Ścigani przez śmierć 9, ostatnia.

Musiał jej dać coś do wina. Kiedy się zbudziła, czuła ból w kroku i to w dwóch miejscach. Bonifacy oznajmił, że rodzice dostaną jeszcze kilka talarów, potem jeden za każdy następny raz. Gdyby jednak zechciała donieść, nikt jej nie uwierzy, on Bonifacy osobiście dopilnuje, aby została ekskomunikowana, a potem niech ma pewność, że spali się w piekle. Biedna dziewczyna cierpiała gwałty wiele razy. Na szczęście dla niej, znudziła się grubasowi i po pół roku służby ją oddalił. Biedna dziewczyna cierpiała w duchu i nie mogąc znieść poniżenia i cierpienia, teraz już tylko w duchu, powiesiła się w lesie. Przed śmiercią zostawiła wiadomość dla ojca. Teraz nieszczęsny mężczyzna nie wiedział, co zrobić. Nie miał szansy oskarżyć Bonifacego, a tym bardziej dokonać zemsty. Częściowo bał się podnieść ręki na eminencje. Tylko on znał tajemnicę. Kiedy po nieudanym spisku biskupa odsunięto i skazano na wygnanie, uznał, że to jego szansa. Nie chciał ginąć, miał rodzinę na utrzymaniu. Nie powiadomił żony o prawdziwym powodzie wyjazdu. Powiedział, że musi pojechać do króla. Faktycznie jechał za biskupem. Chłop uznał w swoim sercu, że będzie zbyt niebezpiecznie dokonać aktu zemsty na oczach wielu. Nadal jakaś część jego jestestwa nie chciała pozwolić mu, by pomścił córkę. Artenka napisała tylko w liście, że biskup ją sponiewierał. Nie opisała szczegółów. Na swoją zgubę Bonifacy nauczył dziewczynkę pisać. W końcu po tygodniu Samul wszedł do domku Bonifacego. Po chwili wyrzucił z siebie powód wizyty. Bonifacy przeklął go i kazał iść precz. Chłop nadal się wahał. Wówczas Bonifacy, chcąc go kompletnie złamać, wyznał, co robił jego piętnastoletniej córce. Chłop na chwilę stracił panowanie. Zapomniał o kościele, o Bogu i królu. Kiedy się ocknął, zobaczył Bonifacego, posiekanego siekierą, która zabrał ze sobą, a służyć mu miała do ciecia gałązek na opał. Przez chwile nie wiedział, co czynić. W końcu pomodlił się do Świętej panienki o przebaczenie. Rzucił kilka palących polan z kominka i wyszedł. Dom biskupa spłonął razem z jego zwłokami. Wysłani żołnierze stwierdzili, że dom spłonął z winy byłego sługi bożego i na tym się skończyło. Samul wrócił do domu. Czuł wyzuty sumienia, ale pozwoliły mu żyć, jednak żal po stracie córki pozostał. Aresztowano też Albrechta i Saletę, ale osobista ingerencja Tenry, wybawiła ich od wszystkich zarzutów. Małżeństwo Tenry unieważniono. Saleta i Albrecht szczerze ucieszyli się, że ona i Kalt żyją. Wkrótce wzięli ślub. Dowiedzieli się jak skończył Kenman....

Tenra stała na balkonie królewskiego pałacu.

,,To już tydzień jak pojechał, nie mogę już dłużej czekać." – myślała. Jej rozmyślania przerwał królewicz. Chłopak, a właściwie młody mąż, uznał, że nie spotkał kogoś równie pięknego, mądrego i szlachetnego jak Tenra. Zdecydował się. Podszedł do Tenry z bukietem konwalii.

– Tenro – zaczął. – Nie spotkałem kogoś równego tobie, pod każdym względem. Czy zostaniesz moją żoną?

Ona spojrzała na niego miło.

– Jaśnie panie, dzięki za kwiaty, są naprawdę piękne. Moje serce, dusza i ciało należą do innego. Mam nadzieję, że nie uczyniłam nic, co dawało ci nadzieję.

– Nie księżniczko Tenro – rzekł miło Rodgerant.

– Jesteś wspaniałym, przystojnym mężem. Jestem pewna, że poznasz kogoś odpowiedniego. Wybacz, ale nie mogę już dłużej czekać.

Pobiegła. Król siedział na tarasie. Tenra wbiegła i schyliła nisko głowę przed władcą.

– Zostałam tu by rozpalić miłość Kelta jeszcze bardziej, ale sama nie mogę bez niego żyć ani chwili dłużej. Czy mogę jechać?

– Jedź, jedź. Pokochałem cię jak córkę – rzekł z uśmiechem król.

– Dzięki, wasza królewska mość.

Wskoczyła na swojego czarnego rumaka. Jeszcze na dziedzińcu zrzuciła białą suknię i pognała jak szalona w swoim myśliwskim stroju.

– Co za dziewczyna – szepnął król...

*

Kalt siedział na ganku swoich włości.

,,To najpiękniejszy czas, jaki miałem, nie wiem, czemu została i nie pojechała ze mną, przecież mnie kocha". – rozmyślał.

W oddali zobaczył samotnego jeźdźca. Może posłaniec, pomyślał. Serce poznało pierwsze, a w chwilę później oczy. Tylko jedna osoba jeździła w ten sposób. W chwilę później na ganek wpadła Tenra. Kalt, uspokoił ruchem ręki ochronę.

– Co Kalt, myślałeś pewnie, że cię zostawiłam, co?

– Prawdę mówiąc nie mogłem w to uwierzyć – rzekł.

– Ty draniu, jak mogłeś zwątpić – zaczęła całować jego policzki, usta i oczy.

– Choć przejedźmy się – rzekła.

Zmieniła konia, bowiem jej czarny rumak ledwo dyszał. Jechali bez słów.

– Wiesz co się, stało? – zaczęła.

– Nie, co takiego?

– Syn króla mi się oświadczył.

– No i co zrobiłaś?

– I co? Odmówiłam!

– Odmówiłaś, czemu? Przecież to miły i przystojny mąż. Jesteś księżniczką, a tak zostałabyś królową.

– Kalt, nie drażnij mnie, wiesz dlaczego.

– Na prawdę, nie wiem.

– Jeszcze słowo i stanie się coś złego, robię się naprawdę zła – dodała.

– No dobrze, dobrze – rzekł Kalt. – Mam coś dla ciebie, zamknij oczy.

Zrobiła to posłusznie.

– Możesz już otworzyć – rzekł.

Podał jej bukiet czerwonych róż. Zeszłego wieczoru, uciął kilka i wstawił do wiadra z wodą. Miał przeczucie, że przyjedzie następnego dnia...

– Kocham cię Tenra – rzekł.

– I ja cię kocham. Wróciłam, bo nie mogłam wytrzymać już ani chwili bez ciebie.

– Wyjdziesz za mnie? – zapytał.

– A jak myślisz?

– Myślę, że tak, ale powiedz, proszę.

Ona uklękła przed nim.

– Kalt, jesteś dla mnie jak powietrze i woda.

On pogładził ją, po jej pięknych, miedzianych włosach.

– Wstań – rzekł – służba patrzy.

Wstała. Kalt chwycił ją na ręce, jak piórko. Rana w barku dała znać, ale nie zważał na to wcale.

– Weźmiesz ślub w tym co masz na sobie, czy w białej sukni?

– Jeszcze się zastanowię, ale teraz pokaż mi sypialnię. A i wydaj polecenia, aby nikt nam nie przeszkadzał do jutra. Będziesz bardzo zajęty do pierwszej zorzy.

– Tenra! – rzekł, śmiejąc się szczerze.

– Tak, kochanie? Pamiętaj tylko, że nie mamy już spraw wagi królestwa.

– Tenra, czy dlatego uratowałaś mnie przed Kenmanem? – zapytał, śmiejąc się nadal.

– Nie, nie tylko, mój ukochany.

Nagle jej twarz przyjęła poważny wyraz.

– Nie mówiłam ci tego – zaczęła...

– Kiedy Kenman zaczął mnie dusić, odczułam całe zło, jakie w nim było, ale również jego ból. Jednak musiałam go zabić. Inaczej on zabiłby ciebie, mnie i ... maleństwo, które rośnie pod moim sercem. Kocham cię Kalt – rzekła czule i pocałowała go namiętnie. – Żartuję z tą sypialnią. Oczywiście pragnę cię gorąco i uwielbiam się z tobą kochać, ale chcę po prostu być z tobą – wtuliła się w jego raniona.

Stali tak przez dłuższą chwilę bez słów, a potem weszli do domu.


KONIEC.

Dziękuję wszystkim za przeczytanie i komentarze.

Sapphire77

opublikował opowiadanie w kategorii miłość i przygodowe, użył 1256 słów i 7243 znaków.

2 komentarze

 
  • Użytkownik Gazda

    :bravo:

    10 godz. temu

  • Użytkownik Sapphire77

    @Gazda Dziękuję.  Zawsze lepszy jeden konentarz niż nic.

    7 godz. temu

  • Użytkownik Pumciak

    Finał bardzo mi sie podobał,ale tak jagby troszke na skróty.Za całość Masz od 1 do 10  9

    18 godz. temu

  • Użytkownik Sapphire77

    @Pumciak Dziękuję. Tak wyszło, moze i racja. Taki miałem pomysł.

    18 godz. temu