Nie mów nic. Kocha się za nic. Nie istnieje żaden powód do miłości.

Nie wiedziałem, że zimny i deszczowy październikowy wieczór może być tak piękny. Nie wiedziałem, że ponury, szary dzień wydarty z codzienności może być przykładem tego, że każdy z nas potrzebuje drugiej osoby, by nauczyć się dostrzegać szczegóły życia, czyniące je tak niesamowitym.  
W dzisiejszym świecie przyjęło się, że nie należy się przywiązywać – do ludzi, miejsc, rzeczy… Jednak gdyby nie to, to jaki sens miałoby nasze istnienie? Tęsknota pozwala nam zrozumieć co, to tak naprawdę czujemy. Bez niej nie potrafilibyśmy docenić tego, co mamy.  
Tęsknie za przerwami wakacyjnymi, w których spędzaliśmy ze sobą cały czas. Mieszkała kilka domów obok. Codziennie wychodziliśmy na łąkę, by poszukać żab lub ot tak – popatrzeć się na ospale płynącą rzekę. Potrafiliśmy milczeć godzinami. Uwielbiałem te chwile. Czasem dochodzę do wniosku, że brzmi to jak kiepska powieść romantyczna, ale naprawdę tak było.  
W historii naszej znajomości miewaliśmy różne momenty. Bywały okresy ciepłe i słoneczne, ale nie zabrakło też tych burzowych i mroźnych. Zawsze wiedziałem, ze uda nam się wyjść z kłopotów. Zawsze miałem pewność, że znajdziemy jakieś wyjście. Okazało się, że dużo ciężej przetrwać w świecie znienawidzonych dorosłych, do którego tak niespodziewanie wstąpiliśmy. Pomysł wspólnego zamieszkania wziął się znikąd. Mieliśmy po dziewiętnaście lat, ale znaliśmy się od zawsze. Wspólne poranki, wieczory – przepełniała nas perspektywa takiego życia. Myśl, że mógłbym być przy niej bez przerwy napawała mnie ogromną radością.  
Poszukiwania kąta dla siebie przerwała dramatyczna wiadomość. Jej babcia, pełniąca rolę mamy, taty i reszty rodziny, trafiła do szpitala. Po kilku dniach staruszka zmarła, co okazało się ogromnym ciosem zarówno dla mnie, jak i dla niej. Pamiętam zapach świeżego ciasta, przygotowanego przez babcię. Wszystkie te pozytywne wspomnienia potęgowały ranę, która nie umiała się zabliźnić.  
Wyprowadzka stała się pewnikiem. Sprzedaż jej domu pozwoliła nam na zebranie dość dużej sumy. Małe, ale przytulne i co najważniejsze – nasze – mieszkanie stało się odskocznią. Powoli wkraczaliśmy w świat, w którym liczyły się znajomości i umiejętność robienia przekrętów. Mimo tych wszystkich negatywnych cech współczesności, po powrocie do domu potrafiliśmy zapomnieć o złym. Pracę, szefa i upierdliwych współpracowników zostawialiśmy za drzwiami.  
Tak mijały dni, tygodnie, miesiące. Miałem dwadzieścia trzy lata, gdy dowiedziałem się, że nasza rodzina powiększy się o jednego domownika. Ten dzień, mogę zaliczyć do jednego z najszczęśliwszych w moim życiu. Świadomość, że za jakiś czas po panelach w dużym pokoju maszerować będą dwie małe stópki nie pozwalała skupić się na niczym innym. Godzinami dyskutowaliśmy nad imieniem dla brzdąca. Wszystko układało się tak pięknie.  
Tamtego dnia, gdy wstawałem rano do pracy, nie wiedziałem, że od dziś zmieni się całe moje życie. Nie miałem pojęcia, że wszystko co mam, zniknie – pęknie jak bańka mydlana.  
Wychodząc do pracy, jak zwykle pocałowałem ją w całkiem widoczny już brzuch. Spała – nie budziłem jej. Osiem godziny minęło w oczekiwaniu na powrót do domu. Obładowany siatkami z zakupami wchodziłem po schodach. Zaniepokoiło mnie to, że nikt nie zareagował na moje pukanie. Gdy wszedłem w mieszkaniu było cicho. Od razu wiedziałem, ze coś jest nie tak. Łazienka, kuchnia, duży pokój – pusto. W sypialni zobaczyłem najgorszy obraz w moim życiu. Leżała w pidżamie na podłodze. Nie ruszała się. Nie oddychała.  
Karetka przyjechała po kilku minutach. Wszystko działo się tak szybko. Nie powiedzieli mi nic, nie chcieli mnie zabrać ze sobą. Wziąłem najważniejsze rzeczy i po chwili siedziałem w taksówce. Łzy same ciekły mi po policzkach, a ręce odmawiały posłuszeństwa.  
Czekałem godzinę, dwie, czy dzień – nie wiem. Nie miałem nikogo, do kogo mógłbym zadzwonić. Na świecie ona była jedyną osobą, na której mi zależało. A teraz właśnie ta najważniejsza dla mnie osoba walczy o życie. Może gdybym nie poszedł do pracy, gdybym został – wszystko byłoby inne.  
Doskonale pamiętałem każdą chwilę, spędzoną z nią. Uczyłem ją jeździć na rowerze, pływać, wspinać się po drzewach. Ona nauczyła mnie jednak czegoś ważniejszego – pokazała mi, że każdy dzień jest darem. Każdy kolejny dzień z życia człowieka to sukces. Widziałem w jej oczach radość z możliwości przebywania na tej okrutnej planecie z istotami, które dawno straciły cechy człowieka.  
Korytarz szpitala pustoszał. Musiało robić się coraz później. Nagle na końcu pojawił się lekarz. Wiedziałem, że niesie dla mnie najważniejszą wiadomość w moim życiu. Jego słowa dochodziły do mnie jakby zza mgły. Powoli opadałem na krzesło. Zapamiętałem tylko słowa: Nie żyje, walczymy o dziecko.  
Mała była bardzo słaba, ale zdawało się, że będzie lepiej. Podłączone do aparatur leżało wątłe ciałko. W tym ciałku zawierała się cała moja nadzieja. Nadzieja na to, że uda mi się zbudować wszystko od nowa. Patrzyłem na nią i miałem ochotę krzyczeć – z rozpaczy, z radości, z tego wszystkiego, czego doświadczyłem w życiu. Gdy pielęgniarka zapytała o imię, powiedziałem – Amelia - po mamie.

bumbum567

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 981 słów i 5492 znaków.

1 komentarz

 
  • Morosov

    Piekna i smutna historia.

    25 wrz 2012