Szkolna Przygoda Cz. 2

Mącąco frustrujące rojowisko myśli wtłaczało mi do podświadomości, że chyba mamy razem lekcję. Inaczej nie da się wyjaśnić dlaczego stoi tuż przed naszą klasą? Zszedłem po schodach, mijając obiekt swoich westchnień by zerknąć na afiszujący się plan lekcji obok pokoju nauczycielskiego. Nie myliłem się, jeszcze mi tego brakowało by palnąć na łączonej matematyce jakąś tępą głupotę. Nabrałem głęboki oddech i udałem się do głównych wrót piekieł, które codziennie przekraczam wchodząc do szkoły. W oddali zobaczyłem mych towarzyszy, którzy dokarmiali raka, trzymając w swojej dłoni tytoniowego delikwenta. Nienawidzę stać obok nich i wąchać tego śmierdzącego oparu. Ale cóż mogę poradzić na to, że nie chcę gratyfikować się innością? W domu jesteśmy prawdziwi, lecz w szkole wolę trzymać się całej reszty ekipy by nie wyjść na chowającego się po kątach przed wszystkimi samotnikiem. Nie miałem zbyt wielu znajomych, zazwyczaj w poniedziałkowy poranek mając lekcję wychowawczą gdy padało pytanie co robiliśmy na weekendzie oczywiście "najfajniejsza" część załogi klasowych rozbójników przekrzykując się nawzajem darła się ile to nie wypili i ile to cholernie intrygujących incydentów przytrafiło im się będąc na rauszu. "Żenada" Nigdy się nie forsowałem czy chciałbym dołączyć do garstki penerów, którzy myślą tylko o tym jak wysępić chociażby kilka groszy by umoczyć usta w miksturze chaosu. Nie moja bajka. Na szczęście miałem krąg osób, z którymi mogłem spokojnie pogawędzić. Zwykle tematyki powierzchowne bazujące na tym "co zaraz mamy, bądź odrobiłeś pracę domową czy też ja pierdole zaraz kartkówka" nie muszą wylewać się heroiczną treścią, najważniejsze, że są normalni. Podszedłem do Grześka, który również był bombardowany chęcią "puszczenia sobie odprężającego dymku" -Ej, słyszałeś o tym, że będziemy mieć łączone z dziewczynami z 2 technikum? -Nie, kiedy? -Bodajże teraz tak widziałem na planie, ale nie jestem pewien. Byłem pewien, ale nie chciałem zbyt zwięźle kończyć zdania. -Idziemy zobaczyć? Chcąc wyrwać go z tłumu, receptorami spojrzałem w kierunku drzwi, mając nadzieję, że chwyci aluzje. Dopalił papierosa i zaczęliśmy iść w stronę progu grozy. Wspinając się po schodach zacząłem nawiązywać o uwodzicielce z korytarza. -Widziałeś tę niebiesko okom blondynkę? Sympatyczna taka, zapewne łańcuszek adoratorów nie opuszcza ją na krok. Zacząłem kontemplować. -No widziałem, nawet całkiem, całkiem, ale dla mnie taka se, nie mów mi, że się w niej zabujałeś stary? Spojrzał na mnie podwijając rękawy bluzy ku górze. -Nie no coś Ty, przecież wiesz, że od epoki "Karolina" miałem wizję bycia szwoleżerem i konsumowania w mnogich ilościach zupek chińskich, po ostatniej rozterce mam już mam dość zauroczeń. Odpowiedziałem z diabelskim przekonaniem. Niestety rozbrzmiewający dzwonek na lekcję zakończył rozmowę i zwiastował jedno. Zobaczę ją jeszcze raz. Wtargnęliśmy do klasy, jak przystało na miano budowlańców wyższą racją bytu byliśmy my, ale tylko pod względem popisu. Wyciągnąłem zeszyt, książkę jedną na ławkę oraz atrybut długopisowy sztuk dwie na wypadek gdyby jeden "wojownik" zawiódł. Zacząłem bazgrolić na niebieską barwę ostatnią szeleszczącą kartkę w zeszycie. Pierwsze dziesięć minut notowaliśmy jakieś pretensjonalne farmazony, których nigdy nie rozumiałem, ale musiałem. Nigdy nie byłem amantem, ale chcąc zwrócić uwagę dziewczyny musiałem uciec się do metod popisywania. Tylko jak to zrobić? Tonąłem w gąszczu myśli, czy na pewno warto zrobić z siebie błazna przed taką publicznością? Minuty uciekały, a ja nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Odpuścić czy brnąć w to dalej? Dzisiaj odpuściłem, na cyrkowe scenerie jeszcze może będzie czas. Lekcja minęła, wyszliśmy, a dziewczyna ubrana w cieniutki jasno różowy sweter i niebieskie ogrodniczki oddaliła się pod inną klasę. Nurtujący aspekt milczenia na lekcji zaczynał mnie nękać. Złowiłem tylko bycie zwykłym śmiertelnikiem, bycie cichym sobą nie chciałem żeby tak to wyglądało. Siedząc w ostatniej ławce przez resztę nużących lekcji, gdzie nauczyciele próbują nam cokolwiek wpoić do głowy bez żadnej aktywności rozjarzałem się nad adekwatną strategią na poznanie dziewczyny. Środki lokomocyjne uraczyły mnie są obecnością, wsiadłem i ruszyłem w drogę powrotną. Powróciłem do swej komnaty zamkowej, mówiąc "dzień dobry" rodzicielce jednocześnie zamykając za sobą drzwi ukojenia. Czułem, że urzekająca blondynka rozbiła namiot w moim sercu poszerzając obszar mego zauroczenia. Czekałem na jutro, poszedłem spać.

SimpleLife

opublikował opowiadanie w kategorii miłość, użył 848 słów i 4922 znaków, zaktualizował 17 mar 2018.

2 komentarze

 
  • agnes1709

    Dlaczego nie piszesz dalszych części? Fajnackie opowiadanko:D

    24 lip 2018

  • Somebody

    Ta część jest lepsza niż poprzednia zdecydowanie. Łapka w pełni zasłużona i do następnego  ;)

    16 mar 2018

  • SimpleLife

    @Somebody Dziękuję za motywację  :)

    16 mar 2018

  • agnes1709

    @Somebody Chłopak ma świetny język, uwielbiam pełny luz. Bravo on:D

    23 lip 2018

  • agnes1709

    @KontoUsunięte Ja?:eek:

    22 lis 2018