Wszystko na chwilę...

Felicja zawsze wierzyła, że przeżyje miłość jak w filmie. Oboje spotyka się, miłość od pierwszego wejrzenia i on umiera. W jej jakże bogatym słowniku  nigdy nie było miejsca dla prostego zwrotu "kocham cię", było to przyczyną tylu nieudanych związków. Za każdym razem gdy traciła bliskiego przyjaciele pisała, pisała coraz więcej. Wprost proporcjonalnie do ilości chłopaków, których z czasem zaczęła numerować. Mimo iż bardzo pragnęła mieć chłopaka, przyjaciele byli ważniejsi. Ważniejsi od Boga, od rodziny i od wszystkich rzeczy przyziemnych. Nienawidziła faktu, iż wszyscy chłopacy, których szanowała, traktowała  jak braci z czasem się w niej zakochiwali.

Szkoła podstawowa to taki wstęp w edukację- myślała. Brak głupiej pogoni za wiedzą i szczęściem. Przyjaciele na chwile albo na całe życie. Takie morze dla każdego coś przypływa, odpływa, paruje albo szkodzi jak sól. Już w pierwszej klasie pokłóciła się z dobrą koleżanką z przedszkola, Anią. Jak rzep do psiego ogona przykleiła się do Kai i Katarzyny. Do szóstej klasy wszystko toczyło się cudownie. Jedna z lepszych uczennic, pracowita, pomocna, odpowiedzialna. Zawsze gotowa by poświęcić dobro szkoły nad swoje. Do szkoły dzień w dzień chodziła na ósmą rano, bo może do czegoś się przyda. Wtedy też przychodziły jej dwie najlepsze przyjaciółki, chłopacy z klasy, a wśród nich on, Artur. Ten jedyny wymarzony brunet z piwnymi oczami, który wtedy wydawał się takim chodzącym ideałem. Mimo, iż jego jedyną miłością była piłka nożna wydawał się taki dobry, czuły i łatwo mu było zaufać. Jego chamskie odzywki wbrew pozorom były bardzo słodkie. Z czasem się zaprzyjaźnili. Ona stała się taka jak on- bezczelna. Zaślepiona miłością zrobiła numer Kai, przyjaciółce i ją "załatwiła", odsunęła się od tych wiernych i znalazła sobie nowe towarzystwo. Wszystko co było piękne trwało zaledwie pół roku.  

W prima- aprilis pisała z Arturem. Wreszcie on nie wytrzymał i zadał jej pytanie, na którym ona zawsze myślała, jakby to było jak już nastąpi ten moment. Na kilka słów „Czy chcesz ze mną chodzić?” Felicja bezmyślnie odpowiedziała tak. Dopiero po chwili dotarło do niej jak dała się nabrać. Pomyślała, że przecież pierwszego kwietnia wszyscy sobie robią dowcipy, więc pewnie i on stroi sobie żarty. Szybko wysłała kolejną wiadomość, że nie jest naiwna i jednak nie. Artur napisał czy go kocha? Teraz pomyślała- skoro ciągnie ją do niego już tyle czasu, to znaczy, że go kocha i odpowiedziała tak. Na kilka dni kontakt się urwał. W klasie byli dla siebie jak powietrze. Zero rozmów, żadnego uśmiechu i już nie szukali siebie wzrokiem. Tylko akceptowali, każdy z osobna sytuację jaka zaistniała.  
W wakacje wraz z rodzicami pojechała na weekend do Trójmiasta. Późną nocą (dla niej już 22 to noc) dostała SMS -a, że się mylił, oczywiście nie było to napisane czysto w treści, on nigdy nie przyznawał się do błędów, rozmowa nie trwała długo. W każdym bądź razie mocno ją obraził, traktując ją jak taką panią co stoi na ulicy w długich białych kozaczkach i skórzanym skafanderku w peruce pod latarnią nr 5.

Zaczęło się gimnazjum. Kurcze, świetna szkoła, tak szybko mija. Pomimo, że tak mocno uderzył w jej chore ego, nie umiała się gniewać. Jak głupia robiła mu prace na plastykę, pisała wypracowania, żyła jego życiem. Pewnego dnia coś ją uderzyło. Co ona właściwie w nim widzi. Przestała myśleć o nim, żyć dla niego, żyć przez niego i martwić się czy on da sobie radę w otaczającym, szarym świecie. Ubzdurała sobie, że grozi mu jakieś niebezpieczeństwo. Wszystko sprowadzała do cyfry siedem. Na religii nauczycielka ciągle opowiadała o siedmiu plagach, tej samej ilości próśb i wielu innych znakach na niebie i ziemi.

W między czasie bardzo zżyła się z Kaśka- przyjaciółką z podstawówki, kolejny raz pogodziła się z Anią, a oprócz tego do jej "kręgu" przyłączyły się Lidka, Zuza i Marta. Lidkę znała już z podstawówki, ale ich znajomość ograniczała się wówczas do zwykłego cześć. Teraz stały się dobrymi koleżankami. Zuza i Marta dojeżdżały do miasta z pobliskiej wsi.  

Po dwóch miesiącach nauki poinformowała przyjaciółkę, na różańcu w kościele, że ten Daniel z klasy jest nawet przystojny. Tego samego dnia chłopak do niej napisał. Tak fajnie się z nim gadało. Zawsze wiedział co powiedzieć, był bystry, oczytany i najważniejsze okazywał szacunek. Ganiała za nim ponad rok. W między czasie zaprzyjaźniła się znowu z Arturem i Dominikiem. Dodam, że był to pierwszy rok jak w mieście otworzyli lodowisko. Sylwester spędziła w gronie najbliższych przyjaciół i kilku znajomych. Nie sądziła, że jej życie tak się pogmatwa po jednej, cholernej nocy. Nocy marzeń, zmian i nowych postanowień.

Niespełna dwa tygodnie później jej „brat”- Dominik wyznał jej miłość. Jej niezdecydowanie przerażało wszystkich, a najbardziej w napięciu trzymało Dominika. Ktoś pomyślałby, że jest niespełna rozumu odrzucając takiego chłopaka, ale mimo tylu zalet miał on jedną wadę. Bardzo poważną, przyjaźnił się z Arturem i grał w miejskiej drużynie piłki nożnej. Gdy z nim zerwała jakże długi, dwudniowy związek wszyscy chłopacy się na nią obrazili. Oczywiście mowa tu o "kolegach" z drużyny. Dopiero wtedy zobaczyła jaka była głupia, myśląc, że prawdziwy przyjaciel to właśnie między innymi Artur, który miał ją w głębokim poważaniu. Zrozumiała, że osobami, którym można zaufać wcale nie są ci przystojni i tacy sami jak wszyscy. Zaakceptowała siebie i zrobiła coś co potrafią nieliczni, wybaczyła sama sobie. Felicja dojrzała do podejmowania decyzji nie tylko za siebie, ale także za większą grupę ludzi. Po czasie pojawił się żal, że nie wykorzystała szansy na miłość, jednak z drugiej strony była taka szczęśliwa, że wyszło tyle nieprzyjemnych spraw. Prawdziwi przyjaciele to byli chłopacy, których traktowała jak kolegów, bo oni zawsze się uczyli i gadali tylko o komputerach i nowych grach w Internecie. Felicję te tematy nie interesowały, jednak zrozumiała, że każdy ma swoje hobby, tak jak jej pasją był taniec.

~domi06

opublikował opowiadanie w kategorii miłość, użył 1183 słów i 6423 znaków.

1 komentarz

 
  • Karo

    fajne ... :]

    16 gru 2008