Królestwo Mongolii 6

- I co teraz?- Zapytałam zaniepokojona.

-Wchodzimy. Musimy iść do Hanny.

- Kto to Hana ?

- Zobaczysz.

Marko wziął mnie za rękę po czym kazał zabrać głęboki oddech. Miał delikatną dłoń, aż się bałam, że mnie puści. domyślił się tego, bo przytulił mnie i wskoczyliśmy tam.

Poczułam zimno, wiatr, deszcz. Otworzyłam oczy, byłam koło jeziora. Próbowałam wstać, lecz poczułam straszliwy ból w kostce. Spojrzałam, a tam rozstrzępiona rana. Jakbym wpadła w krzaki róż.

- Chwila, gdzie Marko?! - Powiedziała głucho do siebie, rozglądając się.

Nie było go, nikogo nie było. Tylko, że tak mi się na początku wydawało..

Kiedy skończyłam panikować, zaczęłam obmywać ranę wodą. Momentalnie znikła! Ale niestety ból trzymał wciąż..

- To magiczna woda. - Powiedział znajomy mi głos.

Uradowana, momentalnie isę odwróciłam i zobaczyłam pół człowieka.. pół.. konia?

Z twarzy przypominał mi kogoś. Miał strasznie wyrzeźbioną klatę i białą sierść.

- K-kim Ty jesteś ?! - Krzyknęłam i się odsunęłam.

Z racji iż byłam bardzo blisko wody a na dodatek jeszcze się odsunęłam, moje krótkie spodenki były całe mokre. Lecz nie zwracałam na to szczególnej uwagi.

- Jestem centaurem. Tak zwanym ''pół człowiek, pół koń'' - Uśmiechnął się, pokazując swe białe zęby. - Nazywam się Marko..

Marko! No tak ! To jego mi przypominał ! Cholera! Są identyczni! No.. Z wyjątkiem kopyt, ogona i sierści.

-..Znajdujesz się w samym środku lasu, Królestwa Bandicama. - Uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Widziałem jak obmywałaś kostke, coś się z nią stało ?

- Szczerze.. Nie mam pojęcia.. Ale już znikła. Tylko ból został. - Uśmiechnęłam się nie pewnie.

- Prosze pozwól sobie pomóc. Nie zrobię Ci nic złego. Obiecuje. - Podniósł rękę jak na jakiś hołd.

Zaczęłam się śmiać i podałam mu rękę by pomógł mi wstać. Szliśmy jakieś 2.. 3 godziny.

- Przepraszam, że się nie przedstawiłam. Mam na imie Annabell. Przyjaciele mówię Ana. Wiesz może gdzie jest Królestwo Mongolii ? - Wyszeptałam, bojąc się, że ktoś nas usłyszy. Sama nie wiem czemu..

- Królestwo Mongolii ?!?! - Krzycząc to wypuścił mnie ze swoich umięśnionych rąk.

Spadłam w krzaki, potykając się o gałęzie. Bolało strasznie.. Ale nie tak strasznie jak uderzenie o kamień.

Musiałam być nie przytomna, bo gdy się obudziłam byliśmy już w jakimś pięknie przyrządzonym w złote ozdoby, pokoju. Nade mną wisiały zasłony jak kiedyś bogaci mieli w pałacach. Na fotelu siedziała jakaś kobieta. Spała. Może to była gosposia?

- Wreszcie się obudziłaś! Już myślałem, że nie żyjesz! - Wpadł Marko.

Padł od razu na łóżko, tuląc mnie.

-Nie rób tak więcej - Przytulił mnie mocniej.
Odwzajemniłam uścisk.

-Przepraszam! To moja wina. Błagam powiedz coś..

Wtedy z trudem przypomniało mi się co się stało.

-Nie gniewam się. A ile byłam nie przytomna?

-Prawie dwa dni.. Muszę Ci się o coś spytać. Czemu byłaś w lesie? Nie jesteś stąd, a człowiekiem zwykłym też raczej nie.

I co ja miałam mu powiedzieć?! "Cześć, jestem z innego świata, mam magiczny pierścionek który nie wiem do czego służy. Moja matka ukrywa coś przede mną"?! Nie ufałam mu. Nie ufałam nikomu w tych światach.

-Z czego wnioskujesz że nie jestem człowiekiem?

Zdziwiony spojrzał się na mnie. Chyba nie był przygotowany, że odpowiem mu pytaniem, ale co miałam zrobić?  

-Gdy spadłaś pobiegłem Cię szukać. Lewitowałaś. Miałaś rozwalone czoło, ale byłaś metr nad ziemią.

Może to przez ten pierścionek.. Już nic nie rozumiem..

-To jak mnie tu przyniosłeś?

-A więc, gdy lewitowałaś.. Po pół godzinie podjąłem się ryzyka złamania Cię za rękę przyciągnąć na ziemię. Opierałaś się i walnęłaś mnie w żebra. Złamałaś mi jedno.. Masz niezłe kopyta. - Uśmiechnął się.

Zaczerwieniłam się i wybuchłam śmiechem. Godzinę później Marko prowadził mnie środkiem korytarzu. Nie mówił dokąd mnie prowadzi, ale za każdym krokiem pośpieszał mnie.

Wyszliśmy na dwór, przez pasy, potem w prawo. Były tam tramwaje, Marko poszedł zapłacić za nasze bilety a ja się rozglądałam. Niczego tu nie przypominało '' inny świat ''  

Wsiedliśmy, drzwi się z hukiem zamknęły. Czułam się dziwnie jakoś tak jakby wszyscy w tramwaju się na mnie gapili. Dyskretnie się rozejrzałam, zaobserwowałam, że jeden Pan koło 60 patrzy wprost na mnie.

Siedział pięć siedzeń z tyłu za mną. Wyglądało to tak jakby lis gapił się na wiewiórke i przygotowuje się do ataku..

Szybko odwróciłam wzrok, pożałowałam tego od razu..

Usłyszałam pisk. Głośny. Ciemność przed oczami. Zaczęłam się wydzierać z przerażenia. Nie wiedziałam co się dzieje. Nagle zobaczyłam go! Tego starucha, ale wyglądał inaczej. Straszniej. Oczy miał czarne. Z buzi wylatywała czarna ciecz, ręce wskazywały na mnie, zaczął coś bredzić. O jakiejś Katrinie, że nie mogę jej zaufać. Mówił też, że nie chce mnie skrzywdzić. "Przychodzę w dobrych intencjach Ano."

Spytałam się go jak ma na imię, zamiast odpowiedzi pokazał mi palące się drzewo na którym była jakaś osoba. Jęczała z bólu, a potem umilkła. I tak to się skończyło. Skończyła się ta męczarnia.

Otworzyłam oczy, zaczęłam normalnie oddychać. Zobaczyłam Marko i cały tłum patrzący się na mnie z zaciekawieniem i przerażeniem jednocześnie. Szybko spojrzałam się na siedzenie gdzie siedział staruszek, lecz go tam nie było!

- Mocno się wydzierałam? - Spytałam cicho Marko, opierając się mu o ramię.

- Zdecydowanie, nadal słyszę ten krzyk w uszach.

Uśmiechnęłam się i zamknęłam oczy, lecz od razu, gdy to zrobiłam otworzyły się drzwi i musieliśmy wychodzić. Zauważyłam, że idziemy do szkoły. Uwierzcie mi nie trudno przeczytać napis '' Szkoła wita ''.

Prawo, lewa, prawo, lewo i piętnaście minut prosto. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa, na szczęście doszliśmy już do gabinetu '' P. Słonecznik ''

Mocnym i gwałtownym ruchem Marko przywalił w drzwi, jakby to robił jakimś dużym młotkiem. Spojrzał się na mnie z uśmiechem.

- Jest lekko przy głuchawa. - Widząc ciarki na moich ramionach zaczął się śmiać. Po chwili przywalił znowu, ale tym razem otworzono nam drzwi.

Była to pani mając ledwie czterdziestkę. Aż nie mogłam uwierzyć, że jest głucha. Była centymetr wyższa ode mnie. Ścięte na krótko, brąz włosy, zielone oczy. Przeciętna kobieta.

- Witam. W czym... Annabell! Słońce! Wchodź! Wchodź! Nie wstydź się! - Pociągnęła mnie w głąb gabinetu. - Usiądź! Blada jesteś jakaś! Może herbaty?

Nie czekając na moją odpowiedź parzyła ją. Była jakaś taka sympatyczna, ale z drugiej strony przerażająca. Marko stał obok mnie. Gapił się na mnie jak na jakiś ósmy cud świata.

Gdy zalała już herbatę, wzięła jedną do ręki, wtedy zauważyłam jak trzęsą jej się ręce. Wstałam i wzięłam od niej te dwie filiżanki. Na sobie miałam cały czas wzrok chłopaka.

- Dziękuję dziecko. - Odezwała się kobieta, siadając na fotelu przed biurkiem.

- Mogę się dowiedzieć w końcu, po co tu jestem? - Serio nie wiedziałam po co mnie tu zaprowadził. W tamtym królestwie z Mongolii miał mnie chłopak zaprowadzić do jakiejś Hanny, a tu jestem u jakiejś P. Słonecznik. Nawet nie wiem jak ma na imię.

- Zacznijmy od początku.. Jestem Katrina. Byłam doradczynią Twojej mamy, Eweliny. Niestety po walce z Aleksandrem straciła moce..

Moce?! Aleksander?! Moja mama?! Co do cholery..

Czyli miałam rację, że moja mama nie przypadkowo podarowała mi ten pierścionek na 16 urodziny.

-..Wtedy niestety została oddalona od szkoły i zmuszona musiała wrócić do domu na Ziemię... - Ciągnęła dalej.

Zatkało mnie, 'wrócić' ?! Można wrócić? Czyli jest szansa, że zobaczę moich przyjaciół i rodzinę!

- Z tego co wiem to masz dwójkę braci, Daston i Krystian, tak? I skoro jesteś tu... To Ty powinnaś mieć pierścień. Matko mi powiedział, że lewitowałaś. - Zapytała mnie biorąc łyk herbaty.

- Tak... Co prawda nie pamiętam tego.. Skąd Pani wie o pierścionku?

-Twoja prababcia podarowała go, gdy już umierała, Twojej babci. A babcia Twojej mamie. Czarodzieje mają jakieś przedmioty, gdzie jest trzymana cała moc przodków. W waszym przypadku jest to pierścień.

-Czarodzieje? Czy to znaczy, że ja..-Zaczęłam nerwowo gryźć wargę.

-Tak Ano, witaj w świecie czarodziei- Odezwał się chłopak.

Przecież to nie ma sensu.. Najpierw myślałam, że to wszystko przez pierścień, a teraz się okazuje że mam swoje moce! Czyli skoro zdejmę pierścień, będę mieć swoje moce. Ale to oznacza szkołę magii. Przecież tu nie zostanę...

AnaidPrincess

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy i miłosne, użyła 1626 słów i 8944 znaków, zaktualizowała 21 wrz 2018. Tagi: #miłość #magia #smutek #rodzina #szczescie

2 komentarze

 
  • blondeme99

    O kurczę, tego się nie spodziewałam :) Mega!

    1 lip 2018

  • Kmicic

    Pojawiła się nowa rasa, królestwo i więcej informacji o świecie.  
    Akcja poszła jeszcze dalej, czekam na więcej.  
    Dziękuję za dodanie kolejnej części  ;)  
    Powodzenia z kolejnymi.

    30 cze 2018