O.N.I - Scena II część 1

O.N.I Scena 2 część 1 Bandyci

     Ciemność skrywała węzeł wewnętrzny. Nic nie było widać, choćby oko wykol. Greg wyjął latarkę z plecaka, w tunelu rozbłysł słaby snop światła. Zeszliśmy na pordzewiałe od starości tory. W oddali słychać było słabe charkanie i pojękiwanie. Gdzieś głębiej znajdowało się stado truposzy. A morze powinienem użyć sformułowania horda? Szliśmy przyklejeni do ścian. Nie rozmawialiśmy ze sobą dopóki nie zauważyliśmy pierwszych przeciwników. Plan był prosty. Najlepiej było ich obejść, jednakże żwir uniemożliwiał nam zachowania ciszy. Strzelać też nie dało rady, hałas również spowodowałby zbiegnięcie hordy. Najlepiej było użyć noży do rzucania. Greg wyjął trzy noże ja miałem tylko dwa. Truposzy było akurat pięciu. Greg skupił się na potworach, które stały dalej od naszej pozycji, a ja na dwóch bliższych. Skupiłem się na zdechlaku stojącym bliżej mnie. Celowałem w głowę, gdy truposz odwrócił się do mnie przodem. Zobaczyłem jednego człowieka ze służb bezpieczeństwa. Wystraszyłem się i zrobiłem dwa kroki w tył. Rzut był niedokładny, ale trafił w końcówkę lewej gałki ocznej. Żandarm osunął się na ziemię. Drugim truposzem był cywil nie znałem go więc przycelowałem dokładniej i nóż trafił w nasadę nosa. Niebezpieczeństwo zostało zażegnane. Wyjąłem noże, wytarłem o spodnie, schowałem je w bezpieczne miejsce i podszedłem do Grega. Przykucnął przy jednym z trupów. Była to młoda dziewczyna. Brunetka. Dosyć chuda z ładnymi kształtami talii.
- Był to ktoś ważny dla ciebie? – spytałem się i szczerze nie oczekiwałem odpowiedzi. Nagle ogarnęła mnie niechęć do wszystkiego.
- Dziewczyna. To była moja dziewczyna. – nie zaskoczyła mnie ta odpowiedź. Wzruszyłem ramionami.
- Chodź czas ruszać. – klepnąłem go przyjacielsko po ramieniu, odszedłem dalej w korytarz, odwróciłem się, a Greg nadal siedział w kuckach przy trupie.
- Jak chcesz mogę cię tu zostawić. – popatrzył na mnie z wrogością, wziął swój plecak i broń poczym ruszył szybkim krokiem w moją stronę.
- Spierdalaj. – odpowiedział i splunął mi pod nogi. W zasadzie to też mnie nie zaskoczyło. Ruszyłem za Gregiem.
Doszliśmy do skrzyżowania torów z korytarzem dla obsługi. Greg zatrzymał się, popatrzył w stronę korytarza i skręcił w prawo. Zaczęliśmy truchtać wąskim korytarzem. Dobiegliśmy do metalowych drzwi, Greg otworzył je na oścież, weszliśmy i zamknęliśmy drzwi. Po chwili usłyszałem znajome jęki i charkanie.
- Za chwilę znajdziemy się na terytorium bandytów. – powiedział Greg – przyszykuj broń.
- Zaraz, zaraz. Nie wspominałeś o żadnych bandytach.
- Takie czasy, tacy ludzie.
- Bezpieczniej byłoby przejść normalnie torami.
- Ech. Przekonaj się wreszcie, że Andrei i Kozadiew chcą twojej śmierci. Z nimi się nie dogadasz, a z bandytami coś wskóramy.
- A może ty pomyśl, że jesteś rewolucjonistą, Andrei chce twojej śmierci. To wy mogliście spowodować epidemię żeby przejąć władzę w sektorze 3.
- Nie chce mi się na ten temat rozmawiać. – odpowiedział Greg i poszedł dalej – chcesz to wracaj na tory i idź ku przeznaczeniu. – o jakim przeznaczeniu pierdolisz mówiłem sobie w głowie. Uważa, że moje dotarcie na mostek i uratowanie stacji to przeznaczenie? A może uważa, że jego moja wyimaginowana śmierć to przeznaczenie? Szedł szybkim marszem w głąb korytarza, a ja za nim w pewnej odległości. Szliśmy, aż Greg gwałtownie się zatrzymał i wskazał znak aby stać. Na podłodze były poustawiane pułapki potykowe. Podnosiliśmy wysoko nogi aby nie nadepnąć na sznurek. Gdy uniknęliśmy pułapek przeszliśmy do pokoju, w którym siedziało parę mężczyzn. Ubrani byli w cywilne ciuchy, tylko że nosili kamizelki taktyczne, gogle i kaski motocyklowe.
- Greg. Masz coś dla mnie? – Greg zdjął z ramienia automat i wyjął z plecaka amunicję. Wszystko położył na stole wokół którego zebrali się bandyci. – To wszystko?
Na twarz Grega wystąpił groźny grymas. Widać było, że Greg i ten bandyta rzucą się do gardeł.
- Dołóż jego automat. – Bandyta wskazał na mój karabin.
- Chyba ci się coś pomyliło. – odszczeknąłem temu debilowi. Poczym wstał, wyjął nóż, a reszta jego trupy przeładowała automaty.
- Niepotrzebnie to powiedziałeś. – powiedział Greg
- Nie pierdol.
- Dobra moi kochani bandyci – zaczął – zaszła pomyłka oczywiście, że odda wam ten automat – wysunął do mnie rękę. Oddałem posłusznie automat – widzicie? Po co te nerwy. A teraz…
- Cię rozstrzelamy – dorzucił bandyta. Greg jednym ruchem zabrał automat ze stołu i położył trupem trzech bandytów. Reszta zaczęła się wycofywać. Odnalazłem mój automat gdzieś na podłodze. Załadowałem granat do granatnika i wystrzeliłem. Zabiłem około trzech i czwartego raniłem. Z bocznych drzwi wychodzili następni. Padali od naszych serii z automatów. Ładowaliśmy magazynek po magazynku. Gdy skończyli się przeciwnicy mogliśmy odpocząć. Zostało mi sześć magazynków do AK i dwa granaty.
- Ech. Myślałem, że mi pomogą zachłanne szczury.
- Pomóc? Bandyci i pomoc? Zaskakujesz mnie swoją głupotą.
- Pomagali w rewolucji. Teraz… zapomnieli o tym. Przeszukaj ich może mają coś cennego.
Przeszukałem ciało człowieka, z którym nie dobiliśmy targu. Miał list w swojej kurtce motocyklisty. Napisane było dwóch ludziach, których trzeba zabić.
To było o mnie i Gregu.

Pisałem większość w podróży, a resztę dokończyłem teraz.

Hybrajan

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda, użył 991 słów i 5672 znaków.

3 komentarze

 
  • Gabi14

    Drugie "Metro" ale ciekawsze (dzięki Bogu)

    27 sty 2014

  • LittleScarlet

    Fajnie, fajnie. Pisz dalej, czekam na ciag dalszy  :3

    27 sty 2014

  • Arni

    Dwie uwagi. obie na pw. Poza tym całkiem spoko

    26 sty 2014