Wstałem z poczuciem obrzydzenia do samego siebie. Kątem oka zerknąłem na akta leżące tuż przy moim łóżku. Nie potrafiłem zdobyć się na to, by je otworzyć. Obiecałem sobie, że podołam, ale wyrzuty sumienia były silniejsze z każdym kolejnym dniem. Pragnąłem uwolnić się z tego układu i wiedziałem, że ukończenie wszystkich powierzonych mi zadań jest w stanie to umożliwić. Jednak nie potrafiłem się do tego zmusić, a on się nie odzywał. Nie ponaglał. Byłem pewny, że moja niesubordynacja jest mu w tym momencie na rękę. Każdy pretekst do przedłużenia mojej męki był dla niego cenny. Z pulsującym bólem głowy sięgnąłem po resztki drinka stojącego na szafce. Minął tydzień od jego ostatniej wizyty. Od tego czasu sporadycznie wychodziłem z domu. Zaopatrzyłem się w niedorzeczny zapas rumu i wszelkiego rodzaju mrożonek. Po takim czasie alkohol praktycznie przestał na mnie działać. Wściekły rzuciłem szklanką, rozbijając ją z głośnym łoskotem. Byłem na skraju załamania nerwowego. Nie miałem osoby, której mógłbym się zwierzyć. A co gorsza – nawet gdybym ją znalazł, nie uwierzyłaby w historie, które miałem do opowiedzenia.
Stanąłem naprzeciwko lustra, krytycznie mierząc się wzrokiem. Opuchnięte oczy, sińce, tygodniowy zarost, tłuste włosy. Czy to aby na pewno ja? Wzruszyłem ramionami i założyłem ubrania, które leżały na podłodze. Drżącymi dłońmi sięgnąłem po teczki. Moim oczom ukazała się staruszka w wieku osiemdziesięciu siedmiu lat. Mieszkała w domu opieki w zachodniej części miasta. Przed wyjściem wypiłem jeszcze trzy drinki z nadzieją, że może jednak mnie zobojętnią. Niestety nie przyniosło to wyczekiwanego rezultatu.
W autobusie wzbudziłem ogólną odrazę. Początkowo kierowca nie chciał mnie wpuścić, wyzywając od ćpunów. Kobiety kurczowo trzymały swoje torebki, a mężczyźni głośno komentowali moją aparycję, chcąc sprowokować do bójki. Kiedy wysiadłem przy domu opieki, pożegnały mnie zdumione spojrzenia. Zapewne spodziewali się, że wysiądę w pobliżu jakiejś meliny, tudzież baru. Skierowałem w ich stronę środkowy palec i lekko rozbawiony ruszyłem w stronę wejścia.
Zwinnie wyminąłem pracujące tam pielęgniarki. Przy takim natężeniu obowiązków, żadna z nich mnie nie zauważyła. Wkroczyłem do pustej windy i wcisnąłem trójkę. Drzwi zaczęły się zamykać, gdy nagle ktoś wbiegł, sprawiając, że otworzyły się na nowo. Zacisnąłem zęby i wbiłem wzrok w podłogę.
- Mógłbyś wybrać trzecie piętro? – odezwał się damski głos.
- Tak się składa, że także się tam wybieram. – rzuciłem.
- Odwiedziny u rodziny czy jesteś nowym opiekunem? – spytała.
- Odwiedziny. – odpowiedziałem lakonicznie.
- Można wiedzieć u kogo? Widzę cię tutaj po raz pierwszy. – uniosła brew.
- Nie jestem stąd. – lekko się uśmiechnąłem – U pani Stanisławy, mieszka w pokoju czterdziestym ósmym.
- No to będziemy mieli okazję pobyć trochę razem. – zaśmiała się – Właśnie tam pomagam.
- Nie obraź się, ale dawno jej nie widziałem, chciałbym spędzić z nią trochę czasu – sam na sam – zirytowałem się.
- Nie było nic wiadomo o twoim przyjściu. Zobaczymy co da się zrobić. – odpowiedziała szorstko.
- Muszę się zapowiadać do mojej rodziny? Niedorzeczne. – odgrywałem oburzenie.
W pokoju siedziała drobna staruszka, z gazetą w dłoni. Uniosła wzrok znad pisma i zbladła.
- Przyprowadziłam ci gościa. – radośnie powiedziała brunetka z windy.
- Wyprowadź go. Niech wyjdzie! – wrzasnęła kobieta.
Nastała cisza, którą w końcu postanowiłem przerwać.
- Babciu, to ja. Nie poznajesz mnie? – odezwałem się zachęcająco.
- Nie! – uderzyła ręką w stół. – To on cię przysłał, prawda?! Jesteś jednym z jego ludzi!
- O czym ty mówisz? – autentycznie zdziwiony spytałem.
- Nie udawaj! – krzyknęła i zalała się łzami. – Wiedziałam, że tak będzie.
Obiecał mi wolność i co dostaję? Posłańca na śmierć!
Dziewczyna kiwnęła głową, abym wyszedł. Usiadłem na korytarzu, wziąłem głęboki wdech. Wszystko szło nie tak jak powinno. Miałem nie zwracać na siebie uwagi, a od samego wyjścia z domu byłem w centrum zainteresowania. Wiedziałem, że jak teraz się wycofam to nie będę w stanie wrócić. Zwłaszcza, że ta kobieta zdawała się wiedzieć jaką odgrywam w tym wszystkim rolę. Narastała we mnie ciekawość. Skąd mogła to wiedzieć?
Po godzinie otworzyły się drzwi od jej pokoju i wyszła opiekunka.
- Podałam jej leki, już jest wszystko w porządku. Myślę, że możesz wejść i z nią porozmawiać.
Widząc moją zmartwioną minę dodała:
- Nie bierz tego do siebie. Ona reaguje w ten sposób na wiele osób. To nie pierwszy raz kiedy tak się zachowała. Rządzi nią jakiś irracjonalny strach, że ktoś zagraża jej życiu. – poklepała mnie po ramieniu.
Serce zabiło mocniej, nagle zrobiło mi się niedobrze. Staruszka wcale nie miała paranoi. Spodziewała się tego, ale nie potrafiła przewidzieć dokładnej daty. Wszedłem do pokoju i zobaczyłem, że spokojnie siedzi na krześle, nie odrywając ode mnie wzroku. Zaschło mi w gardle.
- Tak, zrobiłam wiele złych rzeczy, z których nie jestem dumna. – zaczęła – Ale praca dla niego była najgorsza.
- Nie rozumiem. – spuściłem głowę.
- Myślę, że rozumiesz aż za dobrze. – powiedziała cicho – Chcesz uciec, ale nie możesz. Robisz to co on ci każe i ja jestem idealnym przykładem na to, jak się to skończy.
- Zostały mi cztery miesiące pracy. Później odejdę. – szepnąłem.
- Oh, skarbie. – pokiwała głową - Tobie się tylko tak wydaje. On nie pozwoli ci odejść. Nikomu się nie udało. – zaniosła się kaszlem i nie mogła przestać. Otworzyła szeroko oczy, łapiąc się za gardło. Strużki krwi zaczęły wypływać z jej ust.
Wybiegłem, krzycząc o pomoc. Pielęgniarki ruszyły w moim kierunku. Wskazałem palcem na pokój numer czterdzieści osiem i opadłem na kolana, tracąc nad sobą kontrolę. Wybuchnąłem niepohamowanym płaczem. Wszystko działo się tak szybko. Nie zdążono przewieźć jej do szpitala. Nie udało się jej uratować. Zamroczony opuściłem budynek. I nagle dostałem migreny. Złowieszczy głos w mojej głowie syknął:
- To jakby sytuacja bez wyjścia. Ode mnie nie uciekniesz.
Wezwałem taksówkę. Chciałem jak najszybciej znaleźć się w domu. Wbiegłem do środka, chwytając butelkę rumu i upijając spory łyk. Skrzywiłem się i ponownie wpadłem w histerię. Osamotniony, zrozpaczony, osunąłem się na ziemię, myśląc tylko o tym jak bardzo zgubiła mnie moja chciwość. Chciałem mieć wszystko, możliwie jak najmniejszym wysiłkiem i kiedy przyszła okazja i pojawił się on z pozornie niewinną propozycją – mój (wtedy) piętnastoletni, zbuntowany rozum stwierdził, że nie mogę jej odrzucić. Dopiero po pięciu latach zacząłem dostrzegać okrucieństwo swoich czynów. Zacząłem widzieć, że rzeczywistość maluje się inaczej niż on mi ją przedstawiał. Dałem się zwieść i teraz ponoszę tego konsekwencję. I nie ma w moim życiu nic dobrego. Nie ma nic czym mógłbym się pochwalić i z czego mógłbym być dumny. Pusta butelka wypadła mi z rąk, a ja zapadłem w ciemność. Śniąc koszmary i słysząc krzyki tych wszystkich ludzi, których znalazłem dla niego.
Kolejnego dnia obudził mnie hałas dobiegający z korytarza. Szuranie, kroki, ciche przekleństwa. Obolały podniosłem się z podłogi i podszedłem do kuchennego kranu, żeby napić się zimnej wody. Nagle w drzwi wejściowe coś uderzyło. Zestresowany ruszyłem w ich kierunku. Otworzyłem, a do mojego mieszkania wpadł cały stos książek.
- Przepraszam! Najmocniej przepraszam! Dopiero się tu wprowadzam i niestety jestem zdana sama na siebie z tym bałaganem. Zastawili cały korytarz, ale zaraz to posprzątam. Faceci od przeprowadzki wszystko tak poustawiali. Nie wiem dlaczego. Godzina i będzie pusto! Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? – spytała dziewczyna z szopą czarnych, kręconych włosów na głowie.
Chciałem odpowiedzieć, lecz w tym samym czasie jeden z kartonów się po prostu rozkleił i cała zawartość wylądowała na ziemi.
Nie wytrzymałem i zacząłem się śmiać. Już dawno nie byłem tak szczerze rozbawiony.
- Masz czasem wrażenie, że cały świat jest przeciwko tobie? – zapytała siedząc w stosie swoich porozwalanych rzeczy.
- Nawet nie masz pojęcia. – odpowiedziałem.
1 komentarz
Auleg
To już koniec ??