą, po czym zamknąłem się u siebie w pokoju.
Posłuchałem trochę muzyki, poprzeglądałem internet a gdy zegar wybił 14, spostrzegłem że powinienem już iść do Ryana.
Powiedziałem o tym rodzicom i wyszedłem z domu.
U Butsy'ego byłem po kilku minutach. Na podwórku przed warsztatem było pusto, w budynku też. Zaniepokoiło mnie to, po wczorajszych wydarzeniach.
Stojąc w drzwiach, krzyknąłem "Ryan?!". Odpowiedziało mi echo i jakiś Brzdęk!
- Jestem, wchodź! - Cały Ryan Butler... Rzuca narzędziami po warsztacie a potem ja musze to zbierać.
Butsy siedział pod samochodem a obok auta walały się zardzewiałe klucze i nakrętki.
- Cześć Justin - Chłopak podał mi ręke i wstał z brudnej, betonowej podłogi.
- Cześć. Nowy klient? - spytałem, gdyż auta które naprawiał nie było tu wczoraj.
- Nie, znajoma zostawiła. To przysługa.
Faktycznie, pickup był różowy. Niewątpliwie, należał do dziewczyny.
Ryan poprowadził mnię w stronę swojej kanciapy. Mieliśmy wziąść stamtąd narzędzia i zabrać się za naprawę tłumika.
Zabrałem jego skrzynkę, a on w ręce wziął kilka pojedyńczych kluczy. Niespodziewanie, musiał je odłożyć bo zadzwonił jego telefon.
- Kurwa, czekaj chwile - Nieporadnie, wyjął IPhone'a z kieszeni i odebrał.
- W pracy jestem... Niedługo będe... Tak, czuj się jak u siebie. Możesz zostać dopóki czegoś nie wynajmiesz... Słuchaj, naprawde nie mam czasu... No, pa.
Zakończył krótką pogawędke i ponownie podniósł klucze.
- Laski są dziwne. Pyta sie mnie czy może sie lodówką obsłużyć - Ryan sie zaśmiał. Ja jednak nie wiedziałem o co chodzi.
- Kto to był? - spytałem, idąc za nim przez warsztat.
- Znajoma od pickupa. Mieszka u mnie, dopiero co tu przyjechała - Gdy doszliśmy do auta, odstawiłem skrzynkę a Ryan jak zwykle niechlujnie pyrgnął narzędzia.
- Jest nieco w twoim wieku, nawet fajna dziewczyna - Nachylił się i podniósł rzucony przed chwilą duży klucz.
-Ładna? - zapytałem z uśmiechem.
- Ahh... Żyleta - Odparł z rechotem w głosie.
Następne kilka godzin upłynęło nam na pracy w dobrej atmosferze. Jak to z Ryanem, zawsze jest zabawnie. Czasem też nieciekawie, kiedy ja proszę o szluga i muszę wysłuchać kazania. Ale co zrobisz, taki już jestem.
Koło 16 wróciłem spowrotem do domu. Mama siedziała w salonie, oglądając telewizję. Spędzała wieczór w swoim wygodnym fotelu. Na stoliku obok stał talerzyk z lodami, które podjadała.
- A tata gdzie? - zapytałem, widząc ją samą.
- Wyszedł - Gdy tylko to powiedziała, rozpoznałem ten głos. Wiedziała, że szczęście nie jest wieczne i że niedługo tata wtoczy sie tutaj i będzie śmierdział tak jak zawsze.
- Aha, to fajnie - mruknąłem, dochodząc do wniosku że życie to jedna wielka szmata. Jak jest dobrze, coś zawsze musi ściągnąć nas na dno.
Zamknąłem się w swoim pokoju i tak spędziłem resztę wieczoru. Nie robiąc nic, po prostu odpoczywając. Koło 1 w nocy, obudził mnie hałasy na dole. Wiedziałem że to tata. Odgłosy był głośne więc musiał być naprawde pijany.
Zasnąłem, lecz to nie było łatwe. Rano byli tacy szczęśliwi, pogodni... Potem wróciła rzeczywistość.
Dodaj komentarz