Tydzień wcześniej
Nie mogłam już wytrzymać. Po prostu szlag jasny mnie trafiał, gdy słuchałam swojej rodziny. No, w zasadzie tylko jednej osoby, a mianowicie – mojej kuzynki...
Spotkania rodzinne powinny przebiegać miło, w sympatycznej atmosferze. I tak w zasadzie było do momentu, aż Rachel znalazła sobie mężczyznę. Mimo iż obie miałyśmy dwadzieścia jeden lat (no, ja za trzy miesiące), to non stop prawiła mi jakieś uwagi na temat tego, że powinnam kogoś sobie znaleźć. Powinnam, rozumiecie? I okey, raz na jakiś czas zdarzyło się, że ktoś z rodziny się spytał, czy kogoś mam, czy w końcu na kogoś zapolowałam – tak mówił jedynie wujek, ale to były zwykłe pytania. Natomiast Rachel jawnie ze mnie kpiła, że nikogo nie mam. Rodzina albo nie zwracała na to uwagi i puszczała to mimo uszu, albo nawet nie myślała, że próbuje mi tym dogryźć.
– Właśnie, Nicole – odezwał się w końcu jej chłopak, który z reguły siedział cicho. Nie to, że był nieśmiały, po prostu kiedy nie miał nic mądrego do powiedzenia, nie odzywał się i szczerze nie wiem, jak to się stało, że był z moją kuzynką. – Przecież z ciebie nie jest brzydka dziewczyna. Naprawdę nikt się tobą nie interesuje?
O taaak, bo wygląd to przecież wszystko, czego oczekuję od partnera. No pewnie! – pomyślałam.
Rachel szturchnęła mężczyznę w ramię i zaśmiała się głupio.
– Kto wie, może nasza Nicole – spojrzała na mnie – ma zbyt duże wymagania.
– Lepiej mieć jakieś wymagania, niż nie mieć ich w ogóle – odpowiedziałam w końcu, czując, że tracę powoli nad sobą kontrolę. – W końcu, przynajmniej z założenia, miałabym z tym mężczyzną spędzić resztę życia.
Wywróciła oczami, czym niezaprzeczalnie chciała pokazać jakąś wyższość nade mną.
– Nie przesadzaj. Ideałów nie ma.
– Nie? – I od tego momentu zaczęło się moje piekło. – Skoro nie uważasz swojego Adama za ideał, to ci współczuję. Ja mam kogoś, kto jest dla mnie idealny.
* * *
Aktualnie
Pożałowałam swoich słów już na samym początku, gdy tylko je wypowiedziałam. Jednak nie mogłam się już wycofać i znosić kolejnych kpin Rachel. Co by było tym razem? Że jestem na tyle zdesperowana, żeby wymyślać sobie mężczyznę-ideał? Tego bym już nie wytrzymała. No, i ostatecznie wyszło na to, że za kolejny miesiąc na spotkaniu rodzinnym mam przedstawić swojego partnera albo narzeczonego – jak powiedziała w żartach ciocia.
Leżałam na łóżku w pokoju w wynajętej kawalerce i zastanawiałam się, co w obecnej sytuacji. Pewnie, miałam znajomych, którzy może poudawaliby moich facetów, ale… no właśnie – oni nie pochodzili z takich rodzin, u których kładło się nacisk na dobre zachowanie, maniery, właściwy ubiór w ogóle na savoir-vivre. Dla mnie absolutnie nie było koniecznością, aby ktoś, kto ma zagościć w moim życiu na dobre, pochodził z rodziny podobnej do mojej, ale moi rodzice wtedy najprawdopodobniej urządziliby mi piekło. A przecież tego nie potrzebowałam, skoro to ma być ktoś na trzy, cztery godziny.
Moje rozmyślania przerwała muzyka. Bardzo głośna muzyka.
Nie musiałam wyglądać przez okno i nasłuchiwać mieszkania, skąd ona dobiega, bo co kilka dni (teraz, w okresie letnim, dość często) imprezę urządzał Kevin.
Trudno powiedzieć, czy znamy się Kevinem. Jedynie, gdy byliśmy młodsi, a nasi rodzice mieli ze sobą jakieś interesy do załatwienia, zazwyczaj z nimi jeździliśmy. Kiedy już trochę podrośliśmy, tylko czasami się widywaliśmy na spotkaniach biznesowych itd. Czy zdążyłam go w tym czasie polubić? Zdecydowanie nie. Kevin był chłopakiem, który wykorzystywał to, ile jego rodzice mają pieniędzy oraz swoją urodę. Na każde spotkanie przychodził z inną dziewczyną.
Teraz studiujemy na jednej uczelni, ale zachowujemy się jak dwójka obcych sobie osób. W ciągu dwóch lat ani razu nie powiedzieliśmy sobie „cześć”, ani nie uśmiechnęliśmy się do siebie.
Wyszłam z pokoju, kierując się do kuchni. Chciałam zrobić sobie herbatę przed snem, gdy do mojej głowy wpadł pewien pomysł, a czajnik wyleciał mi z ręki odbijając się od podłogi.
– Cholera!
Szybko podniosłam czajnik i odstawiłam na kuchenkę, myśląc o tym, co przyszło mi do głowy.
To chyba najrozsądniejsza… w zasadzie jedyna opcja jaka przyszła mi do głowy.
* * *
I tak oto stanęłam przed drzwiami do apartamentowca Kevina. W pierwszej chwili, gdy o tym pomyślałam byłam podekscytowana. Wiedziałam, że jeżeli zacznę myśleć o „za” i „przeciw”, to mój zapłon zmaleje albo w ogóle zniknie i koniec końców zrezygnuję z tego pomysłu. Dlatego szybko założyłam dresy i poszłam do chłopaka.
Już w drodze z tyłu głowy pojawił mi się jakiś irytujący głosik: „nie rób tego!”, a teraz, gdy zapukałam w drzwi, objawił się znowu.
Nie, za późno, żebym uciekła – pomyślałam.
Raz… Muzyka cichnie.
Dwa… Słyszę kroki.
Trzy… Przekręcanie zamka w drzwiach.
– Kogo moje piękne oczy widzą? – spytał zdziwiony chłopak.
– Cześć, Kevin. Możemy porozmawiać?
Zlustrował mnie wzrokiem z góry do dołu.
Po chwili namysłu się roześmiał.
– Cholera, Nicole, prawie cię nie poznałem. Jeszcze tydzień temu wyglądałaś… inaczej – powiedział rozbawiony, ale doskonale zdawałam sobie sprawę, co ma na myśli.
– Daruj sobie. Miałeś już tyle dziewczyn, że na pewno je widziałeś bez makijażu.
– Nie bardzo – zaprzeczył, robiąc mi miejsce w drzwiach. – Nawet kiedy się obok nich budziłem, miały na sobie pełny makijaż. – Ponownie na mnie spojrzał. – Raczej nic nie straciłem.
Nie komentując, przeszłam do salonu, gdzie zobaczyłam trzech chłopaków mniej więcej w wieku Kevina. Kojarzyłam ich z uczelni. Wszyscy czterej: Mark, William, Kevin i Jacob mieli podobny styl życia. Oni również lustrowali mnie wzrokiem.
– To?…
– Słucham? – spytałam, gdy jeden z chłopaków zaczął, ale nie skończył. Oni też przyczepią się do mojej twarzy bez makijażu?
– Kevin… To jest ta striptizerka, o której mówiłeś? – spytał Mark, nie dowierzając.
Szczena mi opadła.
Nie, nie dlatego, że przecież niemożliwe jest, aby jakaś laska w dresach i bez makijażu była striptizerką, ale dlatego, że… zamówili striptizerkę!
– Nie, Mark, to nie Pamela – odpowiedział rozbawiony Kevin.
Kurwa… Pamela…
– Dobra, chłopaki, pójdźcie do pokoju obok. Ja muszę zamienić kilka słów z moją starą koleżanką – dodał i spojrzał na mnie, puszczając mi oczko.
Jak dobrze, że nie imponuje mi ani kasa jego rodziców, ani jego uroda.
Kiedy już byliśmy sami, Kevin usiadł na kanapie, nie proponując mi, żebym również usiadła, więc stałam. Patrzył na mnie przez chwilę, a potem pokręcił głową z dezaprobatą.
– Mogłaś się umalować, skoro masz jakiś interesik do mnie – skomentował pod nosem, ale usłyszałam to, na co wywróciłam oczami. – To o co chodzi?
Cisza.
Nie przemyślałam, co dokładnie powiem ani jak zacznę rozmowę, więc nagle pojawiło się milion scenariuszy w mojej głowie.
Chcąc zyskać trochę na czasie, wyjęłam telefon z kieszeni dresów i położyłam go na stoliku obok talerza z niedojedzoną pizzą.
Przeczesał palcami swoje średniej długości blond włosy.
– Nicki, nie mam całej nocy…
– Potrzebuję twojej pomocy – odezwałam się w końcu – jeżeli nikogo aktualnie nie masz.
Spojrzał na mnie jak na idiotkę.
– Mark mówił poważnie o tej striptizerce.
Czyli nie ma. Wspaniale.
Wypuściłam powietrze.
– Możesz przed moją rodziną… udawać mojego faceta? – spytałam piskiem tak bardzo, że nie byłam pewna, czy zrozumiał. Widząc jednak jego szeroko otwarte oczy, chyba słyszał.
– Co? – spytał po chwili zdezorientowany, ale zaraz się roześmiał. – Twojego faceta? Że… niby my… parą?
– Tylko na jakieś trzy, cztery godziny – dodałam, mając nadzieję, że to mogłoby go zachęcić. – Mogę ci naprawdę dobrze zapłacić.
Znowu spojrzał na mnie jak na jakąś niedorozwiniętą umysłowo i rozłożył szeroko ramiona.
– Jak widzisz, pieniędzy mi nie brakuje.
– To… nie wiem – rozejrzałam się po salonie – mogę ci posprzątać w mieszkaniu. Przyda się – dodałam ze zniesmaczoną miną, widząc kilkanaście puszek po piwie i trzy opakowania po pizzy.
– Od tego mam sprzątaczkę. – Wyglądał na rozbawionego sytuacją.
– Ja to zrobię za darmo… Tak jakby.
– Zależy ci, co? – spytał z szelmowskim uśmiechem.
Przytaknęłam głową.
– To jest sprawa życia lub śmierci – odpowiedziałam poważnie. I była to prawda, bo gdyby Rachel znowu zaczęła ze mnie kpić, mogłabym tego nie przeżyć.
Przez chwilę wyglądał, jakby się zastanawiał, a ja się bałam jego odpowiedzi. Czułam, jak moje serce wali, słyszałam je, mimo krzyków chłopaków w pokoju obok.
Ciągle się nie odzywał, a dla mnie była to wieczność. Chciałam już wyjść z odpowiedzią twierdzącą bądź nie, ale już wyjść. Oprócz tego, że było dla mnie to niekomfortowe, to coraz bardziej chciało mi się spać.
W końcu wstał, nie spuszczając ze mnie wzroku, a mi przed oczami pojawiła się scena, gdzie chłopak dotyka mojego ramienia i mówi: „chyba nie muszę cię odprowadzać”.
– W zasadzie jest coś – zaczął cały czas zbliżając się do mnie, aż w końcu zaczęłam się cofać – dzięki czemu zgodzę się być twoim facetem.
– Udawać mojego faceta – poprawiłam i uderzyłam delikatnie plecami w zimną ścianę, a Kevin położył dłoń obok mojej głowy.
Uśmiechnął się i przytaknął na poparcie moich słów.
Był ode mnie dobre dwadzieścia centymetrów wyższy, więc musiałam zadrzeć mocno głowę, aby na niego spojrzeć.
– Co to? – spytałam podekscytowana. Cokolwiek to nie będzie, na pewno się…
– Zostań moją kochanką – powiedział, zbliżając swoje usta do moich.
3 komentarze
TaOla
Kiedy next?
WiolettaWetter
@TaOla jak wstawię. Drugi rozdział jest na wattpadzie
Lola123
Czekam na więcej. Fajne opowiadanie😍
blondeme99
O kurczę. Intrygujące. Czekam na więcej: )