Bullet - 9

Szturchnąłem ręką okno, otwierając je. Do pomieszczenia dostało się świeże powietrze... i kot.
Moja brązowa kotka, Rysia. Ma balejaż na całym ciele oprócz końcówki ogona który jest biała. Śmiałem się że w farbę wsadziła kiedyś ten ogon.
- Co tam, piękna? – jęknąłem, słysząc znajomy mruk.
Odprężam się przy niej. Kiedy kładzie się na moich plecach tak jak teraz. Niby pies to najlepszy przyjaciel człowieka ale ja kocham tego kota.  
Zasnęliśmy tak razem. Na jakieś pół godziny.  
Dopóki nie zeskoczyła ze mnie i nie wypierdoliła przez okno. Mnie obudził trzask drzwi.
Fester wpadł do pokoju.
- Ciebie pojebało że tak wcześnie mnie budzisz? – Chłopak wpadł do pokoju niczym huragan. W dłoniach trzymał dwie gitary akustyczne: czarną moją i w kolorze drewna, jego.  
-Kota mi wystraszyłeś – powiedziałem.
-Oj tam kot... Dziewczynę mi wystraszyłeś! – rzekł kumpel, odkładając akustyki pod ścianę i stanął nade mną. Patrzył mi w zaspaną twarz spode łba.
- Jak kocha to wróci, nie pierdol – W myślach dodałem "chociaż lepiej żeby nie wracała”.
- Obraziła się – dodał siadając obok mnie.
- Przejdzie, ile razy Leo miała focha... Wyruchasz ją i będzie ci z rak jadła! – zaśmiałem się, klepiąc Festera w plecy.
- Pff... wtpierdalaj – Chłopak zaczął się ze mną przepychać. Wrzyślaliśmy się po łóżku. Zabawę przerwał dopiero mój dzwoniący telefon.
- Alo?  
- Coś ty taka zdyszana? – odezwała się Ewa. Słyszała zadyszkę i entuzjazm w moim głosie.
- A, nic... Bawie się z Ryśką – skłamałem.
- A już po śniadaniu?
- Tak, mamo. Zęby też umyte – Słyszałem że Fetser recholi się cicho.
- Zrób coś pożytecznego dzisiaj – powiedziała.
- Zrobie – W myślach miałem dzisiejszą noc. Uśmiechnąłem się zadziornie.  
- Kończe. Robote mam.
- Kocham cię – powiedziałem jak zwykle.
- Nie kłam – Siostra się rozłączyła.
Westchnąłem i powiedziałem do Festera "Napierdalamy?”, skinając głową w stronę naszych gitar.
- Dawaj – Zlazł z mojego łóżka i podał mi gitarę.
Zastanawiałem się gdzie ja właściwie mieszkam bo moje rzeczy nie mają jednego stałego miejsca. Bluzy jeżdżą w samochodzie, jedna gitara jest tu, druga u Leo, trzecia u Festera, ciuchy też są porozrzucane po mieście a drugi samochód stoi w naszym magazynie gdzie też jest jedno z moich pięciu miejscówek do spania...
- Ej, wiesz jaki ja mam bajzel w życiu? – zapytałem Festera, śmiejąc się głupio.
- Tak, ja tak samo – powiedzial. Wpatrywał się w struny, grając Say Goodnight Bulletów.  
Kiedy doszedł do refrenu, ja przejąłem stery i zacząłem grać.
Następnie graliśmy All these things i hate. Jest to kawałek który gram jak coś mi się pierdoli. Dziwne bo powinien być hymnem mojego życia.  
Siedzieliśmy tak trzy godziny. Napisałem przez ten czas nową piosenke.
Kiedy dochodziła dwunasta, odłożyłem zeszyt i długopis. Moja mama zaraz wróci, czas wyjebać Festera.
- Yo, musisz się zbierać! – walnąłem go w ramię. Pomogłem mu zanieść gitary do auta.
- Koło dwudziestej, transport ci załatwie – rzucił na pożegnanie. Tak, znam szczegóły własnej akcji.  
Chwilę po tym jak pojechal, moja mam weszła na podwurko. Ja akurat jarałem, opierając się o brame.
- Który dzisiaj? – zapytała uśmiechając sie. Nie, nie była na mnie zła. Przywykła.
- Drugi – powiedziałem.
Kiedy poszła, ja dalej paliłem. Tak, a połowa paczki sama się opróżniła. Bullet, ty kłamco.
Bawilem się kostką trzymaną w palcach. Zgasiłem szluga i wróciłem do domu.
Pomagałem ammie rozpakować zakupy.
- Wiesz, jade koło 20 do kolegi. Zostaje na noc... – powiedziałem, wyjmując pieczywo z siatki.
- Do tego co zawsze? – zapytala moja mama.
- Tak. Filmy pooglądamy, na kosoli pogramy, wiesz...
- Ale rano wrócisz?  
- Tak, jasne – powiedziałem odwrócony do niej plecami. Nie zobaczyła że mam niepewny wyraz twarzy. Jak zawsze przed akcją – tak naprawde nie mam pojęcia.
Niby jestem niepokonany... Ale zawsze jest jakieś ale. Jakiś marginez błędu który może zostać przekroczony. Policja, mafia, nasi przeciwnicy... Tak naprawde w każdej chwili moge zostać zabity albo aresztowany.
Wybiegłem z domu, czując napływ złości.
Nie chce ich narażać: mamy, Ewy... ale nie moge inaczej. Sam wybrałem takie życie i już nie ma odwrótu.
Chodziłem po dodze, kropiąc kamienie.  
Uspokoiłem się po paru minutach. Wróciłem do domu i ignorując dziwne spojrzenie rodzicielki poszedłem na taras. Położyłem się na huśtawce, chcąc pobyć sam. Czułem na plecach leki powiew wiatru, chowając twarz w dłoniach. Dziwne było zmęczenie które czułem. Nie chciało mi się spać, to raczej chęć wycofania się z życia.
Może kiedyś przyjdzie dzień że nie wróce do domu?
Oh, zamknij się Bullet...
Ewa obudziła mnie koło 16. Kiedy się podnosilem, plecy strasznie mnie piekły. Kurwa, właśnie znalazłem wadę pory roku jaką jest lato... Nie zasypiać w dzień na dworze.
Wszedłem z siostrą do jej pokoju. Akurat jadła pomidorową.  
Przytuliłam się do niej.
- A tobie co? – zapytała, uśmiechając sie. Przywykła do czułości z mojej strony ale tym razem się zdziwiła.
- Kocham cię – Poiwiedziałem, patrząc jej w oczy.
- Heh, spadaj – zaśmiała się w wpatrzyła w telewizor.
Kiziałem jej blond włosy, leżąc obok niej.  
Naprawde, mam dzisiaj przeczucie że coś pójdzie nie tak.  
Wpół do ośmej wzrosło mi ciśnienie. Wyszedłem na fajke, ubrałem już czarny tshirt i do kieszeni spodni włożyłem mój kolczyk.
Słońce niedlugo się schowa a demon zostanie uwolniony. Już zobaczyłem w swoich oczach ten błysk który tak uwielbiam.
Wysoki płomień zapalniczki odpalil koniec Marlboro.
Mama z Ewą siedziały u niej i oglądały film. Ja wyjąłem z mojej wersalki butelkę Corony.
Wypiłem ją szybko, chcąc by alkohol zadziałał. Nie mogłem w stanie totalnego wkurwienia i denerwowania jechać obrabiać sklep.  
Nawet nie pamiętam kiedy ostatnio byłem w takim stanie. Naprawde, mam złe przeczucia odnośnie tej nocy.

EdD

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 1132 słów i 6177 znaków.

Dodaj komentarz