Włączyłem jakiś kawałek Escape the fate. Troche bałem sie że nie zdąże wrócić do domu na czas, ale rozluźniłem sie. Właśnie tym jest dla mnie metal – ucieczką i ukojeniem kiedy mam jakiś problem.
Tyllko dlaczego ja zawsze mam jakiś problem? Mam wyznaczone godziny, wszystko na czas, pewne osoby nie mogą wiedzieć o istnieniu drugich i tak dalej...
To denerwujące ale sam wybrałem takie życie. Do pewnego czasu było fajnie ale zaczęło mnie to męczyć.
Dzisiaj wieczorem będzie akcja z chłopakami. Znowu musze wcisnąć mamie kit że nocuje u kumpla.
Definicja mojego życia to na 100% kłamstwo.
Wysiadłem z autobusu i odpaliłem szluga. Akurat na przystanku koło mojego domu wsiadała koleżanka mojej babci. Starsza ale bardzo miła kobieta.
- O, Edytka. Co tak wcześnie na nogach? – zapytala z serdecznym uśmiechem.
- Tak jakoś – odpowiedziałem tak samo grzecznie choć „Edytka” brzęczało mi w uszach.
Pani Krystyna wsiadła do autobusu a ja ruszyłem w stronę domu. Żeby tylko nic babci nie mowiła że ja sie włócze po nocy.
- Edytka... – śmiałem sie w myślach. Lepiej kiedy sie śmieje z tego niż rozwalam wszystko co jest pod ręką.
Zielone liście na drzewach i trawa wyglądają pięnie. Dlatego lubie łazić o tej porze.
Kiedy szedłem, w uszach miałem dźwięk a przed oczami obraz w czorajszych wydarzeń. Dawno nie czułem sie z Leo tak dobrze. Jest tak naprawde jedną z niewielu rzeczy kttóre trzymają mnie przy życiu.
Skręciłem w ścieżke która prowadziła do mojego domu. Dwa czarne diably... znaczy labradory wyczuły mnie z daleka.
- Zamknąć mordy – wysyczałem. Zaraz cały dom obudzą.
Cicho wszedłem do środka. W domu nic nie wskazywało że ktokolwiek już wstał.
Będąc już w swoim pokoju, zrzuciłem nieświerze ciuchy i zamierzałem dospać jeszcze pare godzin. W bokserkach wgramoliłem sie pod kołdre i zamknąłem oczy. Musze mieć siłę na pracowitą noc.
Van pewnie już czeka, Tir z Gdańśka jest już pewnie w drodze...Zacząłem jeszcze raz rozplanowywać całą akcje ale w ten sposób nigdy bym nie zasnął. Gdyby Leo była obok mnie, dotyk jej ciała uśpiłby mnie momentalnie.
Zamknąłem oczy i wyobraziłem ją sobie. Około 7 Ewa weszła do mojego pokoju.
- Co tu taki burdel? – Powiedziała zdziwiona, widząc moje ciuchy na podłodze jakbym wrócił z mocno zakrapianej imprezy i jeszcze pijany położył sie spać.
- Padłam wczoraj na ryj – powiedziałem, budząc sie. Chyba nie pośpie.
- Wstawaj, szkoda dnia – podeszła, pocałowała mnie w policzek i pojechała swoją turkusową strzałą do pracy.
Podniosłem sie i poszedłęm wziąć prysznic, wstawiając wcześniej wode na kawe. Muzyka Parkway Drive niosła sie po całym domu. Chata cała dla Bulleta – cisza gwarantowana.
Gdy już sie umyłem, zalałem kawe czując jej aromat i gapiąc sie na malinke pomiędzy moimi cyckami, włożyłem czarne rurki które idealnie pasowały do mojego czarnego sportowego stanika. Bede tak chodzić, jestem u siebie.
Włożyłem czarne, zwykłe Adidasy z białymi paskami i rozczesałem mokre włosy. Zostawiłem je rozpuszczone, wyjde zaraz na dwór to szybko wyschną.
Wziąłem kawe, fajki, zapalniczke i wyszedłem na taras.
Położyłem to wszytko na stoliku i zdałem sobie sprawe że dzisiaj mam wolny dzień. Nikt nie zadzwoni, dopiero wieczoorem. Moge pożyć troche normalnym życiem.
Czułem że wyglądam jakbym chlał całą noc. Że mam wory pod oczami i śmierdze wódą. Ale nie obchodziło mnie to.
Upiłem łyk kawy. Słońce ogrzewało moje ramiona, cudowne uczucie.
Uwielbiam lato. Każda pora roku ma niepowtarzalny klimat ale w lecie wszystko jest zajebiste. Można jeździć z kumplami nad jezioro, robić imprezy na dachach budynków i żyć w nocy bo nawet o 3 jest ciepło. A wschody słońca między 3 a 4 godziną to jedne z piękniejszych widoków...
Oblizałem usta i odstawiłem kubek. Wpadłem na pomysł jak zagospodarować ten wolny dzień.
- Ciekawe czy Fester jeszcze śpi... - zastanawiałem sie, trzymając telefon w ręku.
Moje usta ułożyły sie w uśmineszek z cyklu „Gówno mnie to obchodzi”.
Zadzwoniłem. Odebrał z głośnym „KURWA MAĆ!”
- Siema kumplu, obudzilem? – zapytałem jakby nigdy nic.
- Nie, pizdo! I tak nie mogłem spać! – wykrzyczał. Wiedziałem że kłamie. Inaczej by sie nie wydzierał.
-Oj, przepraszam... – powiedziałem słodkim głosikiem, szczerząc sie sam do siebie – Bierz nasze gitary i wbijaj. Mamy wolne – poinformowałem Festera, pijąc z kubka.
- Bullet... – Słyszałem że westchnął. Pewnie siedział na łóżku bez koszulki i poprawiał potargane po sekie kłaki. Pociągnął nosem – Naprawde chcesz grać na gitarach?
- Kurwa, przyjeżdżaj! – warknąłem i zakończyłem połączenie. Czy ja żartowałem czy mam kumpla debila?
Mlasnąłem ustami i dokończyłem kawe. Nie, żartowałem z tymi gitarami! Będe sie nudził cały dzień i gadał z mamą jak wróci z pracy!
Odpaliłem szluga i pokręciłem sie chwilę po podwórku.
Uwielbiam budzić Festera tak rano. Właściwie, uwielbiam go wkurzać z zwłaszcza dzwonićo 1 w nocy kiedy jest ze swoją dziewczyną. To jest jego pora na... robienie różnych rzeczy. I ten jego głos, i te przeklenstwa, i jęki jego dupy kiedy wtedy dzwonie... To muzyka dla moich uszu.
Zaśmiałem sie.
Jego dziewczyna... W sumie nie jest aż taka brzydka... Ale napewno nie w moim typie. Po pierwsze, blondynka. Dwa, troche za gruba. Trzy, nawet bym na nią nie zwrócił uwagi. A Leo... tylko na nią spojrzałem i już. Bullet zaczął coś czuć.
Jakieś półtora roku temu wpadłem na nią za barem. Pewnie nieciekawi goście chcieli ją okraść, zgwałcić albo jedno i drugie.
Widziałem jej zapłakane oczy, pełne strachu. I krew.
Nie mogłem jej takzostawić.
Potem zaczęliśmy gadać... dowiedziała sie że mam cipe a nie jaja ale jakoś jej to nie przeszkadzało. Byłem Bulletem.
Albo Edi, ona to wymyśliła. Kiedy jestem smutny, mówi do mnie Edi. Kiedy Bulet chce na chwile zniknąć, staje sie Edi.
Ale to tylko z nią.
- Właśnie, może by do niej zadzwonić? – pomyślałem, wchodząc do kuchni.
Odstawiłem kubek do zlewu.
- Nie, nie bede przeszkadzał – zdecydowałem. Padłem na swoje łóżku, rzuciłem telefon obok i wtuliłem sie w poduszke.
Relaksowałem sie, słuchając The River – Parkway Drive. Taka nastrojowa piosenka. Mój antydepresant, czy coś.
Dodaj komentarz