Sam O' Brien

Sam O'Brien pochodził z biednej rodziny, która wyemigrowała z Północnej Irlandii do Stanów Zjednoczonych, gdzie mieli rozpocząć nowe życie. Początki wydawały się wręcz cudowne, a szczęście dopisywało wszystkim członkom rodziny. Ojciec i wuj znaleźli prace na budowie, mimo, że zarobki nie były za duże, jednak wystarczało na wyżywienie rodziny. Matka pracowała w pobliskim sklepie z rupieciami 'Sto drobiazgów' i zaciągnęła do tej pracy również starszą siostrę Sam'a, Lydie. Sam zaś nie pracował i nie wysilał się. Był, albowiem za młody na jakąkolwiek pracę, a jego obowiązkiem było uczęszczać do szkoły. Nie przepadał za szkołą, tym bardziej, że nie umiał Angielskiego - językiem, którym posługiwali się Amerykanie. Urodził i wychował się w Irlandii, jego rodzina jako nieliczna z Irlandczyków posługiwali się Irlandzkim. Pierwszy dzień w Amerykańskiej szkole zrobił na nim wielkie wrażenie. Zielone pole do biegania i boisko do grania w piłkę. Serce zabiło mu mocniej, gdy przypomniał sobie i przyjaciołach, których zostawił w swoim kraju. Ale tu miał mieć lepsze życie. Od kiedy tu przyjechali był czysty, najedzony. Niczego mu nie brakowało. Gdy tylko wkroczył do szkoły ujrzał wielki tłum ludzi. Przedzierał się przez ludzi, którzy rozmawiali między sobą , a on nic nie rozumiał. Nie kiedy spojrzenia padały na niego, wtedy cały czerwony marzył by zapaść się pod ziemię. Czy, aż tak się wyróżniał wśród tłumu?
Mijały dnie, miesiące. Sam chodził do szkoły, chociaż nie rozumiał nic co do niego mówiono. Strasznie o niego dbano, jak o małe dziecko, które nie potrafiło sobie poradzić. W duszy zaczął nienawidzić Ameryki, Amerykanów i tej strasznej szkoły. Uczniowie z jego stali się już śmielsi, podchodzili do niego, coś mówili i wtedy nadeszła fala śmiechu, która wydobywała się z ich ust. Sam próbował się nie przejmować. Jednakże był bardzo uczuciowy, a dzieci zaczęły śmiać się z niego wszędzie, gdzie było to możliwe. Na przerwie, w czasie lekcji, gdy szedł i wracał ze szkoły. Śmiali się z niego prosto w twarz. Przeklinał na nich pod nosem zaciskając piersi i wbijając paznokcie w skórę.
Stracił siłę do wszystkiego. Zaprzestał się uczyć, całe dnie spędzał w łóżku gapiąc się w białą ścianę. Często, gdy nie odzywał się do ojca obrywał i to nie złe lańsko. Przestał się przejmować sobą i swoim życiem.
-Pragnę wrócić do domu...do mojego domu- mówił sam do siebie łkając cicho pod kołdrą by siostra go nie usłyszała.

Mijały lata, a Sam stał się już dość dużym chłopakiem. Osiągnął pełnoletność, a jego rodzina stała się bardzo wytworną rodzinką mieszkającą w jednym z najdroższych domów w New Jersey ( gdzie zamieszkiwali). Sam korzystał z tych dobroci. Nauczył się angielskiego, owszem potrzebował doszlifować ten język, jednak radził sobie dobrze. Zakończył swoją naukę w szkole, która i tak mu nie szła. Jak zaczął, tak skończył.  

Światła na scenie rozświetliły całą scenę. Młody chłopak wyprostowany stał przed mikrofonem do którego zaraz miał zaśpiewać. Fani, których widział przed sobą sprawiły, że uśmiechnął się i rozpoczął się koncert. W końcu był szczęśliwy bo robił to co kochał. W sercu pozostał ból po szkole w Ameryce, jednak Sam wrócił do Irlandii i szczęśliwie tam żył.

~charlie_boy

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda, użył 618 słów i 3485 znaków.

Dodaj komentarz