Coś co się traci

Niczym zamglone obrazy, przemijają w mej pamięci wspomnienia. Najpiękniejsze, a jednocześnie najokrutniejsze...."Kocham Cię" te dwa słowa mają w sobie niewyobrażalną moc i siłę, która potrafi czynić cuda...Potrafi nas "unieść" ponad ziemię, a jednocześnie tnie niczym nóż. Tych uczuć nigdy się chyba nie zapomina...

Był kwietniowy chłodny dzień,  promienie słońca nieśmiało przebijały się przez warstwę ciężkich chmur, stałeś i obejmowałeś mnie....Niebo - nawet to określenie nie potrafiło wyrazić uczuć, których w sobie nosiłam. Jak wspaniale było budzić się się obok Ciebie, czuć Twój oddech i dłonie na moim ciele. Czy kiedykolwiek doceniałeś to co Tobie "oddałam"? Co poświęciłam? Widziałam W Twoich oczach żar.....ale ukrywałeś to w sobie tak głęboko. Gdy wracam  wspomnieniami to tych chwil niczego już nie jestem pewna...czy byłam naiwną idiotka wierząc w Twoje słowa, czy były one prawdziwe, czy byłam "chwilą" do zaspokojenia Twoich egoistycznych potrzeb. Pewnie nigdy już się tego nie dowiem, nawet nie chce....nie chce patrzeć na Ciebie, i słyszeć ani jednego słowa płynącego z Twoich ust, które niegdyś tak namiętnie całowały mnie...

Wiosna, lato, jesień, zima to był rok, który przeżyłam jak w bajce, nie mogłam uwierzyć w szczęście jakie mnie spotkało, bo moim Szczęściem byłeś Ty! Przecież tyle razy Ci o tym mówiłam...może zbyt często? Tak o mnie dbałeś, troszczyłeś się, Twoje ramiona były takim ukojeniem, azylem, który chronił przed wszystkim co złe. Miałeś piękne ramiona...Znałeś mnie tak dobrze, niczym obrazy, które zawsze wisiały w Twoim pokoju. Potrafiłeś wywołać na moich ustach najszczerszy śmiech, najczystszą radość, niczym niezakłamaną ufność, która była dla mnie tak oczywista....Miałam w sobie tyle energii, sił, dobroci, czułości - wszystko skrzętnie ukrywane i oddawane jedynie Tobie.

Kolejna wiosna, lato, jesień....telefon dzwoni - wiedziałam, ze to Ty, uśmiechałam się na samą myśl, że choć przez chwile usłyszę Twój głos
- Witaj Kochanie!
- Cześć Skarbie!
- Coś się stało..?
- Dlaczego pytasz...?
- Przecież wiesz, pisałeś o poważnej rozmowie nie wiem co się stało...Kiedy przyjedziesz? Już nie mogę się doczekać, aż zakończysz wojsko
- Skarbie....
- Tak...?
- Nie zobaczymy się jak wyjdę z wojska
- DLACZEGO...? głos wyrażający zdziwienie, zaskoczenie i rozpacz jednocześnie
- Nie mogę Cię ograniczać, musisz skończyć studia, nie jestem wart tego wszystkiego co od Ciebie dostaje, nie zasługuje....gdy wyjdę do cywila wyjeżdżam...
- cisza......
- Kochanie jesteś...?
- Po dwóch latach jesteś mi w stanie powiedzieć tylko tyle???!!! podaj prawdziwy powód, przynajmniej w tych ostatnich słowach nie okłamuj mnie, skoro już podjąłeś decyzje!
-Kochanie nie płacz, proszę Cię...
- Jak mam do cholery nie płakać!? Powiedz gdzie chcesz wyjechać jeśli to coś tak ważnego wiesz, że pojadę z Tobą, pojedziemy razem
- Nie, nie możemy tak zrobić
- Podaj prawdziwy powód, co się stało?
- Mówię prawdę
- Kłamiesz!!!
- Tak będzie najlepiej
- Widocznie w ogóle mnie nie znasz skoro tak mówisz
- Pamiętaj, że zawsze będziesz mogła na mnie liczyć, gdyby coś się działo...
- Nie musisz się nade mną litować dam sobie rade
- Pamiętaj o mnie...
- Więc to koniec...
- Pa Słoneczko

Telefon umilkł...cała "bajka" zakończyła się w kilku niezrozumiałych słowach... jedno pytanie w głowie "Jak ja mam żyć bez Ciebie"? Nic nie wydawało mi się wartościowe, nic już nie miało sensu...Studiowałam żeby razem wyjechać, razem rozpocząć wspólne życie...jaką wartość miało to wtedy dla Ciebie? Po co były te wszystkie plany? Dlaczego chciałeś  się ze mną zaręczyć?dlaczego, dlaczego, dlaczego...Wiedziałeś co robisz wtedy, byłeś daleko, nie musiałeś odpowiadać na te wszystkie pytania, patrzeć jak się nad Tobą litują nic nie rozumiejąc...Najtrudniejsze było spotkanie z Twoimi rodzicami...

- Co się stało? zapytała Twoja mama...
- Nie wiem...łzy same zaczęły napływać i niebezpiecznie piec pod powiekami, a ja nie mogłam się rozpłakać , nie przed nią
- Znowu zrobił coś głupiego prawda?- zapytała delikatnie
- Zaprzeczyłam ruchem głowy, sama nie wiem dlaczego...już nie mogłam..
- Przykro mi...
- Przepraszam, ale muszę już iść...Do widzenia

Bardzo lubiłam Twoich rodziców i nadal wspominam ich bardzo ciepło, zresztą tak jak oni mnie, ale w tamtym momencie nie byłam w stanie z nimi rozmawiać.Wyszłam tak szybko jak tylko mogłam. Wolałam zamknąć się w pokoju i wspominać, wspominać, wspominać....Żałowałam, że Cię poznałam, że otworzyłam się przed Tobą, że oddałam wszystko co miałam...Nie mogłam uwierzyć "Jak to możliwe?" pytałam sama siebie. jeszcze dzień przed tym planowaliśmy wspólne życie, a teraz...pustka tak ciężka do przezwyciężenia, że odczuwa się niemal namacalny fizyczny ból. Kolejne dni były ciągłym rozmyślaniem, powracaniem do wspomnień i każdego słowa, które mi powiedziałeś, nie uwierzyłam Ci, bo jak mogłam uwierzyć w to, że zostawiasz mnie dla mojego dobra?Przecież to niedorzeczne! Ile ja bym dała, aby znów móc poczuć Twój zapach, Twoje ramiona, ciepło Twojej osoby, nie musiał byś nic mówić, wystarczyłoby mi po prostu abyś był...Nie powinnam tego robić, ale ciągle miałam nadzieje, ze jednak to jakieś koszmarne nieporozumienie, nie powinnam ...Nie powinnam o Tobie rozmyślać, ani pozwolić na to, żebyś znów na chwile wdarł się do mojego życia i ponownie zabrał cząstkę mnie.

Śnieg, chłód i lód- pogoda najlepiej odzwierciedlała moje uczucia, chociaż....czy ja w ogóle czułam wtedy cokolwiek? Przypadek chciał, że spotkałam Cię, przyjechałeś na przepustkę....w jednej chwili serce zaczęło bić tak szybko jakby chciało wyskoczyć, oczy zaszły mgłą i wilgocią " Tylko nie płacz"-na tym skupiałam swoje myśli...
- Cześć
- (a więc jesteś w stanie tylko tyle mi powiedzieć- pomyślałam)Cześć
- Jak się masz?
- (koszmarnie, czy Ty tego nie widzisz!?) a jakoś powoli leci, sesja się zbliża przygotowuje się do egzaminów
- (uśmiechnął się) Zawsze byłaś zdolna i ambitna na pewno świetnie sobie z tym poradzisz, jak zawsze
- (prawda jest taka, że w ogóle sobie nie radze, nie robię nic, nie mam siły skupić się na czymkolwiek) tak na pewno jakoś dam rade, mam teraz na to wiele czasu

Dłuższa chwila milczenia...

- (nie powinnam tego robić, ale możliwość przeżycia z Tobą kilku chwil była zbyt silna) Mogę mieć do Ciebie prośbę ? - zapytałam
- Oczywiście, że tak przecież wiesz....o co chodzi?
- Wytłumacz mi proszę, dlaczego tak musiało się stać? nienawidzę kłamstw, brzydzę się nim dobrze o tym wiesz ( chciałam być złośliwa, ale nie wyszło mi...)
- Chodźmy na spacer
- Dobrze

I poszliśmy....nie usłyszałam nic nowego, te same słowa, które nadal uważałam za kłamstwa. Dlaczego tak siebie wtedy katowałam? Nie przeszkadzał mi mróz, nie przeszkadzała otaczająca ciemność...W czasie tych kilku godzin, czas minął zdecydowanie za szybko....Rozmawialiśmy tak jak kiedyś, śmialiśmy się  z tych samych dowcipów i historii, które  nam się kiedyś przydarzyły..."Moje ostatnie chwile z Tobą" - tak wtedy myślałam, ale w tym momencie nie żałowałam. Jak to się stało, że nagle znaleźliśmy się u mnie w domu, w moim łóżku? namiętność, pragnienie i tęsknota....wiedziałam, że robię błąd, ale dla zobaczenia w Twoich oczach tego żaru, który zawsze tak przede mną ukrywałeś, tak jakbyś bał się, ze dostrzegę to, że mnie kochasz, a przecież ja o tym wiedziałam - było warto. Jak szaleńcy wyrwani ze snu, wplątani we własne ciała...Czym była dla mnie tamta chwila? wszystkim!

- Wiem jakie decyzje podjąłeś, nie ingeruje, już nie proszę byś je zmienił, ale te chwile zapamiętam do końca życia
- Skarbie Kocham Cię...
- Nie mów tego, ja o tym wiem tym bardziej Cię nie rozumiem, ale to już nie ważne
- Ważne, Ty jesteś ważna, najważniejsza. Nic nie było warte tego, by Cię stracić...

Spoglądałam w Twoje oczy i widziałam w nich taką czułość...Pomimo moich uczuć, które żywiłam do Ciebie, całą ich magię i szczerość zabrałeś mi coś bardzo ważnego: zaufanie i poczucie bezpieczeństwa. Nigdy już nie zdołałeś tego odbudować, czy w ogóle chciałeś? Czy był to dla Ciebie kolejny kaprys do zaspokojenia Twoich egoistycznych potrzeb....Wtedy się nad tym nie zastanawiałam, utonęłam w Twoich ramionach, w Twoich oczach i poddałam się. Kolejne miesiące można nazwać największą słodyczą i goryczą jednocześnie...Próbą odbudowania tego co straciłam przez Ciebie bezpowrotnie. teraz patrząc na to z perspektywy czasu zadaję sobie pytanie. Dlaczego to ja starałam się odbudować to co straciłam przez Ciebie?dla Ciebie tak wiele rzeczy było oczywistych...zbyt oczywistych, byś mógł dostrzec ich głębie. Pierwsze miesiące były bajką, chyba zbyt piękną...Ale wierzyłam w Ciebie....wierzyłam w Nas i nadal nie wyobrażałam sobie życia bez Ciebie...Pomimo kłótni, pomimo braku zrozumienia z Twojej strony, pomimo słowa "przesadzasz", które słyszałam coraz częściej, pomimo obojętności w Twoich słowach i oczach, pomimo krytyki która tak często padała z Twoich ust wobec mojej osoby, braku czasu, pomimo cisów,które zadawałeś, pomimo tego, ze poniżałam się żebrząc o czułość, pomimo tego, iż czułam, że coraz bardziej oddalamy się od siebie - walczyłam! Szkoda, że sama... pomimo awantury, którą urządziłeś mi na weselu po zbyt dużej dawce alkoholu, zresztą nie po raz pierwszy. Pozostawiłeś mnie wtedy samą sobie, zapłakaną, zagubioną, bliską nienawiści do Ciebie, pamiętasz? jaka ja byłam naiwna....Już wtedy podejrzewałam, ze to są nasze ostatnie dni...Czułam to. Ubrałam najpiękniejszą czerwoną sukienkę, najstaranniej dobrałam fryzurę, makijaż te najbardziej próżne rzeczy, o które zawsze starają się kobiety. "Wyglądasz przepięknie"  Nawet dziesiąta uwaga wywołana jakiegoś naszego znajomego nie zrobiła na Tobie wrażenia...Było mi tak przykro, że tego nie zauważyłeś, bo przecież w końcu robiłam to dla Ciebie...Po tej kłótni nie miałam już siły "walczyć" z tym sama...Wypaliłam się, stałam się jak lalka- piękna do zabawy z zewnątrz, ale w środku pusta. Chociaż kosztowało mnie to bardzo wiele, nie miałam siły dłużej ciągnąc tego "wózka" za nas dwoje.Choć oboje zmęczeni, leżeliśmy wygodnie w ciepłym łóżku, ja wcale tego ciepła nie czułam...ale zdecydowałam się, "bądź silna" - powtarzałam sobie....

- Mam dość, nie mam siły rozumiesz? cały czas próbuje rozwiązać  "coś" bo przecież widzę co się dzieje, wszystko się rozpada, a Ty jak zawsze wmawiasz mi, że to ja mam problem. Ja nie jestem z kamienia...Albo zobaczę z powrotem faceta, w którym się zakochałam,zobaczę, ze Tobie również zależy, albo koniec. Ja już po prostu nie daje rady...
- Będzie dobrze..

Tak naprawdę po tych wszystkich kłótniach, nieporozumieniach, stałam się osobą bliską histerii.  Dałam Ci wtedy wybór mogłeś odejść nic nie tłumacząc, a jednak ....Przytuliłeś mnie wtedy tak mocno....I znowu zaiskrzyła się we mnie nadzieja, ze może się udać...tak bardzo tego chciałam...Twojej miłości...czy to faktycznie było tak wiele? Nie musiałam długo czekać na to, by się o tym przekonać...Już następnego dnia dostaje wiadomość " najlepiej jak to zakończymy". Boże czy ja z tym człowiekiem, przeżyłam ponad 3 lata? Czy to z nim dzieliłam marzenia? Czy to jemu oddałam część siebie? Nie miałeś nawet na tyle odwagi, żeby powiedzieć mi tego wprost, grałeś do samego końca! Nie powinnam się była dać tak zauroczyć już rok temu, już wtedy powinnam powiedzieć koniec " dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi.."- tak bardzo uwielbiałeś to powtarzać i co...? Ale nie, pozostało we mnie jeszcze zbyt wiele złudzeń o idealistycznej miłości. Mi naprawdę na Tobie zależało, Kochałam Cię uczuciem tak czystym i prostym...Nie zerwałam z Tobą kontaktu pomimo tego, że rozsądek mówił inaczej. Dlaczego? Bo Ty tego nie chciałeś.

- Jeżeli kiedykolwiek będziesz potrzebowała pomocy nie wahaj się by o nią poprosić, zawsze będę Twoim przyjacielem...tak powiedziałeś
- Miłości nie zamienisz na przyjaźń, nie kiedy cały czas się kocha...odpowiedziałam

Równo tydzień po tym wydarzeniu, kiedy stwierdziłeś, ze nie chcesz się już starać, że wolisz to zakończyć, nie wspominając już o Twoim braku odwagi by powiedzieć mi o tym prosto w oczy....nadeszło Boże Narodzenie. Przyjechałeś w Wigilię, kiedy Cie ujrzałam, ponownie rozbudziłam w sobie nadzieje, na lepsze jutro z Tobą

- wszystkiego najlepszego z okazji Świąt Bożego Narodzenia, aby spełniły się wszystkie Twoje marzenia, abyś była szczęśliwa z kimś kto na to zasługuje - powiedziałeś i wyjąłeś opłatek żeby się z nim podzielić
- wszystkiego dobrego...tylko te dwa słowa byłam w stanie z siebie wydusić

Ty pojechałeś a ja na nowo, płakałam, płakałam, płakałam... Czułam się tak potwornie rozdarta, z jednej strony tak okropnie winiłam Cię za to co w tym momencie czułam, a z drugiej żałowałam, ze nie zostałeś dłużej...W jakiej człowiek musi być desperacji, żeby "przyjmować" okruchy takiego "zainteresowania" i wciąż mając nadzieje na więcej....na co ja liczyłam? Wspominając siebie z tamtego okresu... zadumaną, rozhisteryzowaną, zranioną, bezwartościową zastanawiam się dlaczego tak bardzo Cie opłakiwałam. Wigilia nie była ta Wigilią jaką spędzałam co roku...po krótkiej kolacji, wymuszonych życzeniach i uśmiechu przeprosiłam i zamknęłam się w pokoju...Zamknęłam się  w swoim świecie i nie chciałam nikogo do niego "wpuścić", tak jakby nagle przestało wszystko istnieć...Myślałam, że to już kres mojej wytrzymałości, ale nie tydzień później nadszedł kolejny cios...jakby tego wszystkiego było mało. Ona...., to dla niej...., to przez nią....Nie tylko kłamałeś, oszukiwałeś, zachowując się jak włamywacz i złodziej moich marzeń to było mało, musiałeś mnie jeszcze zdradzać....Dlaczego dowiaduje się tego wszystkiego już po fakcie, dlaczego nikt nie powiedział mi wcześniej, okazuje się , że kilka miesięcy mojego związku kiedy to wykańczałam moją psychikę do tego by zrozumieć Twoje chore postępowanie Ty mnie zdradzałeś...Wściekłość i bezradność to uczucia dominujące w tym okresie. Jak mogłeś?

Wiele czasu minęło za nim na nowo poznałam co to znaczy "równowaga"....nauczyłam się wtedy najważniejszej rzeczy, że mogę żyć beż Ciebie, chociaż nadal "ból" częściowo odbierał mi "tlen" do życia, tlen którym jest śmiech i radość z najprostszych rzeczy i czym jest zaufanie do innych...ale funkcjonowałam- mechanicznie, ale jednak dzień po dniu na powrót odzyskiwałam pewność siebie. Na pewno nie można było tego porównać z okresem z przed 2 czy trzech lat,. zaczynałam "od nowa", życie przebiegało spokojnie, nie licząc tych chwil kiedy dostawałam od Ciebie kolejna wiadomość...wtedy na chwile na nowo zalewała mnie fala..nienawiści pomieszanej z miłością. Powinnam zerwać kontakt z Tobą całkowicie, wykasować numer, nie odpisywać na te wiadomości, nie odbierać telefonów od Ciebie, ale nie potrafiłam. Pomimo zdrady, tych wszystkich krzywd i łez wylanych przez Ciebie miałam w pamięci jeszcze zbyt dużo tych dobrych wspomnień i to one niestety gdzieś w podświadomości dawały mi nadzieje, że jednak jeszcze kiedyś będę Twoja...

I tak minęło kilka miesięcy, do następnych świąt, Świąt Wielkanocnych...znowu telefon, ale już nie jeden i nie jedna wiadomość....nie jedno wyznanie, nie jeden komplement, nie jedna czułość wypowiedziana z Twych ust. Zaproponowałeś spotkanie, jak mogłam się nie zgodzić? Znowu patrzyłam na Twoją roześmianą twarz, słuchałam Twych dowcipów....i znów wróciła uśmiech na mojej twarzy...prawdziwy i szczery. Wracając wspomnieniami do tamtej chwili myślę, że znowu zagrałaś na moich uczuciach, nie wypieraj się wiedziałeś co robisz! Ponownie dałeś nadzieje na...właśnie na co? na wspólną przyszłość? czy na kolejne kłamstwa? Wspaniałomyślnie stwierdziłeś, ze mnie kochasz....No i co z tego? Ktoś musiał to powiedzieć, ktoś musiał zrobić jakiś krok, życie w takiej niepewności doprowadzało mnie na skraj wytrzymałości....

- musimy coś tym zrobić, ja tak dłużej nie mogę, nie wytrzymam!
- co masz na myśli?
- dobrze wiesz...po co te wyznania? po co te rozmowy? co chcesz tym osiągnąć?
- nie wiem...nie mogę się powstrzymać, by tego nie robić, nie potrafię wytrzymać nie słysząc Twojego śmiechu, nie wiedząc, że choć cząstką jesteś ze mną...
- nie mów więcej...albo zaczynamy budować to wszystko od nowa,dajemy sobie jeszcze jedną szansę albo znikamy dla siebie, przestajemy istnieć rozumiesz? daje Ci kolejną szanse, choć i tak miałeś ich w życiu zbyt wiele

- cisza...
- i znowu to samo, jesteś jak dziecko nie dorosłeś nawet w połowie do tego co ja teraz czuje
- Słońce zrozum...Kocham Cię naprawdę, ale...teraz mam tą drugą połowę, nie chce zrywać z Tobą kontaktu, proszę Cię..
- Cz Ty w ogóle pojmujesz o co mnie prosisz? Nie będę nigdy Twoim "kołem zapasowym" do zaspokajania Twoich zachcianek! nie będę nigdy, przenigdy tą drugą, by dostawać od Ciebie resztki czułości wyżebrane "po godzinach". I zostaw mnie już w spokoju...
- proszę Cię nie płacz , nie mogę patrzeć spokojnie na Twoje łzy...
- a do cholery myślisz, że przez kogo płacze?
- musimy się tak rozstawać...?
- nie pisz, nie dzwoń, daj mi ułożyć sobie życie! Życie bez Ciebie!

To były moje ostatnie słowa...nawet nie masz pojęcia ile mnie to kosztowało sił, ale wiedziałam, ze tak będzie dla mnie lepiej. Tyle czasu dochodziłam do jako takiej równowagi, a Ty znowu wszystko zniszczyłeś własnym egoizmem. Jak mam czuć się bezpiecznie? Jak mam komuś zaufać? Boże jak mam żyć? Tym razem minęło dużo więcej czasu zanim...właśnie zanim co? Chyba zanim przestałam wierzyć, że tak piękne uczucie jak miłość w ogóle  istnieje, zanim zaczęłam myśleć, że jest to uczucie zbyt wyidealizowane przez ludzi...Czułam takie upokorzenie, pustkę, czułam się po prostu bezwartościowa, zniszczona, kompletnie niepotrzebna....

Przez te wszystkie minione dni, tygodnie miesiące nie dałeś za wygraną, nadal skrupulatnie dbałeś o to żebym Cię nie zapomniała,. Pisałeś, wypytywałeś się o mnie, nawet składałeś życzenia moim rodzicom z różnych okazji....Jednak teraz jestem już całkiem inną osobą, silniejszą, ale i zimniejszą, chyba nawet wyrachowana. Z jednej strony dziękuje Ci za to, ze pokazałeś mi jak można kochać, jak wielkie oddanie można czuć do drugiej osoby, jak wiele można dla niej zrobić, a z drugiej....mam żal, o te wszystkie krzywdy...

Od tamtych wydarzeń minęło wiele miesięcy, teraz dopiero mogę obiektywnie spojrzeć na przeszłość, dopiero teraz dostrzegam wszystkie Twoje wady, widzę też jak głupia byłam ciągnąc za sobą nadzieje,  które i tak nigdy się nie spełniły. Mam żal o to, że zabrałeś tak naprawdę cząstkę mnie, która może już nigdy nie powrócić. Nie ma już we mnie tego ciepła, opiekuńczości, niewinności, młodzieńczej naiwności...dojrzałam. Być może zabrałeś mi tą ufność, która mogłam obdarzyć kogoś, kto na to zasługiwał..wśród tych miesięcy nie dałam nikomu za głęboko spojrzeć w moje oczy, nie pozwoliłam zbyt głęboko poznać siebie, nie otworzyłam się przed nikim... Z całych sił pragnę przytulić się do kogoś i poczuć tą bezinteresowną czułość...ale boje się...

Kolejny sms..." Śniłaś mi się w nocy...." śmieje się śmiechem obojętnym i  złośliwym. Czytam i odkładam tel...Znowu to robisz, ale już nie działa to na mnie. najcieplejszym uczuciem teraz jakim Cię obdarzam jest irytacja. Żyjesz z nią, mieszkasz..więc czemu wciąż do mnie powracasz? Czy to było prawdziwe uczucie, czy kolejna egoistyczna zachcianka? Nie ważne, uwolniłam się od Ciebie i wiesz co? Dobrze mi z tym! Nie czuje już potrzeby uzyskania odp na pytania, które jeszcze kiedyś powodowały bezsenne noce i gorzkie łzy...Czuje jakbym oddychała całkiem innym powietrzem. Żyje!

~edyta.cz@onet.eu

opublikował opowiadanie w kategorii miłość, użył 3812 słów i 21030 znaków.

11 komentarze

 
  • KAMILOS

    Opowiadanie naprawde bardzo dibrze napisane . Włoyłać w to tak wiele uczuć i najważniejsze miałaś siłe na to by rozpocząć pisanie . Gratuluje siły której brak wielu osobą .

    30 mar 2009

  • Magda

    to opowiadanie było bardzo fajne i wzruszające....aż się popłakałam

    14 paź 2008

  • gość

    jeżeli chciałabyś wymienić ze mną pare słów bardzo chętnie odpowiem na meila:) po prostu napisz:) Naprawde nie chcialam moim opowiadaniem doprowadzac nikogo do łez...Nawet to co złe kiedys ma swój koniec...

    9 paź 2008

  • gość

    Jak to czytałam to sie popłakałam chciała bym miec taka kolezanke po takich przejsciach bo ja tez cos takiego przezyła ale nie mam z kim o tym pogadac bo nikt nie chce mnie zrozumiec ani suchac

    9 paź 2008

  • Asia

    To byłó takie wruszające że się popłakałąm bylo tam tyle uczucia!!!! piękne ale smutne!!! jestem z Tobą:)

    7 paź 2008

  • Ola:)

    moja kochana zdolna edytka..... sloneczko slicznie to ujelas:) jestem z ciebie dumna!!!!1 wiedzialam ze sie pozbierasz.... jestem i bede  zawsze z toba:):):):):):):) buzki:)

    1 paź 2008

  • Patusix

    Dosłownie jakbym czytała o sobie Tylko zmiana jest taka że ja nie pozwoliłam wrócić ani razu Pozdrawiam

    1 paź 2008

  • gość

    ja ufam tylko sobie, nikt nie zasługuje na moje zaufanie, może momentami jestem egoistka ale przynajmniej nie mam takich problemów i nie zamierzam sie w kims zakochiwać i przezyc cos podobnego...pozdrawiam; ))

    30 wrz 2008

  • edyta.cz@onet.eu

    dziękuje za życzenia;) to co osiągnęłam teraz - można to porównać z poczuciem wolności - czekałam prawie rok czasu, nigdy się nie zapomina, ale uczucia dotyczące tego się zmieniają. Co do ostatniego drogi "gościu" nie nazwałabym to co najwyżej "zdrowym egoizmem";), ale....pamiętaj, ze to nie jest rzecz, którą możesz odrzucić ot tak jak za pstryknięcia palce. "To" się po prostu "pojawia" i bardzo ciężko jest się temu "przeciwstawić" o ile w ogóle jest to możliwe...

    1 paź 2008

  • gość

    jak to czytałam to wydawało mi sie ze to moja historia, podziwiam cie ze w koncu Ci sie udało, ja niestety tak nie umiem...

    30 wrz 2008

  • gość

    bardzo dobrze zrobiłaś, jestem w podobnej sytuacji tylko że nie potrafie zapomnieć, ale staram się... pozdrawiam i życze spełnienia marzeń...

    29 wrz 2008