Gdy zaczął zapadać zmierzch Amelia dzwoniła swoim dzwonkiem, żeby mieszkańcy przyszli do kościoła. Początkowo niektórzy przestraszyli się, że znowu kogoś będą wieszać, ale gdy okazało się, że nic takiego nie będzie miało miejsca – poczuli ulgę.
Ławki w kościele szybko zaczęły się zapełniać, ludzie byli ciekawi o co tym razem może chodzić i wkrótce mieli się dowiedzieć.
Gdy przyszli już wszyscy Amelia spojrzała na zgromadzonych, wzięła głęboki wdech i zaczęła mówić.
- Dzisiaj w nocy zniknęło kolejne dziecko, tym razem z sierocińca. Na miejscu znów pojawiły się wypalone ślady kopyt, więc musiała być to sprawka Szatana.
Zgromadzeni spojrzeli po sobie z niepokojem, jednak nikt nic się nie odezwał,więc Amelia mogła swobodnie mówić dalej.
- Poproszono mnie o pomoc w rozwiązaniu tej sprawy dlatego też uznałam, że najlepszym rozwiązaniem będzie spędzenie nocy tutaj, w kościele. Przesuniemy ławki i rozłożymy posłanie, żeby każdy mógł wygodnie się położyć. To rozwiązanie tymczasowe dopóki nie wymyślimy w jaki inny sposób możemy powstrzymać to co się dzieję. A teraz... Pomódlmy się o to, żeby nasz Pan chronił nas, zamiast zabierać nasze dzieci. Poprośmy go o to, żeby więcej tego nie robił.
Wszyscy ludzie uklękli i zaczęli recytować jedną z modlitw do Szatana.Trwało to jakiś czas po czym Amelia uznała, że już wystarczy i ludzie zamilkli.
Zaczęto przesuwać ławki w taki sposób, żeby zgromadzeni mogli się pomieścić. Większość była naprawdę przerażona i nawet podczas tej czynności szeptali słowa modlitwy i prosili Szatana, żeby nie porwał więcej żadnego dziecka. Szczególnie przerażeni byli ci,którzy posiadali dzieci, oni modlili się najbardziej.
Gdy ławki zostały już przestawiona, Amelia przyniosła z zaplecza kościoła kilka koców. Pomogli jej ci sami dwaj mężczyźni,którzy wcześniej pomogli powiesić Mary. Niektórzy wrócili do swoich domów i stamtąd przynieśli posłanie, bo czuli się w nim jakoś bardziej bezpieczni. Amelii zupełnie to nie przeszkadzało. Dla niej najważniejsze było to, że wszyscy są w jednym miejscu, miała nadzieję – bezpieczni.
Amanda położyła się obok Victora, oboje mieli zaniepokojone miny.
Wiele osób nie mogło zasnąć, czuwali w oczekiwaniu na to co może się wydarzyć. Chcieli zareagować gdyby Szatan się pojawił, chociaż sami nie wiedzieli w jaki sposób mieliby to zrobić.
Czas mijał i nie działo się nic szczególnego, więc wszyscy czuli się coraz bardziej bezpieczni i senni. Nic więc dziwnego, że po niedługim czasie cały kościół pogrążony był już we śnie.
Tobias obudził się nagle z koszmarnego snu. Rozejrzał się dookoła i zauważył, że powoli zaczyna robić się jasno, a w kościele niema żadnego śladu wypalonych kopyt. Poczuł na to niesamowitą ulgę.Ludzie spali sobie w najlepsze, więc i on postanowił powrócić do krainy marzeń z której tak nagle się przebudził. Położył się wygodnie i zamknął oczy. Powoli zaczął zapominać co w ogóle mu się śniło. Wiedział tylko, że miało to coś wspólnego ze Stevenem i Szatanem. Już powoli zasypiał, gdy nagle usłyszał czyjś głos.
- Tobias – powiedział ktoś szeptem.
Początkowo chłopak myślał, że tylko mu się wydawało, ale po chwili po raz kolejny usłyszał jak ktoś wymawia jego imię.
- Tobias – powtórzył szeptem tajemniczy głos.
Tobias otworzył oczy i spojrzał w kierunku głosu. Zobaczył tam swojego przyjaciela, Stevena, który stał cały i zdrowy.
- Steven? - powiedział Tobias szeptem, chociaż rozpierała go niesamowita ekscytacja – myślałem... Że nie żyjesz – dodał.
- Żyję i mam się świetnie, a nawet powiem ci... Lepiej, niż świetnie – uśmiechał się Steven.
- Jak to? Dlaczego? - nie rozumiał Tobias.
- Dzięki Szatanowi. Zabrał mnie do niesamowitego miejsca i tam jestem szczęśliwy jak nigdzie indziej – mówił zadowolony.
- Co to za miejsce?
- Piekło, a w zasadzie tak to miejsce nazywają ludzie, chociaż nie ma ono nic wspólnego z męką i cierpieniem. Jest tam dobrze, tam spełniają się wszystkie twoje marzenia.
- N... Naprawdę? - Tobias jakoś nie bardzo mógł w to uwierzyć.
- Naprawdę! - powiedział nagle głośniej Steven, jednak nikt się nie obudził – zresztą sam możesz się o tym przekonać, wystarczy że ze mną pójdziesz
- Dokąd?
- Zobaczysz – uśmiechnął się szeroko Steven.
- Nie wiem... Tutaj... Też jest mi dobrze – odparł Tobias.
- Dobrze? Żyjesz w sierocińcu, bo twoi rodzice umarli podczas plagi. Jesteś sam, nie masz ani jednego kolegi i mówisz, że tutaj ci jest dobrze? Nie wydaje mi się – mówił Steven
- No... W zasadzie masz rację – Tobias posmutniał i chciało mu się płakać.
- Nie musi tak być. Możesz pójść ze mną, a wtedy będzie ci tak dobrze jak mi. A wierz mi, tam w piekle... Czekają na ciebie twoi rodzice
Tobias spojrzał na przyjaciela zdumionym wzrokiem nie mogąc uwierzyć w to, że Steven mówi prawdę.
- Tak jest! - znowu krzyknął Steven – nigdy cię nie okłamałem, przecież wiesz. Poza tym spójrz na mnie... Czy wygląda na to, że jestem nieszczęśliwy? - zapytał go.
- No... Chyba nie – odpowiedział Tobias niepewnie.
- Na pewno nie! Tak szczęśliwy jak teraz nie byłem przez całe swoje życie. Chodź ze mną, Tobias, brakuje mi ciebie.
- Skoro tak mówisz to... W porządku. Pokaż mi to niesamowite miejsce.
Tobias wstał ze swojego posłania, a Steven wyciągnął do niego dłoń,którą Tobias chwycił. Szli razem w stronę wyjścia z kościoła i nikt ich nie widział – wszyscy wciąż spali. Zanim drzwi kościoła się otworzyły, Tobias spojrzał jeszcze na tych wszystkich ludzi i stwierdził, że nie będzie za nimi tęsknił.
Gdy w końcu razem ze Stevenem znalazł się na zewnątrz, Tobias zobaczył postać, tę samą którą poprzedniej nocy widziała Amanda. Na nogach miała kopyta, była potężnie zbudowana, a czerwone oczy świeciły się w jej koźlej głowie. Na ten widok Tobias zatrzymał się przestraszony i bardzo chciał wrócić do kościoła, jednak Steven zatrzymał go.
- Nie bój się – powiedział łagodnie – to przyjaciel, nie zrobi ci krzywdy.
I Tobias uwierzył mu. Szatan zbliżał się do niego coraz bardziej, a Tobias nie uciekał. Chciał trafić do tego niesamowitego miejsca o którym mówił mu przyjaciel i znowu zobaczyć rodziców. Nie protestował kiedy Szatan wziął go w swoje wielkie ręce i patrzył na niego swymi czerwonymi oczami. Rozejrzał się dookoła i nigdzie nie zobaczył swojego przyjaciela. Dopiero wtedy zrozumiał, że został podstępnie oszukany, ale było już za późno. Chciał krzyknąć, żeby ktoś przyszedł go uratować, jednak Szatan wbił się w jego gardło swoimi zębami rozrywając je na strzępy.Umierający Tobias patrzył szeroko otwartymi oczami na Szatana,jakby nie mógł uwierzyć w to co się dzieje. Dopiero co leżał bezpiecznie na swoim posłaniu w kościele, a teraz umiera w rękach Szatana i miał wrażenie, że Szatan uśmiecha się. Ostatnią rzeczą, jaką Tobias zobaczył przed śmiercią były olbrzymie zęby bestii, które powoli zaciskały się na jego głowie. Czuł wtedy ból tak niesamowity, że chciał umrzeć jak najszybciej. Nieważne co będzie potem, chciał po prostu pozbyć się tego strasznego bólu. Po głowie płynęła mu krew, czuł jak pęka mu czaszka, a oczy mało co nie wypadają z oczodołów. Po chwili szczęki Szatana zacisnęły się i w tym momencie wszystko się skończyło
Dodaj komentarz