Zniknięcie Tobiasa zauważono dość szybko. Pierwsza obudziła się Alicja rozglądając się po śpiących dzieciach i właśnie wtedy zauważyła, że jednego brakuje. Na początku miała nadzieję, że może chłopiec obudził się wcześniej i po prostu gdzieś poszedł,ale straciła tę nadzieję, gdy na zewnątrz zobaczyła ślady kopytna ziemi. Wtedy obudziła pozostałych.
- Nikt nic nie widział? - zapytała Amelia wpatrując się w ślady.
Ludzie kręcili głowami, byli w szoku. Amelia nie mogła uwierzyć, że natak wiele osób nikt nie był na tyle czujny, żeby zauważyć zniknięcie Tobiasa.
- Widocznie Szatan znalazł na niego sposób – powiedział jakiś mężczyzna, ale Amelia nawet na niego nie spojrzała.
Wiedziała,że nie jest dobrze i ciężko będzie wymyślić jej sposób, żeby coś takiego już więcej się nie powtórzyło.
- Idźcie do domów – odezwała się niezbyt głośno Pastorka – muszę to wszystko przemyśleć – dodała.
I wszyscy poszli dość szybko, jakby chcieli znaleźć się jak najdalej od tych przerażających i wciąż gorących śladów na ziemi.
Amelia zupełnie nie wiedziała co robić. Wróciła do kościoła i uklękła przed odwróconym krzyżem wpatrując się w niego.
- Co mogę zrobić innego, żebyś zostawił te dzieciaki? - powiedziała Amelia nie odrywając oczu od krzyża – co mam zrobić? - powtórzyła i zaczęła płakać wciąż nie słysząc żadnej odpowiedzi.
W tym momencie miała ochotę wziąć ten krzyż i połamać, a później wyrzucić, żeby więcej na niego nie patrzeć. Nie rozumiała, jak Szatan może robić im coś takiego, czemu ich uratował, skoro teraz tak ich rani? Amelia zastanawiała się jak wszystko by się potoczyło, gdyby go nie było, gdyby wtedy się do niego nie pomodlili. I właśnie wtedy wpadł jej do głowy pewien pomysł...Pomysł, którego sama się przestraszyła. Mimo wszystko postanowiła powiedzieć o nim ludziom.
Wyszła na zewnątrz i z przerażeniem zauważyła, że w zasadzie jest już południe, więc musiała spędzić w kościele naprawdę dużo czasu.
Chwyciła jednak swój dzwonek i zaczęła dzwonić, a ludzie zaczęli się gromadzić. Większość z nich miała nadzieję wymalowaną na twarzy, że Amelia wymyśliła coś niesamowitego co sprawi, że żadne dziecko już więcej nie zostanie porwane
- Cieszę się, że przyszliście – powiedziała Amelia patrząc po zgromadzonych. Wszyscy stali, bo ławki wciąż były przesunięte.
- Wpadłam na pewien pomysł jak moglibyśmy rozwiązać tę całą sytuację – kontynuowała Amelia i wszyscy ludzie jakoś bardziej się ożywili – jednak... Jest ten pomysł dość kontrowersyjny i nie wiem, czy w ogóle wam się spodoba – zamilkła na chwilę patrząc po zebranych i badając ich reakcje. Wszyscy stali jednak w bezruchu słuchając uważnie.
- No więc... - odezwała się Amelia – Myślę, że powinniśmy... Znowu odwrócić krzyż i prosić Boga o pomoc. Jest napisane w Biblii, że jest potężniejszy od Szatana, więc powinniśmy spróbować.
Wszyscy przestraszeni spojrzeli po sobie i po kościele rozszedł się szmer ich głosów.
- Ale wtedy nam nie pomógł, jak była zaraza – odezwał się jeden ze zgromadzonych mężczyzn – dlaczego teraz miałoby być inaczej? - dodał.
- Nie wiem... Naprawdę nie wiem – powiedziała cicho Pastorka, jednak wszyscy dobrze ją słyszeli – ale nic innego nie wpadło mi do głowy... - dodała.
- Powinniśmy spróbować – odezwała się nagle Alicja – w końcu zabiera tylko te najbardziej niewinne dzieci, jakby... Chciał zrobić Bogu na złość. Być może tak właśnie jest i dlatego tym razem zostaniemy ocaleni.
Większość osób zgodziła się z dziewczyną, inni... Obawiali się konsekwencji, jakie może to ze sobą przynieść.
- Szatan nas zostawi, albo będzie zły i znowu sprowadzi na nas zarazę – bała się pewna starsza kobieta.
- Ale jeśli nam się powiedzie i Bóg nas wysłucha to zaraza nie wróci, a jak mówiła Amelia... On jest silniejszy – przekonywała ją Alicja.
- Chyba, że ktoś jeszcze ma jakiś pomysł – tym razem odezwała się Amelia i wszyscy zamilkli... Nikt nie miał żadnego pomysłu.
- W porządku, skoro tak... - mówiła Pastorka i odwróciła krzyż.
Ludzie wydawali się zdumieni, jakby nie mogli uwierzyć w to co się dzieję. Było dokładnie tak samo jak podczas plagi.
- No dobrze... - powiedziała Amelia – więc teraz się pomódlmy – dodała i wszyscy jej posłuchali.
Gdy ludzie wyszli z kościoła na dworze zaczynało powoli się ściemniać, ale poza tym... Jakby nic się nie zmieniło. Nikt nie czuł boskiej mocy, jak to wielu spodziewało się poczuć. Ludzie udali się do domów z nadzieją, że tej nocy nie zniknie już żadne dziecko.
Z taką samą myślą do sierocińca wróciły wszystkie dzieciaki,które jednak mimo wszystko czuły się lekko zaniepokojone tym wszystkim.
- Jak myślisz, to się uda? - zapytała Amanda Victora, gdy już leżeli na łóżkach w pokoju sierocińca.
- Ciężko stwierdzić, w końcu... Zrobiliśmy tu dużo złego.
- Co masz na myśli? - nie rozumiała Amanda.
- Choćby tę powieszona kobietę, to było bardzo złe i myślę... Myślę, że to się nie uda – powiedział bardzo cicho.
Amanda przeraziła się na te słowa.
- I myślisz, że co się teraz z nami stanie? - zapytała, a jej głos drżał.
- Nie wiem, ale pewnie nic dobrego...
Następnego dnia dzieciaki obudziły się i od razu rozejrzały po pokoju.Okazało się, że wszyscy są na miejscach i poczuli niesamowitą ulgę. Niektórzy nawet zaczęli się śmiać i nic dziwnego –mieli przecież dobry powód. Słyszeli jak ktoś chodzi po sierocińcu i wiedzieli, że to na pewno Alicja sprawdza, czy ktoś zniknął. Nie mogli się doczekać, aż przyjdzie do ich pokoju i zobaczy, że wszyscy są, już nie mogli się tego doczekać.Siedzieli podekscytowani i roześmiani podczas gdy kroki za drzwiami stawały się coraz głośniejsze. W końcu drzwi się otworzyły i wtedy nikomu już nie było do śmiechu. Dobry nastrój momentalnie prysł. Do pokoju weszła Alicja, ale nie wyglądała tak jak poprzedniego dnia. Miała siną skórę na której pojawiły się liczne bąble. Jej oczy były czerwone, a włosy całe mokre od potu wywołanego gorączką.
- Widzę, że wszyscy są – uśmiechnęła się Alicja.
- Co się pani stało? - zapytał przestraszony Victor.
- Ja...Nie czuję się za dobrze – po tych słowach Alicja zemdlała i upadła na podłogę.
W tym samym momencie rozbrzmiał dzwonek od kościoła, Amelia znowu wszystkich wzywała. Amanda i Victor pobiegli do okna i zobaczyli tam ludzi, którzy mieli tą samą siną skórę i bąble na niej. Szli do powoli do kościoła, jakby nie mieli zupełnie sił, żeby się poruszać. Jednak Amanda i Victor zauważyli coś jeszcze... Wśród dorosłych szły dzieci i tylko one wyglądały na zdrowe. Wszyscy inni umierali.
1 komentarz
AnonimS
Bardzo ciekawie to opisujesz. Zestaw na tak.
dovio
@AnonimS Dzięki ☺️