Bezimienni Rozdział 8

Kelnerka jednej z Warszawskich restauracji śledziła wzrokiem przystojnego mężczyznę przy jednym ze stolików. Z niezdrową fascynacją obserwowała jak z zamyśleniem miesza zamówioną kawę, odkłada łyżeczkę na talerzyk i wpatruje się w okno.  

- Nie śliń się!- Właścicielka maślanego spojrzenia z irytacją spojrzała na koleżankę. Dopiero po chwili poczuła jak rumieniec wypływa na jej policzki. Zawsze naśmiewała się z dziewczyn, które tak reagują na mężczyzn. Jej nigdy to się nie zdarzyło, aż do dziś. Mało tego została na tym przyłapana! Upokorzenie paliło jej wnętrzności.  

- Nie zły jest.- kontynuowała swój monolog Wiola. Ania kiwnęła głową ukradkowo spoglądając na przystojnego klienta. Choć czuła zakłopotanie nie dawało jej spokoju, nie mogła zaprzeczyć. Choć w myślach uznała określenie „ nie zły” jako zbyt powszechne, lekceważące dla kogoś takiego...

- Mogę oddać Ci jego stolik.

- Nie, dziękuje.- Uniosła wysoko głowę, podniosła ścierkę do wycierania szklanek i zajęła się swoim zajęciem. Nie będzie taka! Nie będzie jak większość jej koleżanek z restauracji, które wciskają swój numer co przystojniejszym i poprzysięgła sobie, że jej wzrok nie powędruje w kierunku „tego” stolika. Zacisnęła wargi mając nadzieję, że Wiola da jej spokój.

Oliwier uśmiechną się, gdy kontem oka widział zmieszanie kelnerki przy barze. Od dłuższego czasu zastanawiał się jak długo jeszcze będzie go obserwować. Gdy mała blondyneczka po krótkiej wymianie zdań z koleżanką odwróciła się do niego plecami czuł swego rodzaju rozczarowanie. Przetarł oczy i rozbawienie opuściło jego ciało. Nie siedział tu bez celu, a zbliżająca się rozmowa nie napawała go optymizmem. Ostatnie pół roku miał spokój, robił swoje i było mu z tym dobrze. On nie wtrącał się do jego życia, ani pracy co było przyjemnym doświadczeniem. Łudził się, że Błażej naprawdę przestał być jego opiekunem i zaufał mu na tyle, aby wiedzieć, że on, Olo rozumiał na czym polega jego praca. Stabilizacja, która zapanowała w jego życiu była dziwna, codzienna rutyna, której nie zaznał przez ostatnich kilka lat wbrew początkowym obawom nie nudziła go. Tylko czasem brakowało mu rozmów z Sanim. Nie wiedział co on robi, gdzie wylądował, ale wiedział, że o kogo jak kogo, ale o niego nie musi się martwić.  

Gdy drzwi restauracji uchyliły się i zobaczył starszego mężczyznę z powagą kiwną mu głową, mocny uścisk dłoni, starał się, aby jego twarz nie skrywała zbyt wielu wątpliwości. Pewność siebie w Jego obecności była bardzo ważnym punktem spotkania.  

- Jak zawsze przed czasem- zauważył mężczyzna, a Oliwier mógł tylko wzruszyć ramionami.

- Chciałem coś zjeść przed naszym spotkaniem. Później mogę nie mieć na to czasu.

Blondyn kiwnął głową, rozsiadając się wygodnie na małym krześle. Zamówił kawę i odesłał młodziutką kelnerkę tak szybko jak to było możliwe. Oliwier zawsze podziwiał jak sprawnie Błażej potrafił odstraszać ludzi. Wystarczyło jedno spojrzenie i każdy zmykał, gdzie pieprz rośnie. Nawet nie chciał myśleć, gdzie tego się nauczył.  

- Więc jaki jest cel naszego spotkania? Wydawało mi się, że dajesz mi wolną rękę…- Zaczął mało przyjemnie. Wiedział, że tylko tak dowie się całej prawdy, prosto z mostu.

- Nie jesteś już pod moim dowództwem żołnierzu.- Oliwier wybuch śmiechem. W to mu nigdy nie uwierzy. Wszystko zaczęło się od tego człowieka i wiedział, że na nim się skończy.

- Jeśli przyszedłeś tu po to, aby zapewniać mnie…

- Nie! Nie wysnuwaj swoich wniosków szczeniaku. Wiesz, że zawsze to się źle kończy.- warknął blondyn, a Oliwier zmierzył go zmrużonymi oczami.

- Czego chcesz?

- Twojej pomocy…- Oliwier wytrzeszczył oczy w zdziwieniu.

- Mojej pomocy? Dlaczego Ci nie wierzę?

- Bo nauczyłem Cię podejrzliwości? I tak potrzebuje twojej pomocy. Rodzice Saniego znów zaczynają węszyć.- Olo uniósł brew i założył ramiona przyglądając się mężczyźnie.

- Boisz się konsekwencji? Jeśli myślisz, że będę Cię krył to się grubo mylisz. Ja mogłem zaakceptować takie życie. Jednak Sani tego nie chciał. Nigdy!

- Już chyba Ci wytłumaczyli, że taki dostałem rozkaz! Gdybym to nie był ja byli by inni. Tak funkcjonuje ten świat. Nie wy pierwsi nie ostatni. I nie nie chcę, abyś mnie krył.

- To o co chodzi?

- Znalazł się ktoś, kto ma dowody, że Sani żyje. Powiedzmy niezaprzeczalne dowody.

- Jakie dowody?

- Dziecko

- Co?- Oliwier, aż opluł się kawą, a sens wypowiedzianego słowa powoli docierał do jego mózgu. Nie musiał pytać. Jego przyjaciel miał tylko jedną znajomość, która mogłaby skończyć się dzieckiem.

- Więc Sonia nie wystraszyła się twoich gróźb?

- To nie były groźby chłopcze. To były dobre rady. Tacy jak my nie możemy mieć dzieci, rodziny.- Oliwier miał co do tego inne zdanie, jednak nie zamierzał tu wdawać się w dyskusje. Pogodził się ze swoim losem.

- Anastazy wie?- zapytał, choć dobrze znał odpowiedź.

- W co ty znowu pogrywasz? Człowieku nie jesteśmy już dziećmi i wydaje mi się, że to nie ja powinienem siedzieć w tym miejscu i tego słuchać. Pogadaj z Nastkiem! To jego życie i jego decyzje.

- Nie mogę! Nastek jeszcze jest na szkoleniu. Musi go skończyć. Z tego co słyszałem idzie mu opornie, są jakieś komplikacje. Wiesz jaki on jest. Zawsze zamęcza się setkami pytań, na które chce znaleźć odpowiedzi. Że też przez tyle lat nie zrozumiał, że nikt mu nic nie powie! Gówniarz robiłby swoje i byłoby dobrze.

- Może gdybyś temu „gówniarzowi” udzielił kilku informacji nie szukałby odpowiedzi na własną rękę.

- Im mniej wie, tym lepiej dla niego! Ile razy wam to tłukłem? Robić co każą bez pytań. Takie to trudne? Jakoś ty to zaakceptowałeś.

- Bo ja nie miałem do czego wracać. Wiesz o tym. Dałeś mi lepsze życie, ale mu je odebrałeś.

- To nie ja go wybrałem. To jak Olo, skoro on nie może na razie spotkać się z rodziną zrobisz to za niego?

- Tak szczerze to mam wybór?

Cichy śmiech uznał za odpowiedź. Spoglądał w jeden punkt, gdy Błażej tłumaczył mu co mam mówić, gdzie pójść i z kim rozmawiać, co może powiedzieć, a co zataić, bądź gdzie odesłać ciekawskich, gdy zaczną za bardzo węszyć. Słuchał i starał się podejść  do tego jak do wielu nie przyjemnych misji. Ale nie mógł. Bo tym razem nie chodziło o obcych. Nawet mógłby podejść do tego obojętnie, gdyby to chodziło tylko o Anastazego i jego rodziców. Mógłby to olać, naprawdę. Jednak wiedział, że zbliżające się spotkanie zmusi go do spojrzenia w oczy własnej rodzinie. A na to nie jest jeszcze gotów.  

Kierował wzrok w jeden punkt, aby przestać myśleć o konsekwencjach dzisiejszego spotkania. Jednak, gdy punkt obserwacyjny odwrócił się i zgromił go niebieskimi oczami, wiedział, że ma przesrane.

AJM

opublikowała opowiadanie w kategorii inne, użyła 1288 słów i 7033 znaków.

5 komentarzy

 
  • cklyx

    Kiedy następny? Niciepliwie sie

    3 lis 2016

  • ~`LucyStyle

    fajne. kocham to

    28 wrz 2016

  • dsd

    Kiedy następny///

    23 wrz 2016

  • dsd

    super

    23 wrz 2016

  • cklyx

    Dhjdnndjs. Cudo.

    22 wrz 2016