Mój tato, mój bohater

Był ciepły, słoneczny dzień. Wracałam ze szkoły do domu ciągle myśląc o ostatniej lekcji fizyki, na której nauczyciel dał mi wyraźnie do zrozumienia, że nie mam co liczyć na piątkę, na koniec semestru.  
  Idąc do reszty pogrążona we własnych rozmyślaniach nie zauważyłam czarnego jeepa jadącego tuż za mną. Z samochodu wysiadło dwóch umięśnionych osiłków, nim się zorientowałam wylądowałam w bagażniku pojazdu. Z powodu słabego dopływu tlenu straciłam przytomność.  
  Gdy się obudziłam poczułam okropny zapach psujących się ogórków. Rozejrzałam się. Byłam przywiązana do krzesła znajdującego się pośrodku cuchnącej piwnicy. Próbowałam zmusić mój mózg do myślenia, jednak przeszkadzał mi w tym ból głowy.
  Po chwili usłyszałam skrzypnięcie, drzwi uchyliły się i wszedł przez nie mężczyzna. Był wysoki, przeraźliwie chudy ze sterczącą, płomienną czupryną. Na długim nosi miał okrągłe okulary, na ramionach biały fartuch, a na dłoniach czarne, gumowe rękawiczki. Wyglądał jak naukowiec, który często pojawia się w kreskówkach.  
  Podszedł do mnie z dwoma słoikami, napełnionymi niebieskozieloną cieczą. Czekałam na jego ruch.
- Pewnie nie wiesz dlaczego tutaj jesteś?- zapytał, jakby czytając w moich myślach.

Pokręciłam przecząco głową.  

-Musisz wiedzieć, że to sprawa miedzy mną a twoim ojczulkiem. – powiedział, ze wzrokiem utkwionym w słoiki.  

Nie wiedziałam co mój tato ma z tym wspólnego. Jednak po chwili wszystko zaczęło nabierać sensu. Mój ojciec słynny policjant śledczy, któremu niejeden przestępca zawdzięcza miejsce w więziennej celi niedawno wspominał mi, że prowadzi jakieś ważne dochodzenie. Jeśli dobrze pamiętam, chodziło o nielegalne przeszczepianie narządów wewnętrznych. Ostrzegał żebym była czujna.  

-Dzięki twojemu tatusiowi mój syn gnije w więzieniu za to, że chciał pomagać.- mówił coraz wyższym głosem kierując wzrok na mnie. – Twój ociec musi ponieść karę za to co zrobił….

W głowie rozważałam szanse na ucieczkę, gdy przypomniałam sobie o alarmie zamontowanym w moim telefonie. Wystarczyło wcisnąć guzik na bocznej ściance urządzenia, by za moment zjawiła się pomoc.  

-…. i ty będziesz tą karą. – mówiąc to zbliżał się do mnie. Zrobiło mi się gorąco, bałam się, że ze spoconych dłoni wyleci mi telefon, w którym udało mi się uruchomić alarm. Jednak Miedzianowłosy spojrzał na mnie i wyszedł. Wrócił po kilkudziesięciu minutach niosąc srebrną walizkę.  
  Położył ją na stole przede mną i otworzył. Moim oczom ukazało się kilka rodzai pistoletów, noży i innych narzędzi służących do zadawania bólu.  
  Miedzianowłosy stał przez chwilę nad walizką, gładząc znajdujące się w niej sprzęty. Jego wzrok zatrzymał się na zgrabnym pistolecie, uśmiechając się złośliwie podszedł do mnie.

-Musze zadać ból twojemu ojcu tak jak on zadał go mi. Będziesz musiała się poświecić. – powiedział przez żółte zęby. Przeładował pistolet, położył palec na spuście i strzelił.  
  Nie poczułam bólu, nie poczułam niczego. Zastanawiałam się przez chwilę czy tak wygląda śmierć, ale gdy otworzyłam oczy nie zobaczyłam chmur i grona aniołków, zobaczyłam tą samą cuchnącą piwnice, a w jej drzwiach mojego ojca, jego wzrok utkwiony był w podłogę, podążyłam za nim i zobaczyłam nieruchomą sylwetkę Miedzianowłosego.

PiaGizela

opublikowała opowiadanie w kategorii kryminał, użyła 637 słów i 3476 znaków.

1 komentarz

 
  • nora

    Podoba mi sie :) pisz cos jeszcze

    14 lip 2013