''Impossible love'' Rozdział 4

''Impossible love'' Rozdział 4Jego zimne, kościste ręce oplotły się wokół mojej szyi. Spróbowałam się wyrwać, ale był o wiele silniejszy. Czułam na karku jego gorący, śmierdzący zgnilizną oddech. Znowu się szarpnęłam. Moje pole siłowe w postaci miłości osłabło. Wyklęty zaczął pompować we mnie złe emocje. Ogarnęła mnie wściekłość, żal, złość, nienawiść... Same negatywne emocje. W takich warunkach trudno o miłość. Coraz mocniej się szamotałam. Na próżno. Napastnik nagle zajął się ogniem. Pomyślałam, że ktoś przyszedł mi z pomocą, ale nie... to był jego ogień. Płomienie wydobywały się z serca. Przerażona mocno zacisnęłam powieki. W tym momencie przyszedł mi do głowy genialny pomysł. Postanowiłam przenieść się na ziemię, jak głupia wierzyłam, że to mnie przed nim uchroni. Siłą woli przeniosłam się do mojego rodzinnego miasta, a Wyklęty... razem ze mną. Upadliśmy na chodnik. Wokoło tłoczyli się ludzie. Oni nas nie widzieli, ale dzieci i zwierzęta owszem. Spanikowane maluchy płakały i uciekały na wszystkie strony. To samo zrobiły psy, koty i gołębie. Były przerażone. Mój napastnik mocniej zacisnął dłonie na mojej szyi a potem rozwarł usta ukazując dwa rzędy ostrych jak brzytwy zębów. Pochylił się nade mną i chciał ugryźć mnie w szyję, gdy nagle coś go ode mnie oderwało. Ujrzałam oczy Drake'a. Były przepełnione nienawiścią skierowaną w stronę Wyklętego. Rozpoczęła się między nimi walka. Zacisnęłam oczy, nie chciałam na to patrzeć. Nie mogłam na to patrzeć. To było zbyt straszne. Nagle zorientowałam się, że jesteśmy w Wiosce Wyklętych. Co ja tu robię?! Rozejrzałam się wokoło i moją twarz wykrzywił grymas. To miejsce było okropne. Moją uwagę przyciągnęli walczący. Drake wpadł w szał. Podniósł ledwie żywego Wyklętego z ziemi i rzucił nim o ścianę jednego z rozsypujących się domów. Podbiegłam do niego resztkami sił i uwiesiłam się jego ramienia.
- Zabierz mnie stąd- wyszeptałam i popatrzyłam mu błagalnie w oczy. Wyraz jego twarzy nagle się zmienił. Nie był już wściekły. Patrzył na mnie z czułością. Wziął mnie na ręce, a wtedy straciłam kontakt z rzeczywistością. Czy ja ponownie umieram?

Otwarłam oczy i delikatnie przewróciłam się na drugi bok. Leżałam na ziemi obok ogniska przy którym zazwyczaj rozmawiałam z Drakie'm. Chłopaka nie było. Delikatnie wstałam z ziemi i rozejrzałam się wokoło. Wszystko było takie samo jak wcześniej. Pokręciłam głową, to niedorzeczne. Nieopodal rozegrała się bitwa, a gdybym o niej nie wiedziała to pomyślałabym że tutaj nic się nie wydarzyło. Westchnęłam głośno i usiadłam na ziemi. A może to wszystko mi się przywidziało? Nie, na pewno nie... Aż takich urojeń przecież nie mam. Nagle coś poruszyło się w zaroślach. Podskoczyłam przerażona. Po chwili usłyszałam jęk. Ze strachem zaczęłam się zbliżać w tamtą stronę. To coś znowu jęknęło i poruszyło się. Gdybym była żywa, to pewnie dostałabym zawału ze strachu. Uśmiechnęłam się ponuro i podeszłam jeszcze bliżej zarośli i intruza. Gdy go ujrzałam, zamarłam. To był Wyklęty. Patrzył na mnie zbolałymi oczyma, które wyrażały strach i ból. Zaczęłam przeraźliwie krzyczeć, ale on zebrał w sobie jeszcze tyle sił by złapać mnie i zakryć mi usta dłonią.
- Nie krzycz, nic ci nie zrobię. Tylko pomóż mi wydostać się poza bramy Pustkowia.- wyszeptał, a ja byłam tak przerażona, że tylko pokiwałam twierdząco głową. Ostatnio zorientowałam się, że by moje ''miłosne pole siłowe'' zaczęło działać, nie mogą zakłócać go inne emocje. Muszę nauczyć się je wyłączać. Niestety... w tym momencie niewiele mogę zrobić.

Boże... jaka ja jestem głupia. A więc sumując. Kryję się po zaroślach, prowadząc ledwo żywego (czy w moim przypadku i jego zresztą też, to stwierdzenie ma sens??) Wyklętego w stronę bramy. Wszystko byłoby okej, tyle że pomagam swojemu najgorszemu wrogowi. Jestem rąbnięta. Powoli zbliżaliśmy się już do bramy. Ujrzałam stojących obok niej strażników. Za chwilę będzie dzwon na dzienną zmianę więc przez krótką chwilę nikt nie będzie pilnował wrót. Wtedy przeprowadzę intruza na drugą stronę i już nigdy go nie ujrzę. Westchnęłam i zaczaiłam się w zaroślach. Chwilę później usłyszałam dźwięk dzwonu. Strażnicy uśmiechnęli się i odeszli od bramy. Teraz albo nigdy.
- Biegiem!- krzyknęłam do Wyklętego i pociągnęłam go za sobą w stronę bramy. Gdy byliśmy już po drugiej stronie, zorientowałam się, jak wielki błąd popełniłam. Ujrzałam chyba z dziesięciu wpatrzonych we mnie Wyklętych. Rzuciłam się do ucieczki, ale mnie złapali. W co ja się znowu wpakowałam?!
*********************************************************************************
Przepraszam za ta długą nieobecność :/ teraz postaram się dodawać rozdziały regularnie i co najważniejsze częściej ;3

Ivy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 923 słów i 5071 znaków.

5 komentarzy

 
  • ja

    kiedy kolejna czesc?

    20 kwi 2014

  • Kinga

    Pisz dalej PROSZĘ !! Świetne opowiadanie !!

    16 kwi 2014

  • Aneta

    Kiedy następna część ?? :)

    30 mar 2014

  • ;)

    Lekkomyślne posunięcie pójść z Wyklętym ... na ale cóż ... czekam na ciąg dalszy i pozdrawiam ;)

    26 mar 2014

  • nemfer

    Było warto tyle czekać :) szał :D pisz szybciutko kolejną część :D pomyśl o wydaniu opowiadań

    26 mar 2014