Bullet - 16

Mama akurat wracała od babci która mieszka niedaleko.  
- I jak, widziałaś sie z nią? – zapytała kiedy oboje wchodziliśmy do domu.
- Można tak powiedzieć. Łaziła z jakimś po ścieżce.
- Znowu ma nowego chłopaka? – Tu  moja mama ma racje. Ta laska jest puszczalska i często... bardzo często zmienia chłopaków.
- Na to wygląda – odpowiedziałem, siadając w kuchni – Co u babci?
- Aa... bez zmian. Narzeka na tą ręke.
No tak, operacja.
- Przesadza – powiedziałem i poszedłem do pokoju Ewy.  
Rzuciłem sie na kanape, tym razem niczego nie rozlewając. Siostra grzebała w szafie. Wyczułem że coś sie święci.  
- Idziesz gdzieś? – zapytałem spod kaptura.
- A, wiesz... Impreza jak zwykle – powiedziała, nie patrząc na mnie. Bluzka w cekiny była bardziej interesująca.
Przebierała sie, ja nic nie mówiłem czekając aż sama wyjdzie z porpozycją. Widzi że sie nudze...
W czarnych dżinsach, szarej wybranej wcześniej bluzce i z małą torebką na łańcuszku, zamierzała wyjść.
Zanim jednak zniknęłą za drzwiami, zapytałem w końcu „Moge z wami?”.
Wiedziałem gdzie idzie i z kim. Z ludźmi którzy kiedyś  byli moimi przyjaciółmi. Potem coś sie zmieniło, ja dorosłem. Chyba woleli mnie jako małego dzieciaka na „przyczepke” do Ewy niż jako 20 letniego metala
- A prosił cie ktoś? – zapytala, nie oczekując odpowiedzi.  
Słyszałem jak żegna sie z mamą. Nic nie mówiłem, choć chciałem iść. Bardzo mi sie nudziło i nawet towarzystwo ludzi którzy już mnie nie lubią mi odpowiadało. Łączą nas już tylko wspomnienia ale wypić piwo z nimi moge.  
Słyszałem jak wychodzi. Cicho podszedłem do okna wychodzącego na podwórko.
Stali na drodze. Ekipa, dwóch chłopaków ze swoimi dziewczynami. I Michał, chłopak Anki. Gadali, śmieli sie, chlali... Ja tak miałem wczoraj ale i tak łezka sie w oku kręci.  Bo kiedyś to byli moi jedyni przyjaciele. A teraz , zwykłe Siema wystarczy.  
Przywitała sie, zareagowali na nią z entuzjazmem.  
Po chwili już odeszli w stronę domu jednego z nich, był tam taras na którym zwykle sie spotykaliśmy. Mam wiele wspomnień z tego miejsca. Pierwsze fajki, alko...
Ale teraz, widać jestem za stary. Różnica wieku jest już mniejsza ale widać nie starcza im to.  
Usiadłem przed komputerem. Włączyłęm Lamb of God i otworzyłem fejsa.
Zacząłem konwersacje z Festerem. Widok zielonej kropki przy jego nazwisku dał mi do zrozumienia że wrócił do życia. Lepiej późno niż wcale.  
„Jak tam przychlaście?”
„Wypierdalaj, chujowo sie czuje”
„Ja też, Ewka znowu wyszła z tymi pedałami”
„Z Niko i Rossem? ”
Zaśmiałem sie cicho widząc że mój ojciec wrócił do domu. Starałem sie nie zwracać uwagi ale smród wódy dotarł aż do mojego pokoju.  
Czyli dzisiaj wypada ten dzień.
Z moim tatą jest tak – Albo nie pije wogóle a jak już pije to tak że wygląda na alkoholika.
Dzisiaj było to drugie.
„Yo, ojciec znowu walił”
„No to chodź na miasto”
„Mama raczej mnie nie puści”
„Kurwa, masz 20 lat”
„Ale wiesz że sie martwi”
Zamyśliłem sie na chwilę. Nie wiem co zrobie ale nie zamierzam siedzieć w domu i dobijać sie samotnością.  
Włożyłem kaptur, wziąłem fajki i jedno z piw z łóżka po czym oznajmiłem mamie że ide na spacer.
Pewnie pomyślała że wprosze sie do Ewki i jej znajomych na impreze i dlatego mnie puściła. Nie, miałem inny plan.
Zmierzch oblewał okolice. Niby znajome ścieżki i ulice które mnie wychowały. A jednak po zmroku wszystko wygląda inaczej. Piękniej.
W cieniu jednej z latarni koło ulicy, odpaliłem szluga i słysząc jedynie ciszę, żadnych aut czy wiatru, sunąłem nieprzytomnie przed siebie. Zamyślony, chciałem sie wyłączyć.  
Mijając jeden z domów, zerknąłem w okno gdzie paliło sie światło. Grał telewizor, chłopak z dziewczyną przytulali sie do siebie. Zniknąłem stamtąd szybko aby mnie nie zauważyli. Pustkę w sercu którą poczułem, zapiłem Coroną.  
Chciałbym żeby tu była. Przy mnie. Zawsze, nie kilka dni i nara. Żeby zawsze czuć jej ciepło.
Leo... Naprawde, chciałbym dla nas normalnego życia. Ale tak sie nie da, już nie ma powrotu.
Nie uciekniemy. Pociągnąłem łyk z butelki i starałem sie odpędzić te myśli. Dobijały gorzej niż samotność. To uczucie bezsilności.
Włosy zasłaniające mi cały widok, zgarnąłem pod kaptur i skupiony, wkurzony, szedłem dalej ścieżką rowerową. Było tak pusto, spokojnie.  
Dochodząc do przystanku dla rowerzystów, na nim zobaczyłem grupkę ludzi. No tak, miejscowe dzieciaki. Nie wiem czego ale ich nie lubie.
Kilku chłopaków w pedalskich rureczkach i ich wymalowane, 14 letnine miłości... Wierzą że mogą wszystko, świat jest ich itp. Myślenie głupców. Tak naprawde nie mają nic,tak jak ja. Tylko że jestem mądrzejszy, myśle realnie a nie nakręcam sie popową muzyką i stekiem gówien z gazet i internetu.  
Śmiali sie, jarali pierwsze w życiu papierosy i myśleli że są dorośli... Nie komentując tego, szedłem dalej. I tak mnie nie widzieli.
Niczy m duch, snułem sie przez miasteczko. Nie miałem celu, jedyny to tlen. Chciałem po prostu odetchnąć, zrelaksować sie.  
Usiadłem na barierce na moście. Chlałem, patrząc na ciemnie, lipcowe niebo.  Usspokaja mnie to.  Tam gdzieś daleko jest prawdziwa wolność, nieosiągalna dla ludzi.  Chyba dlatego że sami sie ograniczają.
Ja jestem wolny. Przynajmniej pozornie. Mógłbym zniknać, zapaść sie pod ziemie. Ale te ograniczenia to rzeczy które kochamy. One nas powstrzymują dlatego wolni ludzie to tylko ci bez serca.
Ale ja taki nie jestem.
Wypiłem ostatni łyk i wyrzuciłem butelkę za siebie. Słysząc plusk, patrzyłem przed siebie. Byłem niewidoczny w tej ciemności wokół.  
Zwiedzałem tą mieścine jakbym był tu gościem. Doszedłem do jedynego otwartego o tej porze sklepu. Tak sie składa że tu pracuje moja mama. Za kasą stała jej koleżanka. Młoda dziewczyna z którą mam spoko układy.  
- Siema – powiedziałem głośnie.
Brunetka akurat sprzątała przed zamknięciem więc stanąłem w progu nie chcąc brudzić podłogi.
- O, cześć Edi – podniosła wzrok i rzucila mi uśmiech. Jakby od niechcenia ale nie dziwiłem jej sie. Zmęczona jest napewno.  
- Zgadnij co tu robie – Uśmiechnąłem sie cwaniacko, podpierając framugę drzwi.  
- Nie mam pojęcia – rzekła, rzucając mi paczke fajek.
Schowałem papierosy i pożegnałem sie. Tak, laska dobrze mnie zna. Jak wpadam wieczorami to tylko po szlugi.
Jarając, chodziłem przez następne godziny po mieście. Nic lepszego nie miałem do roboty. Gadałem z Leo, zbliżając sie do domu. Zegary wybijały 22.  
- To jest naprawde wielka chujnia. Naprawde mi ciebie brakuje – powiedziałem.
- W poniedziałek sie wyrwiesz. Skarbie, musimy wytrzymać. Podobno to umacnia związek.
- No, albo rozpierdala – parsknąłem zirytowany.  
- Bullet... – mruknęła.
- Kocham cie. Ale to naprawde wielka chujnia. Chce do ciebie – powiedziałem, lekko podnosząc kąciki ust.  
- Ja też bym chciała. Ale w poniedziałek to nadrobimy.
Dotarłem do domu, podbudowany rozmową z ukochaną. Wszedłem cicho, wiedząc że mama śpi przed telewizorem. Jak zwykle, usypia na filmach. Zawsze mam ochote sie z tego śmiać.  
Przykryłem ją kocem i wyłączyłem telewizor. Cicho zamknąłem drzwi do swojego pokoju i otworzyłem wersalkę.  
Wyjąłem Randy Rhoadsa i podłączyłem słuchawki i POD pod komputer.
Z kanapy wyciągnąłem także mój zeszyt z Bulletami. Zapisuje tam taby i teksty.  
Przyglądając sie ostatnim zapisanym stronom stwierdziłem że to będzie fajna noc. Nawet z rozwaloną ręką, dam rade coś zagrać.
Ewa wróciła koło 3. Słyszałem ją mimo że właśnie kończyłem nagrywać nową piosenke.
Mam w żyłach metal, nie krew. Dlatego noce jak ta wykorzystuje na robienie muzyki.
Zmęczony, schowałem sprzęt i padłem na łóżko. Zdjąłem tylko koszulkę i wgramoliłem sie pod kołdrę. Słyszałem jak Ewa zamyka drzwi do swojego pokoju i gasi światło w kuchni. Po chwili cały dom już spał.

EdD

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 1479 słów i 8117 znaków.

Dodaj komentarz