Nieszczęśliwa 3

Weszła do świątyni usiadła w jedną z ławek. Zaczęła mówić różaniec a za koraliki służyły jej palce. Zamknęła oczy i dostatecznie oddała się modlitwie. Kiedy z odrętwienia wybudził ją męski głos, głos bardzo znajomy:
-Przepraszam, że przeszkadzam.  
Lena otworzyła oczy i spojrzała na nieznajomego.  
- Ohh. . to pani. Co za zrządzenie Boże. Znów przerywam pani w rozważaniach. Bardzo przepraszam, ale zamykamy już kościół - tłumaczył się ksiądz-Nazywam się ks. Dominik.  
- Szczęść Boże. Bardzo przepraszam. Straciłam rachubę czasu. Mam na imię Lena. Strasznie mi wstyd za ostatni wybryk - usprawiedliwiała się.  
- Każdy musi znaleźć swoją drogę w życiu. Nie ma się czego wstydzić- pocieszał kobietę duchowny.  
- Mój mąż ma białaczkę. Nie wierzę, że wyzdrowieje dlatego szukam wsparcia. Ze łzami w oczach wyznała kobieta.  
Po długiej konwersacji rozstali się i każdy poszedł w swoją stronę. Od tamtego czasu Lena po każdych odwiedzinach swojego męża w szpitalu wstępowała do kościoła.  
     Po męczącej chemioterapii mąż Leny mógł wyjść ze szpitala. Choć leczenie nie dobiegło końca małżeństwo było dobrej myśli. Po powrocie do domu Artur postanowił naprawić wszystkie swoje błędy i wynagrodzić Lenie wszelkie krzywdy. W każdą sobotę wstawał wcześnie rano i przyrządzał Lenie śniadanie, parzył kawę i wlewał ją do kubeczka wykonując na piance serce. Później, tak jak to robił przed ślubem, zabierał ją na pikniki. W miejsce daleko oddalone od ich miasta. Lena nigdy w pełni nie mogła nacieszyć się widokiem zapierającym dech w piersiach. Mąż zawoził kobietę na polane znajdującą się na urwisku. Siedząc na nakryciu małżeństwo widziało rozciągające się jezioro i linię horyzontu, za którą skrywało się zachodzące słońce. Położyli się na kocu rozłożonym na zielonej, bujnej trawie i cieszyli się swoją obecnością. Lena poczuła się sobą, w końcu mogła być zupełnie sobą. Pogłaskała Artura po łysej głowie i pocałowała go. Pocałowała go bardzo mocno, namiętnie, tak jakby był to ich ostatni pocałunek w życiu. Rozmawiali bardzo dużo, nie tylko o swojej pracy i interesach, ale też o planach na przyszłość. Planowali założyć rodzinę i kupić psa. Obiecali sobie, że zmienią wystrój salonu z eleganckiego na bardziej przytulny i rodzinny.          
        Minęło kilka dni od ostatniej wyprawy. Lena obudziła się i spojrzała na zegarek, wybijała szósta. Przetarła oczy i przewróciła się na drugi bok. Wtedy miała przed oczami twarz swojego ukochanego oświetlaną smugami promieni przeciskającymi się między listewkami brązowej rolety zawieszonej na oknie sypialni. Pogłaskała męża po policzku, uśmiechnęła się i wstała. Założyła mięciutki, puchaty szlafrok i zeszła skocznym krokiem brązowymi, krętymi schodami na dól. Podążając lśniącym korytarzem dotarła do kuchni. Nastawiła wodę i wypiła kawę. Idąc do łazienki zajrzała cicho do sypialni. Artur leżał na łóżku zatopiony w rozmyślaniach. Skradła się i pocałowała męża w policzek. Ten złapał ją za biodra i przyciągnął do siebie, tym samym sprawił, że kobieta przewróciła się na łóżko. Po chwili dziewczyna leżała na plecach, a Artur był nad nią. Ujęła jego twarz w dłonie i pocałowała. Mężczyzna wsunął język między rozwarte wargi Leny. Ta szybko zrozumiała do czego dąży partner i dołączyła do ''językowego'' tańca miłości. Pożądanie rosło w partnerach. Byli coraz bardziej spragnieni siebie. Oderwali od siebie swoje rozgrzane, czerwone usta i spojrzeli sobie w oczy. Po kilku sekundach znów złączyli się namiętnym pocałunkiem, który doprowadził do jednego... ...  
       -Ooo... Boże przecież to już za piętnaście siódma- zerwała się i pobiegała do łazienki, nagle zawróciła i przelotnie pocałowała leżącego na łóżku męża- Kurwa noo. . nie zdążę.  
Artur wstał, założył szlafrok i podążył do łazienki śladami kobiety.  
-Ale chyba nie żałujesz, co ?- spojrzał na biorącą prysznic dziewczynę i uśmiechnął się łobuzersko.  
- Nie zadawaj głupich pytań- powiedziała wychodząc z kabiny i uśmiechnęła się do męża - kocham cię.  
-Hahaha, wiem, wiem idź się ubierać, bo nie zdążysz- ponaglił.  
Kręcąc zalotnie pośladkami poszła się ubrać i pomalować.  
      Gdy Lena wyszła do pracy Artur ubrał się i postanowił wybrać się do znajomego, który hodował psy. Miał nadzieje, że kolega Marek pomoże mu spełnić marzenie żony. Dotarł do domu mężczyzny i zapukał. Odezwało się hałaśliwe szczekanie zwierząt. Drzwi otworzyły się i stanął w nich wysoki, postawny mężczyzna o blond włosach.  
-Hej. Pamiętasz mnie? Byłem twoim adwokatem w sprawie o rozwód- z niepewnością powiedział Artur.  
-Cześć. Tak, tak pamiętam-uśmiechnął się serdecznie Marek-wejdź proszę.  
-Wyglądałeś jakbyś mnie nie pamiętał- żartobliwie powiedział Artur wchodząc do mieszkania.  
Kiedy zdjął buty kolega zaprowadził go do kuchni i zaproponował herbatę.  
-Wiesz, bo ja w zasadzie to przyszedłem do ciebie z pewną prośbą- wyznał Artur- trochę mi głupio, bo wcześniej się nie odzywałem, a teraz nagle czegoś od ciebie chcę.  
-Stary, weź przestań. Ty mi pomogłeś !- wypomniał Marek.  
-No, ok skoro tak uważasz. Bo wiesz moja żona chciałaby mieć psa, a z tego co wiem to Ty masz sporą gromadkę. -przedstawił sytuacje mężczyzna- Może miałbyś ochotę sprzedać mi jednego.  
-Przyszedłeś w samą porę, bo kilka miesięcy temu Luna urodziła szczeniaki. Gdyby któryś wpadł ci w oko, haha, to moglibyśmy się dogadać- mówił podekscytowany i szczęśliwy Marek- Tylko martwi mnie to, że Ty nawet nie wiesz jakie ja psy hoduję, haha.  
-Ja się na tym kompletnie nie znam, hahaha- śmiał się z własnego idiotyzmu.  
Po pewnym czasie mężczyźni wstali i poszli do pokoju gdzie w wiklinowym koszu ''mieszkała'' rodzinka labladorów. Marek zaprosił Artura do środka. Ten kucnął przy dzieciątkach i ich mamie. Chwilę tak siedział, patrzył na nie i zrezygnowanym głosem powiedział :
-Nie wiem. Nie mam zielonego pojęcia, którego wybrać. Pomóż mi.  
I wtedy zobaczył malutkiego szczeniaczka siedzącego pod biurkiem. Był dużo mniejszy niż jego biszkoptowi kompani i bardziej nieśmiały, ale urzekł Artura.  
-Wiesz podoba mi się tamten pies-wskazał brodą psa pod biurkiem.  
-Oddała mi go siostra, bo jej suczka urodziła dwa szczeniaczki i zdechła- mówił Marek- Marta zostawiła sobie jednego a mi oddała tego. To york. Jest strasznie dziwny taki smutny i w ogóle.  
Znajomi porozumieli się w sprawie psów i Artur szedł w stronę domu z małym zwiniątkiem w prawej dłoni. Wszedł do domu, zamknął za sobą drzwi i położył psa na kanapie w salonie. W salonie już nie tak eleganckim jak wcześniej. Teraz królował tam kolor fioletowy i brzoskwiniowy, a nie biały. Drewniane a nie elektroniczne ramki na zdjęcia. Mężczyzna poszedł do kuchni włączył radio, w którym grano teraz piosenkę Lisowskiej '' W stronę słońca'' i rozpoczął przygotowywanie obiadokolacji dla swojej żony.  
Po kilku godzinach do domu wróciła Lena, zdjęła buty i czule pocałowała męża na przywitanie.  
-Chodź pokażę ci coś- powiedział podekscytowany Artur i zaprowadził małżonkę do salonu.

Zalesiaczek

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1328 słów i 7479 znaków.

Dodaj komentarz