Bullet - 17

Rano obudził mnie dzwonek telefonu. Zerwałem sie dość gwałtownie, moje ciało było spocone a włosy sie kleiły.  
Głośna muzyka Slipknota ucichła kiedy odebrałem.
- Cześć skarbie – wymamrotałem. Leo odmruczała tak słodko. Chyba też dopiero sie przebudziła.
- Hej kotek... Obudziłam pewnie.
- No... tak jakby – pasrknąłem cicho – Która godzina?
-  Po 10, czas sie zwlec z wyra – dodała sugerstywnie.
- Tak mamo,już wstaje – odparłem z uśmiechem, odrzucając kołdrę. Usiadłem na brzegu wersalki.
- Jakie plany na dzisiaj? – zapytałem.
- Żadne, jest niedziela. Leniuchowanie, kawa, dobra książka... Tobie też radze wrzucić na luz.  
- Postaram sie, słońce. Narazie lece kawe zrobić – Pożegnałem sie i wyjąłem z szafy kilka ubrań.
Mama jeszcze spała, tata też. Cicho udałem sie do łazienki i rzuciłem na pralkę wybrane ciuchy. Następnie wszedłem pod zimny prysznic, woda była jak ukojenie gdyż zapowiadał sie kolejny gorący dzień.
Gdy skończyłęm, wytarłem moje ciało ręcznikiem. Przyglądając sie z niechęcią piersiom, przypomniałem sobie jak ich nienawidze. Ale Leo je we mnie kocha.
- Jestem Bullet, nie Edyta – powiedziałem, patrząc głęboko w odbicie swoich oczu w lustrze.  Tylko w nich jest prawda.  
Zaczesałem ręką włosy do tyłu a te mokre opadły  po bokach mojej twarzy. Założyłem białe dresy i czarną koszulkę bez rękawów.  
Wróciłem do pokoju i włożyłem trampki. Przez okno już wpadało słońce.
Wziąłem do ust papierosa i wyszedłem na dwór, po drodze włączając czajnik.
Czując beton pod nogami, odpaliłem fajkę. Spoglądałem wokół, niebo było niebieskie i bezchmurne. Liście zielone choć już niedługo pochłonie je jesień.
Spojrzałem w dół. Nie wyglądałem dzisiaj jak Bullet ale... Leo powiedziała wrzuć na luz, to wrzuciłem. Luźne ciuchy to spoko pomysł.
Paląc, usiadłem na ławce obok garażu. Psy patrzyły na mnie z zaciekawieniem zza krat ich wybiegu.
Uśmiechnąłęm sie do czarnych pysków. Wstałem dziś w dobrym humorze, niech nawet one to poczują.
Suczki zaczęły radośnie machać ogonami. Kochane labladory.
Po chwili zgasiłem papierosa w popielniczce i wróciłem do kuchni. Woda już sie zagotowała.
Wyjąłem z szafki dwa kubki i napełniłem je kawą.  Do jednego wsypałem jeszcze trochę cukru. Zalałem to wrzątkiem a aromat obudził moje nozdrza.
Wymieszałem i skierowałem sie z kawą do pokoju Ewy.
Cicho wszedłem, nie wiedząc czy już wstała.
Zobaczyłem ją w łóżku, ale nie była sama.
Była z nim. Ze swoim chłopakiem który traktuje ją jak szmate ale ona tego nie widzi.
- Kawe zrobiłam – powiedziałam, nie pokazując jak bardzo wkurza mnie ta sytuacja. Kocham swoją siostre i nienawidze gdy ktoś ma ją za śmiecia.  
- Nie, już mam. Dzięki – powiedziała, leżąc na jego ramieniu. Na stoliku nocnym stały kubki i talerz z kanapkami. Widać ta świnia wstał wcześniej niż ja.  
- Spoko – powiedziałem i wyszedłem. Ręce mi sie trzęsły a krew w żyłach płynęła dość szybko.  
Odstawiłem jeden kubek obok zlewu a drugi wziąłem ze sobą na dwór.
- Tak, jak już wstane w dobrym nastroju to coś musi sie stać – myślałem, siadając na huśtawce zawieszonej na gałęzi drzewa. To takie moje miejsce, zawsze było moje. Tu napisałem pierwszy kawałek na gitare i słuchałem muzyki do późnej nocy.  
Upiłem łyk z kubka z Bullet For My Valentine i poczułem jeden z moich ulubionych smaków. Kawa i szlug o poranku, to życie.
Huśtałem sie wolno i słyszałem pisk starych łańcuchów. Tak huśtawka była tu jeszcze zanim sie urodziłem.
Nie myślałem o niczym, gdyż jedyna myśl jaka próbowała sie wkraść do mojej głowy to plan pozbycia sie chłopaka Ewy.  
Owszem, mógłbym. Szybko i tak że nikt by sie nie dowiedział. Nie nazywają mnie chyba Bullet bez powodu. Ale nie, nie złamie serca własnej siostrze.  
Ha... Zakończyłem bezsensowne planowanie i po kilku minutach opróżniłem kubek. Nie wiedząc co ze sobą zrobić, opadłem na kanape naprzeciwko której na regale stał telewizor.
Sięgnąłem po leżący na podłodze pilot i zacząłem skakać po kanałach. Słyszałem jak Ewa rozmawia z tym padalcem o spacerze który planują. Dzisiaj.
Czekałem aż ucichną na chwilę i straciłem swoją godność, krzycząc „Moge z wami?”
Tak, spędze czas z ludźmi których nie lubie ale cholernie mi sie nudzi.
- A prosił cie ktoś? – odparła siostra.  
Tak, ta sama śpiewka za każdym razem.  
- Wyjebane – mruknąłem, kiedy przyszedł mi do głowy plan awaryjny. Gdzieś w komórce widziałem nasz stary grill, sam sobie urządze niedziele.
Kiedy wyciągnąłem brudny i zaniedbany sprzed przed dom, od razu zadzwoniłem do Festera. Zaprosiłem „starych kolegów ze szkoły” jak myśli moja rodzina, na impreze.  
Szkoda że nie moge zaprosić Leo... Naprawde szkoda. Ale i tak będzie fajnie.
Fester powiedział że mamy do obgadania także sprawy służbowe także czekałem na popołudnie z niecierpliwością.  
Wyczyściłem ruszt, czując na sobie promienie słońca.  Idealny dzień na grilla.
Kiedy wybiła 14, za oknem pojawiłe sie moja stara ekipa. Jeden chłopak z dziewczyną nawet z wózkiem. Patrząc na nich, zastanawiałem sie kiedy zostane wujkiem... ciocią, znaczy.  
Ale kiedy pomyśle z kim miałaby mieć to dziecko... nie, ten debil zepsuje mu geny.  
Patrzyłem jak wychodzą przywitać sie ze znajomymi i po chwili znikają z mojego pola widzenia. Pół godziny później, kroiłem kiełbase na stole w kuchni. Byłem farciarzem że zostało jej troche w lodówce. Fester, Ross i Niko zjawią sie tu koło 16.  
Mama weszła akurat do kuchni, wróciła z pracy. Odstawiając siatki z zakupami  spytała co grill robi na środku podwórka i czy coś planuje.  
- Tak, chłopaki przyjdą – powiedziałem, nie spuszczając ostrza noża z oczu.  
- Minęło półtorej roku od zakończenia szkoły a wy nadal sie kumplujecie – powiedziała. Nie odwracając sie, czułem że lekko sie uśmiecha. Zrobiłem to samo.
- Tak, czasami takie cuda sie zdarzają – powiedziałem.
Tak naprawde z Festerem i chłopakami poznałem sie pod jedną z kamienic z mieście.  Z Zackiem znałem sie od liceum, przez niego poznałem reszte... i jakoś tak powstali The Bullets.
Potem moja przyjaźń z Zackiem sie jakoś osłabiła. Zacząłem spędzać z Festerem więcej czasu i to on został moim najważniejszym współnikiem. Moim aniołem stróżem, kiedy wyciągał mnie z opresji.  Albo nawet specem technicznym kiedy rozwaliłem wejście w jednej z moich gitar.
Połączyła nas ta sama muzyka. Bo rap i pop, czego słucha Zack, w pewnym momencie przestały mnie już jarać.
Na stoliku obok garażu postawiłem tacę z kiełbasą, keczup i musztarde oraz kilka paczek chipsów. Teraz musze tylko niezauważenie wynieść z łóżka piwa. Mamie powiem że kupiłem w sklepie kiedy była w pracy Na szczęście nie wie jaki arsenał ( w wielu tego słowa znaczeniach ) kryje moja wersalka.
A gdyby wiedziała... zaczęłyby sie pytania i pewnie by skojarzyła podobieństwo swojej córki do jednego z niebiezpieczniejszych przestępców w mieście.
Odrzuciłem myśli, wracając do domu

EdD

opublikowała opowiadanie w kategorii kryminał, użyła 1359 słów i 7223 znaków.

Dodaj komentarz