W Pułapce cz.2

W Pułapce cz.2Długo błąkałem się ulicami miasta zastanawiając się co teraz powinienem zrobić, chociaż nic nie byłem jej winny, czułem odpowiedzialność za tych dwojga. Chociaż w gruncie rzeczy spodziewałem się takiej reakcji, czułem dziwne ukłucie w sercu, ból połączony ze strachem i niepewnością. Nie wyobrażałem sobie naszego rozstania. Nie potrafiłem sobie tego wyobrazić, chociaż nigdy wprost nie powiedzieliśmy do siebie Kocham Cię. Nie padały żadne deklaracje, żadne obietnice, ale przybywanie z nią było tak naturalne jak oddychanie. Długo wahałem się, czy powinienem w ogóle tak postąpić, czy było to uczciwe, ale nie mogłem, a raczej nie chciałem tego tak zostawiać. Nie mogłem zostawić ich bezbronnych bez niczyjej pomocy, porzucić. Jednak nie chciałem też rezygnować z wyjazdu, który przecież był dla mnie ogromną szansą na rozwój. Gdyby jeszcze kochała mnie tak jakbym chciał, gdybyśmy mieli przed sobą przyszłość. Nigdy nie powiedzieliśmy sobie tego wprost, ale nigdy nie przestała kochać ojca swojego dziecka, nigdy nie zapomniała o draniu, który potraktował ją w ten sposób. A ja nie chciałem dłużej być plastrem na jej złamane serce. Pragnąłem czegoś więcej. Było nam dobrze, nawet bardzo. Pokochałem dziecko, które w zupełności traktowałem jak swoje, które sprawiło, że po raz pierwszy w życiu zabrakło mi oddechu w piersiach, dzięki któremu zechciałem się zatrzymać. Pokochałem dziecko, które tyle radości wprowadziło do mojego życia, tyle uśmiechu. Jednak to było za mało. Od dawna znałem adres mężczyzny, który kompletnie nie będąc tego świadomy zabierał mi ją dzień po dniu, miesiąc po miesiącu. Normalnie nie wiem poszedłbym do niego, dał mu w mordę, powiedział by dał jej spokój, ale to była nienormalna sytuacja, bo przecież oni nawet się nie spotykali. Nie wiem czy kochała jego, czy wspomnienia po nim. Może wciąż kochała wyobrażenie o tym człowieku, bo przecież jak można było to inaczej nazwać? Nawet parę razy udało nam się zamienić kilka słów, na moje oko wydawał się spokojnym i fajnym facetem. Nigdy nie powiedziałem jej tego wprost, ale czasem miałem wrażenie, że wiedziała. Byliśmy bardziej jak brat i siostra, jak najbliżsi sobie przyjaciele. I tym razem coś pokierowało mnie pod ten adres, ale teraz musiałem. Musiałem to zrobić, Dla nich.

Tej nocy nie spałam, położyłam się w pokoju Antosia i czekałam za jego powrotem. Nigdy nie widziałam w oczach mężczyzny tyle żalu i bólu, ale nie mogłam postąpić inaczej. Kochałam go, ale nie tak jak oboje tego chcieliśmy, była to raczej braterska miłość, cholerna wdzięczność, że uratował nas przed największym błędem w moim życiu. Gdyby nie pojawił się wtedy, gdyby nie zaopiekował się mną, prawdopodobnie Antosia nie byłoby z nami, bo byłam już gotowa na aborcje, Pojawił się niczym Anioł stróż, zaopiekował nami pomógł mi. I teraz wiem, że generalnie powinnam pojechać z nim, pomóc mu w realizacji marzenia, wspierać, ale nie wiem nie potrafiłam. Wiedziałam, że gdybym teraz wyjechała prawdopodobnie coś bezpowrotnie zmieniło by się w moim życiu, a ja bałam się tej zmiany. Nie wiedziałam jak Antoś, który był przywiązany, traktował go jak ojca zareaguje na rozłąkę, czy nie pękną ich serca.Być może postępowałam samolubnie, być może stawiałam własne dobro nad ich, być może popełniałam błąd.  
- Mamusiu gdzie jest tata? - głos Antosia wyrwał mnie z zamyślenia. Tata. Czy nie wyrządzam im zbyt wielkiej krzywdy?  
- W pracy kochanie. Dzwonił, że dziś zostanie dłużej. Dzwonili do tatusia, że musi jeszcze przyjść. Śpij rano tata będzie - pogłaskałam dziecko po główce, kompletnie niepewna własnych słów. A co jeśli rano się nie pojawi? co jeśli coś mu się stało? Nie chciałam, nie mogłam nawet tak o tym myśleć. (...) Nad ranem obudził mnie jakiś szmer, otworzyłam oczy i lekko zaspana wstałam sprawdzić co się dzieje. W korytarzu stał Krzysiek. Jego wzrok mówił więcej niż słowa, jego oczy zdradzały to czego słowa nie chciały powiedzieć.
- Martwiłam się - podbiegłam do niego i rzuciłam się w jego ramiona. Nie wiem dlaczego tak zrobiłam, ale naprawdę się bałam, że mogło mu się coś stać.  
- Nie musiałaś się martwić. Potrzebowałem, potrzebowałem trochę pobyć sam. Chciałem sobie to wszystko przemyśleć, nie wiem poukładać w głowie - usłyszałam.  
- Więc - powiedzieliśmy oboje. Spojrzeliśmy na siebie, często zdarzało się nam, że mówiliśmy w jednakowym czasie, czasem też to samo. Po prostu miałam wrażenie, że czytamy sobie jak z kart, że znamy się tak dobrze, że nie mamy przed sobą tajemnic.  
- Jak teraz będą wyglądały nasze relacje? Kim dla siebie będziemy? - nie wiem dlaczego o to zapytałam, po jego mienie on chyba też nie wiedział. Jednak od kilku godzin nurtowało mnie własnie to pytanie. Kim dla niego będę? Kim on dla mnie będzie?  
- A kim chcesz dla mnie być? - zapytał. Nie wiedziałam. Czasem miałam wrażenie, że nie chce by się cokolwiek między nami zmieniło, nie nie ze strachu przed tym jak sobie poradzimy, po prostu nie chciałam go tracić. Jednak z drugiej strony bałam się, że zatrzymując go przy sobie zniszczę mu tak naprawdę życie.  
- To wszystko jest popaprane - wyznałam cicho. Nie wiem dlaczego, ale czułam jak pieką mnie oczy, chociaż chciałam, próbowałam ukryć łzy, nadaremnie. Rozpłakałam się na dobre. Antek jeszcze spał, była piąta rano, a za oknem świat zaczął powoli się budzić. Nie wiem kiedy, ale nagle poczułam jego ramiona, gdy wtuliłam się w niego, gdy poczułam zapach jego perfum, gdy uświadomiłam sobie, że za kilka dni tego wszystkiego nie będzie, nie potrafiłam powstrzymać łez.

Nie wiedziałem co mam po tym wszystkim myśleć, chciałem wierzyć, miałem nadzieje, że nie stałem się jej tak do końca obojętny jak myślałem. Byłem wdzięczny losowi, naprawdę byłem wdzięczny, że nie zrobiłem tego o czym myślałem, że nie odważyłem się na rozmowę. Czekałem kiedy uspokoi szloch, cały czas kołysząc ją w ramionach. Gdy czułem jej zapach, gdy dotykała mojej skóry, gdy trzymała mnie tak mocno, tak kurczowo jakbym mógł jej zniknąć, czułem niewyobrażalny ból.
- Poradzicie sobie beze mnie. Naprawdę jesteś silniejsza niż Ci się wydaje. Wierze w to - szeptałem delikatnie głaszcząc ją po plecach. Na kilka milimetrów odsunęła się ode mnie i spojrzała mi prosto w oczy. Nawet zapłakana twarz, zakatarzony nos i czerwone oczy nie odbierały jej uroku, wciąż była piękna.
- Naprawdę myślisz, że tylko o to chodzi? że płacze z tego powodu? - w jej oczach zobaczyłem zwątpienie i niedowierzanie. Może mi się tylko wydawało, ale był tam chyba też nieskrywany ból. - Nie płacze dlatego, że sobie nie poradzę, bo wiem, że damy sobie radę. Po prostu już dawno dałabym sobie radę i nie byłam z Tobą z tego powodu Krzysztofie - wyznała cicho
- Więc dlaczego? - zapytałem. Nie wiem dlaczego zadawałem jej te pytania, chyba chciałem po prostu usłyszeć prawdę.  
- Bo Cię kocham Krzysiek. Zakochałam się w Tobie, ale nie wiem, czy wystarczająco mocno - odrzekła.  
- Nigdy nie mówiliśmy o swoich uczuciach, nigdy żadne z nas nie powiedziało o słowie miłość. Dlaczego? - zapytałem. Popatrzyła na mnie jakby sama zastanawiała się nad tym o czym rozmawiamy. Próbowała się skupić, lecz po chwili jej twarz zdradzała poddanie się.  
- Nie wiem. Może to właśnie był błąd. Może własnie dlatego jesteśmy na takiej ścieżce życia, bo nigdy żadne z nas nie powiedziało słowa Kocham. Owszem mówiłeś jak mnie lubisz, mówiłeś jak kochasz naszego syna, tak bo chociaż nie jest twoim biologicznym dzieckiem, on jest nasz. Masz do niego takie same prawa jak ja - usłyszałem. Spojrzałem na nią oszołomiony jej słowami. Nigdy nie powiedziała podobnych słów, czasem miałem wrażenie, że nawet tak nie myśli. Gdy mówił na mnie tato za każdym razem patrzeliśmy na siebie, a mi wydawało się, że patrzy na mnie z wyrzutem, że mu na to pozwalam. Teraz wiem, że wcale tak nie patrzyła. - Jesteś formalnie jego ojcem w papierach, ale także w naszych sercach. A ja czasem mam po prostu wyrzuty sumienia, że Cię tak tym wszystkim obarczyłam. Boję się, że zniszczyliśmy Ci życie, bo gdybyś mnie nie poznał, gdybym nie pojawiła się wtedy w twoim życiu może miał byś już rodzinę. Dziecko, żonę. A teraz masz Antka, ale czy ty w ogóle jesteś przy nas szczęśliwy? - zapytała. Usiadłem. Nogi same się ugięły i po prostu musiałem usiąść. Nigdy nie zadawała mi podobnych pytań, a ja miałem wrażenie, że ona po prostu to wie. Jak mogła o to zapytać?  
- Czy jestem szczęśliwy? - udałem, że się zastanawiam, a w jej oczach ujrzałem strach. Tak silny, tak bardzo widoczny, że nie mogłem w to wszystko uwierzyć. Czego lub kogo tak bardzo się obawiała? - Jestem z Wami szczęśliwy. Najszczęśliwszy na świecie. I to nie prawda, że nie mam rodziny. Wy nią dla mnie jesteście - odpowiedziałem cicho przyciągając ją mocno do siebie...CDN

Tajemnicza92

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1753 słów i 9279 znaków, zaktualizowała 24 lis 2018.

1 komentarz

 
  • Lula

    Cudowny ten Krzysiek 😘

    24 lis 2018