Bezimienni Rozdział 2

Rozdział 2

02 luty 2016

Kiedy ofiara staję się napastnikiem? Kiedy to zmieniłem status  skrzywdzonego chłopaczka na miano kryminalisty? Czy ja nim jestem? Jestem żałosny myśląc o sobie jak o pokrzywdzonym. On ma rację to ja skazałem się na takie życie. Nie ma odwrotu.  

Przez tych kilka lat zrobiłem tak wiele. Tak wiele widziałem. Tak wiele zrozumiałem. Czy jestem mądrzejszy? Czy mam prawo osądzać? Dopiero dziesięć dni temu zacząłem zastanawiać się nad tym co robię. Dla kogo? Po co? Co z tego będę miał.  

Zamykam oczy, a Jego twarz staje mi przed oczami. Ma tak wiele obliczy. Kiedyś mnie przerażał. Po kilku latach był jak opiekun. A teraz? Kim dla mnie jest? Przyjacielem? Brednie! Nastek zacznij myśleć logicznie! Zrób to! Po ośmiu latach mam prawo do własnego życia!  

Moje myśli są idiotyczne. Bo wiem, że to On wygrał. Złamał mnie i stworzył kogoś kim nie chciałem być. Jednak czy teraz jest mi z tym źle?  Dlaczego ciągle się wyrywam. Przecież nie mam już gdzie wracać. Jestem sam.  

Mimowolnie drgam gdy drzwi się uchylają i do małej klitki wchodzi dwóch rosłych facetów. Nie jestem już chuderlawym dzieckiem, ale z całą pewnością są więksi. Co wcale nie oznacza, że nie mam z nimi szans.  

Jeden siada na krześle, a drugi podchodzi do maleńkiego okienka udając znudzenie. Gra. Boi się i nie chce tego okazać. Ironią jest to, że to ja jestem powodem jego lęku. A właściwie brak wiedzy na mój temat.  

- Jak się nazywasz?- milczę. Wzrok spuściłem i udaje, że moje czarne spodnie są bardzo interesujące. Ja też się boje. Pierwszy raz spartoliłem plan. Zrobiłem to popisowo, aby On nigdy się nie domyślił, że zrobiłem to naumyślnie.

- Ile masz lat?- dalej nic. Unoszę głowę, a on opiera się o krzesło. Jego spojrzenie świdruje moją twarz, a ja uśmiecham się ironicznie.  

- Posłuchaj dzieciaku, wpadłeś w szambo jakich mało. I lepiej dla ciebie, abyś zaczął gadać.- Tak oczywiście. Już zaczynam śpiewać.

- Kto zlecił Ci zabójstwo prezesa!- ten koło okna podchodzi szybko i przygniata mnie do krzesła. Jego oczy przesiąknięte są furią. Wybucham śmiechem. Są tacy głupi. Po za śmiechem nic więcej nie wydobywa się z moich ust.

- Jak chcesz. My mamy czas, złamiesz się.-  Zamykam oczy i staram się wrócić do wspomnień. Dziesięć dni w takim miejscu zmusza to myślenia.

9 wrzesień 2008 roku

Sierpień był koszmarem. Ciągłe kłótnie, prośby, groźby i co tam jeszcze można sobie wymyślić. Dziadkowie początkowo trzymali się z dala, ale długo to nie trwało. Co tygodniowe wizyty babci wszystkich tylko bardziej nakręca. Sprawy nie poprawiał mój stan.  

Na palcach jednej ręki mogłem policzyć ile razy chorowałem przed porwaniem. Co dziwne u Niego też byłem zdrowy. Dopiero po powrocie mój organizm oszalał tak jak i umysł. Całe wakacje praktycznie spędziłem w łóżku, albo w szpitalnej poczekalni. Zapalenie krtani, angina, zapalenie płuc. Lekarze tłumaczą to obniżoną odpornością. Potrafią godzinami nawijać co dzieje się z moim organizmem. Sugerowali nawet, abym przez najbliższy miesiąc nie chodził do szkoły. Oszaleli! Kolejny miesiąc w domu z całą pewnością doprowadziłby mnie do depresji, którą tak zawzięci wmawia mi babcia. Na szczęście rodzice dali się przekonać moim argumentom, że już wystarczająco straciłem. A jeśli w domu łapię każde gówno, to co za różnica czy pójdę do szkoły czy nie.  

Potrzebowałem tej rutyny. Nudne lekcje, przerwy z kumplami. Tęskniłem za tym. Jednak nawet w tej publicznej placówce, każdy patrzy na mnie z „troską”. Tak wiem, że wyglądam ja gówno. Jestem blady, chudy, ale kurwa żywy! Wróciłem i chcę, aby moje nudne życie powróciło razem ze mną. Nie potrzebuje współczucia.  

Miarka przebrała się w piątek. Przed porwaniem, normą było, że razem z kumplami zrywaliśmy się z lekcji. Włóczyliśmy się po mieście, ale najczęściej siedzieliśmy w opustoszałym domku. Głupkowate żarty, jedno czy dwa piwka, wypalony w spokoju papieros. To południe chciałem spędzić tak jak dawniej. Na długiej przerwie chłopacy sami do mnie przyszli. Chyba muszę podziękować temu na górze za tak solidarnych kumpli. Kiedy zaproponowałem im wypad, wymienili się spojrzeniami. Jednak w ich oczach nie było znanego mi podekscytowania. Oni uważali, że nie powinienem. Oni! Banda motłochów, których to JA! Zawsze ogarniałem! Wkurzyłem się nieziemsko. Nie musieli nic mówić, wziąłem plecak i opuściłem tą pożal się boże placówkę. Nie uszedłem daleko, gdy zatrzymał mnie krzyk Seby. Podbiegł do mnie, a za nim pozostała czwórka. Nie odezwałem się, ale jakoś lżej mi się zrobiło, że jednak pójdą ze mną.  

To były najbardziej krępujące, a jednocześnie najbardziej odprężające dwie godziny w ostatnim czasie. Początkowo żaden z nas nie wiedział jak się zachowywać. I choć chciałem przyjść do tej rudery, dopiero na miejscu uświadomiłem sobie, że to tu piliśmy w dniu mojego porwania. To tu wpadliśmy na  genialny plan jechania na drugi koniec miasta. I to tu po raz ostatni śmiałem się beztrosko z głupich kawałów Przema.  

Nikt się nie odzywał, ale bynajmniej mi to nie przeszkadzało. Pierwszy ulotnił się Dominik, za nim Przemek z Michałem. Kuba wymyślił jakąś beznadziejną wymówkę, ale rozumiałem, że nie jestem najlepszym towarzyszem rozmów. Zostałem sam z Sebą, wgapiał się w telefon, a ja odpaliłem papierosa.  

- Jak chcesz to też idź. Trafię do domu…- zacząłem.

- Nie spieszy mi się.

- Jasne. Musisz być w domu punktualnie! Nie pierdol, znam twoich starych.- zaczynam, bo to Seba zawsze jako pierwszy zwijał się do domu. Jego rodzice mieli dość konkretne zasady.

- Zostanę.

- Nie potrzebuje niańki!- warczę, a on zaciska mocno szczęki. Wzrok miał utkwiony w telefonie, kiedyś patrzył mi prosto w oczy. Za to go lubiłem. Seba nigdy mnie nie okłamał.

- Nastek… dwadzieścia minut temu dzwonił twój ojciec.- zamieram słysząc to zdanie. Bo wiem jak się skończy. Pewnie nauczyciele zadzwonili do nich.

- Wysłałem mu sms.- kończy, a ja z niedowierzaniem przyglądam się mojemu byłemu najlepszemu przyjacielowi. Bo w tym momencie złamał najważniejszą z naszych zasad. Zawsze kryjemy się przed starymi. ZAWSZE!

Chciałem mu to przypomnieć. Wygarnąć co o tym myślę i jak bardzo zawiódł moje zaufanie. Nie odezwałem się. Nauczyłem się, że czasem lepiej nie strzępić sobie języka. Wyrzuciłem niedopałek i wziąłem plecak. Czarne BMW ojca było widoczne z daleka, stał oparty o auto, obserwował każdy mój krok, a jego oczy ciskały gromy. Zaczął swoją tyradę zanim wsiadłem do auta. Ględził i ględził, aż w końcu zaczął się drzeć. Ale wisiało mi to. Ojciec może mówić, że jestem beznadziejny,  nieodpowiedzialny, samolubny. On może gadać co chce, wisi mi to. Jednak to co zrobił człowiek, którego traktowałem jak brata, który jak myślałem rozumiał mnie jak nikt inny, było niewybaczalne. Siedząc w aucie wiedziałem coś czego oni nie wiedzieli. On to przewidział, mówił mi, że oni mnie zdradzą. Nie wierzyłem mu. A jednak znowu miał rację. Tylko na nim mogłem polegać.  

Dlatego dzisiaj już nie potrzebowałem ich. Zaczekałem cierpliwie, aż matka pojedzie i zwinąłem się ze szkoły zanim ktoś mnie zauważy. Zadzwoniłem do wychowawczyni informując ją, że „Anastazy źle się czuje”. Powinienem dziękować, że mam głos tak bardzo podobny do ojca.  

Muszę odpocząć. Tak po prostu. W parku niedaleko mojego domu, jest takie miejsce, gdzie nikt normalny nie chce wchodzić. Ja nie jestem normalny i potrzebowałem odpoczynku. Przelazłem przez kaczory i z przyjemnością rozłożyłem się koło drzewa. Byłem zmęczony i sam nie wiem kiedy zasnąłem.  

Mogłem spać godzinę, może krócej. Trudno stwierdzić. Tak czy inaczej, gdy obudziłem się usłyszałem ironiczny śmiech.  

- Królewna się wyspała?- zamarłem, a żołądek podskoczył mi do gardła. On nie mógł tu być. W tym momencie czułem się jak ryba wyciągnięta z wody.

- Przestań wyłupiać swoje oczęta Sani. Przecież mówiłem Ci, że się odezwę.- Owszem mówił, ale ja nie byłem gotów na jego obecność. Nie tak szybko, a może nigdy?

- Miałem nadzieję, że nastąpi to szybciej, ale podobno chorowałeś- ironia  w jego głosie każe mi przemyśleć co się ze mną dzieje.

- To twoje sprawka!- warczę, a on wybucha śmiechem.

- Twoja spostrzegawczość zawsze mnie zadziwia. Ale dobra my tu gadu gadu, a czas ucieka. Wypij to- podsuwa mi szklaną buteleczkę z dziwnym zielonkawym płynem. Płynem, który już piłem.

- Nie będę powtarzać, wiesz, że mogę cię zmusić.- tak wiem. Nie pewnie wyciągam dłoń po butelkę i drżącą dłonią odkręcam zatyczkę. Na samą myśl, że miałbym to wypić robi mi się nie dobrze. Wtedy nie znałem konsekwencji „tego”.  Nagle, żałuje że wybrałem tak osamotnione miejsce. Jednak są szanse. Zawsze byłem szybki, zwinny i zerwanie się z ziemi i wyrzucenie buteleczki do stawu zajęłoby mi sekundy. Plan realny do wykonania. Gdyby on nie był szybszy.

Nim uczyniłem najmniejszy ruch, zanim mój mózg przemyślał drogę ucieczki, on klęczał na mnie. Przyciskał moje ciało do ziemi, zabierając resztki powietrza.  

- Wiem co kombinujesz maleńki. Nawet nie próbuj.- ma spokojny głos, wręcz radosny. Jego niebieskie oczy szklą się jakby dobrze się bawił. Kiedy puszcza mnie łapię gwałtownie powietrze, a on klepie mnie po plecach. Podaje zieloną ciecz, nawet nie wiem kiedy wyrwał ją z mojej dłoni. Biorę ją i mocno ściskam. Patrzę na niego załzawionymi oczami, a on kiwa głową, abym pił. Nie robię tego. Waham się tylko chwilę, zanim odzywam się.

- Mówiłeś… mówiłeś, że jeśli zapytam odpowiesz.- nie wiem dlaczego, ale to jedno zdanie ciążyło mi strasznie.

- O ile będę mógł.

- Jak masz na imię?- próbuje, a on wybucha śmiechem. Wbrew pozorom jest to przyjemny dźwięk.

- Nie mam imienia. Mówiłem Ci- prycham, a on unosi moją brodę.

- Sani, są rzeczy o których na razie nie mogę Ci powiedzieć. Twoje pytanie o moje imię jest bezcelowe. Nie mam imienia i ty go też nie będziesz miał.

- Nie rozumiem…

- Może nigdy nie zrozumiesz. Wypij to. Kiedyś mi za to podziękujesz.- Robię to sam nie wiedząc dlaczego. On kiwa głową i zabiera fiolkę. Resztę przed południa spędziłem na przyglądaniu się blondynowi, który uważnie śledził pływające dzikie kaczki. Odezwał się po kilku godzinach. Jego głos był odległy. Spokojny, ale jakby smutny.

- Wybaczysz Sebastianowi?- dziwi mnie to pytanie. Nie zastanawiam się skąd wie o wydarzeniach z piątku. Dziwi mnie, że nie drwi sobie ze mnie. Przecież miał rację. Przewidział to.

- Kto zdradził raz zrobi to znowu.- chrypię i dopiero jego śmiech uświadamia mi, że to jego słowa.

- Dogadacie się.- mruczy do siebie i wstaje.

- Nigdy- warczę wyrywając kępkę trawy. Złość na Sebe w dalszym ciągu telepie każdym nerwem. On zatrzymuje się i mam wrażenie, że nie wie o czym mówię. W końcu przejeżdża dłonią po włosach i warczy z irytacją.

- Nie mogę się doczekać, aż ci wszystko wyjaśnię.- Gdy próbuje zapytać o co chodzi on znika. Jakby rozmył się w powietrzu. Przecież powinien słyszeć jego kroki.

9 wrzesień 2008

Powrót do domu nie był przyjemny. Matka lamentowała jak się martwili, ojciec zacisną tylko wargi i wyszedł trzaskając drzwiami. Wrócił po 22 spocony, a jego oczy wyrażały bezradność. Kiedy wszedł do mojego pokoju mierzyliśmy się wzrokiem.  

- Nie podoba mi się twoje zachowanie. Jeden pieprzony raz pomyśl o innych. Pomyśl o mamie! Kacperku! Pomyśl, że przez pieprzone sześć miesięcy razem z matką myśleliśmy, że nie żyjesz! Po co ja to mówię! Ty nawet nie próbujesz zastanowić się co czują inni liczysz się tylko Ty!- mówi i mówi, a ja zaciskam dłonie na krześle. Wgapiam się ścianę tylko dlatego, aby nie widział jak jego słowa zaczynają boleć. Wywleka całe szambo naszego życia. Nigdy nie byłem święty. Wiem o tym, ale nigdy nie podejrzewałem, że to go ruszało. Kiedy skończył jego policzki były zaczerwienione, a oczy błyszczały złością, bezsilnością i prośbą, abym zmienił się w kogoś kim nigdy nie byłem.  

Chciałbym coś powiedzieć. Chciałbym też wykrzyczeć własną wściekłość. Pokazać mu jak jego słowa są niesprawiedliwe. Udowodnić mu, jak mało wie o mnie. Wygarnąć mu wszystkie błędy, każdą sytuację kiedy mnie zranił. Zrobić to co on zrobił przed chwilą. Zamiast tego milczałem dusząc wszystkie emocje. To nie ma sensu.  

Nigdy nie będę ideałem. Nie dla niego.

AJM

opublikowała opowiadanie w kategorii inne, użyła 2359 słów i 12840 znaków.

7 komentarzy

 
  • Użytkownik Alastefaniak

    Kiedy next?

    4 cze 2016

  • Użytkownik SzalonaZuza

    Ciekawy pomysł mam nadzieje na długie opowidanie.
    Nie ma nic do czytania #sadgirl

    2 cze 2016

  • Użytkownik kasix.asix

    fajne czekam na nexta : )

    31 maj 2016

  • Użytkownik LucyStyle

    Zgadzam się z komentarzami niżej. Świetna fabuła. Czytałam już wcześniejszą wersje tego opowiadania ("Feniks";), ale ta mi się bardziej podoba. Tajemnica, dramat i odrobina psychologii. Bardzo ciekawe i fajnie pisane. Weny AJM. Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością. Buziaki i pozdrawiam
    LucyStyle

    31 maj 2016

  • Użytkownik dgrant

    Bardzo ciekawa fabuła. Czekam na kolejny

    31 maj 2016

  • Użytkownik cklyx

    Fantastyczne. Jak każda poprzednia wersja tego opowiadania. Czekam na ciąg dalszy. Życzę weny :D

    27 maj 2016