Nowy porządek część 3

Siedząc w samochodzie odczuwałem gęstą atmosferę zbliżającego się rozlewu krwi. Tego hotelu miał nikt nie atakować. Zgodnie z moim traktatem było to miejsce spotkań gdzie każdy miał odetchnąć po ciężkim dniu. Pociągnąłem krótko nosem jednak odczuwając dyskomfort w jednej z połówek zreflektowałem się na chwilę. Oglądając się na bok złapałem za nos i szybko pociągnąłem go w przeciwną stronę. ‘’Przynajmniej nastawiłem sobie coś w życiu’’ rzuciłem krótkim żartem do towarzyszy. Postanawiając o kontynuacji żartu z kamiennym wyrazem twarzy odezwałem się do nich ‘’Ze mnie się śmiejecie?’’ Wszystkie głosy natychmiast ustały i zamiast radości przyszła ogólna ponurość. Pierwszy raz od dawna uśmiechnąłem się szczerze. ‘’Ale mieliście zjebane miny’’ • Nastał czas wyjścia na zewnątrz. Kilkoro ludzi już siedziało za rogiem budynku. Przykucnąłem do nich ‘’Są tam jeszcze?’’ Z posępnymi minami stwierdzili ‘’Dalej siedzą szefie’’ Wstałem i poprawiłem kamizelkę kuloodporną. Wystawiłem rękę niczym modelka reklamująca krem nawilżający do rąk. ‘’Strzelbę poproszę’’ Już po sekundzie w mojej ręce leżała potężna broń. Ostatni raz się popatrzyłem i podałem dokładne instrukcje. Jedenasta ludzi wyszła za alejki maszerując na budynek. Nie mogąc powstrzymywać emocji krzyknąłem na całe gardło ‘’Wojna skurwysyny!’’ Kiedy reszta moich ludzi udała się na tyły lokalu ja podszedłem do frontowych drzwi.  
   Wykopałem ja z zawiasów z impetem. Jedyne, co zastałem to sieczka. Widać, że nie szczędzili nikogo. Ja również tego nie zamierzałem. Jeden z udawanych trupów ruszył się. Była to młoda kobieta o blond włosach. Wyciągnęła rękę oczekując pomocy. Wycelowałem lufą i nie zatrzymując mojego marszu powiedziałem ‘’Zły czas’’ Potężny wystrzał załatwił sprawę raz a dobrze. Czołgający się cywil na korytarzu był już bliski śmierci jęczał tylko cicho. Po raz kolejny odprawiłem rytuał intonując ‘’Złe miejsce’’ To, co mnie zdziwiło to to, że był i drugi strzał. Tym razem celowano we mnie. Odskoczyłem do pokoju obok. Potężny cios jakimś obuchem rzucił mną na ziemię. Ktoś w dżinsowych spodniach zamierzał wykonać kolejny cios. Ja byłem szybszy. Złapałem go za nogę i wywróciłem. Rzuciłem się na jego ciało i łapiąc go za gardło obdarzyłem go spojrzeniem. ‘’Z tego się nie wyliżesz kumplu’’ Zacisnąłem rękę z całej siły rozrywając mu gardło. Moja ręka w jednej chwili została obryzgana czerwonym osoczem. Ktoś z tyłu strzelił raz jeszcze. Domyśliłem się od razu, że to ten pierwszy, który to zaczął. Metodami przedszkolnymi chciałem zrobić żeby to skończył. Rzuciłem się niczym dziki kot i łapiąc za jego głowę uderzyłem nią o futrynę drzwi. Już z pierwszym ciosem broń wypadła mu z rąk. Ja jednak kontynuowałem i dalej uderzałem jego głową o futrynę drzwi. Z każdym uderzeniem sylabizowałem swoje zdanie ‘’skur’’ ‘’wy’’ ‘’sy’’ ‘’nu’’ ‘’nie’’ ‘’prze’’ ‘’szka ‘’dzaj’’ ‘’mi’’ Oddałem się reszcie ekstazy kontynuując dzieło zniszczenia. Strzelba śpiewała arię operową, której aktorami byli Kolumbijczycy. W jednym z pokoi, do którego wszedłem siedział jeden z nich. Spojrzał się tylko na mnie i przypominając sobie, kim jestem bez słowa wycelował sobie w skroń i pociągnął za spust. Uniosłem lekko brew. ‘’To…. To coś nowego’’ Usłyszałem krok i odwróciłem się. Byłem już przycelowany zanim się pojawił. Kiedy tylko kolejny wyściubił swoją głowę wystrzeliłem. Kolejny obraz został namalowany na ścianie. Tym razem miał też fragmenty mózgu. Już miałem to jakoś komentować, kiedy wyszedł ostatni z nich. Celował do mnie z uzi. Ręce mu drżały a jego głos był łamliwy ‘’nie, nie ruszaj się, się!’’ Przechyliłem tylko głowę. Pociągnąłem za spust, ale pocisk nie wyleciał. To było najlepsze przypomnienie o pustym magazynku. Najlepsze było to, że tamten młodociany gangster dalej nie wystrzelił w moją stronę. Zaczynał już coś grozić jednak nie chciało mi się go słuchać. Rzuciłem w niego pustą bronią i wykorzystując moment, kiedy był zamroczony zbliżyłem się do niego. W końcu zrozumiał, z kim ma do czynienia. ‘’Boże nie..’’ Swoje kciuki zanurzyłem w jego gałkach ocznych. ‘’Boże może nie, ale Bartek’’ Przez chwilę się opierał, ale po krótce przestał. Już myślałem, że to koniec jednak ogłuszający świst rozległ mi się nad uchem. Już się odwróciłem, kiedy usłyszałem głośne ‘’Kurwa szefie przepraszam’’ Uśmiechnąłem się tylko i powiedziałem. ‘’Ooooo Andrew przytul mnie’’ Rozłożyłem tylko ręce zachęcająco. Patrzył się na mnie ze zdziwieniem ‘’Kurwa też potrzebuję czułości właśnie kilka osób zajebałem, spokojnie gejem nie jestem’’ Po chwili się otrząsnął i podszedł. Zmieszane klepnięcie przerodziło się we wbicie paznokci w moją kamizelkę. Spojrzał się na dół. Zobaczył, że moja ręka, którą trzymałem nóż siedzi w jego brzuchu. Kiedy upadał dźgnąłem jeszcze pięć razy krzycząc ‘’Chciałeś mnie zajebać draniu?’’ Ostatnim dopełnieniem czynu było poderżnięcie mu gardła. To był produktywny dzień

BlackBazyl

opublikował opowiadanie w kategorii kryminał, użył 943 słów i 5488 znaków.

2 komentarze

 
  • DanaScully

    Kumpela poleciła...  Nie zawiodłam sie;)

    1 lis 2016

  • BlackBazyl

    @DanaScully Miło mi to słyszeć :)

    1 lis 2016

  • Fanriel

    Co za masakra!  :) Czekam na więcej.  ;)

    1 lis 2016