Bezimienni Rozdział 4 cz.II

Rozdział 4 cz I.

Luty 2016

Stalowe oczy świdrowały nas obu. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł przez moje plecy i mogę się założyć, że Olo czuł to samo. Tak już po prostu było, że On nawet po tylu latach miał nad nami nieprzyjemną kontrolę. Mój umysł choć nie czuł już paniki jak kiedyś, w dalszym ciągu krzyczał, abym spieprzał od niego jak najdalej. Tego się chyba nigdy nie pozbędę.  

Był zły. Bardzo zły. Miał do tego prawo, podjęliśmy działania bez konsultacji z nim. Pewnie było to głupie, ale nie mieliśmy czasu na dłuższe analizy wydarzeń ostatnich tygodni. Podjąłem kroki, a Olo także uważał, że to najlepsze wyjście, aby zapewnić bezpieczeństwo mojemu tyłkowi.  

Oczy obserwowały nas uważnie, aż w końcu wypuścił powietrze, a zmarszczki pojawiły się wokół jego oczu. Nagle wydał mi się bezbronny i słaby. To coś nowego w jego posturze. Przetarł oczy i podszedł do baru i zamówił kolejkę. Wypiliśmy bez słowa, tak jak wiele lat temu piliśmy zielone serum. Dopiero po dwóch następnych kolejkach odsunął się od baru i ruszył do wyjścia, a my za nim. Jak owieczki na ścięcie.  

Żołądek skoczył mi do gardła, gdy otworzył drzwi czarnej Hondy. My z tylu, on z przodu, a obok jakiś obcy facet. Przez głowę przeszła mi tylko jedna myśl " To już koniec”. Mijaliśmy ulice którymi tak często chodziłem i mentalnie żegnałem się z nimi. Jak bardzo byłem zdziwiony, gdy samochód zwolnił przy Ministerstwie i przekroczył bramę.

O co kurwa chodzi!?

Oliwier spojrzał na mnie i widziałem w jego oczach tą samą dezorientację co sam odczuwałem. Dopiero, gdy auto się zatrzymało On odwrócił się i spojrzał na nas.  

- Starałem się. Naprawdę kurwa starałem się, abyście tu nie trafili, nie tak szybko, nie teraz, nie w takim momencie. Jednak nie! Wy byliście mądrzejsi! Pieprzona gówniarzeria…- zaczerpną powietrza, a Olo wykorzystał moment i zadał to nurtujące nas pytanie.

- Co my tu robimy?

- Góra chce sobie z Wami porozmawiać- tym razem odezwał się kierowca i odwrócił się do nas ściągając okulary. To samo stalowe spojrzenie, ten sam nos, usta, kolor włosów. Przełknąłem ślinę uświadamiając sobie, że On ma bliźniaka. Kurewsko podobnego bliźniaka. I nagle wszystko co kiedyś przypisywałem niesamowitym zdolnościom mojego porywacza zaczęło mieć sens…

1 listopad 2008

Każda rodzina ma swoje tajemnice. Wstydliwe sekrety, które chce wymazać, zapomnieć.  

Każda, bez wyjątku!

Moja rodzina nie jest w tym wypadku inna. Moi dziadkowie także mają sekret. Bolesny, który jak drzazga tkwi w ich sercach i chyba nie tylko w ich.  

Rodzice mojej mamy zawsze byli dla mnie zagadką. Jako dzieciak czułem, że obwiniają mnie o fakt jak ich jedyna córka ułożyła sobie życie i za pewne dlatego odsuwałem się od nich. Oni nie akceptowali mnie, a ja ich. Mama zawsze była piękna, mądra i pracowita, a w ich mniemaniu mogła osiągnąć wiele. Gdyby nie było mnie...  

W ten dzień chyba każdy z naszej rodziny zastanawia się jakby to było, gdyby nie wydarzenia sprzed kilkunastu lat.

Dlaczego akurat dzisiaj zapytacie. Bo dziś jest rocznica. Osiemnasta. Osiemnaście lat temu brat mojej mamy i siostra taty zabili się. Jak Romeo i Julia. Dlaczego? Co było powodem? Chyba nikt nigdy nie znalazł odpowiedzi na te pytania. Tę tajemnicę zabrali ze sobą.  

Jednak ich czyn, pytania pozostawione bez odpowiedzi zbliżyły do siebie dwoje nastolatków, którzy niespełna dwa lata później zostali moimi rodzicami. Fajnie prawda?

Jak zwykle zaczynam od środka. Pozwólcie, że uporządkuje swoje słowa.  

Pierwszy listopad w naszej rodzinie jest dniem milczenia, a zarówno jedynym, gdy dziadkowie spotykają się. Tylko na cmentarzy przy grobach swoich dzieci, ale lepsze to niż nic. Jest także jedynym dniem w roku, gdy my to znaczy mama, tata, Kacperek i ja przyjeżdżamy do domu rodzinnego mamy.  

W tym roku było trochę inaczej. Oczywiście z mojego powodu. Zamiast tylko na obiad, rodzice postanowili przyjechać dzień wcześniej, aby uniknąć korków. O całym pomyśle dowiedziałem się wczoraj wieczorem, choć z nastawienia ojca mogę wywnioskować, że już wcześniej to obgadali. Za pewne przespałem ich rozmowy. Tak czy inaczej moi wspaniali rodzice stwierdzili, że wieczorami jestem bardziej "żywy” i łatwiej przetrwam podróż. W rzeczywistości 45 kilometrów przekimałem rozwalony na tylnym fotelu. Podobno, aż chrapałem. Co za dyrdymały!  

Dojechaliśmy na miejsce po dwudziestej, dziadkowie wyszli, aby nas przywitać. Nie odwiedzili nas po moim powrocie, twierdząc, że dadzą mi czas. Byłem gotów na szok z ich strony. Tym bardziej teraz po tej całej przygodzie z chorowaniem. Nawet babcia Marysia wybuchła płaczem, gdy do nich przyjechaliśmy choć odwiedzała mnie wiele razy w szpitalu. Jednak babcia Bożena jest raczej oschłą osobą. Pamiętam, że zaspany wysiadłem z samochodu i wychrypiałem do nich " Hej”, i wtedy babcia zbladła jak ściana, złapała się za serce i wychrypiała słowo tabu.  

"Mikołaj”

Imię które miałem nosić, ale babka zgłosiła sprzeciw.  

Imię, którego w tym domu się nie wypowiada.  

Imię zmarłego wujka.  

W nocy nie mogłem spać. Tłukłem się z boku na bok, próbując wyrzucić to słowo z głowy. Nie mogłem. Nie kiedy słyszałem szloch babci, która powtarzała dziadkowi, że wyglądam dokładnie jak on.  

Rano jakimś cudem, nie wiem jakim, ale udało mi się przekonać wszystkich, że mogą jechać na cmentarz i zostawić mnie samego. Miałem jeden cel, znaleźć zdjęcie Mikołaja. Musiałem zaspokoić swoją ciekawość. Przeszukałem sypialnie dziadków i znalazłem album szybciej niż się spodziewałem.  

Wysoki kościsty chłopak spoglądał na mnie uśmiechnięty. Miał zielone duże oczy, ciemną karnację i krótko ostrzyżone włosy. Wujek rozrabiaka, spoglądał na mnie z każdego zdjęcia z szerokim uśmiechem, czasem kpiącym, bądź znudzonym. Na kilku zasłaniał się dłonią, przytulał czarnowłosą dziewczynkę. Tylko na jednym stał wraz z rodzicami. Tym razem poważny, w mundurze, gotowy na pierwszą misję. Miał wtedy tylko dwadzieścia lat. Nie wygląda na kogoś, kto pięć lat później daje swojej dziewczynie broń, nie wygląda na kogoś, kto jest gotów strzelić sam do siebie.  

Wygląda całkowicie normalnie. Co się wydarzyło przez te pięć lat? Co skłoniło go to takiego czynu?  

Wziąłem jedno ze zdjęć i podszedłem do lustra. Babcia miała rację. Jesteśmy podobni. Widzę różnice, ale jednak. I w tym momencie przypominam sobie Jego słowa.  

"Znam takich jak ty. Mają perspektywy, mogą zdziałać wiele. Ale są słabi, Ty jesteś słaby! Nie muszę Cię zabijać. Sam to zrobisz.”

Spojrzałem w lustro i zastanawiałem się czy naprawdę skończę tak jak Mikołaj.  

***

Dziękuje serdecznie za komentarze. Proszę o więcej :P

Nie martwcie się opowiadanie szybko się nie skończy. Planuje tak jak w poprzednich wersjach co najmniej 3 części ( Pierwsza z perspektywy Nastka, Druga będzie historią Oliwiera, Trzecia... cóż zobaczycie;))

Tak czy inaczej jeszcze mam dużo do opisania. Mało tego, planuje korektę stylistyczną rozdziałów, które już mam. Gdyby ktoś miał ochotę pomóc mi w poprawianiu byłabym wdzięczna.  

Obiecuję, że rozdziały będą dłuższe ale od połowy lipca. Na chwilę obecną mam pracę i obronę na głowie.

AJM

opublikowała opowiadanie w kategorii inne, użyła 1331 słów i 7488 znaków, zaktualizowała 21 cze 2016.

2 komentarze

 
  • SzalonaZuza

    Fenomenalne. Nie spiesz się.

    25 cze 2016

  • cklyx

    Świetne.

    21 cze 2016