Nieszczęśliwa 1

Kiedy mąż wrócił do domu w kolejnej brudnej koszuli ze śladami szminki na kołnierzu i pachnący kobiecymi perfumami nie płakała, nie miała na to siły, każda kolejna zdrada była jak sztylet wbijający się w serce ducha ich związku. Ta zdrada była ostatnim sztyletem, bo zabił on, już ledwo dyszącą, więź ich nieporadnego małżeństwa. Kazała mu się wynosić, dała mu na to godzinę i wyszła. Lena szła jedną z alej miejscowego parku. Myślała nad sensem swojego życia, nad zdradami męża i nad tym jak potoczą się jej dalsze losy. Przypomniała sobie jak pięknie im się żyło w czasach narzeczeństwa i w chwilę po ślubie, potem było już tylko gorzej. Lena była piękną kobietą. Wysoka, szczupła brunetka z nienaganną figurą zachwycała wszystkich mężczyzn, a kobiety przyprawiała o białą gorączkę. Zawsze świetny makijaż, modne ubrania i gustownie ułożone długie włosy były przyczyną tego, że sprawiała wrażenie kobiety z klasą, rozważnej, nie lubiącej głośnych imprez i ryzykownych zabaw. Ludzie patrzący na nią mieli racje, lecz Lena miała w sobie coś jeszcze, a była tym nutka niegrzeczności. Pomimo swojego nienagannego wizerunku, który tworzyła przez lata lubiła pić alkohol, bo to on sprawiał, że zapominała o pozorach i robiła to na co faktycznie miała ochotę. Z grupką przyjaciół, z którymi spotykała się na prywatkach paliła trawę, tańczyła, wskakiwała w najlepszych sukienkach do basenu. Robiła rzeczy, na które nie zdecydowałaby się będąc ''sobą''. Po kilku latach nie zmieniła się prawie w ogóle, może trochę posmutniała. Czas był łaskawy dla jej urody, włosy nadal pozostawały brązowe i długie, sylwetka szczupłą rodem z magazynu o modelingu. Postanowiła, że zacznie nowe życie, odnajdzie starych znajomych i stworzy wizerunek na własnych zasadach, a nie taki o jaki prosił ją mąż. Szybszym krokiem ruszyła w stronę centrum miasteczka, gdzie znajdował się kościół i kilka restauracji, w których serwowali świetne wino.                                                                Gdy znalazła się w centralnym miejscu aglomeracji zobaczyła tabuny ludzi, którzy jak zahipnotyzowani podążali w kierunku kościoła. Kobieta zaciekawiona tym co zobaczyła ruszyła za nimi. Fala ludzi doprowadziła ją do wrót, tak dawno nieodwiedzanego przez nią, kościoła. Po otworzeniu drzwi świątyni weszła do środka. Kiedy jej oczy przywykły do ciemności ujrzała w oddali maleńki, tańczący płomyczek oświetlający jakiś przedmiot niebieskim światłem. Zaintrygowana niecodziennym widokiem ruszyła ku cudownemu zjawisku. Podeszła do świecy, podniosła ją i zaczęła oświecać pozostałe części obrazu skrywane przez ciemność. Po dokładnej dedukcji dzieła stwierdziła iż malunek przedstawia Maryję. Blada cera i ciemne szaty świętej kontrastowały ze sobą a grymas pełen smutku i żalu skłaniał do refleksji. Zapatrzona nie usłyszała kroków. Duchowny stał za nią i obserwował jej poczynania z pewnej odległości. Nagle odchrząknął i cicho powiedział:
-Przepraszam, że przeszkadzam, ale czy mogłaby pani usiąść na miejsce, bo chciałbym rozpocząć nabożeństwo. Ludzie są zniecierpliwieni.  
Dopiero wtedy zważyła, że nie jest sama. Stała przy ołtarzu a w prawej ręce trzymała świecę. Kilkaset par oczu wpatrywało się w nią. Zaczerwieniła się, postawiła świece na jej dawne miejsce i ruszyła w stronę wyjścia. Zatrzymał ją głos:
-Nie musi pani wychodzić. Proszę zostać na mszy.  
- Nie, nie ja muszę wracać -odpowiedziała i podążyła szybszym krokiem w kierunku drzwi.  
Kiedy wyszła owinął ją, jakby szalem, ciepły, letni wietrzyk. Wciągnęła powietrze głęboko w płuca i pełna determinacji postanowiła wrócić do domu. Bała się tego, co tam może spotkać. Jej mąż był nieobliczalny. W sytuacjach podbramkowych zasięgał ''rady'' w alkoholu. Idąc do domu zatrzymała się przed witryną sklepu sukien ślubnych. Wróciły wspomnienia jej białej, zaprojektowanej już w dzieciństwie kreacji, wymarzonego pana młodego i samej uroczystości.  
     Pamiętała uczucie fruwających motylków w brzuchu i ten stres przed mówieniem przysięgi małżeńskiej. Wtedy była pewna, że będą wzorem miłości i szacunku dla swoich dzieci a ich uczucie będzie nieskończone. Ona wyobrażała siebie jako babunie z siwymi włosami i buzią pooraną zmarszczkami doświadczenia. On siwy, chucherkowaty, kochający swoją rodzinę pan. Wybitny ogrodnik i utalentowany kuchmistrz. Pamiętała jak ścisnął delikatnie jej dłoń podczas wmarszu do kościoła. Jak po przysiędze małżeńskiej pocałował ją mocno jednak z lekką niepewnością, bo przecież nie byli sami. Zdawało się jej wtedy, że ta bajka, to szczęście będzie trwało wiecznie. Nie wiedziała jaką niespodziankę szykuje los. Przypomniała sobie to skrępowanie podczas pierwszego tańca i pierwszego pocałunku wywołanego piosenką '' Gorzka wódka''. Kochała go, nie widziała świata poza nim, był jedynym ideałem. Widziała łzy spływające po policzkach obu mam ale też i delikatne uśmiechy szczęścia. One też się pomyliły. Tym razem ich matczyna intuicja jednak zawiodła. Przywołała w pamięci oczepiny i ostatni taniec.  
     Nagle ocknęła się, jakby z głębokiego snu. Postanowiła, że musi odreagować i zapomnieć. Wstąpiła do pobliskiej restauracji gdzie często chodziła z Arturem, swoim mężem na romantyczne kolacje tym samym budując wizerunek najszczęśliwszej pary na świecie. Wybrała miejsce najbardziej intymne, oddalone od wścibskich spojrzeń, zaciemnione. Usiadła, wzięła do ręki menu i wybrała jedno z najlepszych win. Podeszła kelnerka. Bardzo ładna dziewczyna: szczupła, ale niska. Po jej zielonych, przymrużonych oczach widać było, że jest zmęczona a praca, którą wykonuje jej nie satysfakcjonuje. Z zamyślenia wyrwały ją słowa:
-Dzień dobry. Czy mogę przyjąć zamówienie?
-Tak, poproszę lampkę wina Dominio de Atuta -uśmiechnęła się z widocznym wymuszeniem- albo nie, poproszę całą butelkę.  
-Dobrze. Czy coś jeszcze?- zapytała kelnerka, która była bardo zdziwiona faktem, iż kobieta zamawia całą butelkę wina.  
-Nie to wszystko -odpowiedziała Lena nie kryjąc już teraz zniecierpliwienia.  
Kiedy kelnerka odeszła kobieta zauważyła dziewczynę kokietującą bogatego pana, wyraźnie od niej starszego. Chwilę później para wyszła trzymając się za ręce. Lena była wyraźnie zniesmaczona sytuacją, której była naocznym świadkiem. Postanowiła się jednak niczym nie przejmować. Kelnerka przyniosła wino i solidnie wypolerowany kieliszek. Mężatka wypiła najpierw jedną lamkę, później drugą, kolejnych już nie liczyła. Oddała się przyjemności. Po kilku godzinach poprosiła o rachunek. Kiedy wychodziła z lokalu jeden z kelnerów zaczepił ją:
- Potrzebuje pani pomocy ?
Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że idzie chwiejnym krokiem.  
- Nie, poradzę sobie - odpowiedziała opryskliwie i wyszła.  
Przed restauracją zamówiła taksówkę i dotarła nią do domu. Pod domem stało auto Artura. Lena czuła, że nie wyniknie z tego nic dobrego.  

To moje pierwsze opowiadanie, które zdecydowałam się udostępnić dlatego proszę o wyrozumiałość. Krytykę potraktuję jako dobrą lekcje.

Zalesiaczek

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1278 słów i 7407 znaków.

2 komentarze

 
  • Flo

    Fajne opowiadanie ;D Zabieram się za następne części .

    5 maj 2013

  • wowowowo

    niesamowite, tej.

    3 lut 2013