Coś za coś

Wracałem z pracy późną nocą. Dlaczego? Bo jestem typowym korposzczurem i taka już jest ta robota. Szedłem chodnikiem, niebo było dziś nad wyraz czyste dzięki czemu dostrzegałem gwiazdy. Lubiłem na nie patrzeć i zawsze je podziwiałem. W końcu dawały światło, wtedy gdy najbardziej go potrzeba, nie oczekując niczego w zamian. Ta ich bezinteresowność mnie fascynowała. Chciałem być taki sam, bo czy tylko materia nieożywiona jest taka? Nie wiedziałem. W końcu nie spotkałem jeszcze nikogo, kto nie chciałby nic za jakąkolwiek pomoc. Pragnąłem się tego dowiedzieć, więc sam za nią niczego nie oczekiwałem. Na razie mi to wychodziło.

Z tymi myślami szedłem dalej przed siebie. W pewnym momencie, gdy byłem już blisko domu, spostrzegłem, że ktoś leży na ziemi. Matka zawsze mi powtarzała, aby pomagać drugiemu człowiekowi, dlatego też czym prędzej podbiegłem do tej osoby. Okazało się, iż była to kobieta. Miała krótkie brunatne włosy. Ubrana była w za duży wełniany sweter, który przypominał worek, postrzępione dżinsy, oraz trampki. Dość specyficzny ubiór jak na kobietę - pomyślałem. Nie rozwodząc się nad tym więcej, szybko sprawdziłem, czy oddycha. Na szczęście oddychała. Musiała stracić przytomność po uderzeniu w głowę, gdyż zauważyłem na niej ślady krwi. Przyglądając się uważniej, dostrzegłem uszkodzone okulary. Odpadł od nich jeden zausznik. Świecąc sobie telefonem, szukałem śrubki. Udało mi się znaleźć ją dość sprawnie. Pewnie będę mógł to naprawić - powiedziałem sam do siebie i schowałem je do swojej teczki. Następnie niewiele myśląc, podniosłem kobietę z ziemi i poszedłem w kierunku swojego domu. W końcu był niedaleko.

Po jakiś pięciu minutach byłem na miejscu. Wszedłem do środka, nawet się nie rozbierając, zapaliłem światło i położyłem delikatnie dziewczynę na kanapie w salonie. Sam udałem się po apteczkę. Jak to dobrze, że jednak ją kupiłem. Z początku nie chciałem tego robić, bo w końcu mieszkam sam, więc co może się stać? No, a teraz jak znalazł. Po chwili wróciłem i sprawnie opatrzyłem jej ranę. Jednak na coś się przydał, ten niedawno zorganizowany w pracy kurs pierwszej pomocy.  - pomyślałem. Rana na szczęście nie była głęboka, więc nie wymagała szycia. Po całej procedurze zostawiłem ją w spokoju, do czasu aż się obudzi. Ja natomiast wyjąłem okulary ze swojej teczki, usiadłem przy stole i zająłem się ich naprawą.

Kurczę, przecież ona z pewnością będzie chciała się odwdzięczyć za pomoc - dumałem. Że też wcześniej o tym nie pomyślałem. Przez to mój plan może nie wypalić. Nie, nie, nie! Co by nie mówiła, jakby nie prosiła, nie mogę się na to zgodzić. Chcę udowodnić, że człowiek również może być całkowicie bezinteresowny, więc muszę być czujny. Obronię się przed każdym atakiem, nieważnie w jakiej postaci.
Z zadumy wyrwało mnie pojękiwanie kobiety. Najwidoczniej w końcu się budziła. Jako że naprawa zakończyła się sukcesem, wziąłem krzesło i usiadłem obok niej.
Otworzyła oczy i od razu je zmrużyła. Najwidoczniej miała sporą wadę wzroku.
- Proszę - powiedziałem zakładając okulary na jej zgrabny nosek.
Wzdrygnęła się, ale nie protestowała. Wyglądała jak przestraszony ptaszek.
- Kim jesteś? Co się stało? - spytała słabym głosem.
- Spokojnie, spokojnie - powiedziałem łagodnie. - Jestem Janek. Leżałaś na ziemi niedaleko mojego domu. Musiałaś upaść i rozbić sobie głowę, przez co straciłaś przytomność. Dlatego przyniosłem cię do domu i opatrzyłem.
Gdy to powiedziałem, instynktownie dotknęła swojej głowy i skrzywiła się z bólu. Najwidoczniej impuls nerwowy musiał ją pobudzić, bo zaraz powiedziała:
- Nie powinieneś tego robić.
- Czego? - spytałem.
- Pomagać mi - odpowiedziała.
- A to niby dlaczego?
- Bo jestem sukkubem - powiedziała po prostu.
- Że niby czym?
- Sukkubem, no wiesz, piekielnym demonem.
- Taaa, a ja jestem Krzysztof Krawczyk.
- Nie żartuj sobie - rzekła i żachnęła się.
- Dobra, słuchaj, nadal nie odpowiedziałaś mi na moje pytanie.
- Jakie? - spytała, jakby rzeczywiście nie pamiętała. Chyba musiała się nieźle uderzyć w głowę - pomyślałem.
- Dlaczego mam ci nie pomagać?
- Ech, to ty chyba miałeś niedawno bliskie spotkanie z chodnikiem. Nie możesz, bo przecież jestem demonem z piekła. No, a to chyba normalne, że ludzie im nie pomagają?
- Pff, co tam jakieś piekło, czy niebo. Matka mi zawsze powtarzała, aby pomagać, więc nie ma dla mnie różnicy, czy to człowiek, czy też demon - powiedziałem pewnie.
- Doprawdy? - spytała.
- Tak - odparłem.
- Skoro tak mówisz, to chyba nadal mi nie wierzysz?
- No jakoś nie za bardzo.
Gdy tylko to powiedziałem, dziewczyna wstała. Nagle znikąd pojawiły się płomienie, które objęły całą jej osobę. Po chwili zniknęły i nie było już śladu po jej dawnym wyglądzie i ubraniach. Rana na głowie również zniknęła. Nie mogłem uwierzyć, w to co widzę. Stała przede mną wysoka kobieta z długimi czarnymi jak węgiel włosami. Najwidoczniej nie potrzebowała już okularów, gdyż one również zniknęły. Miała na sobie skąpy strój, który doskonale uwydatniał i podkreślał jej kobiece kształty. Dostrzegłem, że one również uległy metamorfozie. Ktoś mógłby pomyśleć, że to zwyczajna dziewczyna, jednak na głowie miała parę rogów, a z kości ogonowej wyrastał ponad dwumetrowy ogon. Stałem jak wryty. W jej szkarłatnych oczach widać było iskry, a na twarzy malował się triumf.
- Teraz mi wierzysz? - spytała dumnie.
- Tak - odparłem tylko.
Chyba jej charakter również się zmienił, bo po chwili usłyszałem:
- Spodobałeś mi się.
- Co? Dlaczego? - spytałem jak głupi.
- Bo pomogłeś mi, choć nie powinieneś. Należy ci się za to nagroda - rzekła i spojrzała na mnie wymownie.
Tego się obawiałem, że będzie chciała mi podziękować. Muszę być twardy i się nie dać.
- Dziękuję, ale nie potrzebuję nagrody.
- Ale jak to? To bardzo miła nagroda - powiedziała, akcentując przedostatnie słowo.
- Normalnie, pomagam bezinteresownie, więc nic od ciebie nie chcę.
- Bezinteresownie? - szepnęła, mrucząc - Co za dziwne podejście.
W jej oczach pojawił się ogień. O co jej chodzi? Podniecała się czy jak? - pytałem sam siebie.
- Może i dziwne, ale nic nie zmieni mojego postanowienia.
- Nic? Jesteś pewny?
- Tak, twardo stoję przy swoim.
W jej oczach pojawił się błysk. Oblizała usta.
- Zaraz się przekonamy, jak jesteś twardy, gdy otrzymasz nagrodę.
Użyła swojego ogona i złapała mnie w pasie. Próbowałem się wyrwać, lecz na próżno.
- Ej, co robisz kobieto?! - krzyknąłem.
- Ciii...
Przyciągnęła mnie do siebie i dziko pocałowała. Protestowałem, ale to jej nie powstrzymało, wręcz przeciwnie jeszcze bardziej pobudzało.
- Ale moja... bezinteresowność. Moje postanowienie...
Nasze wargi się rozdzieliły.
- Ona jest przereklamowana - powiedziała tylko i nasze usta na powrót się złączyły.
Trwało to jeszcze chwile, po czym pchnęła mnie na kanapę. Próbowałem wstać i uciec, lecz na powrót oplotła mnie ogonem.
- Nie uciekniesz mi, mój ty bezinteresowny rycerzu - rzekła jedwabistym głosem. Dosłownie rzuciła się na mnie i rozebrała do naga.
- No popatrz, miałeś rację. Jesteś twardy - rzekła wyraźnie zadowolona.
Próbowałem ją powstrzymać, lecz było już za późno. Czułem się nieziemsko. Byłem na granicy szaleństwa i ekstazy. Traciłem nad sobą panowanie Spojrzała na mnie i już wiedziałem, iż właśnie to było jej celem. Zatraciłem się w tym. Widząc to, sukkub przerwał i zbliżył się do mnie.
To było silniejsze ode mnie. Zacząłem pieścić i całować każdą część jej ciała. Mruczała z zadowolenia. Czułem, że brodawki jędrnych piersi stwardniały. Można było wyczuć w powietrzu jej podniecenie, pożądanie, i o zgrozo moje również. Jednak już się tym nie przejmowałem.
- Teraz się na tobie przejadę - powiedziała dysząc. Sam oddychałem ciężko jak ponaglany do biegu ogier.
Trwało to dobrych kilkanaście minut. Skąd ona ma tyle energii - pomyślałem. Ja tu zaraz padnę, a ona nie przerywa. W końcu, gdy odczuliśmy skurcze w okolicach bioder i lędźwi sukkub padł na mnie. Było po wszystkim.

Leżeliśmy tak przez jakiś czas, a ona patrzyła na mnie z tym swoim lubieżnym uśmiechem.
- Jesteś przepyszny - zamruczała i oblizała wargi.
- Dajże spokój babo, ty demonie! Coś narobiła! Niech mi Bóg wybaczy! - krzyczałem.
- Co się dąsasz? Źle ci było - spytała.
Odwróciłem wzrok, zawstydzony.
- No, no? Słucham? - dopytywała, śmiejąc się przy tym.
Zwlekałem z odpowiedzią, ale nie mogłem zaprzeczać rzeczywistości i faktom.
- Nie... - wybąkałem.
- O swoje postanowienie nie musisz się martwić - rzekła.
- Jak to?
- Normalnie. Bóg ci wybaczy.
- Ale przecież to cośmy tu zrobili, no w głowie się nie mieści - zaprotestowałem.
- Ech, ty mój głupiutki rycerzyku. Seks to normalna rzecz dla ludzi, a zwłaszcza dla sukkubów. Poza tym, gdyby Bóg tego nie chciał, to by takich nas nie stworzył.
- No, a moja bezinteresowność? Co z nią? - pytałem rozpaczliwie.
- Jak ci już mówiłam, jest przereklamowana.
- O czym ty mówisz?
- Ano o tym, że nawet sam Bóg nie jest bezinteresowny. Przecież pomaga, ale w zamian oczekuje modlitwy i miłości. Jeśli on taki nie jest, to nikt nie może być. W ogóle nie ma czegoś takiego. Po prostu, gdy czynisz dobro, ono do ciebie wraca, tak samo ze złem, więc nawet jeśli wydaje ci się, że niczego za to nie wziąłeś, to i tak coś otrzymujesz. Tak to działa mój drogi, a teraz, chodź do mnie, bo zgłodniałam - powiedziała, mrucząc mi do ucha.

Tamtego dnia pojąłem, że nie chcę już być jak gwiazdy, bo nawet one coś mają za to, iż świecą...

Życie.

                                                                                                                                                                                                             Shogun

Shogun

opublikował opowiadanie w kategorii miłość i inne, użył 1916 słów i 10004 znaków. Tagi: #miłość #erotyka #śmieszne

Dodaj komentarz