Nowy #3

* W tej części mogą pojawić się przekleństwa *

Obudziłam się. Leżałam na twardej podłodze wylanej z betonu w ciemnym pokoju. Przy suficie była mała krata, przez którą przelatywały małe promienie słońca. Oznaczało to że jesteśmy w piwnicy. Rozejrzałam się. Pod ścianą siedział Karol.Na początku się przestraszyłam, bo zapomniałam, że to właśnie on tu ze mną trafił. Na twarzy miał pare siniaków, a na ręce świeżą bliznę.Wstałam i chciałam do niego podejść, ale zatrzymała mnie jedna rzecz - łańcuchy. Grube, ciężkie łańcuchy uniemożliwiły mi jakiego kolwiek ruchu w przód, w bok ani w tył. Mogłam być tylko w jednym miejscu.
- Już wstałaś... - odezwał się Karol.
- Jak widać... - odpowiedziałam mu zdenerwowana.
- Spokojnie jakoś stąd uciekniemy.
- Jak?! Powiedz mi jak?! Jesteśmy uwięzieni i przywiązani! Nie mamy nic! Pomocy!
- Nie krzycz bo zaraz ktoś tu jeszcze przyjdzie! - odpowiedział wkurzony. Nastąpiła cisza. Nie potrwała zbyt długo bo usłyszeliśmy kroki.
- On tu idzie.. Karol już jest po nas on tu idzie! - zaczęłam panikować.
- Uspokój się! - Karol był już na maksa na mnie wkurzony. Ktoś już stał przy drwiach. otwierał je i wszedł do pomieszczenia.
- Pomocy!! - krzyknęłam, ale po chwili tego żałowałam.
- Zamknij się, bo skrócę ci życie! - powiedział porywacz i przyłożył mi nóż do gardła. Umilkłam.
- Skoro tak bardzo chcesz to życie stracić to zapraszam na pierwszy etap zabawy. - Uśmiechnął się i odczepił łańcuchy. Zakrył mi buzię i wyszedł ze mną na korytarz.

- Puść mnie słyszysz! Puszczaj!
- Oj koteczku jeszcze nie zacząłem a ty już mi się wyrywasz? Nie dobra kotka! - uśmiechnął się szyderczo i włożył mi rękę pod sukienkę.
- Przestań! Wyjmij tą rękę! Kurwa!
- Oj nieładnie nieładnie! Skoro nie chcesz się zabawić to potraktuję cię inaczej! - wziął mnie na ręce i położył na stole. Zasłonił mi oczy przepaską zwązał ręce i nogi do góry. Zaczął się bawić moim ciałem i bić batem. Wszędzie.Nie robił mi nic innego jak bicie batem po całym ciele. Tyle dobrze, że nie robił mi TEGO.

Wrzucił mnie do pomieszcenia, ale nie przywiązał mnie już do ściany. Skuliłam się na środku pokoju. Wszystko mnie bolało. Miałam rozcięcia i siniaki na całym ciele.
- Jezu Anka co on ci zrobił! Boże... - Karol był zdenerwowany.
- Spokojnie... nic mi nie jest. To tylko... male rany. - uspakajałam go. bolało mnie strasznie. Nie mogłam płakać bo nie było z czego. Nie dostaliśmy ani jedzenia, ani wody.Było mi zimno, ale cóż mogłam zrobić. - Zostaniemy tu na zawsze. Nikt nas nie znajd... - zemdlałam.

Następnego dnia gdy się obudziłam miałam trochę energii.zauważyłam że leżę przykryta jakimś starym kocem. Podniosłam się ledwo gdyż wszystko mnie bolało. Rozejrzałam się. W pokoju nie było nikogo oprócz mnie.
- Jezu pewnie teraz wzięli Karola... a jeśli on coś mu zrobi? - powiedziałam na głos. Nagle z drzwi się otworzyły.
- Anka szybko. Uciekamy! - powiedział Karol. Też miał rany więc prawdopodobnie się bił.
- Ale...
- Nie ma czasu na ale. Szybko! No ruchy!

Oparłam się o drzewo. Okryłam się starym kocem bo było zimno. Karol miał na sobie czarną kurtkę którą znalał.
- Jak ty to zrobiłeś? -spytałam.  
- Ale co?
- No jak to zrobiłeś, że jesteśmy tutaj, a nie tam?
- Rano przyszedł ten koleś i wziął mnie na "krzesło tortur". Nie przywiązał mnie i tylko się odwrócił. Od razu się na niego rzuciłem. Troche się pobiliśmy. W kurtce, którą miam na sobie miał scyzoryk. Dalej chyba wiesz co się stało.
- Zabiłeś go?! - krzyknęłam z przerażeniem.
- Nie, no coś ty! z tyłu stał gruby kij, więc scyzorykiem rzuciłem w kij, który spadł mu na głowe i stracił przytomność.
- Wiesz jak wyglądał?
- Coś tam pamiętam, ale nie wiele bo było ciemno tak jak we wszystkich pokojach. - Odpowiedział. Nastała nieręczna cisza. Po chwili usłyszeliśmy odgłos alarmu policji. Najwyraźniej jechała po kogoś.
- Choć szybko pod ulicę! Może nas zauważą! - krzyknęłam i podbiegliśmy do ulicy.

Zaczeliśmy skakać jak zauważyliśmy policję. Zwolniła i się zatrzymała.
- Choć! - powiedział Karol. Podbiegliśmy do radiowozu.
- Co wy tu robicie o tej porze? Coś się stało?
- Tak my jesteśmy... to znaczy byliśmy porwani i uciekliśmy.. proszę nam pomóc! - powiedziałam do policjanta. W radiowozie była też policjantka. Policjant zwrócił się do niej i coś jej powiedział. Kobieta wzięła słuchawkę:
- Dzieci się znalazły. Uciekły z miejsca zdarzenia. Spotkaliśmy je i wracamy na komendę.
Spojrzałam na Karola z uśmiechem. Odwzajemnił to I wsiadliśmy do radiowozu.

- Więc... jak to się stało, że uciekliście? - Zapytała nas policjantka i wyjęła notatnik.  
- Karol, ty odpowiadaj bo ty wiesz to najlepiej - szepnęłam do niego.
- Wiec tak. Dzisiaj rano przyszedł ten porywacz. Ania wtedy spała, bo była po ciężkim popołudniu...
- Dlaczego po ciężkim? - zapytał policjant.
- Tortury... - Odparłam cicho.
- Odczepił mnie od łańcuchów i zabrał do pokoju gdzie były różne przedmioty do tortur. Usiadłem posłusznie na krześle, ale ten mnie nie przywiązał i odwrócił się. Żuciłem się na niego i trochę się pobiliśmy. W tej kórtce miałem scyzoryk, ale spokojnie. Żuciłem scyzorykiem w gruby kij który stał przed nim i spadł mu na głowę. Chyba stracił przytomność. Nie wiem czy dobrze postąpiłem, ale chciałem ratować mnie i Anię.- Opowiedział Karol. Zrobiłam się lekko czerwona.
- Pamiętasz jak on wyglądał? - Zapytała policjantka.
- Tak, bardzo dobrze.
- W takim razie opowiecie nam wszystko jutro, bo dziś jest już późno. Pamiętacie numery swoich rodziców?
- Tak już dyktuje, 59390....

Na komendzie czekali już moi rodzice i rodzice Karola. Szybko do nich podbiegłam i się rozpłakałam. Moja mama też.
- Słoneczko moje gdzieś ty była? Wiesz jak myśmy się martwili? Nic ci nie jest? Jesteś głodna? Kupiłam ci twojego ulubionego burgera. Kochanie jak dobrze, że się znalazłaś! - Mówili moi rodzice na zmiane.
- To wszystko dzięki niemu... - odwóciłam się do Karola w tym samym momencie co on do mnie. Uśmiechnął się do mnie a ja mu odwzajemniłam. Podszedł do mnie i powiedział do mocich rodziców:
- Macie wspaniałą córkę. A z tobą to się zdzwonię jutro.- Uśmiechnął się, a ja się zarumieniłam.
- Dziękujemy ci za uratowanie naszej córki. Jesteś bohaterem, nie wiemy jak ci dziękować..
- Nie trzeba. Dobranoc! -Powiedział i odszedł do swoich rodziców, a my pojechaliśmy do domu.






Nie miałam czasu ani weny na pisanie opowiadania, ale jest :) Mam nadzieje, że się podobało :D

Shakey

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1297 słów i 6817 znaków.

3 komentarze

 
  • Użytkownik agnes1709

    Popraw błędy ortograficzne, bo jest ich cała masa. PZDR ;)

    16 lip 2017

  • Użytkownik Olifffka<3

    Extra kiedy next ?!

    13 lis 2016

  • Użytkownik Czikita ;D

    Booskie! ❤ Kiedy kolejna? :*

    12 cze 2016

  • Użytkownik Shakey

    @Czikita ;D jak będzie wena i czas ????

    14 cze 2016