Wieczna Ciemność - rozdział 1 "szepty"

Perspektywa Omegi:

  

Byłam zszokowana. Patrzyłam na chmurę, nie mogąc uwierzyć w to, czego byłam świadkiem. Nie ruszałam się, niczym sparaliżowana. Przez głowę przelatywało mi mnóstwo nieistotnych, może półsekundowych myśli. Chwilę potem otrząsnęłam się, wiedziałam, że muszę bardzo szybko działać. Wzięłam na ręce Witch, moją czarną kotkę. Miała żółte, przesiąknięte nadzieją oczy. Dostałam ją po odkryciu swojego świata, w prezencie od samego władcy. Od tej pory zawsze mi towarzyszyła. W świecie ludzkim, jak i tym, do którego należałam. Polizała mnie po twarzy i usiadła na moich ramionach, oplatając szyję. Dodała mi trochę odwagi. Szybko pobiegłam do pokoju naprzeciwko, należącego do mojego starszego, dwudziestodwuletniego brata. Grał akurat w jakieś strzelanki. Na idealnie przyciętych blond włosach nałożone miał słuchawki. Skoncentrowany pochylił się nad laptopem, nawet nie zauważając mojej obecności. Sprawdziłam, czy okna były zamknięte. Były. Wyszłam z pokoju i zbiegłam ze skrzypiących schodów, sprawdzając szczelność szyb w innych pomieszczeniach. Gdy znalazłam się na parterze domu, coś mnie tknęło, by przekręcić zamek w drzwiach wejściowych. Ledwie to zrobiłam, gdy coś lub ktoś zaczęło w nie walić. Spojrzałam przez wizjer, zwany przez babcię Judaszem. Nie było tam nikogo. Witch zesztywniała. Zeskoczyła ze mnie i zasyczała w stronę drzwi, jeżąc się cała. Szybko ją złapałam i zaczęłam przesuwać się w stronę schodów prowadzących na półpiętro. Nie spuszczałam oczu z drzwi. Po chwili pukanie ustało. Nadal niespokojna ruszyłam do salonu, w którym rodzice oglądali jakiś program informacyjny w telewizji.

– Co się stało? – zapytał tata, mężczyzna w średnim wieku z czarnymi włosami lekko przyprószonymi siwizną, widząc moją przerażoną twarz i wyrywającą się Witch, którą jednak mocno trzymałam. Nie chciałam, by syczała na to coś za drzwiami. Kot nie da sobie z tym rady, niezależnie, co to było.

– Nic, nic – uśmiechnęłam się nerwowo. Jeszcze nie zauważyli koloru nieba?

– A właśnie, w telewizji mówili o jakimś niezwykłym zjawisku astrologiczny. To zdarza się raz na tysiąc lat! – zawołała rozentuzjowana matka, jakby czytając mi w myślach. Byłam w szoku, widząc, jakie wymyślili na poczekaniu kłamstwo. Byle tylko zatuszować niewygodną prawdę! Nagle telewizor stracił połączenie. Na ekranie widać było tylko kolorowe mrówki. Chwilę potem usłyszałam melodię dzwonka w moim smartfonie. Opuściłam salon i udałam się na górę, w celu odebrania. Spojrzałam na wyświetlacz. Widać było na nim… Mój numer. Dotknęłam zielonej słuchawki i ustawiłam tryb głośnomówiący. Po odebraniu nic nie było słychać. Zmieniłam tryb na normalny i przyłożyłam urządzenie do ucha. W tle słychać było szept.

– Nie wiem, czy to dobry pomysł. Połowa ludzkości wyginie! Nie będziemy mieć po tym teście tylu niewolników! – powiedział ktoś bardzo cicho.

– Tak… Lecz na co nam słabi ludzie? Co z tego, że będziemy mieć ich więcej, skoro będą pracować jak ta połowa? – odrzekł drugi głos.

– Racja… Ale i ci w końcu zginą z przemęczenia…

– Tę robotę przetrwają, a potem i tak do niczego się nie przydadzą, a więc ocalałych zamordujemy.

Dalej już nie słuchałam, zbyt przerażona, tym czego właśnie się dowiedziałam.

Onyx

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy i horrory, użyła 628 słów i 3483 znaków, zaktualizowała 25 paź 2020.

1 komentarz

 
  • shakadap

    Brawo.
    Pozdrawiam i powodzenia.

    25 paź 2020

  • Onyx

    @shakadap dziękuję, również pozdrawiam

    25 paź 2020