Nigdy nie wierz w słowa faceta...

Życie nie zawsze układa się tak jakbyśmy tego chcieli… Tak również było i w moim przypadku. Wszystkie wspomnienia utopiłam tego dnia we łzach… Jednak już w podstawówce układało mi się tak, że po kilku latach stoczyłam się na samo dno…
Na początku edukacji byłam cichą, nieśmiałą dziewczynką… Nie miałam przyjaciół… Rozmawiałam tylko z kuzynkami, które jak się później okazało nie traktowały mnie poważnie. Wszystko co im mówiłam, mimo iż wiedziały, że tylko im ufam, wylatywało z ich ust gdy tylko odeszłam. Każdy wiedział o moich rozterkach, naśmiewano się ze mnie, ale ja naiwnie wierzyłam, że Kasia i Ola nie mogłyby tak postąpić… Rozmawiałam z nimi o wszystkim, o swoich kompleksach, życiu prywatnym, problemach z rodziną, a one udając, że chcą mi pomóc, bezczelnie mnie oszukiwały… Doszło do tego, że nie potrafiłam z nikim rozmawiać. Mimo, że bardzo chciałam się komuś wygadać myślałam, że już nikomu nie mogę ufać, że już nikt mnie nie zaakceptuje… I w gruncie rzeczy miałam racje… Wszyscy wykorzystywali moją naiwność i mieli z tego niezły ubaw… Jednak do czasu…  

Jak się później okazało chłopcy nie byli fałszywi i całkiem dobrze się z nimi dogadywałam. Nie mogłam traktować ich jak przyjaciół, ale moje życie dzięki nim bardzo się zmieniło. Spędzałam z nimi każdą wolną chwilę, grałam w piłkę nożną, skakałam po drzewach. robiłam wszystko to co oni, byleby tylko mnie zaakceptowali. Oni jednak tego nie wykorzystywali. Obchodzili się ze mną jak z kumplem. Po pewnym czasie pojawił się nowy problem… Inne dziewczyny zazdrościły mi tego i wtedy właśnie zaczęły się wyzwiska, obelgi i prawdziwe piekło... Nie miałam nawet chwili spokoju, każda dziewczyna mierzyła mnie wzrokiem jakby chciała mnie zjeść, a po chwili chichotała albo krzyczała w kierunku mojej osoby… W pewnym momencie miałam ochotę zakopać się pod ziemie, ale później postanowiłam stać się silniejsza, bardziej odporną psychicznie i faktycznie dopięłam swego. W gimnazjum zaczęłam się odgryzać, dochodziło nawet do rękoczynów. Dziewczyny zaczęły się mnie bać, a chłopcom coraz bardziej imponowałam. Gdy byłam bardziej pewna siebie, zmieniłam także swoje podejście do życia, ubioru i stylu bycia. Stawałam się coraz bardziej kobieca. Starsi koledzy nie traktowali mnie już jak kumpla, ale jak dziewczynę… Podrywali mnie, zapraszali na imprezy… Uwielbiałam ten ich wzrok gdy przechodzę obok nich, te wytrzeszczone gały, to onieśmielające pożądanie. Korzystałam z każdej danej mi okazji by zmienić chłopaka. W gruncie rzeczy zmieniałam ich jak rękawiczki. Jednak w głębi serca nadal byłam nieśmiała, ale nie chciałam by ktoś to zauważył. Mimo, iż spędzałam dużo czasu poza domem, potrafiłam pogodzić to z nauką. Miałam świetne oceny, byłam wygadana i szybko łapałam wszystkie tematy… Gdybym nie popadła w złe towarzystwo, możliwe, że nie miałabym problemów z policją i kuratorem…

Wszystko zaczęło się gdy poznałam Gośkę i Witka. Szlajałam się z nimi po wiosce do późnego wieczora, a rodzicom usprawiedliwiałam się, że udzielałam komuś korepetycji albo pomagałam koleżankom w lekcjach. Oni ufali mi bezgranicznie i nigdy nie sprawdzili co robie. Myśleli, że skoro tak dobrze się uczę to warto to wykorzystać i pomóc innym. Wierzyli w każde moje słowo, a ja tak naprawdę piłam piwa na przystankach, paliłam papierosy albo jeździłam z nieznajomymi na imprezy. Korzystałam z każdej okazji by tylko się pobawić i odreagować. Gdy tak teraz pomyślę o tym wszystkim to zrzucam winę na Gosię i Witka, ale tak naprawdę to była tylko i wyłącznie moja winna. Chciałam poczuć smak ryzyka… I spełniłam swoje oczekiwania gdy zapoznałam się z Romkiem. Był wysokim brunetem o niebieskich oczach. Okazał mi sympatie już w pierwszej chwili gdy mnie spotkał. Jego niezwykła kultura, szarmanckość i sposób mówienia zrobiły na mnie duże wrażenie. Po kilku dniach staliśmy się parą. Dzwonił do mnie co godzinę, pisał słodkie smsy, był bardzo zazdrosny, najważniejsze, że dla mnie zdolny do wszystkiego. Spełniał każdą moją zachciankę, dawał różnorakie dowody miłości, przez niecały miesiąc oświadczył mi się  
11 razy. Robił to tak romantycznie i z takim przekonaniem, że ciężko było go nie kochać. Mimo mojego młodego wieku planowaliśmy przyszłość, dzieci, ślub. Wydawałoby się, że wszystko było dopięte na ostatni guzik. Zachowywaliśmy się jak stare, dobre małżeństwo z kilkunastoletnim stażem. Nie było dla nas żadnych przeszkód, żadnych granic. Myśleliśmy, że nie potrafimy bez siebie żyć, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Mimo wszystko moi rodzice nie przepadali za Romkiem. Nie chętnie pozwalali mi jeździć do niego do domu…  
Na początku naszego związku nie jedna dziewczyna z gimnazjum mówiła mi, że Romek jest babiarzem, że jest niegodny mojego zainteresowania… Z czasem jednak byłam coraz bardziej zakochana. Nie zabraniał mi pić i palić, wprost przeciwnie sam mnie do tego namawiał i robił to razem ze mną. Był ode mnie starszy o 3 lata i jak się później okazało zależało mu tylko na jednym. Wymagał coraz więcej. Gdy zaczęłam się stawiać robił mi awantury. Jednak wszystko kończyło się dobrze, zawsze dochodziliśmy do porozumienia. Nie widziałam w tym, nic złego, tłumaczyłam to sobie bardzo różnie.  
- To taki wiek- mówiła sama do siebie.
- Przecież to normalne, że czasami się kłócimy. Pamiętaj, że przeciwieństwa się przyciągają- Romek próbował mnie udobruchać i zawsze mu się to udawało… Nie potrafiłam się do niego nie odzywać albo mu nie wybaczyć. W końcu jako prezent na walentynki w piątek oddałam mu sie... Swoją miłość... Ciało... Cnote... Dałam mu wszystko co miałam do zaoferowania... był zachwycony, chyba tylko o to mu chodziło...Minęło pięć dni...A on dawał mi do zrozumienia ze nie ma czasu ze mna nawet rozmawiać...aż do chwili...
W środę wieczorem zadzwonił mój telefon. Dostałam smsa od jakiegoś nieznanego mi numeru. Rysiek, bo tak się przedstawił, napisał mi, że Romek mnie zdradza … Na początku nie wierzyłam, może nie chciałam wierzyć… Rysiek dał mi numer do dziewczyny z którą Romek się spotykał. Jak się później okazało ta dziewczyna wszystko potwierdziła. Umówiłyśmy się, że w niedziele spotkamy się w Lądku koło wiaduktu. Jola, bo tak miała na imię, oznajmiła mi, że przyjdzie z Romkiem. W tamtym momencie wszystko stało się dla mnie jasne… Mój chłopak okłamywał mnie od niedzieli. Faktycznie pracował we Wrocławiu, ale wykręcał mi się przez telefon, że nie przyjedzie na weekend ponieważ chce się pokazać w nowej pracy z jak najlepszej strony. W sumie przyznałam mu racje, ale już wtedy wiedziałam, że przyjedzie w niedziele ale nie do mnie tylko do Joli. Przez całe trzy dni myślał, że o niczym nie wiem, że niczego się nie domyślam. Jednak bardzo się pomylił. Umówiłam się z najbliższymi przyjaciółmi, opowiadając im o wszystkim, że w dzień niespodziewanego spotkania z Romkiem pojedziemy na pizze do Lądka i tak zrobiliśmy. Na ten wieczór psychicznie nastawiałam się kilka dni, ale i tak w momencie kulminacyjnym nerwy mi pościły.

Staliśmy pod wiaduktem udając, że czekamy na transport do domu. Niespokojnie stąpając z nogi na nogę czekałam i modliłam się, żeby Jola i Rysiek nie mieli racji i próbowali mnie tylko skłócić z Romkiem. Gdy po chwili spojrzałam w prawo zobaczyłam z daleka idącą parę. Trzymali się za ręce i rozmawiali. Romek poznał mnie bardzo szybko, ja jego jeszcze szybciej. Łzy zakręciły mi się w oczach. Z trudem powstrzymywałam się od płaczu. Gdy byli jakieś 5 metrów ode mnie, Romek spuścił tylko głowę, ale nie puścił ręki dziewczyny. dopiero gdy zaczęłam krzyczeć to zrobił. Jola poszła do moich przyjaciół a ten frajer robił tylko uniki przed moimi uderzeniami. W końcu nie wytrzymałam i rozpłakałam się na dobre. Ze strony Romka nie było żadnego wytłumaczenia, nie powiedział nawet słowa. Po chwili moja przyjaciółka uściskała mnie mocno i odciągnęła od niego. Cała roztrzęsiona wsiadłam do auta. Mój szwagier, który o wszystkim wiedział widząc moje łzy zapytał tylko gdzie może znaleźć Romka i pojechał go szukać. Nie chciałam żeby to robił, ale on mnie nie słuchał. Zatrzymał auto pod małą knajpką niedaleko całego zdarzenia, wysiadł z auta i wszedł do baru. Wszyscy pobiegli za nim, ja zostałam. Romek przestraszony wyszedł z baru… Przez zamknięte drzwi auta kompletnie nic nie słyszałam. Bałam się tylko by Daniel mój szwagier nie zrobił mu krzywdy. Jednak nie był na tyle głupi postraszył go tylko… Gdy wysiadłam z samochodu, bardzo zdenerwowana nastała cisza. Jednak mój donośny i głośny krzyk szybko ją przewał.

- Jak mogłeś być takim oszustem!? Mogłam Ci dać wszystko, mogłeś mieć wszystko, a jednak zdecydowałeś się na zdradę i teraz nie będziesz miał nic. Nienawidzę Cię mimo iż jeszcze kilka minut temu tak bardzo Cię kochałam. Wystarczyło powiedzieć „ Sorki nie jesteś taka jakiej szukam. Poznałem kogoś innego i nie chce już z Tobą być”… Czy to było dla Ciebie takie trudne?! Dlaczego nie masz odwagi popatrzeć mi w oczy? Nie udawaj skruchy bo wiem, że wcale tego nie żałujesz. – krzyczałam. Po chwili Agnieszka, moja przyjaciółka próbowała mnie odciągnąć. W nerwach lekko ją odepchnęłam.
- Jesteś dla mnie nikim! – dodałam i uderzyłam go z całej siły w twarz. Obróciłam się na pięcie i wsiadłam do auta. Mój szwagier pogadał z nim jeszcze chwile i pojechaliśmy do domu. Przez całą drogę nie mogłam się uspokoić. Gdy tylko weszłam do swojego pokoju położyłam się na łóżku i płakałam do momentu aż zasnęłam ze zmęczenia. Rano nie poszłam do szkoły. Gdy się obudziłam nikogo nie było. Wszyscy byli w pracy… Zostałam sama w domu. Przez głowę przelatywało mi milion myśli. W pewnym momencie wstałam, zeszłam do łazienki i połknęłam całą garść tabletek… Pamiętam tylko, że strasznie płakałam, a po chwili urwał mi się film…
Obudziłam się dopiero w szpitalu. Jak się później okazało, gdyby moja siostra nie wróciła do domu bo zapomniała wziąć telefonu możliwe, że teraz bym nie żyła. Dziękuje Bogu, że tak się wszystko skończyło. Jednak po pewnym czasie zaczęłam pić i to w dużych ilościach. Nie chodziłam do szkoły, sama sobie pisałam usprawiedliwienia. Z czasem miałam takie zaległości, że nie warto już było wracać do szkoły. Spadłam na samo dno… Rodzice późno zorientowali się, że cos jest nie tak, ale pomogli mi pokonać nałóg, zaczęłam normalnie funkcjonować.
Zrozumiałam, że nie jest warty mojego życia i moich łez. Ten facet nie jest warty nikogo. Teraz to wiem, ale kiedyś zdolna byłam oddać za niego życie… Nie potrafiłam bez niego żyć. Zapytacie na pewno czy to wszystko ma sens… Otóż ma… Jestem żywym przykładem tego, że w młodzieńcze związki nie warto się za bardzo angażować, nie można do końca wierzyć w każde słowo swojej drugiej połowy.  

Ciężkie jest życie nastolatki... mam 18 lat... minęły już 2 lata... a ja mimo wielu związków, dalej o nim myślę...Nie wiem czy przetrwam... nie wiem czy kogoś pokocham... to takie trudne...=(

~Paula...

opublikował opowiadanie w kategorii miłość, użył 2116 słów i 11625 znaków.

Dodaj komentarz