Materiał zarchiwizowany.

Opowieści z Akkrali - cz.IV

Na początku postanowił pomyśleć jak Iria,gdzie mógłby iść,ale nie szło mu to najlepiej. "Nie dziwię się jej ... ale na Boga,w którą stronę się udała?"- zastanawiał się nerwowo przygryzając wargę. Co prawda był jej bliskim przyjacielem,ale  nie powiedział jej prawdy,którą mimo wszystko powinna była usłyszeć. Raz po raz roprawiając o Iri,pakował potrzebne rzeczy na drogę ,lecz nie było ich dużo. Do dość obszernej,skórzanej sakwy zapakował potrzebny prowiant,który powinien wystarczyć mu na jakiś czas, kilka czarodziejskich ksiąg i parę nietłuczących się fiolek. "Oto składniki każdego,prawdziwego,wędrownego czarodzieja ... a raczej czarnoksiężnika"- uśmiechnął się cicho w myślach. Do ręki wziął mocny i długi kij,który wielokrotnie towarzyszł mu w podróżach po Akkrali jak i po innych krainach. Rozejrzał się jeszcze pobieżnie czy,aby na pewno zabrał wszystkie potrzebne rzeczy. Rozmyślał jeszcze nad przywołaniem swojego towarzysza wędrówek - sokoła imieniem Feqr,ale prędko zrezygnował z tego pomysłu. "Od razu zaczną mnie o coś podejrzewać". Pobył parę lat w tej wiosce o nazwie Sekka i przekonał się co nieco o tutejszych ludziach. W końcu otworzył drzwi i zamknął je tak jak zazwyczaj bez żadnego sentymentu, po czym wyruszył śladem Iri mając nadzieję,iż znajdzie ją szybciej niż królewska straż.


Chociaż był jeszcze ranek,Raen rozglądał się nerwowo,by przypadkiem nie wejść na jednego z tutejszych mieszkańców. Lubił być zabezpieczony na każdą ewentualność,jednakże teraz nie miał bladego pojęcia co by powiedział,gdyby zdarzyła  się takowa sytuacja. Wioska ta była jedną z największych w tej części krainy ... można byłoby powiedzieć,że rozmiarami dorównuje miasteczkom położnym nieco bardziej na północy. Raen doskonale zdawał sobie z tego sprawę ... nie to co inni. Jako wędrowny czarnoksiężnik przebył swoją drogę i wiele się z niej nauczył. Jedną z jego najważniejszych zasad była ta,by nigdy się do nikogo zbyt bardzo nie przywiązywać "Bo to bardzo potem boli ..." - dodał w myślach. Mijając ostatni zakręt poczuł się jak za dawnych czasów ,kiedy to sam po raz pierwszy opuszczał ze znanych mu powodów własne miasto." Na szczęście to było dawno temu ... dzięki czemu obraz tamtych wydarzeń mam dosyć mocno zamazany"- okłamywał się w myślach. Postanowił tak jak zawsze po raz ostatni spojrzeć na opuszczane miejsce. Cieszył się,że ludzie wspólnymi siłami zdołali w tym krótkim czasie bo w zaledwie trzy dni dokonać wspaniałych rzeczy. Większość budynków była już naprawiona,tylko miejscami można było dostrzec pozostałości po pożarze. Wiatr jakby chcąc przypomnieć mu u celu podróży powiał w jego stronę ciągnąc jego włosy do tyłu. "Żegnaj Sakko,na mnie już pora"- z tymi słowami wyruszył na poszukiwanie przyjaciółki.

Veezya

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 532 słów i 2997 znaków.

Dodaj komentarz