Z pamiętnika Lusi...

Z pamiętnika Lusi...-Ola! Wstawaj!-obudziło mnie wołanie mamy.
-Już nie śpię-jęknęłam na wpół przytomna.
-Zbieraj się! Za chwilę zacznie się msza-nie odpuszczała mama. Po jakichś 5 minutach już siedziałam na łóżku. Powoli rozejrzałam się po wnętrzu mojego pokoju. Moje spojrzenie szybko napotkało zawieszoną na żyrandolu białą koszulę i czarną spódniczkę. Dziś jest zakończenie roku szkolnego. W tym roku, chyba po raz pierwszy naprawdę nie chcę wakacji. Może zastanawiacie się dlaczego... Otóż mam w klasie wspaniałych kolegów, przyjaciół, najcudowniejszego chłopaka. W trakcie lekcji, przerw świetnie się razem bawimy. Lubię spędzać z nimi czas, a w wakacje przez bardzo długo możemy się nie widywać. Powspominałam trochę chwil spędzonych z nimi w tym roku szkolnym i powoli zwlekłam się z łóżka. Zanim cokolwiek zrobiłam pomodliłam się i podziękowałam za ten rok, po czym zaczęłam się zbierać. Najpierw poranna toaleta, później ubieranie. Z tym drugim było trudniej. Kiedy założyłam koszulę i spódniczkę przez dużo czasu zastanawiałam się, czy włożyć koszulę do spódnicy, czy zostawić ją na wierzchu. Ostatecznie zdecydowałam się na pierwszą opcję, ale cały czas coś mi nie pasowało. Tu coś odstawało, tu nie leżało. Miałam ochotę zdjąć z siebie ten galowy strój i włożyć moje ukochane dżinsy i top, niestety, uroczystość wymagała ode mnie ładnego ubioru. Dużo czasu spędziłam przed lustrem. Przyglądałam się swojemu, w miarę zgrabnemu ciału, brązowym oczom, które jako jedyne w sobie lubiłam, średniej długości brązowym włosom, nosowi, który podobno odziedziczyłam po mamie. Stwierdziłam, że jestem w miarę ładna. Szybko rozczesałam włosy i ułożyłam grzywkę, a z racji tego, że zostało już niewiele czasu włożyłam czarne sandałki, które niemiłosiernie stukały kiedy się w nich chodziło i z racji tego, że jest chłodno czarną kurteczkę. Kiedy byłam w pełni ubrana powolnym krokiem udałam się w stronę samochodu, którym pojechałam na uroczystą mszę. Było na niej bardzo pięknie, ksiądz wygłosił wspaniałe kazanie. Po mszy pojechałam do szkoły, gdzie odbyło się rozdanie świadectw. No i nadszedł czas na pożegnanie. Najtrudniejszy moment. Wyprzytulałam się ze wszystkimi. Najdłużej byłam w objęciach Tomka, mojego chłopaka, którego tak bardzo kocham. Uświadomiłam sobie, że rozpoczęły się wakacje i w dobrym nastroju wróciłam do domu. Zrzuciłam z siebie galowy strój i zaczęłam się szykować na rowery, na które miałam jechać ze znajomymi, żeby się jeszcze raz pożegnać. Wzięłam ciepły prysznic, uprasowałam sobie koszulkę, którą następnie na siebie włożyłam, tak jak spodenki, lekko się pomalowałam i sprawdziłam stan roweru. Kiedy wszystko było gotowe pojechałam w umówione miejsce spotkania. Stamtąd razem ze znajomymi pojechaliśmy na boisko. Po drodze dużo się wygłupialiśmy i śmialiśmy się z niczego. To było to, co lubię. Szkoda tylko, że nie było z nami Tomka. Widziałam się z nim kilka godzin wcześniej, a już bardzo tęskniłam. Nie wiem jak ja wytrzymam całe wakacje... No ale... Postanowiłam cieszyć się chwilą. Kiedy dojechaliśmy na miejsce razem z dziewczynami zjadłam po lodzie. Przy tym znów było masę śmiechu. Później graliśmy w nogę, a z naszymi umiejętnościami i kałużami po deszczu na boisku bez śmiechu się nie obeszło. Tego dnia dużo śpiewaliśmy, w ogóle, wygłupialiśmy się. Było wspaniale.Jedynym minusem było to, że nie było przy mnie mojego Skarba. Późnym wieczorem ja i mój przyjaciel, Kacper wróciliśmy razem do domu. Po drodze dużo rozmawialiśmy, opowiedział mi o dziewczynie, która bardzo mu się podoba, ja zdradziłam mu kilka szczegółów z mojego związku. Bardzo dobrze mi się z nim rozmawiało. Teraz jestem już w domu, sama. Siedzę i piszę ten wpis. Za chwilę położę się znać, bo wcześniejsza nieprzespana noc daje się we znaki. Tak więc dobranoc Pamiętniczku.

Motylki

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 747 słów i 4075 znaków.

Dodaj komentarz