
Rozmawiałyśmy w przytulnej sypialni o zaproszeniu Renaty i Marceliny. Renata elegancka kobieta, z klasą, pełna naturalnej pewności siebie miała przyjechać wraz z córką, Marceliną, którą znałyśmy od lat. Pamiętałam, jak mama i Renata od razu wpadły sobie w oko i stały się przyjaciółkami, a ja czułam ekscytację na myśl o wspólnym czasie z ich córką.
– Myślisz, że będzie im się podobało tutaj? – zapytałam, poprawiając włosy, które opadały mi luźno na ramiona.
Mama uśmiechnęła się łagodnie, jej oczy błyszczały ciepłem:
– Oczywiście, kochanie. Renata zawsze ceni spokój i przytulność. Marcelina zaś… cóż, może w końcu trochę się odpręży, a my będziemy mogły nadrobić zaległości w rozmowach.
Kiedy nadszedł dzień przyjazdu, czekałyśmy na nich z lekkim podekscytowaniem. Renata i Marcelina pojawiły się w progu, a ja poczułam przyjemne ciepło na widok ich twarzy. Marcelina, choć młodsza ode mnie tylko o rok, miała w sobie coś lekkiego i radosnego, co natychmiast przyciągało uwagę. Renata była jak zawsze elegancka, w każdym geście wyrażając pewność siebie, a jednocześnie wniosła do domu atmosferę spokoju i wyrafinowania.
Przywitałyśmy się serdecznie, a mama od razu zaproponowała herbatę i krótką rozmowę przy stole. Czas upływał szybko, śmiechy, wspomnienia, anegdoty z dawnych lat. Marcelina i ja znalazłyśmy wspólny język natychmiast. Dyskutowałyśmy o drobiazgach, które młode dziewczyny lubią dzielić, a nasze rozmowy wypełniały przestrzeń swobodnym, lekko figlarnym tonem. Mama i Renata natomiast wkrótce zniknęły w innym pokoju, pochłonięte własnymi opowieściami i cichymi śmiechami.
Gdy wieczór zbliżał się ku końcowi, powoli rozeszłyśmy się do swoich pokoi. Czułam lekką ekscytację na myśl o jutrzejszym dniu, ale także ciepło i bezpieczeństwo, które dawało mi przebywanie w domu mamy.
Około północy obudziłam się, czując pragnienie chłodnej wody i chwilowego odświeżenia. Wstałam cicho, aby nikogo nie budzić, i skierowałam się do łazienki. Miałam na sobie dwuczęściową piżamę, lekką, luźną, wygodną, w kolorze pastelowego różu.
Drzwi łazienki były lekko uchylone, światło przesączało się cienką smugą na ciemny korytarz. Przyszłam tylko na chwilę cicho, bezszelestnie, nie chcąc nikogo obudzić. Przeciągnęłam palcami po ścianie i zapukałam lekko.
– Proszę – usłyszałam znajomy głos Renaty.
Weszłam ostrożnie, zamykając za sobą drzwi. Ciepłe światło oplotło jej sylwetkę, kiedy stała przy lustrze, rozczesując włosy. Biała piżama, w której była, delikatnie prześwitywała. Materiał cienki jak poranny welon mgły. Zawsze była piękna, ale w tym świetle... wyglądała jak sen, którego nie chciałam przerywać.
– Nie śpisz jeszcze? – zapytałam półgłosem.
Odwróciła się do mnie z uśmiechem tym swoim łagodnym, czułym, który znałam już dobrze.
– A ty? – odparła pytaniem, jakbyśmy obie wiedziały, dlaczego tak naprawdę tu jestem.
– Obudziłam się... i jakoś nie mogłam zasnąć.
Podeszłam bliżej, powoli. Moja piżama ledwie zakrywała uda, chłód podłogi był niczym przy ciepłym spojrzeniu Renaty.
– Bianka... – westchnęła, unosząc wzrok.
– Tylko chwilę. Skoro się już spotkałyśmy, to chciałam Cię dłużej zobaczyć – powiedziałam, stojąc tuż przy niej.
Jej spojrzenie przesunęło się po mojej twarzy, potem niżej, jakby walczyła ze sobą.
– Wiesz, że nie powinniśmy – szepnęła, bardziej do siebie niż do mnie. – Twoja mama śpi pokój obok. Marcelina też...
– Śpią – zapewniłam cicho. – Sprawdzałam. – delikatnie zablefowałam
Dotknęłam jej ramienia, ciepłej skóry pod cienką tkaniną. Zadrżała. Nasze spojrzenia spotkały się jeszcze raz. Wiedziałam, że nie zaprzeczy. Pocałowałam ją powoli, miękko, delikatnie. Odpowiedziała. Jej usta były znajome, czułe, drżące. Przez moment wszystko zniknęło dom, noc, zasady, ale po chwili Renata położyła dłoń na moim biodrze i oderwała się od pocałunku.
– Bianka, kochanie... – wyszeptała. – Nie teraz. Nie tutaj.
Spojrzałam w jej oczy, cicho, bez słów. Zawsze tak do mnie mówiła – "kochanie" – tylko wtedy, gdy była naprawdę poruszona.
– Tylko trochę – poprosiłam. – Tylko bądź ze mną.
Pocałowałam ją jeszcze raz, krócej, czulej i wtedy jej ręka dotknęła mojego policzka, a ona poddała się temu momentowi. Nie musiałyśmy mówić nic więcej. Jej oddech był już cichszy, nierówny, kiedy przyciągnęła mnie bliżej. Moje dłonie błądziły po jej talii, a potem nieśmiało, ale zdecydowanie wślizgnęły się pod cienką górę jej piżamy. Skóra pod palcami była ciepła i jedwabista, drżała przy każdym moim dotyku. Nie powiedziała nic. Zamknęła oczy i przygryzła lekko wargę, kiedy opuszki moich palców przesunęły się wzdłuż jej boków, wolno, jakby każdy milimetr był cenną drogą, którą przemierzam bez pośpiechu.
– Bianka... – szepnęła znowu, ale tym razem nie był to już protest. To było bardziej westchnienie, łagodna kapitulacja.
Pocałowałam ją po szyi, tuż pod uchem. Czułam, jak się napinała, jak stawała się miękka i podatna, jak pozwalała sobie zapomnieć. Czas przestawał istnieć, noc czuwała nad nami jak powiernik sekretu.
Nie miałyśmy pojęcia, że drzwi łazienki zostały uchylone od wewnętrznego podmuchu powietrza ledwie, o centymetry. W ciemnym korytarzu stała Marcelina. Dostrzegłam ją kątem oka, ale zachowałam spokój i kontynuowałam pocałunki z Renatą. Nie chciałam psuć nastroju, bo tak bardzo pragnęłam Renaty oraz nie zamierzałam płoszyć Marceliny. Jej bose stopy nie wydały dźwięku, kiedy podeszła bliżej. Stała w cieniu, skryta, z bijącym sercem. Patrzyła na mnie, na swoją matkę. W świetle łazienki, ciepłym i miękkim, mogła dostrzec moje dłonie sunące po brzuchu Renaty, jakby znały tę drogę na pamięć. Zobaczyła nasze usta splecione w pocałunku, z którego żadna z nas nie chciała się wycofać. Nie drgnęła, tylko patrzyła, jakby próbując zrozumieć, uwierzyć, a my niczego „nieświadome” trwałyśmy dalej w tej cichej, nocnej bliskości.
Renata uchyliła powieki i spojrzała na mnie z głębokim ciepłem, które rozlewało się po mojej piersi jak miód.
– Powinniśmy wrócić do swoich pokoi – powiedziała cicho, z trudem, jakby musiała walczyć z każdą sylabą.
– Jeszcze chwilę – poprosiłam szeptem, wtulając się w nią, czując bicie jej serca, miękkość ciała, znajomy zapach skóry.
Gdzieś za uchylonymi drzwiami, w cieniu, oczy Marceliny błyszczały od emocji, których chyba jeszcze nie rozumiała, albo nie chciała zrozumieć.
Zaczęłam drżeć, kiedy pocałowałam jej obojczyk. Czułam jej dłoń na moich plecach, delikatną, a jednak jakby łaknęła więcej dotyku, ciepła, obecności. W tej chwili przez ciszę, przez bliskość poczułam, że już nie chcę wracać do swojego pokoju.
– Chodź ze mną – wyszeptałam jej do ucha. – Do twojej sypialni. Tam będzie ciszej... bezpieczniej.
Zawahała się. Spojrzała na mnie z tym błyskiem, który znałam, gdy rozum ścierał się z pragnieniem, ale w końcu kiwnęła lekko głową.
Nie „wiedziałyśmy”, że ktoś nas słyszy, bo wiedziałam o obecności Marceliny w progu. Marcelina wciąż stała przy ścianie, tuż za rogiem. Oddychała płytko, z napięciem w ciele, którego nie rozumiała albo nie chciała nazwać. Jej dłoń, jakby bez jej woli, sunęła w dół, przez materiał piżamy.
Patrzyła, jak matka i jej koleżanka, ja całują się z pasją i czułością. Widziała, jak Renata dotknęła mojej twarzy, jak odgarnęła kosmyk włosów z mojego policzka z gestem tak intymnym, że aż westchnęła bezgłośnie.
Nie wiedziałam co było w jej głowie, ale mogłam sobie wyobrażać bitwę „To jest złe” ,ale „nie mogę oderwać wzroku”. Powtórzyłam głośniej Renacie „To chodźmy” aby dać czas reakcji Marcelinie. Kiedy usłyszała słowa o pójściu do sypialni, wyglądała jakby serce zabiło jej mocniej. Odsunęła się w ciszy, niemal bezszelestnie, i zniknęła.
Wyszłyśmy z łazienki przemykając cicho przez korytarz, zamknęłyśmy drzwi sypialni Renaty, zapalając małą lampkę, na szafce nocnej. W ciemności słychać było tylko szelest naszych oddechów i delikatny stuk drzwi, które zamknęły za nami świat. Renata usiadła na skraju łóżka, a ja stanęłam przed nią, kładąc dłonie na jej ramionach.
– Nie powinnam – szepnęła. – Bianka, naprawdę nie powinnam...
– Ale chcesz – odpowiedziałam spokojnie, patrząc jej w oczy. – Prawda?
Przez moment nie mówiła nic. Tylko jej palce zacisnęły się na moich udach, potem wsunęła je pod materiał mojej piżamy. Pocałowałam ją głębiej niż wcześniej, z uczuciem, które nie zostawiało miejsca na pytania. Jej ciało odpowiedziało natychmiast. Tej nocy nie było już wymówek.
Usiadłam obok niej powoli, prawie bezdźwięcznie, jakbym nie chciała spłoszyć tego delikatnego momentu. Renata spuściła wzrok, opierając dłonie na swoich udach, jakby szukała w sobie siły, której od początku tej nocy już nie miała.
– Bianka... – odezwała się cicho, nie patrząc mi w oczy. – Nie możemy. Przecież one są w domu.
Położyłam dłoń na jej ramieniu, delikatnie.
– Śpią – powiedziałam z łagodnym uśmiechem. – Sprawdzałam.
Wciąż milczała, ale jej ciało nie odsunęło się. Tylko ten cień w oczach, troska, wyrzut sumienia, może lęk.
– Renata... – wyszeptałam, pochylając się i całując ją najpierw w policzek, potem w kącik ust. – Przestań uciekać przed tym, czego obie chcemy.
Jej spojrzenie uniosło się powoli i znów złapało moje, a wtedy, nie spuszczając z niej wzroku, uniosłam ręce i przeciągnęłam przez głowę górę mojej piżamy, zsunęłam ją bez pośpiechu. Materiał opadł na podłogę. Zadrżała. Moja naga skóra zetknęła się z jej ramieniem, i już nie było powrotu.
– Zobacz mnie – poprosiłam cicho. – Taką, jaką jestem. Tu, dla ciebie.
Jej dłoń uniosła się niepewnie i dotknęła mojego boku, potem przesunęła wzdłuż żeber.
– Jesteś taka młoda... – szepnęła z ledwością, jakby chciała, żeby jej słowa zniknęły w ciszy.
– A ty jesteś kobietą, którą pragnę – odpowiedziałam spokojnie. – Od dawna. Nie udawaj, że tego nie czujesz.
Jej usta zadrżały, a potem w końcu sięgnęła po moje, całując mnie wolno, ostrożnie, ale z narastającym głodem. Objęłam ją, wtulając się całym ciałem, czułam ciepło jej skóry przez cienki materiał jej piżamy. Chociaż wokół był dom, cisza nocy, obecność innych w tej chwili wszystko zniknęło. Zostały tylko nasze oddechy, dłonie, miękkość dotyku i spojrzenia, które mówiły więcej niż jakiekolwiek słowa.
Jej palce zatrzymały się na mojej talii, jakby bała się poruszyć dalej. Oddychała szybko, ale płytko – czułam, że walczy ze sobą, że w jej ciele toczy się cichy, niemal bolesny dialog.
– Nie musisz się bać – szepnęłam, pochylając się nad nią i muskając nosem jej policzek. – Jesteś bezpieczna. Ze mną.
Spojrzała na mnie tak, jakby naprawdę chciała w to uwierzyć i wtedy powoli, bardzo powoli, otworzyła ramiona, pozwalając mi się w nich schować. Ułożyłam się przy niej, bokiem, nasze ciała zetknęły się linią brzuchów, piersi, ud. Jej dłoń przesunęła się nieśmiało po moich plecach, potem w górę, do karku.
– Jesteś jak sen – wyszeptała, dotykając moich włosów. – Czasem myślę, że to się nie dzieje naprawdę,że zaraz znikniesz.
– A ja myślę, że czekałam na ciebie dłużej, niż mam lat – odpowiedziałam z uśmiechem.
Przyciągnęłam ją bliżej i pocałowałam, tym razem głębiej. Nasze usta zgrały się w jednym rytmie łagodnie, czule, ale z pragnieniem, które rosło pod skórą. Dłoń Renaty drżała, gdy dotykała mojej piersi. Widziałam to zawahanie nie dlatego, że nie chciała, ale dlatego, że czuła, jak wiele znaczy ten dotyk. Jej usta wędrowały od mojej szyi po obojczyk, coraz niżej, z miękkością, która zapierała mi dech. Objęłam ją mocniej, czując ciepło jej skóry przez cienką, prześwitującą piżamę. Przesunęłam dłoń pod nią, pod tkaninę, odnajdując linię jej pleców, a potem łuku bioder. Była piękna, tak autentycznie, bezwstydnie kobieca. Jej ciało przywierało do mojego, a nasze oddechy przyspieszały, splatając się w jedną nić.
– Bianka... – szepnęła raz jeszcze, jakby próbowała zatrzymać czas.
Już ją jednak znałam. W tym szeptanym "Bianka" była cała jej potrzeba, cała tęsknota i czułość, która przebiła się przez wszystkie mury. Objęłam ją nogą, przyciągając jeszcze bliżej, a ona poddała się ciałem, ustami, dłonią, całą sobą. W tej ciszy, pośród półcieni i przytłumionych oddechów, kochałyśmy się. Nie szybko, nie gwałtownie, ale z tym rodzajem bliskości, który zostaje pod powiekami długo po świcie.
Jej dłoń wciąż wahała się na mojej talii, jakby bała się przekroczyć niewidzialną granicę, która już dawno przestała istnieć. Ostrożnie ujęłam jej palce i przesunęłam je wyżej, prowadząc na krągłość mojej piersi. Poczułam, jak wstrzymała oddech, a potem poddała się temu gestowi, muskając mnie z czułością, która była bardziej wyznaniem niż dotykiem. Pochyliłam się, by musnąć ustami jej szyję. Jej skóra pachniała ciepłem i czymś znajomym, nutą perfum, które uwielbiałam, i odrobiną mydła z wieczornej kąpieli. Drugą ręką objęłam jej kark, wplatając palce w miękkie kosmyki jej włosów. Czułam, jak oddech Renaty przyspieszał, jak powoli rozpuszczała się w niej wątpliwości.
– Bianka... – wyszeptała drżącym głosem, lecz tym razem nie było w tym upomnienia, tylko błaganie, bym nie przerywała.
Jej dłonie odnalazły drogę do mojego ciała z coraz większą pewnością. Przesunęła palce po moich plecach, po bokach, jakby zapamiętywała każdy szczegół, każdy kształt. Jej dotyk był pełen czułości, ale też czegoś, co dotąd starannie ukrywała pragnienia, które teraz wyszło na powierzchnię. Nasze usta znów się spotkały. Ten pocałunek był inny głębszy, mniej ostrożny. Smakował jak ulga po długim głodzie i jak obietnica czegoś, czego żadna z nas nie chciała już zatrzymywać. Przyciągnęłam ją bliżej, tak że nasze ciała przylgnęły do siebie bez reszty. Czułam jej serce bijące szybko, niemal w tym samym rytmie co moje. Jej palce wplotły się we włosy, opadające na moich plecach, a ja zanurzyłam twarz w jej szyi, zostawiając tam miękkie pocałunki, jakby chciałam zapisać na jej skórze historię naszej nocy. W pokoju panowała cisza, tylko szelest pościeli i urwane oddechy zdradzały, co się dzieje. Czułam, jak jej ciało rozluźnia się i otwiera przede mną, jak stopniowo zanika rozsądek, a zostaje tylko czułość i głód bliskości. To był moment, w którym nie było już „nie wolno”, była tylko ona, jej zapach, ciepło jej dłoni i pewność, że ta noc naznaczy nas na zawsze.
Unosząc miękko materiał jej piżamy, odsłoniłam piersi Renaty, które znałam już dobrze, a jednak zawsze odkrywałam na nowo, jak dzieło sztuki, którego piękno nigdy się nie nudzi. Moje dłonie przesunęły się delikatnie po jej skórze, a usta zbliżyły do ciepła jej ciała. Pocałunki były miękkie i powolne, pełne zachwytu i uwielbienia. Czułam, jak jej oddech przyspieszał, kiedy muskałam językiem jej sutki, a brodawki napinały się pod wpływem dotyku. Renata zamknęła oczy, jej palce zanurzyły się we włosach na moich plecach, sunęły niżej, po linii kręgosłupa, tak delikatnie, że dreszcz przeszył całe moje ciało.
– Bianka... – wyszeptała, jej głos był niemal westchnieniem, melodyjnym i pełnym napięcia.
Moja dłoń powędrowała niżej, pod cienką tkaninę dolnej części jej piżamy. Jej biodra drgnęły, a oddech stał się cięższy. W pokoju panowała półmrokowa cisza, przerywana tylko naszymi oddechami, miękkim szelestem pościeli i tym subtelnym dźwiękiem, który wydaje kobieta, gdy przestaje panować nad pragnieniem. Renata powoli rozluźniała się w moich ramionach, jakby pozwalała sobie na to, czego tak długo sobie odmawiała. Czułam jej ciepło, jej miękkość, jej oddanie wszystko splecione w tym momencie.
– Jesteś cudowna – wyszeptałam między pocałunkami, muskając jej szyję, a potem znów wracając do jej piersi, które pieściłam ustami z czułością i uwielbieniem.
Jej dłoń powędrowała wyżej, zanurzając się w moich włosach i prowadząc mnie bliżej siebie, bliżej miejsca, gdzie bicie jej serca było najszybsze. Jej ciało odpowiadało na każdy mój gest, a ja chłonęłam ten moment całym sobą, wiedząc, że dla nas obu jest czymś więcej niż tylko pragnieniem. To było wyznanie, zapisane nie w słowach, lecz w dotyku. Temperatura w pokoju rosła, a świat poza nami przestał istnieć. Zsunęłam z jej ramion górę piżamy, a cienka tkanina opadła na łóżko jak mleczna mgła. W spojrzeniu Renaty dostrzegłam coś więcej niż tylko pragnienie, to było uwolnienie, wydech kobiety, która przestaje się kryć. Uśmiechnęłam się lekko, pochylając się, by znów poczuć smak jej skóry. Moje usta sunęły miękko po jej piersiach, zatrzymując się przy sutkach, które reagowały na każdy muśnięty dotyk, potem przesuwały się niżej na brzuch, bok, aż do delikatnego zagłębienia jej talii. Renata westchnęła cicho, a jej palce, odważniejsze niż wcześniej, odnalazły drogę na moich plecach. Poczułam jej usta muskające moją skórę, pojedyncze pocałunki, jak ciepły deszcz na nagim ramieniu. Jej dłoń błądziła po mojej sylwetce, a ja czułam, że między nami rodzi się ogień, którego nie powstrzyma już żadna zasada ani lęk. Prowadzona instynktem, objęłam ją mocniej i delikatnym gestem popchnęłam na plecy. Położyła się z uśmiechem – rozpromienionym, jakby oddała mi siebie całą.
– Kocham twoje piękne ciało – wyszeptałam tuż przy jej uchu, a jej spojrzenie roziskrzyło się od tego wyznania.
Przycisnęłam się do niej, nasze ciała przylgnęły do siebie, a pocałunki znów stały się głębokie, namiętne, pełne zachłanności i czułości jednocześnie. Jej piersi muskały moje, nasze uda splatały się, a oddechy coraz bardziej mieszały. Renata objęła mnie mocno, dłonie sunęły po moich pośladkach, odnajdując drogę pod materiałem mojej piżamy od strony ud. Jej dotyk był miękki, pewny i łagodny zarazem, jakby pragnęła mnie całej, ale wciąż z tą troską, która czyniła wszystko bardziej intymnym. Nasze ciała falowały w rytmie oddechu, w rytmie pragnienia, które narastało jak przypływ. Świat przestał istnieć, była tylko ona, ja i cisza pokoju, która stawała się świadkiem czegoś głębszego niż tylko zbliżenie.
Powoli uniosłam się nad nią, czując, jak jej dłonie obejmowały moje plecy. Moje piersi musnęły jej wargi, a Renata przyjęła je łapczywie, z czułością, która rozpaliła mnie do głębi. Jej usta pieściły mnie tak delikatnie, a jednocześnie tak zachłannie, ssąc delikatnie, pieściła językiem, jakby chciała zapamiętać ich kształt i smak. Każdy jej dotyk był jak iskra rozchodząca się po mojej skórze. Westchnęłam cicho jak cicha muzyka nocy, czując, jak drżenie rozlewało się po całym moim ciele.
Nie mogłam się powstrzymać przed tym, by wędrować niżej. Moje usta zostawiały na jej skórze ślad za śladem, jakby każdy pocałunek był wyznaniem, obietnicą. Zatrzymałam się na jej brzuchu, otuliłam go ustami, a potem zsunęłam z niej dół piżamy z taką gracją, jakbym zdejmowała najcenniejszy materiał z dzieła sztuki. Jej ciało było piękne. Zaufanie w jej spojrzeniu poruszyło mnie bardziej niż cokolwiek innego. Chciałam, by poczuła się kochana i uwielbiana, by każdy mój gest mówił jej, jak wiele dla mnie znaczy. Zsunęłam usta niżej, całując jej uda i okolice, gdzie skóra była najdelikatniejsza. Zatrzymałam się na moment przy jej kobiecości, patrząc na nią z zachwytem i czułością. Moje serce biło szybciej, gdy wyszeptałam:
– Twój skarb jest moim skarbem...
Poczułam, jak jej ciało drżało pod tymi słowami. Delikatnie rozchyliła nogi, a ja pochyliłam się, by otulić jej najczulsze miejsce pocałunkami. Była ciepła, wilgotna, pachniała sobą, tym wszystkim, co kochałam. Moje język i usta pieściły ją z namaszczeniem, powoli, miękko, tak jakbym pragnęła opowiedzieć jej historię naszej miłości w najczulszy sposób. Jej palce wplotły się w moje włosy, a jej biodra zaczęły poruszać się w rytm moich pieszczot. Słyszałam jej westchnienia, czułam, jak napięcie w jej ciele rośnie z każdą chwilą. Cały świat przestał istnieć – były tylko jej drżenia, ciepło jej skóry i smak, który stał się moim największym pragnieniem. Czułam, jak jej ciało drżało pod moimi pocałunkami, jak każdy mój dotyk odbijał się echem w jej oddechu. Była piękna w tym oddaniu, a ja pragnęłam być jeszcze bliżej, smakować jej ust, czuć bicie jej serca. Powoli przesunęłam się ku górze, nasze spojrzenia spotkały się na moment. W jej oczach było coś, co sprawiło, że moje serce zabiło szybciej: pragnienie zmieszane z pełnym zaufaniem. Jej ciało było rozpalone, gotowe przyjąć więcej, więc gdy moje palce odnalazły jej najbardziej intymne miejsce, zastąpiłam nimi język. Najpierw jeden delikatny ruch, ostrożny, badający granice, a potem powolne, głębsze zanurzenie, które wydobyło z jej ust stłumiony jęk. Czułam jej ciepło, wilgoć, pulsującą potrzebę, a każda reakcja Renaty dodawała mi odwagi i pewności. Przesunęłam się wyżej, tak że nasze usta znów mogły się spotkać. Pocałowałam ją najpierw miękko, jakby uspokajająco, a potem coraz namiętniej, w rytm moich ruchów. Jej usta stały się łapczywe, spragnione, a nasze pocałunki zamieniły się w taniec czuły, intensywny, głęboki.
Powoli, cierpliwie poruszałam palcami w jej wnętrzu, najpierw jednym, potem dwoma, pozwalając jej ciału przyzwyczaić się do tej intymności. Jej biodra poruszały się, jakby szukały mojego rytmu, a dłonie oplatały mnie, przyciągały bliżej, jakby pragnęła, byśmy stały się jednym ciałem. Jej oddech był coraz cięższy, przyspieszony, a ja zatapiałam się w niej całą sobą w jej zapachu, smaku, cieple. Była dla mnie wszystkim: spełnieniem i obietnicą.
Zatrzymałam się na moment, chciałam nacieszyć się jej spojrzeniem, które płonęło pragnieniem. Z gracją zsunęłam z siebie różowe spodenki piżamy, zostając tylko w białych skarpetkach, a jej wzrok podążał za każdym moim ruchem. Przyklękłam przy niej wyprostowana, czując, jak jej ręce natychmiast odnajdują mój tors. Renata uniosła się lekko i zachłannie zaczęła pieścić moje piersi ustami, ssąc i muskając językiem nabrzmiałe sutki. Jej dotyk był jednocześnie czuły i głodny, a ja objęłam jej piersi w dłonie, jakby chciałam poczuć ich ciężar, ich kształt, mieć je bliżej siebie.
Po chwili powoli położyłam się na niej całym ciałem. Nasze brzuchy, piersi, uda spotkały się w ciepłym uścisku, a gdy nasze najbardziej intymne miejsca zetknęły się ze sobą, przeszył mnie dreszcz. Zaczęłam powoli poruszać biodrami, ocierać się o nią w rytmie, który z każdą sekundą stawał się bardziej naturalny, bardziej potrzebny. Renata oplatała mnie ramionami, jej dłonie sunęły po moich plecach, schodziły niżej, obejmowały pośladki i przyciągały mnie mocniej do siebie. Chciała mnie czuć bliżej, głębiej, a ja poddawałam się tej potrzebie, całując ją łapczywie, z pasją, jakby nasze usta próbowały nadążyć za językiem ciał. Czułam, jak jej oddech przyspiesza, jak jej ciało napina się pod moim. Zapierałam się rękami raz o poduszki, na których spoczywała jej głowa, innym razem o jej piersi, które pieściłam palcami, to znów oplatałam dłonią jej szyję, chcąc być jeszcze bliżej. Nasze pocałunki były gorące i chaotyczne, przeplatane krótkimi westchnieniami. W tym uścisku zniknął świat – były tylko nasze drżące ciała, ciepło i rytm, który prowadził nas coraz wyżej.
Rytm naszych ciał przyspieszał, a ja czułam, jak wilgoć sprawiała, że nasze ruchy stawały się jeszcze bardziej płynne, niemal taneczne. Moje biodra poruszały się coraz szybciej, jakby prowadzone przez pragnienie, które narastało w każdej sekundzie. Nasze usta raz się spotykały w gorącym pocałunku, raz rozdzielały, by wypuścić urwane oddechy i ciche, drżące pomruki. Czoła stykały się ze sobą, a w jej oczach widziałam odbicie własnego pragnienia mieszaninę ekstazy i oddania, która podsycała we mnie ogień. Jej dłonie ślizgały się po moich plecach i biodrach, przyciągając mnie mocniej, jakby chciała, byśmy stały się jednym ciałem. Moje ręce oplatały jej szyję, przesuwały się po jej włosach, czasem opierałam się o miękkie poduszki, na których spoczywała, by nabrać tempa. Czułam, jak temperatura między nami rosła, jak każdy ruch, każde muśnięcie skóry o skórę był jak płomień, który pochłania resztki rozsądku. W ciszy domu nasze westchnienia i przyspieszone oddechy brzmiały jak muzyka, która niosła nas ku granicy, której obie pragnęłyśmy. Nasze ciała poruszały się w rytmie, który narastał z każdym oddechem. Czułam, jak jej skóra jest gorąca, a nasze kobiecości ocierały się o siebie, ślizgały w wilgotnej bliskości, która sprawiała, że traciłam wszelkie poczucie czasu. Każdy ruch był jak język niewypowiedzianych wyznań pełen pragnienia, zachwytu i oddania. Renata tuliła mnie do siebie mocniej, jej dłonie błądziły po moich plecach i biodrach, przyciągały, jakby chciała zatrzymać mnie na zawsze w tym miejscu. Nasze pocałunki były raz spokojne i głębokie, raz drapieżne i głodne, a pomiędzy nimi słychać było nasze urwane westchnienia. Poruszałyśmy się szybciej, ciało reagowało samo, instynktownie podążając za tym, co rodziło się między nami. Czułam, jak napięcie narastało, jak żar naszych dotyków wspinał się coraz wyżej, aż stawał się słodkim ciężarem, który zaraz miał znaleźć ukojenie. Ekstaza przyszła łagodnie, jak fala, która otula brzeg drżenie ciała, przyspieszony oddech, a potem ciepło i błogość, które rozlały się w moim wnętrzu. Złożyłam czoło na jej ramieniu, czując jej drżenie i ciężki oddech; wiedziałam, że ona również płynie tą samą falą rozkoszy.
Jednakże, gdy nasze ciała powoli się uspokajały, głód nie znikał. Przeciwnie, został z nami, przyczajony, jak obietnica, że ta noc jeszcze się nie skończyła. Renata z uśmiechem delikatnie zsunęła mnie z siebie, a ja ułożyłam się na plecach, czując, jak jej dłonie muskały moje biodra. Wkrótce poczułam jej ciepły oddech między udami. Rozchyliłam nogi szerzej, pozwalając jej odkrywać mnie na nowo. Jej język dotknął mnie najpierw ostrożnie, miękko, jakby chciała wybadać każdy mój oddech, a potem coraz odważniej, z pasją, która sprawiła, że moje ciało zadrżało. Jej ruchy były powolne, pełne gry i czułości, czasem drażniące, czasem niosące falę gorąca. Wplotłam palce w jej włosy, prowadząc ją odruchowo bliżej, a drugą ręką obejmowałam własną pierś, której napięcie niemal dorównywało temu, co działo się niżej. Renata bawiła się mną, raz zastępowała usta i język palcami, poruszając nimi we mnie delikatnie, to znów wracała do pieszczot ustami, łącząc obie te formy tak, że traciłam oddech. Każdy jej gest był przemyślany, czuły, a jednocześnie pełen głodu. Nie mogłam powstrzymać cichych jęków, które wymykały się spomiędzy moich ust. Czułam, jak narastała we mnie fala, która zaczynała trząść moim ciałem. Miękkie westchnienia mieszały się z mrukami przyjemności, a każda sekunda jej czułości wciągała mnie głębiej w otchłań rozkoszy. Patrzyła na mnie od czasu do czasu, unosząc wzrok znad mojego ciała, jakby chciała zobaczyć w moich oczach odzwierciedlenie tego, co czułam. Znajdowała je tam zachwyt, oddanie, pragnienie, które rosło z każdym jej dotykiem. Renata poruszała się coraz pewniej, z każdym dotykiem bardziej oddając się chwili. Jej język wędrował po mojej rozgrzanej kobiecości z wprawą artystki malującej obraz, każdy ruch był jak świadomy pociągnięcie pędzla, miękkie, a zarazem pełne pasji. Czasem dołączały do tego palce, które drażniły mnie w najczulszych miejscach, sprawiając, że moje ciało napinało się w słodkim oczekiwaniu. Moje westchnienia wymykały się spomiędzy zaciśniętych warg, cichutkie, urwane, bo wiedziałam, że w domu śpią jeszcze moja mama i Marcelina mogła próbować zasnąć. Zagryzałam wargi, by je stłumić, ale drżenie mojego ciała zdradzało wszystko. Starałam się utrzymać spojrzenie Renaty, patrzeć na nią i czuć to, jak całą sobą oddaje mi tę chwilę, lecz odruchowo odchylałam głowę do tyłu, a moje włosy spadały na twarz i ramiona w nieładzie, który tylko podkreślał rozkosz, w jakiej się pogrążałam. Renata sięgnęła wolną dłonią do moich ust i przyłożyła do nich palce, które przyjęłam łapczywie, otuliłam wargami i językiem. Ssałam je delikatnie, czując na sobie jej uważny wzrok. Wiedziała, co we mnie wywołuje, jak głęboko sięgam poddając się jej pieszczotom. Jej język wirujący na mojej kobiecości doprowadzał mnie do granicy wytrzymałości. Rytmiczny, miękki, ale stanowczy, przesycony pasją, której nie mogłam się oprzeć. Błoga fala narastała we mnie powoli, ciepła i wszechogarniająca, jakby całe moje ciało falowało w rytm jej pieszczot. Renata znała każdy drgający mięsień mojego ciała, każde westchnienie, które wymykało się spomiędzy moich warg. Jej język i palce pracowały z pasją, a ja czułam, jak cała rzeczywistość zwęża się tylko do niej, do ciepła jej ust, pewności jej dotyku i miłości, którą przekazywała każdym muśnięciem.
— Ooh… tak… — wyszeptałam chrapliwie, starając się pohamować głośniejsze dźwięki. — O… jak dobrze…
Słowa wypadały z moich ust urywane, jakby zbyt ciężkie od drżenia, które opanowywało moje ciało. Palce Renaty na moich ustach były dla mnie kotwicą. Całowałam je i ssałam, próbując złapać oddech, gdy przyjemność narastała falami, coraz mocniejszymi i bardziej nieuchronnymi. Czułam, jak moja skóra płonęła, jak napięcie rozchodziło się od bioder po całe ciało, zmuszając mięśnie do odruchowego wyginania się w łuk. Głowa opadła mi na poduszki, włosy rozsypały się wokół twarzy niczym miękka mgła. Byłam bezbronna wobec jej pieszczot. każdy ruch języka Renaty był roziskrzonym pocałunkiem, który rozpalał mnie od środka. Kiedy przyszła ekstaza, była potężniejsza niż za pierwszym razem. Fala, która uderzyła z taką intensywnością, że na moment świat zniknął. Zacisnęłam dłonie na jej ramionach, tłumiąc krzyk w poduszkach, pozwalając ciału drżeć i falować pod jej dotykiem. Byłam jednocześnie zupełnie jej i całkowicie wolna.
Moje ciało wciąż drżało, gdy Renata położyła się na mnie, szukając moich ust. Jej pocałunki były miękkie, pełne czułości, ale kryły w sobie żar, który nie gasł, lecz rozprzestrzeniał się we mnie na nowo. Kiedy usiadła okrakiem na moich biodrach, nasze nogi splotły się ze sobą, a rozpalone ciała zetknęły się w kolejnym, elektryzującym uścisku. Pochyliła się nade mną, jej włosy opadły miękką kaskadą, muskając moją twarz, gdy jej usta sunęły po moich, a dłonie delikatnie ujmowały moją szyję. Odpowiedziałam na ten dotyk, błądząc palcami po jej ramieniu, przesuwając się powoli aż do łokcia, jakby chciałam zatrzymać tę chwilę i zapamiętać każdy fragment jej skóry pod moją dłonią. Renata zaczęła poruszać biodrami zmysłowo, w rytmie, który przypominał taniec miękki, powolny, ale pełen ukrytej siły. Nasze wilgotne ciała i kobiecości ślizgały się o siebie, rozpalając każdą komórkę mojej skóry, a ja czułam, jak żar rósł we mnie na nowo, popychany jej delikatną, a jednocześnie stanowczą grą. Usta Renaty ani na chwilę nie odrywały się od moich. Nasze oddechy splatały się w jedno, przyspieszone, urywane, niosące się w rytmie naszych drżących ciał. Gorąco między nami narastało z każdą chwilą, nasze ruchy były coraz bardziej natarczywe, a jednocześnie pełne czułości, gdy usta raz po raz odnajdywały się w głębokich pocałunkach. Pragnienie jednak zaczęło szukać nowej drogi. Delikatnie przetoczyłam Renatę na brzuch i popchnęłam ku dolnej krawędzi łóżka. Podparła się na rękach i kolanach, a jej sylwetka, napięta i smukła, kusiła mnie swoją linią.
Moje dłonie przesuwały się po jej talii, biodrach, pośladkach, a każdy dotyk był zaproszeniem do jeszcze większego oddania. Pocałunki zaczęły od karku, miękko, zmysłowo, zsuwały się niżej po linii kręgosłupa, aż dotarły do krągłości jej pośladków, które pieściłam z uwielbieniem. Zapach jej skóry mieszał się z moim przyspieszonym oddechem, a drżenie jej ciała mówiło więcej niż słowa. Zgrabnym ruchem przesunęłam się niżej, znów podążając pocałunkami w stronę najczulszych miejsc, a Renata odchyliła głowę i zamknęła oczy, oddając się chwili. Czułam jej napięcie, rosnące oczekiwanie, jakby każda sekunda stawała się coraz bardziej elektryzująca. Moje usta z czułością i namaszczeniem odnalazły jej kobiecość, a ja uległam pokusie, by znów rozbudzać w niej to pragnienie, które jeszcze przed chwilą tliło się, a teraz rozkwitało pełnym ogniem. Każdy jej oddech stawał się cięższy, urywany, a ciało drżało pod wpływem moich pieszczot. Delektowałam się jej smakiem, jakby była ambrozją, której pragnęłam od zawsze, słodyczą i namiętnością splecioną w jedno. Język tańczył rytmicznie, dostosowując się do jej reakcji, raz muskając ją delikatnie, raz zatapiając się odważniej, aż z jej ust wyrwał się cichy jęk. Renata zacisnęła dłonie na krawędzi łóżka, a jej biodra instynktownie wypięły się ku mnie, prosząc o więcej. Widziałam, jak mięśnie jej nóg drżały od napięcia, jak jej ciało falowało w rytm przyjemności. Pocałunki, którymi obsypywałam jej najczulsze miejsce, zastąpiłam teraz palcami powoli, pewnie zanurzając je w jej rozpalonym wnętrzu. Czułam, jak otwierała się pode mną, jak każdy ruch mojej dłoni rozlewał się w niej falą rozkoszy. Z ust Renaty wyrwał się przeciągły szept, a jej plecy wygięły się w łuk, jakby cała oddawała się tej chwili, zawieszona między utratą kontroli a pragnieniem, by jeszcze bardziej zatracić się we mnie. Każdy mój ruch był jak pociągnięcie pędzla po płótnie jej ciała świadomy, zmysłowy, pełen zachwytu nad nią. Moje ruchy nabierały tempa, a palce poruszały się w jej wnętrzu pewniej, głębiej, coraz bardziej odważnie, jakby chciały odczytać każdy skrywany dreszcz jej ciała. Pochylałam się niżej, obsypując jej krągłości pocałunkami, muskając i delikatnie przygryzając jej pośladki, smakując jej napięcie i rozkosz, którą czułam niemal w powietrzu. Renata wiła się pod moimi palcami jak w tańcu, jakby całe jej ciało stało się jednym, drgającym struną instrumentem. Jej cichy jęk wyrwał się z ust jak modlitwa urywany, pełen zachwytu:
- Och… tak… jesteś cudowna… – szeptała, a ja czułam, jak jej biodra instynktownie unoszą się ku mnie, błagając o jeszcze więcej. Każdy mój ruch przybliżał ją do granicy, za którą pragnienie zamienia się w czystą ekstazę. Jej oddech rwał się, przyspieszał, a ciało falowało pod wpływem narastającej przyjemności. Wreszcie nadeszła ta chwil. Fala rozkoszy uderzyła w nią z siłą przypływu, a ja obserwowałam z zachwytem, jak jej sylwetka wyginała się w spazmatycznym uniesieniu. W jej oczach i drżeniu ciała było wszystko, oddanie, zaufanie i głód, którego wciąż nie miałyśmy dość.
Obróciłam Renatę z delikatnością, a ona poddała się moim dłoniom, ufnie pozwalając prowadzić swoje ciało. Ogień między nami wciąż buzował, a ja zapragnęłam poczuć ją w sposób tylko nam znany. Usiadłam okrakiem na jej biuście, a ciepło jej skóry i jej przenikliwe spojrzenie przyprawiły mnie o dreszcz. Ocierałam się powoli kobiecością o jej piersi, czując, jak jej dłonie wędrowały po moich udach i biodrach, jakby chciała zapamiętać każdy ich kształt. Po chwili zsunęłam się niżej, nachylając się nad nią i odnajdując jej usta. Nasze pocałunki były gorące, głębokie i łapczywe. Obie pragnęłyśmy wciągnąć się nawzajem w sam środek tej rosnącej burzy. Renata przyciągała mnie mocno, obejmując moje filigranowe ciało z taką czułością i głodem jednocześnie, że zadrżałam w jej ramionach. Czasem prostowałam się, unosząc się, by przybliżyć jej swoje piersi. Jej usta chwytały je zachłannie, a język pieścił nabrzmiałe sutki z takim oddaniem, że oddech urywał mi się w gardle. Jej dłonie przesuwały się po moich plecach, pośladkach, a nasze ciała ocierały się o siebie, falując w rytmie, który wyznaczały nasze serca i pragnienia. Cały świat skurczył się do oddechów, cichych jęków i dotyku zmysłowego, pełnego ognia, który nie słabł, lecz zdawał się rosnąć z każdą chwilą, oplatając nas jak gęsta, gorąca mgła.
Zsunęłam się niżej, a Renata pozostała rozluźniona na plecach, ufna i otwarta, z lekko przymkniętymi oczami. Krzyżując nogi nad jej udami, ustawiłam się tak, że nasze rozpalone kobiecości ponownie odnalazły się w tym znajomym tańcu czułe, głodne, coraz bardziej wilgotne. Zaczęłyśmy poruszać się wolno, poszukując właściwego rytmu, jakby każda sekunda miała być celebracją tej bliskości. Moje ciało falowało nad jej ciałem, a ja co chwilę pochylałam się, by musnąć ustami jej szyję, obojczyki, piersi zmysłowe, nabrzmiałe, otwarte na każdy dotyk. Nasze oddechy splatały się z cichymi jękami, a dłonie błądziły niespokojnie raz po moich plecach, raz po jej udach, przyciągając nas bliżej, głębiej, mocniej. Ruchy naszych bioder nabierały rytmu, powoli stawały się pewniejsze, bardziej zdecydowane. Zmysłowy taniec przeobraził się w intensywną falę, której poddawałyśmy się obie nasze ciała ocierały się o siebie jak dwie rozpalone struny, rezonujące w harmonii pragnienia. Z każdą chwilą dynamika rosła, a świat wokół przestawał istnieć. Liczyły się tylko nasze splecione spojrzenia, smak pocałunków i rytm, który narastał, prowadząc nas ku granicy ekstazy. Wyprostowałam się, unosząc biodra. Nasze kobiecości ślizgały się o siebie z każdym moim ruchem, jakby prowadził nas niewidzialny rytm, miękki, a jednocześnie pełen narastającej namiętności. Moje dłonie wsparły się na jej udach, a spojrzenie Renaty było przygaszone pragnieniem, które wyczuwałam w każdym jej drgnieniu. Oddychałyśmy szybko, płytko, nasze piersi unosiły się w tym samym tempie, a z ust wymykały się ciche jęki i przeciągłe mruknięcia. Czasem zagryzałyśmy wargi, jakby powstrzymywałyśmy się od krzyku, bo świadomość tego, że nie jesteśmy same w domu, czyniła tę grę jeszcze bardziej elektryzującą. Poruszałam się płynnie, lecz coraz odważniej, biodra zataczały powolne kręgi, a każdy kontakt naszych ciał był jak iskra, która rozpalała nas na nowo. Renata wplątała dłonie w moje włosy, przyciągając mnie ku sobie, a jej usta raz po raz odnajdywały moją szyję i ramiona, zostawiając na skórze ślad czułości zmieszanej z głodem. Czułam, jak napięcie narastało między nami, jak nasze oddechy splatały się w jeden, a cisza nocy stawała się tłem dla tego tańca pełnego pragnienia, miękkości i ekscytacji, której żadna z nas nie chciała jeszcze przerwać. Renata pierwsza poddała się fali rozkoszy, jej ciało zadrżało w spazmach, a oddech stał się urywany i głęboki.
Nie minęła jednak chwila, gdy odzyskała energię, wciąż rozpalona tym, co między nami pulsowało. Zdecydowanym, a zarazem pełnym czułości gestem przewróciła mnie, prowadząc do pozycji na czworaka. Poddałam się temu ruchowi, wypinając biodra, czując, jak pragnienie napinało całym moim ciałem. Jej dłonie pewnie objęły moje uda, a usta znalazły się tam, gdzie ogień pulsował najmocniej. Ciepły język Renaty tańczył po mojej wilgotnej intymności, pieścił mnie z zachłannością i oddaniem, a ja drżałam, czując, jak całe napięcie koncentrowało się w jednym punkcie. Zamknęłam oczy, zagryzając wargę, starając się pohamować jęki, które i tak wyrywały się z moich ust w urywanych westchnieniach. Każdy jej ruch, każdy pocałunek i muśnięcie języka były jak obietnica, jak szept, który kazał mi poddawać się coraz bardziej. Dłonie zacisnęły się na pościeli, ciało falowało pod jej dotykiem, a powietrze wokół nas było gęste od zapachu i smaku pożądania. Czułam się całkowicie w jej władzy, a zarazem bezpieczna, jakby każda pieszczota była wyrazem miłości, a nie tylko pragnienia. Zmiana była niemal taneczna. Płynny ruch, który sprawił, że Renata znalazła się pod moim ciałem, leżąc na plecach. Jej usta odnalazły mnie na nowo, język wirował z wyczuciem i pasją, sprawiając, że napięcie w moim wnętrzu rosło jak fala, która miała za chwilę mnie pochłonąć. Nie mogłam jednak pozostać bierna pragnienie prowadziło mnie dalej. Przekręciłam się, aż nasze ciała ułożyły się w lustrzanym odbiciu, a ciepło jej kobiecości zaprosiło mnie do własnej, pełnej oddania eksploracji. Zatonęłam w jej smaku, delikatnym i słodkim, jak zakazany nektar, podczas gdy jej język wciąż pieścił mnie z intensywnością, której nie potrafiłam się oprzeć. Nasze oddechy splatały się w cichych jękach i westchnieniach. Palce wbijały się w miękką pościel, biodra falowały w rytmie rosnącej ekstazy, a każda z nas stawała się dla drugiej zwierciadłem rozkoszy, odbiciem jej pragnienia. Napięcie narastało, jakby nasze ciała były instrumentami grającymi tę samą melodię, coraz bardziej nasyconą, coraz bliższą kulminacji. Kulminacja przyszła niemal równocześnie, nasze ciała zatrzęsły się w spazmach rozkoszy, a usta wyrwały z siebie zdławione okrzyki, które natychmiast wtopiły się w ciężki oddech i miękki szelest pościeli. Drżałam jeszcze, gdy opadłam na łóżko obok Renaty, która przyciągnęła mnie do siebie, jakbyśmy były jednym ciałem.
Leżałyśmy splecione, wtulone w siebie tak blisko, że czułam bicie jej serca pod dłonią. Nasze usta odnalazły się znowu zachłanne, a jednocześnie miękkie, jakbyśmy chciały pocałunkami przedłużyć ten moment, zatrzymać go w wieczności. Jej dłonie wodziły opuszkami po mojej skórze, rysując czułe ścieżki na biodrach, ramionach, plecach. Odwzajemniałam pieszczoty, błądząc palcami po jej ciele jak po znanej, a wciąż zaskakującej mapie.
– Wiesz, że jesteś... niebezpieczna – szepnęła z figlarnym uśmiechem, muskając moją dolną wargę.
– Niebezpieczna? – zaśmiałam się cicho, głos miała jeszcze chrapliwy po krzyku. – To ty prawie doprowadziłaś mnie do obłędu….i chyba... do pobudki mojej mamy i twojej córki – odparłam półszeptem, przygryzając wargę, a w moich oczach zatańczyło zawstydzenie.
Renata uniosła brew i złapała się teatralnie za twarz, śmiejąc się bezgłośnie.
– Nie mów, że...
– Może... – mruknęłam, kryjąc twarz w jej ramieniu. – Chyba... widziałam kątem oka Marcelinę w drzwiach łazienki.
– Bianka! – Jej ton był bardziej zaskoczony niż zgorszony, a zaraz potem wybuchła cichym śmiechem. – I nic mi nie powiedziałaś?!
– Nie chciałam... psuć nastroju – odpowiedziałam rozbrajająco, a moje policzki paliły się ze wstydu.
Renata westchnęła, jeszcze rozbawiona i odurzona spełnieniem, odgarniając mi włosy z twarzy.
– Jesteś niemożliwa – mruknęła z czułością, muskając mój policzek ustami. – ale wiesz, że nie mam w sobie ani odrobiny złości. W tej chwili... niczego innego nie czuję, tylko ciebie.
Zanurzyłam się w jej spojrzeniu, rozświetlonym uśmiechem i sennym blaskiem.
– Wiem i chyba... lubię być niemożliwa – szepnęłam, wtulając się mocniej.
– Nie chyba – zaśmiała się cicho, całując mnie w czoło. – Zdecydowanie lubisz.
W pokoju panowała cisza, jedynie nasze oddechy były dowodem na to, że to, co wydarzyło się chwilę temu, nie było snem. Głaskałyśmy się powoli, uspokajając puls, a jednocześnie pielęgnując ogień, który jeszcze tlił się pod skórą. Gdzieś z drugiego końca mieszkania dobiegał odgłos skrzypnięcia drzwi, wystarczający, by obie spojrzeć na siebie znacząco i stłumić chichot w kolejnym pocałunku. Przez chwilę leżałyśmy bez ruchu, wsłuchując się w odgłos skrzypnięcia drzwi gdzieś w mieszkaniu. W napięciu nasłuchiwałyśmy kroków, wstrzymując oddech jak dwie dziewczyny przyłapane na figlu, ale gdy cisza przeciągnęła się i nikt nie pojawił się w progu. Na naszych twarzach pojawił się cichy uśmiech ulgi.
Pierwsza przełamałam tę chwilową pauzę, składając miękki pocałunek na ustach Renaty, a zaraz za nim następny, głębszy, bardziej łapczywy. Palce Renaty odnalazły znajome ścieżki na moim ciele: od smukłej szyi, przez linię piersi, aż po krągłość bioder. Westchnęłam, a moja dłoń, pełna czułości, musnęła piersi mojej dojrzalszej kochanki, zatrzymując się na chwilę na twardniejących sutkach.
– Prawie nas złapali – wyszeptałam z zawadiackim uśmiechem, muskając ustami szyję Renaty.
– Prawie... – Renata zachichotała cicho, oplatając mnie ramionami. – Ale powiedz mi... czy byłoby ci wstyd?
– Może odrobinę – odpowiedziałam z udawanym zawstydzeniem, całując ją w ramię. – ale tylko odrobinę, bo i tak nikt nie ma prawa do widoku tak pięknego ciała jak twoje.
Renata zamruczała z rozbawieniem i rozkoszą, przesuwając dłonią wzdłuż mich pleców, aż po krzywiznę bioder.
– Twoje też jest arcydziełem – szepnęła, łapiąc mnie za kark i przyciągając do kolejnego pocałunku. – Zwłaszcza tu... – dodała, muskając ustami jej obojczyk. – I tutaj... – wymruczała, całując delikatną linię żeber.
Mój oddech przyspieszył, gdy znów złączyłyśmy usta. Ułożyłam się na niej, całym ciałem wtulając się w jej kształty, chcąc czuć każdą krzywiznę, każdy oddech. Jej dłonie krążyły po moich plecach, zatrzymywały się na łopatkach i wplatały w moje włosy, prowadząc mnie do pocałunków, które były głębokie, długie i niosły ze sobą słodycz oraz nienasycenie.
– Kocham twoje usta... – wymruczała Renata między pocałunkami.
– A ja twoje dłonie... – odpowiedziałam miękko, przesuwając palcami po jej ramionach. – I szyję, i... właściwie wszystko.
– Wszystko? – zapytała z tym błyskiem w oczach, który zawsze mnie rozbrajał.
– Tak... ale są miejsca, które kocham najbardziej – szepnęłam z zawadiackim uśmiechem.
Renata roześmiała się cicho, a jej dłonie objęły moją twarz.
– Jesteś moim największym pragnieniem – wyszeptała, po czym złożyła na moich ustach kolejny długi pocałunek, głęboki i powolny, niosący ze sobą słodycz i nienasycenie, tak, że przez chwilę miałam wrażenie, iż cały świat to tylko jej ciepło, smak jej ust i dotyk dłoni na moich plecach. Jej usta smakowały jak spokój i podniecenie jednocześnie. Nie mogłam oderwać się od Renaty, choć w głowie kołatała myśl, że powinnam już wracać. Z każdą sekundą ryzyko przyłapania rosło, a ten dreszcz niebezpieczeństwa tylko potęgował pragnienie.
Oderwałam się od niej z trudem, muskając palcami jej policzek.
– Muszę wrócić... zanim naprawdę ktoś nas nakryje – wyszeptałam, czując, jak policzki pieką mnie z ekscytacji.
Renata uniosła brwi z rozbawieniem.
– Czy to nie jedyny powód, dla którego się ukrywamy? – szepnęła, a ja parsknęłam cichym śmiechem.
– Może... – przyznałam z figlarnym uśmiechem, gładząc opuszkami jej szyję.
– W takim razie zostań. Skoro już rozpaliłaś mnie do granic... – Jej głos był miękki, lekko zachrypnięty od pocałunków. – Zostanę do rana.
– Zobaczymy się rano – odszepnęłam, ale słowa rozmyły się w kolejnym pocałunku, który znów rozbudził we mnie tę nienasyconą falę uczuć.
Podniosłam się powoli, choć każda komórka mojego ciała krzyczała, bym została. Renata przyciągnęła mnie za rękę i jeszcze raz otuliła moje usta swoimi.
– Miałaś już iść – mruknęła z przekornym uśmiechem.
– Nie pozwalasz mi – wyszeptałam, wtulając się w nią ostatni raz.
Obie zaśmiałyśmy się cicho, jakbyśmy były nastolatkami dzielącymi sekret. W końcu wstałam i sięgnęłam po swoją piżamę, czując jej ciepły zapach na skórze. Zakładając ją, zerknęłam na Renatę i posłałam jej spojrzenie pełne szelmowskiej obietnicy. Wiedziałam, że ten obraz, jej rozczochranych włosów i lekko rozchylonych ust, zostanie ze mną do rana.
Cicho otworzyłam drzwi i wyszłam na korytarz, a w moim sercu wciąż pulsowało to, co przed chwilą między nami się wydarzyło. Słodycz, ogień i poczucie, że z każdą chwilą coraz bardziej zatracałam się w niej.
***
Cicho zamknęłam drzwi swojego pokoju i oparłam się o nie na moment, biorąc głęboki oddech. Serce wciąż biło szybciej, a na skórze czułam jeszcze ciepło dłoni Renaty, jej zapach i słodycz jej pocałunków. Zdawało mi się, że pościel, do której się wsunęłam, była zbyt chłodna po tym, jak przed chwilą jej ciało rozpalało mnie do granic. Przekręciłam się na bok, wtulając twarz w poduszkę, ale sen nie przychodził. Zamiast tego wciąż odtwarzałam w myślach każdy dotyk, każdy szept, drżenie jej głosu, gdy poddawała się rozkoszy. Byłam pełna pragnienia, rozedrgana od emocji i świadomości, że w tym domu kryły się tajemnice, o których nikt nie powinien wiedzieć. Wtedy usłyszałam odgłos, który sprawił, że znieruchomiałam. Ciche, niemal stłumione jęki dobiegające zza drzwi pokoju Marceliny. Najpierw pomyślałam, że to moje wyobrażenie, lecz po chwili skrzypnięcie łóżka i rytmiczne westchnienia stały się bardziej wyraźne. Oczy rozszerzyły mi się w lekkim szoku, a zarazem w dziwnej ekscytacji. Przypomniałam sobie to ciche skrzypnięcie drzwi, które słyszałyśmy wcześniej... Teraz wiedziałam, to musiała być mama. Mama... i Marcelina.
Sięgnęłam po telefon, serce zabiło szybciej, gdy napisałam do Renaty:
- „Śpisz?”
Odpowiedź przyszła błyskawicznie:
- „Jeszcze nie.”
Uśmiechnęłam się do siebie, choć w mojej głowie kłębiły się obrazy zaledwie sprzed chwili.
- „Chyba nie tylko my sobie dogadzamy tej nocy.”
Renata odpisała niemal od razu:
- „Co Ty mówisz?”
Westchnęłam i wysłałam kolejną wiadomość:
- „Właśnie słyszę mamę i Marcelinę.”
Przez moment była cisza. Potem:
- „Zwariowana sytuacja..”. – napisała Renata. – „Ciekawe, czy to początek... czy, tak jak my, już od jakiegoś czasu.”
Przygryzłam wargę, czując dziwną mieszankę podniecenia, rozbawienia i poczucia, że noc ta miała w sobie coś zakazanego, co jeszcze bardziej ją elektryzywało. W mojej głowie krążyły myśli: ile tajemnic skrywają te ściany domu? Ile spojrzeń i gestów kryło się wcześniej za fasadą zwyczajności? Wsunęłam się głębiej pod kołdrę, wciąż trzymając telefon w dłoni. W pokoju Marceliny odgłosy stawały się cichsze, bardziej rozproszone, jakby ktoś właśnie opadał z sił po burzy namiętności. Uśmiechnęłam się do siebie, czując na skórze jeszcze ciepło Renaty i jej oddech, który zdawał się wciąż muskać moją szyję. Zasłoniłam usta dłonią, by nie wybuchnąć cichym śmiechem, gdy przeczytałam kolejną wiadomość od Renaty:
- „Myślisz, że wiedzą o nas...? Że Marcelina powiedziała Twojej mamie?”
Zatrzymałam się z kciukiem nad klawiaturą, czując, jak serce mocniej bije. Napisałam:
- „Może... ale chyba się tym nie przejmują.”
Chwilę później:
- „Wyobrażasz sobie ich miny, gdyby nas przyłapały?”
Przygryzłam dolną wargę, czując dreszcz biegnący wzdłuż kręgosłupa.
- „Nie chcę być przyłapana...” – odpisałam – „...ale ta myśl jest... ekscytująca.”
Renata odpisała tylko emotikoną płomienia i serca, a ja poczułam się, jakby jej oddech znów był przy moim uchu.
Telefon zsunął się na poduszkę, a ja przewróciłam się na plecy. Pod powiekami odtwarzałam obraz Renaty, rozwarte usta, jej rozświetlone oczy, jęk przerywający oddech, kiedy spełniała się w moich ramionach. Z pokoju Marceliny wciąż dobiegały ciche odgłosy, rytmiczne i stłumione, jak echo naszej własnej nocy. To wszystko tylko potęgowało ciepło, które rozlewało się po moim ciele. Nie zastanawiałam się długo. Dłoń powoli zsunęła się wzdłuż brzucha, gładząc napiętą skórę, aż trafiła na krawędź materiału piżamy. Zadrżałam, kiedy wsunęłam ją głębiej, między uda. Moje ciało odpowiedziało natychmiast. Wilgoć i pulsująca tkliwość zdradzały, jak bardzo Renata wciąż była we mnie obecna. Zamknęłam oczy i zaczęłam kreślić powolne, koliste ruchy, ledwie muskając najwrażliwsze miejsca. Każdy dotyk był obietnicą, wspomnieniem tego, co przed chwilą działo się między nami. Moje oddechy przyspieszały, choć starałam się zachować ciszę. W domu panowała noc pełna sekretów, a świadomość tego tylko potęgowała rozkosz. Czułam, jak moje ciało odpowiada coraz gwałtowniej, mięśnie napinały się przy każdym ruchu, a wyobraźnia podsuwała obrazy Renaty, jej dłoni na moich biodrach, ust wędrujących po mojej skórze. Przygryzłam wargę, tłumiąc cichy jęk, i pozwoliłam się ponieść temu rytmowi, który prowadził mnie ku spełnieniu. Moje palce wędrowały coraz niżej, jakby same znały drogę. Każdy ich ruch wywoływał we mnie ciepłe dreszcze, a wilgoć, którą wyczuwałam pod opuszkami, stała się moim sprzymierzeńcem. Delikatnie ją rozcierałam, zataczając kręgi, podsycając własne pragnienie. Myśli o Renacie, o jej ustach, dłoniach, o spojrzeniu, które przed chwilą paliło mnie od środka, sprawiały, że oddech przyspieszał, a ciało łaknęło więcej. Zsunęłam z siebie piżamę, jakby nagie ciało mogło łatwiej oddać się tej rozkoszy. Skóra była napięta, czuła na każdy dotyk. Moje palce wróciły do pieszczot, świadomie igrając z ciałem raz tylko muskając najbardziej wrażliwe miejsca, raz pozwalając sobie na płytkie, drażniące zanurzenie. Drugą dłonią odnalazłam pierś, ścisnęłam ją lekko, chcąc zatrzymać w niej rytm własnego serca, które biło jak oszalałe. Delikatnie drażniłam sutek, czując, jak całe ciało reaguje na ten gest falą przyjemności. Przygryzłam wargę, starając się stłumić jęk, który cisnął się na usta. Za ścianą wciąż dochodziły ciche, urywane odgłosy. Wiedziałam, co się tam dzieje, a ta świadomość tylko potęgowała ciepło, które rozlewało się po mnie jak leniwy ogień. W mojej głowie wciąż była Renata, jej dłonie na moich biodrach, usta na szyi, spojrzenie pełne głodu. Czułam ją wszędzie, jakby wciąż była tu ze mną, rozpalając każdy nerw mojej skóry. Powoli wsunęłam dwa palce w swoje wnętrze, czując, jak ciało natychmiast reagowało miękkim skurczem i cichym drżeniem. Jednak to nie tam rozgrywał się prawdziwy spektakl. Największą sceną mojego pragnienia był maleńki koralik, źródło ciepła i napięcia, wokół którego zataczałam coraz szybsze, koliste ruchy. Każdy gest wydawał się falą rozchodzącą się po całym ciele, każdy dotyk przybliżał mnie do granicy, której tak pragnęłam. Wilgoć narastała, oplatając moje palce i rozlewając się ciepłem, a ja odchyliłam głowę na poduszkę, rozwierając usta w niemych westchnieniach. Uniosłam delikatnie nogi, jakby chciały otworzyć się na tę falę przyjemności, która powoli wspinała się po moim ciele. Zamknęłam oczy, przywołując obraz Renaty, jej spojrzenie pełne ognia, usta muskające mój kark, dłonie, które znały każdy zakamarek mojego ciała. To wspomnienie paliło mnie jak rozżarzony dotyk, a moje własne ręce stały się jej rękami, które teraz władały mną bez reszty. Przyspieszyłam ruchy, czułam, jak napięcie wzbierało we mnie jak przypływ, który nieuchronnie pochłonie wszystko. Myśli, tchnienie, czas. Oddychałam płytko, serce dudniło w piersi, a błoga fala rozkoszy zaczynała oplatać mnie od środka, rozlewając się po każdym mięśniu i nerwie, aż świat skurczył się do tej jednej, namiętnej chwili. Rytm moich dłoni narastał, a oddech stawał się coraz szybszy, urywany. Czułam, jak napięcie rozlewało się po całym ciele, jakby fala rozkoszy unosiła mnie powoli ku brzegowi, z którego nie ma odwrotu. Nogi, które wcześniej drżały z podniecenia, teraz miękko opadły na łóżko, a ręka ściskająca pierś zacisnęła się kurczowo na poduszce, jakby próbowała znaleźć punkt zaczepienia w tym wirze przyjemności. W myślach widziałam Renatę, jej rozpalone spojrzenie, ciepło jej dłoni, ale gdzieś między obrazami pojawiały się też cienie Marceliny i mojej mamy za ścianą. Ta świadomość, ten sekret, tylko potęgował żar, który płonął we mnie coraz mocniej, aż nagle fala przyszła gwałtownie, obejmując mnie całkowicie. Moje biodra odruchowo się napięły, a ciało zatrząsło się w spazmatycznym drżeniu. Z zamkniętymi oczami, wciąż rozedrgana, przesuwałam powoli opuszki palców po nagiej skórze, jakbym chciała uspokoić rozszalałe zmysły. Delikatne pieszczoty koiły emocje, które jeszcze przed chwilą były jak ogień, a teraz gasły powoli, zostawiając we mnie miękkie ciepło i błogi spokój.
Leżałam tak jeszcze chwilę, nagie ciało otulał tylko chłód prześcieradła, a głosy dobiegające zza ściany w końcu ucichły. Zmęczenie splotło się z rozkoszą, a ja, z rozchylonymi wargami i spokojnym oddechem, zasnęłam naga, otulona ciszą nocy i ciepłem wspomnień.
***
Światło poranka muskało zasłony, sącząc się miękką poświatą do pokoju. Obudziłam się powoli, jeszcze otulona wspomnieniem nocy – jej dotyku, zapachu, ciepła. Przez moment leżałam nieruchomo, z uśmiechem błądzącym po ustach, jakby chciałam zatrzymać to uczucie na dłużej.
W końcu wyślizgnęłam się spod kołdry, zbierając ubrania i cisnąć je w ramiona. Skóra drżała lekko od chłodu podłogi, gdy naga przemykałam do łazienki. Lubiłam to uczucie wolności i bezwstydnej swobody, jakby cały dom jeszcze spał i należał tylko do mnie.
Ciepła woda prysznica spływała po moim ciele leniwymi strużkami, rozbudzając i relaksując jednocześnie. Zamykałam oczy, pozwalając, by para otuliła łazienkę jak miękki kokon. Kiedy wyszłam, wybrałam dziś koronkową fioletową bieliznę. Chciałam czuć się piękna dla niej. Do tego krótkie szorty z białymi koronkowymi obszyciami i biała koronkowa rozpinana bluza z kapturem, która miękko otulała ramiona.
Schodziłam po schodach na palcach, czując delikatny zapach kawy. W salonie siedziała Renata. Kubek w jej dłoniach, grafitowa sukienka opadająca swobodnie na ciało, spięta w talii czarnym paskiem – wyglądała tak naturalnie i tak… kobieco, że serce zabiło mi szybciej.
– Dzień dobry, skarbie – szepnęłam z uśmiechem, muskając jej usta krótkim pocałunkiem.
– Dzień dobry, piękna – odpowiedziała spokojnie, odkładając filiżankę. Jej dłoń powędrowała na mój kręgosłup, pieszczotliwie, ale stanowczo. – Spałaś dobrze?
– Błogo… i intensywnie – przyznałam, a w moim głosie zabrzmiała nutka rozbawienia. – Mamy i Marceliny jeszcze nie ma?
– Pewnie jeszcze śpią – stwierdziła, unosząc brew z lekkim uśmiechem. – Po wczorajszej nocy wcale się nie dziwię.
Usiadłam obok niej, opierając głowę na jej ramieniu. Ciepło jej ciała koiło i pobudzało jednocześnie.
– Muszę ci się do czegoś przyznać… – zaczęłam szeptem, muskając jej szyję. – Kiedy wróciłam do pokoju, nie mogłam zasnąć. Wciąż czułam na sobie twój dotyk. I… chyba nie muszę mówić, że musiałam sobie trochę pomóc.
Renata odchyliła głowę z cichym westchnieniem, a jej spojrzenie nabrało ciepła i odrobiny pożądania.
– Kusisz mnie od rana… – szepnęła. – Chciałabym być wtedy obok ciebie i patrzeć, jak się dotykasz…
Poczułam, jak jej oddech przyspieszył, a dłonie spoczęły na moich biodrach. Rumieniec ogrzał mi policzki, a usta same wygięły się w zalotnym uśmiechu.
– Może… powtórzymy to razem? – zaproponowałam cicho, czując, że atmosfera poranka nabierała gęstości.
Renata uśmiechnęła się z tym spojrzeniem, które zawsze sprawiało, że czułam się jednocześnie adorowana i rozebrana wzrokiem. Jej dłoń przesunęła się po moim udzie, powoli, jakby badała granice cierpliwości. Musnęła ustami moją skroń. Przez moment siedziałyśmy tak w ciszy, tylko tykanie zegara i aromat świeżej kawy dopełniały atmosferę poranka, który był spokojny, a jednocześnie przesycony elektrycznym napięciem.
– Wiesz… – odezwałam się cicho, przesuwając palcem po jej udzie – kiedy w nocy się pieściłam… w mojej głowie pojawiały się też inne obrazy. Dziewczyny… Marcelina… mama, Ich głosy zza ściany były tak wyraźne, że to przyszło samo, naturalnie.
Renata uniosła brew, a w jej oczach zamigotał psotny błysk.
– Ach ty… niegrzeczna – wyszeptała, muskając opuszkiem palca mój policzek. – Ciekawe, jak bardzo niegrzeczna potrafisz być, kiedy nikt nie patrzy.
Jej ton sprawił, że serce zabiło mi mocniej. Uśmiechnęłam się lekko, czując, jak atmosfera gęstnieje, choć nasze głosy były ciche i spokojne.
– Tak się zastanawiam… – podjęłam po chwili – czy to, co słyszałam wczoraj, to był ich pierwszy raz, czy może ten romans trwa już od jakiegoś czasu? Jak u nas.
Renata zamyśliła się na moment, po czym parsknęła cicho.
– Ciekawa sytuacja. Ja z tobą, Marcelina z twoją mamą… – odwróciła się do mnie z rozbawionym spojrzeniem – taka zamiana matek i córek.
Zaśmiałam się krótko, a potem przygryzłam wargę, bawiąc się rąbkiem jej rękawa.
– Mogę spróbować porozmawiać z Marceliną – zaproponowałam. – W końcu widziałam jej spojrzenie, kiedy przyłapała nas wtedy w łazience. Czułam, że dostrzegła coś więcej.
Renata odchyliła się lekko, patrząc na mnie spod przymrużonych powiek.
– To by było ciekawe… Zresztą, zobaczymy też, jak zareagują one same. Ty i ja – w jej głosie pojawiła się nuta pewności – nie mamy już nic do ukrycia przed sobą.
Jej dłoń powędrowała na moje kolano, przesuwając się powoli, jakby od niechcenia. Drgnęłam, czując znajome mrowienie w podbrzuszu. Poranek pachniał kawą i świeżością, ale w jej spojrzeniu znów czaił się ten magnetyzm, który sprawiał, że chciałam ją całować bez końca. Renata przesunęła dłoń wyżej po moim udzie, a ja poczułam znajome mrowienie, które w sekundzie rozbudziło ciało. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, jej usta znalazły moje. Pocałunek był miękki, powolny, pełen ciepła, a jednocześnie zmysłowego prądu, który kazał mi odchylić głowę i przyciągnąć ją bliżej.
– No proszę… – wyszeptałam z uśmiechem, muskając mój policzek – a wczoraj to ty byłaś tą, która się hamowała.
Parsknęła cichym śmiechem, a ja przygryzłam jej dolną wargę.
– Może po prostu lubię się rozkręcać powoli… – odparła figlarnie.
Jej dłoń przesunęła się jeszcze wyżej, wywołując we mnie cichy pomruk przyjemności. Pocałunki stawały się coraz bardziej niecierpliwe, przerywane urywanymi oddechami i krótkimi, zaczepnymi słowami.
– Tak… powoli, ale skutecznie… – wyszeptałam, gdy Renata, muskała mój kark.
Usłyszałyśmy kroki. Obie gwałtownie się odsunęłyśmy, próbując wyglądać naturalnie. Szybkie spojrzenia, które wymieniłyśmy, zdradzały tylko rozbawienie i tę elektryczną nutę, której żadna z nas nie potrafiła zgasić. Do kuchni weszła mama, Blanka. Ubrana w obcisłe jasne dżinsy i różowy sweterek wyglądała świeżo i promiennie. Uśmiechnęła się do nas, witając spokojnym głosem:
– Dzień dobry, dziewczyny.
– Dzień dobry, mamo – odpowiedziałam, starając się zachować swobodny ton.
Renata skinęła głową, a ja kątem oka dostrzegłam jej subtelny uśmiech – taki, który mówił wszystko. Porozumiewawcze spojrzenie między nami sprawiło, że serce znów zabiło szybciej. Przy stole zapanowała atmosfera pozornej codzienności: rozmowa o kawie, o planach na dzień, o pogodzie, ale pod spodem… buzowały sekrety i pragnienia, które dopiero co miały miejsce na tej samej kanapie. Rozmowa przy stole zaczęła brzmieć zupełnie zwyczajnie, mama opowiadała o tym, że ma ochotę dziś wybrać się na spacer, Renata dorzuciła parę żartów o porannym rozleniwieniu, a ja starałam się zachować spokojny ton, choć każda wymiana spojrzeń z nią przyprawiała mnie o przyspieszone bicie serca.
Po chwili na schodach rozległ się cichy stukot kroków. W progu salonu stanęła Marcelina. Ubrana w granatową plisowaną spódniczkę w kratę i błękitną koszulkę z długim rękawem wyglądała świeżo i dziewczęco, choć na jej twarzy widać było coś więcej, lekkie zawstydzenie, które zdradzało więcej niż słowa. Jej spojrzenie najpierw spoczęło na mnie, później na mojej mamie. Delikatny rumieniec rozlał się na jej policzkach.
– Dzień dobry – rzuciła cicho, podchodząc do stołu.
– Dzień dobry, kochanie – odpowiedziała mama z ciepłym uśmiechem, jakby zupełnie nie zwracając uwagi na subtelną zmianę atmosfery.
– Cześć córeczko – dodała Renata, a ja przytaknęłam, uśmiechając się lekko, choć w głębi głowy czułam małą, rozpraszającą ekscytację kryjąc pod lekkim uśmiechem własne myśl. Scena była niemal teatralna, naturalna rozmowa o planach na dzień, o tym, czy mamy ochotę na wspólne śniadanie, a jednak w powietrzu czuło się delikatny prąd napięcia. Marcelina, choć spokojna, co jakiś czas uciekała wzrokiem, kiedy nasze spojrzenia się spotykały. Czułam, jak powoli układała się między nami niewypowiedziana świadomość. Wiedziałam, co słyszałam w nocy, ona chyba wiedziała, że ja wiem.
Mama z uśmiechem nalała nam kawy, zaczęła pytać, czy chcemy jajecznicę, a ja w myślach podziwiałam, jak subtelnie potrafi roztaczać aurę codzienności, choć dom wydawał się tętnić sekretami. Renata była spokojna i swobodna, jakby to, co łączy naszą czwórkę, było czymś absolutnie naturalnym, a może właśnie było, tylko jeszcze nie potrafiłyśmy się do tego głośno przyznać. Rozmowa przy stole nabierała kolorytu.
– A wy jak się wyspałyście? – zapytała mama, unosząc brew w lekko figlarny sposób, a ja poczułam, jak Renata w mojej głowie znów żyła nocnymi myślami.
– No cóż, chyba jeszcze śpię w głowie, skoro wstałam i czuję się jak zombie – mruknęła z uśmiechem, stukając łyżeczką w kubek.
– Zombie w grafitowej sukience, co wygląda uroczo – odpowiedziała mama, a ja parsknęłam cicho śmiechem, nie mogąc powstrzymać lekkiego przyspieszenia serca, gdy nasze spojrzenia z Renatą spotkały się na moment.
Marcelina zakryła usta dłonią, udając, że się ziewa, a ja mogłam tylko lekko parsknąć śmiechem. W powietrzu unosiła się nieuchwytna, subtelna atmosfera napięcie i figlarne spojrzenia, które każdy mógłby odczytać zupełnie inaczej.
– Chyba będę musiała porozmawiać z tobą później, Marcelino – rzuciła Renata lekko prowokująco, a ja poczułam przyjemny dreszcz
Marcelina zarumieniła się jeszcze bardziej, a ja poczułam, że pomiędzy nami powstaje niewidoczna nić porozumienia. Wszystko było jednocześnie zwyczajne i tak niezwykle elektryzujące, jakby nasze myśli i emocje krążyły w powietrzu, wplatając się w codzienność poranka. Siedziałyśmy przy stole, a rozmowa toczyła się zupełnie zwyczajnie. Mama opowiadała o tym, że chciałaby wybrać się dziś na spacer, może po drodze wstąpić do piekarni, Renata dopowiadała swoje żarty o porannym rozleniwieniu, a ja starałam się pilnować spokojnego tonu, choć każde spojrzenie w stronę Renaty sprawiało, że serce zaczynało mi bić szybciej. Marcelina siedziała obok mamy, wciąż lekko zawstydzona. Obserwowałam ją kątem oka. Jej spojrzenie nie raz uciekło w moją stronę, a potem na mamę moją i jej. Czasem uśmiechała się nieśmiało, jakby sama nie do końca wiedziała, co powiedzieć, a ja wyczuwałam między nimi subtelny dialog spojrzeń, gestów i drobnych ruchów dłoni. Mama, nieświadomie, może w lekkim żartobliwym tonie, dotknęła jej ramienia, a Marcelina odpowiedziała drobnym nachyleniem się w jej kierunku, jakby odruchowo szukając kontaktu i wsparcia.
– A co planujemy dzisiaj? – zapytała Renata, nalewając kawy do filiżanek.
– Myślałam o spacerze po wsi, jakiś piknik, może zajrzymy do piekarni – odpowiedziała moja mama cicho.
– Świetnie, przyda się świeże powietrze po wczorajszym wieczorze – rzuciła Renata, uśmiechając się figlarnie, a ja odchyliłam głowę, udając zainteresowanie kubkiem kawy, choć w środku śmiałam się cicho.
Mama uśmiechnęła się w zamyśleniu, jakby sama odczytała ukryte między wierszami niuanse. Jej gesty były naturalne, lecz pełne ciepła. Sposób, w jaki przechylała filiżankę w stronę Marceliny, jak lekko poprawiała jej włosy przy uchu, wywoływał u mnie przyjemny dreszcz. Marcelina reagowała na to z drobnym rumieńcem, nie przestając spoglądać na mnie, a ja udawałam, że przyglądam się kubkowi kawy.
– Śniadanie macie ochotę już jeść, czy jak się przygotujemy do spaceru? – spytała mama, a ja słyszałam w jej tonie coś więcej niż zwyczajną troskę. Była w tym nuta opiekuńczości, której nie dało się przeoczyć. Marcelina, niepewnie, przytaknęła i położyła rękę na stole, zerkając na mamę i zarazem odwracając wzrok w moją stronę, jakby sprawdzała, czy zauważyłam jej zawstydzenie. Renata obserwowała wszystko z lekkim uśmiechem, jakby wiedziała więcej, niż zdradzały nasze rozmowy. Starałam się zachować neutralną minę, choć każdy drobny gest Blanki i Marceliny wywoływał we mnie delikatne przyspieszenie tętna. Wiedziałyśmy obie, że między tymi dwiema krąży subtelne napięcie nieświadome, a jednak obecne.
– Może zaczniemy od jajecznicy, a później pójdziemy na spacer? – zaproponowała mama, nalewając nam kawy. Marcelina. Renata i ja przytaknęłyśmy. Uśmiechając się pod nosem, czułam, jak lekko napięcie między nami wzrasta, lecz nikt nie mówił tego wprost. Wszystko było subtelne, niczym tło melodii, która sama w sobie była wyraźna tylko dla tych, którzy umieli słuchać.
– Świetny pomysł – odezwała się Renata – w końcu przy porannym powietrzu najlepiej rozplątać nogi i myśli. Jej ton był figlarny, a ja poczułam ciepło rozlewające się w klatce piersiowej, jakby tylko dla nas dwóch.
I tak, przy pozornie zwyczajnym śniadaniu, nasze spojrzenia, gesty i drobne uśmiechy tworzyły nić porozumienia, której nikt na pierwszy rzut oka by nie dostrzegł, ale my – Renata i ja czułyśmy ją wyraźnie, a w tle obserwowałyśmy subtelne sygnały Blanki i Marceliny, które bawiły się w swoją własną grę spojrzeń i gestów. Śniadanie toczyło się w spokojnym rytmie. Mama nalewała kawę, podawała talerze z jajecznicą i pieczywem, a Marcelina powoli wplatała się w rozmowę, choć czasem czułam, że wciąż nie do końca przywykła do porannego gwaru. Renata żartowała z lekkim przymrużeniem oka o porannym rozleniwieniu, mama dopowiadała swoje spostrzeżenia, a ja starałam się odpowiadać tak, aby rozmowa brzmiała naturalnie, bez zbędnych napięć.
Marcelina po chwili wstała, krótko wymieniła kilka słów z mamą i poszła do swojego pokoju. W tym momencie spojrzałyśmy się z Renatą porozumiewawczo. Uśmiech, który nic nie mówił, a jednocześnie wszystko sugerował. Poczułam lekki dreszcz, ale szybko wróciłam myślami do codziennych spraw i wstałam, aby sprawdzić, czy Marcelina na pewno dotarła do pokoju.
W międzyczasie mama zaczęła sprzątać po śniadaniu, układając talerze i kubki na blacie, a Renata dopijała ostatni łyk kawy. Wszystko działo się spokojnie, naturalnie. Ja obserwowałam scenę z lekkim uśmiechem, czując spokój tej porannej codzienności, a jednocześnie świadomość, że w domu wciąż krąży pewna subtelna dynamika między nami wszystkimi. Każdy ruch był zwyczajny, zwykły rytuał poranka, a jednak w moim wnętrzu czułam mieszankę spokoju i subtelnej energii. Mama z uśmiechem odkładała talerze, Renata przeciągała się, a ja wzięłam głęboki oddech, czując, że ten poranek, choć tak zwyczajny, ma w sobie coś niepowtarzalnego, to cisza po nocy pełnej emocji, chwila równowagi między codziennością a tym, co między nami drgnęło w tajemnicy.
Podążałam w stronę pokoju Marceliny, a każdy krok wydawał się cichy, jakbym bała się zakłócić poranną harmonię. Gdy weszłam do środka, zauważyłam jej lekko zaskoczoną minę spojrzała na mnie zza biurka, jakby nie spodziewała się mojego nagłego pojawienia się.
– Cześć… – zaczęłam spokojnie, uśmiechając się miękko, przysiadając na skraju łóżka i subtelnie przejeżdżając palcem po jego krawędzi. – Chciałam z Tobą chwilę porozmawiać.
Jej oczy rozszerzyły się lekko, a policzki delikatnie się zarumieniły. Wiedziałam, że to zawstydzenie, które wciąż przebijało spod jej chłodnej postawy.
– Widziałam… kiedy obserwowałaś mnie i Twoją mamę wczoraj… – powiedziałam spokojnie, bez oskarżeń, raczej jak stwierdzenie faktu. Jej spojrzenie przesunęło się niepewnie, ale nie odwróciła wzroku.
Gestem dłoni uspokoiłam ją, pokazując, że nie przyszłam zawstydzać ani konfrontować.
– Nie jestem tu, żeby Cię skrępować. Chcę Ci tylko wytłumaczyć. Twoja mama i ja jesteśmy razem od dłuższego czasu. Nie robimy wielkiego halo, może to podniecająca ekscytacja wynikająca z ukrywania się, a może po prostu chcemy chronić Ciebie… albo swoją intymność. Po prostu jest mi dobrze z Twoją mamą.
Marcelina spuściła wzrok, zaciskając lekko dłonie, a ja obserwowałam każdy jej ruch, szukając w reakcji szczerości, a nie osądu.
– Chciałam zapytać, jak to odbierałaś… i co czułaś, kiedy nas widziałaś? – dodałam miękko, dając jej przestrzeń do odpowiedzi, starając się, aby słowa brzmiały łagodnie, pełne troski i delikatności.
W pokoju zapanowała cisza, ale nie była ciężka, lecz pełna napięcia, które można nazwać ciekawością, zawstydzeniem i powolnym oswajaniem się z nową sytuacją. Jej oczy powoli spotkały się z moimi, a ja uśmiechnęłam się jeszcze raz, zachęcając ją, by mogła mówić szczerze, bez lęku. Marcelina uniosła powoli wzrok, wciąż lekko zarumieniona, ale jej głos brzmiał cicho, niepewnie:
– Nie… nie wiem, co powiedzieć… To było… zaskakujące… – zawiesiła głos, a jej dłonie przesunęły się po krawędzi łóżka, jakby szukała oparcia. – Trochę mnie to… podnieciło? – dodała, a w jej oczach mignął zawstydzony błysk, który równocześnie zdradzał ciekawość. Uśmiechnęłam się miękko, pochylając nieco w jej stronę.
– Rozumiem Cię… To naturalne, że możesz czuć mieszankę emocji. To nowe, niecodzienne… – mówiłam spokojnie, starając się, by moje słowa były jak most, a nie nacisk. – Chciałam tylko, żebyś wiedziała, że nic Ci nie grozi i że nie chcemy Cię w żaden sposób krępować.
Jej oczy spotkały się z moimi na chwilę, a potem przesunęła wzrok na swoje dłonie, które teraz bawiły się krawędzią pościeli.
– Nie chciałam… że tak powiem… podglądać… – mruknęła, a uśmiech drgnął na jej twarzy, nieśmiały i lekko figlarny. – ale chyba nie mogłam oderwać oczu…
Skinęłam głową, miękko:
– Wiem… i to w porządku. To naturalne, że nasza obecność i czułości mogły przyciągać uwagę. Chciałam tylko, żebyś czuła się bezpiecznie, wiedziała, co się dzieje, zamiast domyślać się wszystkiego sama.
Marcelina uśmiechnęła się niepewnie, a potem odważyła się na mały żart:
– Czyli… Ty i mama… tak po cichu… od dawna? – jej ton był mieszaniną zawstydzenia i ciekawości.
– Tak, już jakiś czas – przyznałam spokojnie, pozwalając, aby nasze spojrzenia się spotkały. – Ale wcale nie chcemy robić wielkiego zamieszania. To nasza prywatna przestrzeń, nasze emocje, ale mogłaś mnie widzieć, tak jak wczoraj… i to też jest w porządku.
Jej ramiona rozluźniły się nieco, a oczy błysnęły ciekawością.
– Cieszę się, że mi to powiedziałaś… – mruknęła, a jej głos stał się pewniejszy. – Chyba… rozumiem… i… nie wiem… trochę mnie to… ekscytuje… – dodała, patrząc mi prosto w oczy.
Pochyliłam się nieco bliżej, delikatnie:
– To normalne. Każda z nas ma swoje emocje i dobrze, że możemy o tym rozmawiać. Chciałam tylko, żebyś wiedziała, że zawsze możesz ze mną rozmawiać o tym, co czujesz.
Marcelina uśmiechnęła się szerzej, a jej ramiona opadły spokojniej. W powietrzu wciąż czuć było ciche napięcie, lecz było ono pełne ciekawości, zaufania i powoli oswajanej bliskości. Ja też poczułam ulgę wiedziałam, że powiedzenie tego wszystkiego, otwarcie i subtelnie, pozwoliło nam na pierwszy krok do szczerej, choć delikatnej, więzi.
Usiadłam na krawędzi łóżka, a Marcelina nieśmiało zbliżyła się do mnie, choć wciąż zachowywała dystans. Jej dłonie bawiły się krawędzią pościeli, a wzrok skakał między mną a podłogą.
– Bianka… – zaczęła cicho, jakby ważyła każde słowo – wiesz… wczoraj… jak patrzyłam… ja… też… – przerwała, zawstydzona, rumieniec rozlał się po jej policzkach.
Skinęłam głową, uśmiechając się miękko, zachęcając ją, by mówiła dalej.
– Tak? – wyszeptałam, starając się, by mój ton był delikatny, pełen zrozumienia. – Mogę cię wysłuchać.
Marcelina odchrząknęła i spojrzała mi w oczy, drżącym, ale zdecydowanym spojrzeniem:
– To… było dziwne… i… ekscytujące… – przyznała, a w jej głosie pobrzmiewała iskra ciekawości i nieśmiałości. – Chyba… też oddawałam się… tym… emocjom… – mruknęła, zawstydzona, a dłonie zacisnęły się lekko na pościeli.
Jej wyznanie sprawiło, że uśmiechnęłam się szerzej, a serce zaczęło bić szybciej nie z samej sytuacji, ale z subtelnej bliskości, która między nami powoli narastała. Pochyliłam się nieco w jej stronę, delikatnie dotykając jej ramienia:
– Rozumiem cię całkowicie… – powiedziałam łagodnie. – To naturalne, że mogłaś poczuć te emocje. Nie musisz się tego wstydzić.
Marcelina odetchnęła głęboko, jakby uwolniła część napięcia. Jej oczy błysnęły ciekawością, a kąciki ust drgnęły w półuśmiechu.
– To chyba… dziwne, ale… trochę mi się podobało… – wyszeptała.
Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, zachowując ciepło i troskę w gestach.
– Widzisz? – mruknęłam figlarnie – nie jesteś sama w tych emocjach. Czasem odkrycie czegoś nowego w sobie może być przerażające i ekscytujące jednocześnie.
Marcelina powoli się rozluźniła, a ja czułam, że nasze spojrzenia tworzą nić zaufania. Ta subtelna rozmowa pozwoliła jej wypowiedzieć to, co czuła, i mimo zawstydzenia, zbliżyła nas emocjonalnie. Przysunęłam się bliżej Marceliny, pozwalając jej prowadzić rozmowę. Jej głos był cichy, nieśmiały, a w oczach tańczące iskry zawstydzenia i ciekawości.
– Bianka… spędziłam… tę noc z Twoją mamą – zaczęła, trochę się zaczerwieniona.
Udawałam lekkie zaskoczenie, choć w duchu znałam odpowiedź. Słuchałam jej, pozwalałam na każdy dźwięk jej słów, każdy gest.
– Tak? – wyszeptałam, uśmiechając się ciepło. – Opowiadaj…
Marcelina mówiła powoli, nieśmiało przyznając, że w pewnym momencie pieściła się myślami o tym, co widziała w łazience. Jej spojrzenie co chwila błądziło ku podłodze, a policzki płonęły rumieńcem. - - - Wtedy do pokoju weszła Twoja mama – Zastygłam w lekkim zakłopotaniu, ale Blanka przysiadła obok, kładąc dłonie na moim ramieniu.
– To zupełnie naturalne, kochanie – powiedziała łagodnie. – To zdrowe, że masz swoje myśli. Co ci chodziło po głowie?
Marcelina opowiedziała ogólnikowo, że myślała o dwóch dziewczynach, nie zdradzając ich tożsamości. Mama pytała dalej, delikatnie, subtelnie, czy chciałaby kiedyś spróbować doświadczenia z kobietą. Marcelina skinęła głową, drżąco, ale z ciekawością i zainteresowaniem. Uśmiechnęłam się do niej, przesuwając dłoń na jej rękę, lekko dotykając jej palców:
– Wiesz… ja wczoraj… słyszałam was – powiedziałam spokojnie, z ciepłym uśmiechem.
Marcelina natychmiast się zaczerwieniła, a jej dłonie zacisnęły się na pościeli. Chwyciłam ją delikatnie za ramiona, patrząc jej w oczy:
– Wszystko w porządku – szepnęłam, uspokajając jej napięcie. – Nie musisz się niczego wstydzić.
Jej oddech powoli się wyrównał, a w oczach pojawiło się zaufanie, choć nadal mieszały się ciekawość i niepewność. Mogłam poczuć, że ten moment, ta rozmowa, buduje między nami nić bezpieczeństwa i delikatnej bliskości. Siedziałyśmy obok siebie, a ja pozwalałam Marcelinie mówić, słuchając każdego jej słowa, każdego cichego westchnienia. Jej głos drżał, gdy opowiadała o tym, co działo się w nocy, o tym, jak spędziła czas z moją mamą, i jak te chwile budziły w niej mieszankę zakłopotania i fascynacji.
– Było… dziwnie, a jednocześnie… dobrze – szepnęła, a jej dłonie błądziły po kolanach, jakby szukały pewności.
Uśmiechnęłam się do niej ciepło i delikatnie przesunęłam palcem po jej ręce, zachęcając ją, by nie wstydziła się swoich myśli.
– Wiem, że może się to wydawać dziwne – powiedziałam spokojnie – ale nie musisz niczego ukrywać. To, co czułaś, jest naturalne. Ciekawość, ekscytacja… wszystko, co w sobie nosisz, ma prawo tu być.
Marcelina podniosła na mnie spojrzenie, a w jej oczach pojawił się błysk zaufania, który delikatnie ogrzewał moje serce.
– A… kiedy myślę o tym… o mamie… o wczorajszej nocy… – zaczęła niepewnie – to czułam coś, czego wcześniej nie znałam. Takie… uczucie, które miesza ekscytację z troską.
Skinęłam głową, pozwalając jej dokończyć. Czułam, że te słowa były dla niej ważne, że potrzebuje ich wypowiedzieć, a ja mogłam być tu, by je przyjąć bez oceniania.
– Wiesz – powiedziałam cicho – ja też tam byłam… w sensie, słyszałam was. I mogę ci powiedzieć, że to nic złego. Wręcz przeciwnie… to tylko pokazuje, jak naturalne są nasze emocje i potrzeby.
Marcelina znów się zarumieniła, tym razem jednak nie ze wstydu, lecz z ulgi, że mogła podzielić się tym, co nosiła w sobie. Jej ramiona rozluźniły się, a dłonie powoli opadły.
– To… dobrze – szepnęła, z lekkim uśmiechem, który był jeszcze nieśmiały, ale szczery. – Myślałam, że może… że to coś złego.
– Nic złego – uspokoiłam ją, przyciągając nieco bliżej i kładąc rękę na jej ramieniu. – Czasem nasze myśli są po prostu… intensywne. To nie znaczy, że źle myślisz. To znaczy, że jesteś ciekawa, otwarta… i to jest piękne.
Marcelina pochyliła głowę, a ja poczułam, jak jej dłoń mimowolnie dotyka mojej. Ten gest był cichy, subtelny, a jednocześnie pełen zaufania. Czułam, że między nami powstaje nić, którą trudno będzie zerwać, nić bliskości, delikatnej i pełnej zrozumienia. Siedziałyśmy jeszcze przez chwilę, wciąż w półmroku pokoju, gdy usłyszałyśmy krok w drzwiach. To była Renata. Uśmiechnęła się do nas lekko, a w jej oczach błysnęło zainteresowanie.
– Hej, a może idziemy na ten spacer, o którym była mowa przy śniadaniu? – zapytała, siadając obok nas na łóżku.
Marcelina spojrzała na mnie, a ja skinęłam głową, uśmiechając się ciepło.
– Tak, myślę, że tak – odpowiedziała nieśmiało, a w jej głosie pobrzmiewała ulga.
Odwróciłam się do Renaty.
– Rozmawiałam z Marceliną – oznajmiłam spokojnie – wszystko w porządku.
Renata uniosła brwi, a uśmiech na jej twarzy stał się trochę figlarny.
– Tak? – dopytywała, ciekawość w jej głosie była wyraźna. – Wszystko w porządku, mówisz?
Kiwnęłam głową, czując, jak ciepło i zaufanie płynie między mną a Marceliną.
– Tak, wszystko dobrze. Rozmawiałyśmy, wyjaśniłyśmy sobie… – dodałam, nie chcąc wchodzić w zbędne szczegóły, ale wystarczająco, by Renata zrozumiała, że sytuacja jest pod kontrolą.
Renata uśmiechnęła się szerzej, a jej spojrzenie przesunęło się od Marceliny do mnie, jakby chciała upewnić się, że naprawdę wszystko jest w porządku.
– Cieszę się – powiedziała w końcu, kładąc dłoń na moim ramieniu, a drugą na ręce dłoni córki – Mam nadzieję córeczko, że nie gniewasz się na mnie?
– Mamo…skąd. Po prostu byłam zaskoczona
- Kocham Cię córeczko. Dziękuję za Twoje wsparcie i wybacz te tajemnice
- Ja Ciebie także mamo. Nie gniewam się
Obie się uśmiechnęły do siebie, dodając otuchy jaką może dać matka córce i córka matce. Przytuliły się i Renata po chwili radośnie rzuciła:
– W takim razie… gotowe na spacer?
Marcelina i ja wymieniłyśmy krótkie spojrzenia, a w moim sercu pojawiło się lekkie, ciche podekscytowanie – nie tylko spacer, ale i świadomość, że wszystko zostało ułożone, a nasza mała, subtelna sieć relacji mogła funkcjonować w delikatnym, spokojnym rytmie.
– Tak, chodźmy – odpowiedziałam w końcu, uśmiechając się do obu dziewczyn.
Renata wstała pierwsza, a ja poczułam, jak Marcelina lekko ścisnęła moją rękę, drobny, cichy gest zaufania i bliskości, który w tym momencie mówił więcej niż jakiekolwiek słowa.
***
Powietrze pachniało wilgocią poranka i słońcem wschodzącego dnia. Marcelina i ja zakładałyśmy wygodne kurtki i lekkie buty, a Renata z mamą podawały ostatnie drobiazgi, termos z kawą, kilka kanapek na drogę.
– Gotowe? – zapytała mama, spoglądając po nas uśmiechem, który miał w sobie coś z troski i zachęty.
– Gotowe – odpowiedziałyśmy równocześnie, choć w moim głosie było lekkie drżenie, wynikające z przyjemnego napięcia dnia, które wciąż unosiło się w powietrzu.
Wyszłyśmy na zewnątrz, a świeże powietrze w lesie i na wsi działało jak naturalny reset. Szum drzew, śpiew ptaków i zapach wilgotnej ziemi sprawiały, że każdy krok był przyjemnością. Marcelina trzymała ręce w kieszeniach bluzy, spoglądając co chwilę w moją stronę z lekkim uśmiechem, a Renata szła obok mnie, uważnie, ale z naturalną swobodą.
– Fajnie tu – odezwała się Marcelina, głos cichy, niemal szeptem, jakby wciąż przyzwyczajała się do spokoju wsi.
– Tak, klimat trochę inny niż w mieście – odpowiedziałam, czując jak lekko przyspiesza mi oddech, gdy nasze dłonie przypadkiem zetknęły się przy przechodzeniu przez wąski mostek nad strumykiem.
Renata, która szła tuż obok, zauważyła naszą drobną interakcję, uśmiechnęła się lekko i spytała figlarnie:
– Wszystko w porządku, dziewczyny?
– Tak, wszystko w porządku – odpowiedziałam, a w moim głosie pobrzmiewało lekkie rozbawienie.
Po chwili, gdy zostałyśmy same na małej leśnej polanie, Renata spojrzała na mnie z typowym dla niej błyskiem w oku.
– I co jej powiedziałaś? – zapytała szeptem, wyraźnie ciekawa mojej rozmowy z Marceliną.
Uśmiechnęłam się cicho, marszcząc lekko nos:
– Powiedziałam… że od dłuższego czasu mamy romans ze sobą.
Renata lekko się uniosła na palcach, śmiejąc się cicho, ale wciąż zachowując powagę:
– I jak zareagowała?
– A wiesz… – zaczęłam, pochylając się trochę bliżej niej, – wczorajsza noc Marceliny i mamy była jej pierwszą…
Renata przygryzła wargę, a jej oczy rozbłysły figlarnie. Chciała coś powiedzieć, ale zamiast tego pochyliliśmy się do siebie i wymieniłyśmy cichy, subtelny szept:
– No cóż… wygląda na to, że wszyscy w tym domu mają swoje małe tajemnice.
– Tak, i chyba każda z nas trochę się rozgrzała – szepnęłam, pozwalając, by w moim głosie pobrzmiewał lekki humor.
Śmiech, choć przyciszony, sprawił, że poczułyśmy między sobą cichą bliskość, którą można było odczytać tylko w spojrzeniach i delikatnych gestach. Wkrótce dołączyły do nas mama i Marcelina, a wspólny spacer nabrał rytmu. Powolny marsz po leśnej ścieżce, obserwowanie pierwszych promieni słońca przebijających się przez liście, wymiana drobnych uwag o zapachach, kształtach drzew i ptakach przelatujących nad głowami. Każdy krok był naturalny, a jednak w powietrzu unosił się delikatny prąd emocji, który każda z nas odczuwała inaczej, lecz w pełni. Spacer powoli prowadził nas w głąb lasu, słońce przebijało się przez korony drzew, a powietrze pachniało wilgocią i świeżymi liśćmi. W mojej głowie kotłowały się myśli tylko mama nie była świadoma w pełni pewnych sekretów, a Marcelina, Renata i ja coraz częściej wysyłałyśmy sobie subtelne sygnały spojrzeniami, lekkimi uśmiechami czy drobnymi gestami. Zauważyłam, że mama zaczęła spoglądać na nas z lekkim zaciekawieniem, jakby dostrzegała coś więcej w naszej wymianie spojrzeń. Jej wzrok zatrzymał się na nas dłużej niż zwykle.
– Co się tak patrzycie porozumiewawczo na siebie? – zapytała, unosząc lekko brew.
Słysząc to, poczułam, że nie mogę dłużej milczeć. Zatrzymałam się i spojrzałam w oczy mamy, starając się zachować spokój, choć serce biło mi szybciej.
– Mamo… musimy Ci coś wyznać – zaczęłam, biorąc głęboki wdech. – Ja i Renata od pewnego czasu romansujemy, jesteśmy razem.
Zrobiła krótką pauzę, w oczekiwaniu na reakcję. Blanka przez moment patrzyła na mnie, a potem uśmiechnęła się lekko, krótko kiwając głową, jakby słowa dotarły, a zarazem zaakceptowała je bez zbędnych słów. Jej gest był delikatny, pełen ciepła i zrozumienia, a zarazem subtelnie wyrażał lekkie zaskoczenie.
– No proszę… – odezwała się w końcu, uśmiechając się figlarnie. – Wybrałyście najbardziej malownicze miejsce na swoje wyznania i to ja jestem jedyna, która zna cały sekret, co?
– Tak, mamo – przyznałam, a w głosie czuć było ulgę. – I… wiem też o wczorajszej Twojej nocy z Marceliną – dodałam po chwili, pozwalając, by słowa płynęły spokojnie, bez dramatyzmu.
Marcelina zaczerwieniła się, a jej dłonie zacisnęły się na kolanach. Spojrzałam na nią z czułością i przesunęłam lekko palcem po jej dłoni. Mama spojrzała na mnie, a w jej oczach pojawiła się mieszanka zaskoczenia i akceptacji. Nie powiedziała nic więcej, tylko lekko uśmiechnęła się i poklepała mnie po ramieniu, jakby chciała przekazać: „Wszystko w porządku, nie martw się”.
Renata i Marcelina stały nieco z boku, obserwując naszą wymianę spojrzeń. W powietrzu czuło się napięcie, ale też pewną cichą zgodę, porozumienie, które mogły odczytać tylko te, które były zaangażowane w intymne relacje. Nasze spojrzenia spotkały się ponownie, a ja poczułam falę ulgi, sekret stał się rzeczywistością, ale wciąż w delikatnej, eleganckiej formie, bez zbędnego dramatyzmu, z szacunkiem dla wszystkich w tym momencie.
Usiadłyśmy na miękkim kocu rozłożonym na polanie, słońce leniwie ogrzewało nasze twarze, a w powietrzu unosił się zapach świeżej trawy i kwiatów. Mama wciąż trawiła nowe informacje, jej spojrzenie przeskakiwało między nami, próbując odczytać emocje i niuanse.
– No cóż – zaczęła mama, uśmiechając się nieco figlarnie – wygląda na to, że w naszym gronie dzisiaj jest sporo tajemnic.
Renata zaśmiała się cicho, a jej oczy błysnęły, jakby chciała wtrącić: „Widzicie, nie jest aż tak dramatycznie”.
– Tajemnic? – odezwała się Marcelina, lekko kręcąc głową, z delikatnym rumieńcem. – Chyba bardziej intryg, mamo.
– Ach, intrygi! – wtrąciłam z figlarnym uśmiechem – A ja tu myślałam, że tylko my możemy się w to wplątać…
Blanka zaśmiała się cicho, potrząsając głową:
– Wy wplątane? Może trochę, ale najważniejsze, żebyście wszystkie cztery wiedziały, że w tej historii nikt nie zostaje sam.
Renata uśmiechnęła się szeroko i mrugnęła do mnie:
– A może nawet, że czasem dobrze jest trochę poplotkować o sekretach… przy przyjemnej pogodzie.
Marcelina skrzywiła się w lekkim zawstydzeniu, a ja przesunęłam się bliżej niej, klepiąc ją po ramieniu:
– Spokojnie, nie chodzi o dramaty. Chodzi o to, że możemy się cieszyć razem tym, co nas łączy. Nawet jeśli są to nasze drobne, prywatne sekrety.
Śmiech rozbrzmiał lekko wśród drzew, a polana wydawała się nagle jeszcze bardziej przyjazna, otulona ciepłem i słońcem. Napięcie, które wcześniej wisiało w powietrzu, zaczęło powoli opadać, ustępując miejsca lekkiej figlarności, drobnym żartom i subtelnym gestom, które przypominały o tym, jak wyjątkowy był ten wspólny czas.
Każda z nas poczuła, że w tej chwili nie musimy niczego udawać, możemy być sobą, pozwalając, by atmosfera elegancji, bliskości i ciepła prowadziła rozmowę i nasze spojrzenia. Wyznanie zawisło w powietrzu jak cichy sekret, a ja poczułam ciepło bijące od Renaty. Jej ramiona objęły mnie delikatnie, a w uścisku znalazłam spokój i bliskość, które same w sobie były wyjątkowe. Nasze usta spotkały się w krótkim, czułym pocałunku, jakby chciały potwierdzić prawdę, którą dopiero co wypowiedziałyśmy słowami.
Marcelina i Blanka siedziały nieco z boku, obserwując nas z lekkim zdziwieniem i ciekawością. Dziewczyny nie wiedziały jeszcze, czy to jednorazowy wybryk, czy początek czegoś głębszego, ale subtelne gesty i spokojna bliskość Renaty i mnie niosły poczucie bezpieczeństwa. Marcelina przesunęła się nieśmiało bliżej mamy, a Blanka z uśmiechem spojrzała na całą czwórkę, wyczuwając niezwykłą dynamikę między nami.
– No cóż, wygląda na to, że nasz mały weekend będzie bardziej… interesujący, niż myślałam – mrugnęła mama, tonem figlarnym, przerywając chwilę zadumy.
– Tak, chyba trochę namieszałyśmy – wtrąciłam z lekkim uśmiechem, ściskając dłoń Renaty.
– Ale to wciąż weekend rodzinny, prawda? – odezwała się Marcelina, próbując odczarować swoją nieśmiałość humorem, a ja mogłam poczuć, jak jej spojrzenie szukało akceptacji w naszym uścisku.
– Oczywiście – odpowiedziała Renata, śmiejąc się cicho. – Tylko nasza definicja „rodziny” jest trochę bardziej… elastyczna.
Śmiech rozlał się po polanie, łamiąc napięcie, a jednocześnie podtrzymując figlarność sytuacji. Nasze gesty były już swobodniejsze, drobne dotknięcia dłoni, przytulenia, spojrzenia pełne czułości, które nie wymagały słów. Każda z nas mogła poczuć swoją obecność, bez presji, bez pośpiechu, pozwalając, by emocje płynęły naturalnie, delikatnie, w rytmie ciepła, humoru i subtelnego, wzajemnego zrozumienia. Siedziałyśmy na kocu, słońce delikatnie ogrzewało polanę, a powietrze pachniało świeżą trawą i lasem. Renata przytuliła mnie jeszcze bliżej, a ja poczułam jej ciepło wprost na skórze. Nasze usta spotkały się w krótkim pocałunku, a dłonie błądziły swobodnie po plecach, ramionach bez pośpiechu, w rytmie, który sam wyznaczało serce.
Wstałyśmy, każda w swoim rytmie, a po drodze drobne gesty, spojrzenia i subtelne śmiechy towarzyszyły nam jak delikatna melodia. Ja i Renata parę razy zamieniłyśmy porozumiewawcze spojrzenia, które Blanka wyczuwała, ale nie ingerowała. Marcelina błądziła wzrokiem, lekko czerwieniąc policzki, a ja mogłam poczuć, jak jej ciekawość miesza się z poczuciem bezpieczeństwa.
– Patrzcie, jakie piękne światło w lesie – odezwała się mama, wskazując drogę. – Idealne na spacer i trochę figlarnych rozmów, prawda?
– Idealne – powtórzyła Renata, ściskając moją dłoń, a ja odpowiedziałam jej uśmiechem, który był ciepły, czuły i pełen niewypowiedzianych słów.
– No to ruszamy – dodałam, a Marcelina posłała mi lekki, zawstydzony uśmiech, który wprost mówił: „dziękuję, że wszystko jest w porządku”.
Kroczyłyśmy razem, a rozmowy między nami, czasem figlarne, czasem pełne subtelnego napięcia, przeplatały się z ciszą lasu i śpiewem ptaków. Każdy gest, każde spojrzenie niosło delikatną, niewerbalną bliskość, którą mogłyśmy pielęgnować w tym niezwykłym dniu.
Trzymając się za ręce, ja i Renata szłyśmy powoli wzdłuż leśnej ścieżki, a Blanka i Marcelina stanowiły drugą parę, rozmawiając cicho i przekomarzając się między sobą. Słońce przeświecało przez liście, rzucając migotliwe światło na nasze twarze, a każdy krok sprawiał, że czułam przyjemną lekkość w sercu.
Mama co chwilę zerkała na nas, uśmiechając się ciepło, jakby cieszyła się tym delikatnym zbliżeniem między mną a Renatą. Marcelina, choć początkowo nieśmiała, coraz śmielej przechylała głowę w stronę mamy, a nasze spojrzenia czasem spotykały się porozumiewawczo, w milczeniu potwierdzając poczucie bezpieczeństwa i wzajemnej troski.
Po powrocie do domu zrobiłyśmy wspólnie obiad. Kuchnia wypełniła się zapachem świeżych warzyw i aromatycznych przypraw, a rozmowy toczyły się naturalnie – o planach na weekend, ulubionych smakach i zabawnych wspomnieniach z dzieciństwa. Czasem ktoś mrugnął do kogoś drugiego z figlarnym uśmiechem, a atmosfera była pełna lekkości i ciepła.
Po obiedzie przyszła pora na wspólną grę – wyciągnęłyśmy scrabble. Śmiech odbijał się echem po salonie, słowa przemykały między planszą, a my z lekkim napięciem, lecz w dobrym humorze, rywalizowałyśmy o punkty. Każda literka była pretekstem do żartów, drobnych zaczepień i figlarnych komentarzy, które podkreślały bliskość między nami.
Gdy gra dobiegła końca, wieczór powoli się zapadał. Bez tajemnic, z poczuciem spokoju i zaufania, każda para udała się do swojego pokoju. Ja i Renata skierowałyśmy się do pokoju Renaty, a Blanka z Marceliną do pokoju mamy. Każdy krok był cichy, ale pełen świadomości tego, jak blisko są nasze myśli, gesty i uczucia.
W pokojach czekała nas cisza, która nie była pusta – była pełna ciepła, bezpieczeństwa i subtelnego napięcia, które mogłyśmy pielęgnować we własnym rytmie, każda w swoim towarzystwie, każda w swoim świecie bliskości.
Położyłyśmy się na łóżku w spokojnym półmroku pokoju Renaty. Pachniało świeżością pościeli i delikatnym zapachem jej perfum, które jakby osiadły na poduszkach i zasłonach. Przytuliłam się do niej od tyłu, układając dłoń na jej talii, a nasze ciała wpasowały się w siebie naturalnie, jakby od zawsze wiedziały, jak znaleźć najwygodniejszą pozycję.
– To dziś wszystkie karty odkryte – wyszeptała Renata z lekkim uśmiechem, bawiąc się moimi palcami. – Ale przyznam, że jestem zaintrygowana tym, jak nasze relacje się skrzyżowały.
– Ja też wciąż próbuję to sobie poukładać – odpowiedziałam miękko, wtulając nos w jej włosy. – Ale skoro nie mamy już elementu ukrywania się… mam nadzieję, że to nie osłabi naszego podniecenia.
– Oj, na pewno nie – odparłam z figlarną pewnością, przesuwając opuszkami dłoni po jej biodrze. – Ty i Twoje ciało zawsze będziesz mnie podniecać, niezależnie od wszystkiego.
Renata odwróciła głowę i spojrzała na mnie przez ramię z uśmiechem pełnym zadziornej ciekawości.
– Tak? – zapytała, jakby prowokując.
– Tak… Chcesz, żebym Ci to pokazała? – wyszeptałam, unosząc lekko brew.
Jej spojrzenie błysnęło szelmowsko, zachęcając do działania. Przesunęłam dłonią po jej łydce, powoli, jakby z czułością poznając każdy centymetr skóry. Sukienka miękko podwinęła się pod moimi palcami, odkrywając jej udo. Delikatny dreszcz przeszedł przez jej ciało. Potem musnęłam palcami jej ramię, zatrzymując się przy obojczyku, a nasze spojrzenia spotkały się pełne bliskości i czułego napięcia.
Splotłam jej palce ze swoimi i uniosłam jej dłoń, by ucałować zewnętrzną stronę w geście miękkiej adoracji. Drugą ręką ujęłam jej policzek i szyję, pochylając się, by złożyć na jej ustach powolny, pełen uczucia pocałunek. W ciszy pokoju ten gest wydawał się głośniejszy od słów był obietnicą, że żadna tajemnica czy zmiana nie naruszy naszej więzi.
– No dobrze, chyba ci wierzę – mruknęła Renata z uśmiechem, a chwilę później obie wybuchnęłyśmy cichym śmiechem, który natychmiast przerodził się w kolejne pocałunki. Ich rytm stawał się głębszy, pełniejszy, a nasze języki splatały się w powolnym tańcu, jakby chciały opowiedzieć całą historię naszej tęsknoty i pożądania.
Objęłam jej szyję, czując, jak delikatne włosy muskają moje palce. Moja dłoń, jakby prowadzona instynktem, powoli wędrowała niżej z linii szyi na obojczyk, dalej po krągłościach piersi, które drżały w moim dotyku, aż do miękkiego łuku bioder. Materiał sukienki ustępował pod moimi palcami, podwijany coraz wyżej, aż odsłonił fragment czarnej koronki, której subtelny wzór podkreślał kobiecość Renaty. Musnęłam ją dłonią przez cienki materiał fig, a jej ciało odpowiedziało natychmiast cichym, ledwie słyszalnym westchnieniem i drżeniem bioder. Ten drobny gest, to napięcie pod opuszkami, było jak iskra rozpalająca kolejne warstwy pragnienia. Z ust Renaty wydobył się miękki, przeciągły oddech, gdy przesunęłam się ustami na jej szyję. Zaczęłam obsypywać pocałunkami jej delikatną skórę, smakując każdy fragment, każdy pulsujący pod skórą nerw. Zatrzymałam się przy dekolcie, na granicy koronkowego materiału, gdzie jej oddech przyspieszył, a dłoń zacisnęła się na moim ramieniu w niemym zaproszeniu. Przekręciłam Renatę na plecy, powoli, jakby ten ruch miał być zapowiedzią czegoś uroczystego. Pochyliłam się nad nią, czując, jak nasze oddechy splatają się w jedną rozgrzaną mgiełkę. Jej usta smakowały coraz bardziej łapczywie, jakby z każdą chwilą pragnęły mnie głębiej i mocniej. Serce dudniło mi w piersi, a myśli wirujące w głowie zdawały się mówić jedno: chcę jej w pełni, bez granic, tak pięknej i otwartej, jaką jest tylko dla mnie. Moje palce odnalazły zapięcie jej sukienki. Zgrabnym ruchem odpięłam pasek, pozwalając tkaninie ześlizgnąć się z jej ramion i opaść bezszelestnie w głąb pościeli. Teraz przede mną leżała w samym koronkowym komplecie – czarny biustonosz i figi podkreślały jej krągłości, a kontrast ciemnej koronki na tle jasnej skóry zapierał dech w piersi.
Chciałam, by ten moment trwał, dlatego z teatralną powolnością zaczęłam rozpinać swoją białą koronkową bluzę z kapturem. Jej spojrzenie paliło mnie, gdy zsunęłam z ramion materiał i odrzuciłam go na bok, pozostając w fioletowym staniku i dopasowanych szortach ozdobionych białą koronką, która podkreślała linię moich ud. Znowu pochyliłam się nad nią i musnęłam jej usta, a potem policzek, szyję, obojczyk, jakby chciałam zapamiętać jej smak. Moje dłonie zsunęły delikatnie ramiączka jej stanika, a ja przesunęłam usta niżej. Jej piersi, napięte i kuszące, stały się centrum mojego uwielbienia. Delikatnie objęłam wargami nabrzmiały sutek, muskając go językiem, a wolną dłonią otoczyłam drugą pierś, głaszcząc ją powoli, z nabożeństwem. Renata zasyczała cicho, jej oddech stał się urywany, a palce zacisnęły się na moich plecach, jakby chciała zatrzymać mnie przy sobie na zawsze. Jej ciało reagowało na każdy mój ruch, każdy pocałunek, każdy dotyk języka – jak struna, którą delikatnie trąca się dla najpiękniejszej melodii. Przesunęłam usta na drugą pierś Renaty, pozwalając językowi zataczać powolne kręgi, a palcom leniwie wędrować po linii jej ciała. Nasze spojrzenia spotkały się i nie mogłam ich oderwać, było w nich wszystko: ciekawość, pragnienie, ciepło. W tamtej chwili świat zniknął, zostały tylko jej drżące oddechy, zapach skóry i miękkość jej ramion pod moimi dłońmi.
Renata uniosła podbródek, odsłaniając szyję. Skorzystałam z tej zachęty i przesunęłam językiem ścieżkę od piersi ku górze, obsypując jej szyję pocałunkami, tak lekkimi, jakby miały być sekretem, który zdradzam tylko jej. Wróciłam do jej ust, a nasze pocałunki stały się bardziej łapczywe, pełne nagromadzonego pożądania, którego już nie chciałyśmy kryć. Objęła mnie mocniej, jej dłonie zsunęły się na moje plecy, przyciągając mnie jeszcze bliżej. Nasze ciała złączyły się w miękkim, rozgrzanym uścisku, a ja czułam, jak rośnie we mnie napięcie, jak powietrze wokół nas drżało, pełne niewypowiedzianych słów i pragnień. Skrzyżowałam nogi za swoimi plecami, pozwalając im poruszać się powoli i machać zmysłowo, jakby w tańcu, który podkreślał narastające napięcie między nami. Nasze pocałunki były rwane, raz łapczywe, raz delikatne. Co chwilę wracałam do pieszczot jej piersi, muskając językiem skórę rozgrzaną od naszych dotyków.
Zaśmiałam się cicho, igrając z nią. Przyłożyłam palec do jej ust, a Renata, z błyskiem w oku, ucałowała go i objęła językiem. Czułam, jak ten gest przeszywa mnie przyjemnym dreszczem. Jej dłonie, pewne i jednocześnie delikatne, powoli zaczęły rozpinać mój fioletowy stanik. Każde kolejne odpięcie było jak małe, elektryzujące kliknięcie, które potęgowało nasze pragnienie. Gdy wreszcie uwolniła moje piersi z materiału, odrzuciłam biustonosz gdzieś na bok, nie przerywając kontaktu spojrzeniem. Pochyliłam się tak, by ułatwić jej dostęp. Renata objęła ustami mój sutek, a ja westchnęłam głęboko, czując, jak jej ciepły oddech i miękki dotyk wypełniają mnie falą rozkosznego ciepła. Temperatura między nami rosła, a świat poza tym pokojem zupełnie przestał istnieć.
Nasze usta odnalazły się ponownie, a pocałunki stały się głębsze, bardziej łapczywe, jakby każda z nas chciała napić się drugiej, nasycić jej smakiem i ciepłem. Czułam bicie jej serca, drżenie oddechu, gdy powoli zaczęłam sunąć ustami w dół jej ciała. Zatrzymałam się przy szyi, gdzie pulsowała żyłka pod miękką skórą, złożyłam tam kilka delikatnych pocałunków, by zaraz zejść niżej ku piersiom, które otoczyłam ustami z czułością, smakując ich napięcie, a potem dalej – po płaskim, rozgrzanym brzuchu. Palcami i ustami zdejmowałam z niej kolejne fragmenty materiału, najpierw biustonosz, potem zgrabnie zsunęłam figi, jakby w powolnym rytuale, odsłaniając piękno, które tak bardzo pragnęłam podziwiać. Jej ciało było jak obraz, miękkie, pełne, a przy tym silne i każde muśnięcie dłonią było jak dotknięcie czegoś bezcennego.
Kiedy dotarłam do jej ud, ujęłam jedno z nich dłońmi i złożyłam tam pocałunki delikatne, niemal pieszczotliwe, muskając skórę od kolan aż ku górze. Jej nogi rozchyliły się z wolnym, ufającym gestem, a ja, niemal czule jakby składając przysięgę, musnęłam ustami jej najbardziej ukryte piękno. Językiem zataczałam powolne, miękkie kręgi, badając każdy jej oddech, każdy cichy dźwięk, który wymykał się z jej ust. Renata drżała pod moimi pocałunkami, a jej ciało odpowiadało na każdy mój ruch falą ciepła i napięcia, które czułam na opuszkach palców, gdy delikatnie gładziłam jej biodra. Czułam jej smak, słodycz i zapach, które mieszały się w coś tak osobistego, że każda sekunda była jak sekret dzielony tylko między nami. Rozkoszowałam się każdym jej drgnieniem, jakby ciało Renaty było instrumentem, a ja delikatnie wydobywałam z niego najczystsze dźwięki. Powoli, bez pośpiechu, pozwalałam sobie na tę grę raz językiem kreśliłam na jej wrażliwej skórze miękkie, wilgotne ścieżki, raz poddawałam ją subtelnym pieszczotom palców, muskając ją tak lekko, jakby była zrobiona z porcelany. Moje dłonie czasem dotykały jej bioder otwartym gestem, czasem cichutko drażniły najczulsze miejsce, a jej ciało odpowiadało na każdy ruch drżeniem, westchnieniem, falą ciepła, którą czułam pod opuszkami.
Renata była już cała w tym uniesieniu, zagubiona pomiędzy przyjemnością a pragnieniem, by zatrzymać tę chwilę. Jej dłonie wędrowały niespokojnie raz obejmowały jej własne piersi, które napinały się pod wpływem tej gry, raz gładziły brzuch lub szyję, jakby szukały punktu oparcia. Co chwilę jej palce błądziły ku mojej głowie, zanurzały się w moich włosach, przyciągały mnie bliżej, prosząc bez słów, bym nie przerywała. Przerywałam jednak tylko na moment, by dać jej oddech, by musnąć ją dłonią i zobaczyć, jak jej biodra lekko unoszą się, pragnąc powrotu, a potem wracałam, zatapiając się w niej ustami i językiem, smakując ją powoli, starannie, jakby czas przestał istnieć. Jej oddech przyśpieszał, drobne westchnienia wypełniały pokój i były dla mnie najpiękniejszą melodią tej nocy.
Napięcie między nami było niemal namacalne, jakby powietrze gęstniało od pragnienia. Renata, zmysłowa i pewna siebie, pozwoliła, by ta atmosfera dojrzewała, zanim przejęła inicjatywę. Jej dłonie, ciepłe i delikatne, przyciągnęły mnie do siebie. Nasze usta spotkały się w głębokim pocałunku, a w tym geście czułam zarówno jej namiętność, jak i czułość. Jednym płynnym ruchem przewróciła mnie na plecy, a ja zaśmiałam się cicho, pozwalając jej prowadzić tę grę.
Renata zaczęła powolną podróż ustami i językiem od mojej szyi, po obojczyki, aż do piersi. Zatrzymała się tam, całując każdą z nich z osobna, otaczając troską i pożądaniem. Jej język kreślił miękkie kręgi wokół nabrzmiałych brodawek, a każdy dotyk ust potęgował przyjemne napięcie we mnie. Westchnęłam cicho, oddając się temu rytmowi, a jej dłonie tymczasem pieściły moje biodra, przesuwały się po udach, zwiastując kolejne doznania.
Kiedy powoli zsuwała ze mnie szorty i figi, jej ruchy były tak delikatne i płynne, jakby rozbierała mnie z samego powietrza, a nie z materiału. Odrzuciła ubranie na bok, pochyliła się nad moją twarzą i pocałowała mnie głęboko, łapczywie, jakby chciała zostawić na moich ustach ślad tej chwili. Potem jej pocałunki znów zaczęły wędrować w dół przez brzuch, biodra, aż dotarły między moje uda.
Zanurzyła się w mojej intymności z tą samą uwagą, z jaką wcześniej pieściła mnie dłońmi. Jej język sunął powoli, badając każdy oddech, każdy dreszcz mojego ciała. Moje biodra poruszały się instynktownie, szukając jej bliskości, a dłonie wplatały się w jej włosy, prowadząc ją delikatnie, bez słów. Każdy jej ruch był jednocześnie czuły i pewny, a ja czułam, jak całe napięcie i pragnienie skupia się w tym jednym, intensywnym momencie. Renata pieściła mnie z pasją, w której mieszały się doświadczenie i czułość. Każdy jej ruch języka był starannie wyważony, jakby prowadziła subtelną melodię, a ja byłam jej instrumentem. Z moich ust wymykały się ciche, urywane jęki, przerywane przyśpieszonym oddechem, który sam zdradzał, jak blisko granicy rozkoszy byłam. Renata czuła to doskonale moje drżenie, napięcie mięśni, sposób, w jaki biodra poddawały się jej dotykowi. Jej własne ciało reagowało tak samo; serce biło jej szybciej, a po plecach przebiegały fale przyjemnego gorąca. Wiedziała, że nie musi już być cicha, że nie ma powodu, by ukrywać to, co między nami, a jednak czasem celowo tłumiła własne dźwięki, zagryzając wargi, by przedłużyć napięcie, nadać tej chwili jeszcze więcej intensywności. Jej dłonie delikatnie obejmowały moje biodra, prowadziły rytm, a oddech Renaty, ciepły i urywany, mieszał się z moimi westchnieniami. W jej myślach była błogość i spełnienie smak mojej skóry, zapach mojego ciała, świadomość, że mogła mnie pieścić tak otwarcie, dawały jej niemal zawrotne poczucie wolności.
Z każdą sekundą atmosfera między nami gęstniała; jej usta i język pieściły mnie tak czule, że czułam, jak cała powoli rozpływam się pod jej dotykiem. W tej chwili liczyły się tylko my dwie i nasz intymny rytuał, w którym każde westchnienie i każdy szept stawał się wyznaniem.
Renata prowadziła mnie w tej rozkosznej grze powoli i świadomie, jakby każda jej pieszczota była wyznaniem pragnienia. Jej usta raz po raz wracały do mojej kobiecości, ale częściej pragnęła moich pocałunków, chciała czuć mój oddech, smak moich ust, dzielić ze mną tę chwilę bezpośrednio, bez żadnych barier. Gdy opierała swoje czoło o moje, a nasze usta rozchylały się i szukały nawzajem, jej palce błądziły po mnie z coraz większą pewnością. Czułam, jak krążyła opuszkami wokół najczulszych miejsc, rysując na mojej skórze delikatne kręgi, które potęgowały napięcie w całym ciele. Jej dotyk był zarówno czuły, jak i zmysłowy wiedziała dokładnie, jak rozpalić we mnie pragnienie do granic.
Przyciągnęłam ją mocniej do siebie, oplatając rękami jej szyję, pragnąc jej bliskości bardziej niż czegokolwiek innego. W moich oczach musiała widzieć błaganie i spełnienie zarazem, bo jej ruchy stały się jeszcze pewniejsze. W końcu poczułam, jak powoli i z wyczuciem wślizguje się we mnie jednym palcem, a zaraz za nim drugim, wypełniając mnie i wywołując falę gorąca, która przetoczyła się przez całe moje ciało. Jej spojrzenie, skupione i jednocześnie przepełnione czułością, mówiło więcej niż słowa. Była w pełni ze mną, tu i teraz, jakby każda sekunda tego momentu miała znaczenie. Renata poruszała się we mnie powoli, z wyczuciem, jakby wsłuchując się w melodię mojego oddechu i jęków, które same wymykały się z moich ust. Moje ciało odpowiadało jej instynktownie, biodra falowały w rytm jej dłoni, jakby pragnęły jej dotyku jeszcze głębiej, jeszcze bardziej. Jej pocałunki były kotwicą, w której mogłam się zanurzyć miękkie, czule natarczywe, smakujące mnie tak, jak jej palce odkrywały każdą moją drżącą cząstkę. Czułam, jak napięcie we mnie rośnie falami, oplatając mnie ciepłem i bezbrzeżną błogością.
W mojej głowie nie było już nic poza nią jej spojrzeniem, jej dłońmi, jej ustami stającymi się całym światem. Chciałam w niej utonąć, dać się całkowicie pochłonąć jej czułości i pragnieniu, które wyczuwałam w każdym ruchu. Każde muśnięcie, każdy jej oddech na mojej skórze sprawiały, że świat poza tym łóżkiem znikał, a ja byłam tylko jej otwarta, spragniona, zaufana.
Ruchy palców Renaty przyspieszały, nabierały pewności i rytmu, który oplatał mnie jak fala raz delikatna i drażniąca, raz gwałtowna, rozpalająca moje ciało do czerwoności. Czułam, jak moje biodra same szukają jej dłoni, jakby chciały ją prowadzić głębiej, szybciej, mocniej. Każdy jej dotyk rozpinał mnie od środka, a oddech rwał się, urywał, wypełniał przestrzeń między nami miękkimi jękami, które raz tłumiłam, zagryzając wargi, raz pozwalałam im wybrzmieć, rozchylając usta i wtapiając się w jej pocałunki. Jej obecność była wszechogarniająca, czułam jej zapach, ciepło jej skóry, jej spojrzenie, którym piła mój rozkoszny bezwład. Byłam już tylko drżeniem, napiętym łukiem, muzyką mojej przyspieszonej krwi, a Renata prowadziła mnie przez to crescendo z cierpliwością i pasją, jakby każde moje westchnienie było dla niej nagrodą.
Drżałam pod jej dłońmi, czując, jak każdy ruch Renaty rozlewał się po moim ciele falą gorąca, aż całkowicie mnie pochłonął. Moje uda zaciskały się na jej ręce, a z ust wydobył się przeciągły jęk głęboki, wibrujący, jakby moje ciało samo mówiło za mnie. Plecy wygięły się w łuk, głowa opadła do tyłu, a moje wnętrze zaciskało się rytmicznie na jej palcach, zatracone w rozkoszy, której nie potrafiłam ani powstrzymać, ani opisać słowami.
Renata pochyliła się nade mną i złożyła delikatny pocałunek na moich ustach miękki, czuły, uspokajający, a jednocześnie pełen podziwu. Oplotłam ją ramionami, kryjąc twarz przy jej szyi i oddychając ciężko, sercem bijącym tak szybko, że czułam je niemal w skroniach. Myślałam, że da mi chwilę oddechu, ale jej dotyk pozostał pewny, a spojrzenie roziskrzone. Z figlarnym uśmiechem przesunęła dłonią po moim biodrze, a potem bez słowa przesunęła się niżej, siadając nade mną odwrócona. Patrzyłam na nią z mieszaniną zachwytu i pragnienia, unosząc się lekko, by jej wyjść naprzeciw. Jeszcze czułam na sobie drżenie własnego spełnienia, a jednocześnie całą sobą pragnęłam podtrzymać ogień, który rozpaliłyśmy. Jej smak był dla mnie jak najcenniejszy nektar, którym pragnęłam się rozkoszować bez końca. Zanurzyłam się w niej całą sobą, skupiając uwagę na każdym drgnieniu jej bioder, każdym westchnieniu, które wymykało się z jej ust. Czułam, jak jej ciało drżało nade mną, jak mięśnie napinały się pod moimi ustami, gdy językiem zataczałam powolne, wilgotne kręgi, a potem pieściłam ją głębiej i odważniej, z rosnącym oddaniem. Renata poruszała się nade mną rytmicznie, prowadząc ten intymny taniec biodra falowały, a ona ocierała się o mnie, jakby każdą komórką swojego ciała chciała zapamiętać tę chwilę. Jej dłoń odnalazła moją, a nasze palce na moment spleciony się w niemym porozumieniu, zanim ponownie objęła mnie za głowę, zachęcając, bym nie przerywała tej rozkosznej pieszczoty.
Byłam wciąż rozpalona, czułam własną wilgoć i napięcie, które nie ustępowało, a jedynie narastało przy dźwiękach jej urywanych oddechów. Moja wolna ręka błądziła więc po własnym ciele, gładziłam brzuch, piersi, aż dotarłam do swojej kobiecości. Pieszczota była powolna, zsynchronizowana z ruchem moich ust na niej, a przyjemność odbijała się echem we mnie samej, potęgując doznania. Patrzyłam na nią z zachwytem, gdy na moment odchyliła głowę do tyłu, a jej ciało poruszyło się w rytmie rozkoszy. Było w tym coś hipnotyzującego, świadomość, że to ja jestem powodem jej błogości, że to moje usta i dłonie prowadzą ją ku spełnieniu, sprawiała, że sama drżałam z podniecenia.
Czułam, jak jej ciało traciło kontrolę pod moimi ustami, falujące biodra, drżenie ud, jęk, który wyrwał się z jej gardła niczym westchnienie ulgi i ekstazy. Spełniła się nade mną, opadając powoli, miękko, jak kwiat, który znalazł ukojenie w promieniach słońca. Jej oddech był ciężki, urywany, a dłonie błądziły chaotycznie, aż wreszcie znalazły moją twarz, otulając ją z czułością. Wciąż pieściłam siebie, nie przerywając ani na chwilę, a ona, choć wyczerpana rozkoszą, odnalazła we mnie siłę, by przyjść mi z pomocą.
Poczułam jej dłoń na swojej kobiecości, pewną, lecz delikatną, podtrzymującą mój ogień. Język Renaty stał się wirującym płomieniem zwinny, pełen pasji, malował na moim ciele rozkoszne ścieżki. Ułożyła się wygodniej, tuż przede mną, wtulając się między moje uda, całując mnie z głodem i uwielbieniem, jakby chciała spijać każdy dowód mojego podniecenia. Moje ciało reagowało bezwiednie, biodra drżały, poddając się jej rytmowi, a dłonie raz zaciskały się na prześcieradle, raz na jej włosach. Byłam całkowicie jej zatracona, poddana, a jednocześnie przepełniona miłością i zachwytem. Patrzyłam na nią z góry, na jej błyszczące oczy i usta, które smakowały mnie z taką uwagą, jakby każde muśnięcie było wyznaniem.
W głowie miałam tylko jedną myśl, że chcę tak trwać, zatrzymać ten moment na zawsze. Byłyśmy już obie na szczytach rozkoszy tej nocy, a mimo to pragnienie wcale nie gasło. Chciałam jej dotyku, jej oddechu na mojej skórze, jej dłoni i ust, które czyniły ze mnie kobietę na nowo. Byłyśmy jak dwie spragnione siebie dusze, które wreszcie odnalazły swoje miejsce. I nawet gdy ekstaza falami rozlewała się po moim ciele, wiedziałam, że to nie koniec – że tej nocy nie mogłyśmy mieć siebie dość. Jej usta były niczym źródło rozkoszy, z którego piłam każdą sekundę tej chwili. Renata pieściła mnie zachłannie, a ja poddawałam się bez reszty. Moje ciało falowało, biodra unosiły się w rytm jej języka, który sunął po mnie z pasją i czułością jednocześnie. Oddech rwał się, stawał się coraz płytszy, przeplatany cichymi jękami i przeciągłymi mrukami. Czułam, jak zagryzam wargi, by choć odrobinę okiełznać narastający ogień, lecz jej pieszczoty były jak burza żadna siła nie mogła ich zatrzymać.
Nasze spojrzenia spotykały się raz po raz, niczym nieme wyznania. Patrzyłam w jej oczy, błyszczące od pragnienia i miłości, a potem odchylałam głowę w błogim oszołomieniu, pozwalając, by dreszcze spływały po mojej skórze jak ciepły deszcz. Jedną dłonią zapierałam się o poduszki, czując pod palcami miękkość materiału, drugą splotłam z jej dłonią, której dotyk był moją kotwicą.
Renata objęła moją pierś drugą ręką, muskając ją, gładząc i drażniąc sutki w rytm języka, który tańczył między moimi udami. Pieszczoty stawały się coraz bardziej intensywne, drapieżne i precyzyjne, aż całe moje ciało drżało w oczekiwaniu na spełnienie. Fala rozkoszy narastała we mnie jak przypływ – coraz wyżej, coraz bliżej, aż w końcu porwała mnie bez reszty.
Krzyk, który wyrwał się z moich ust, był przeciągły, drżący, a moje ciało wygięło się w łuk, zatracając się w ekstazie. Uda zacisnęły się na jej głowie, przyciągając ją mocniej do siebie, jakbym chciała zatrzymać ten moment na zawsze. Ręce odnalazły jej szyję i głowę, przyciągając ją w zachłannym geście, a ja tonęłam w rozkoszy, w jej dotyku, w niej całej.
To spełnienie było czymś więcej niż tylko falą przyjemności, było oddaniem, wyznaniem, dowodem tego, że należymy do siebie w każdej cząstce ciała i duszy. Nawet gdy oddech rwał się, a ciało drżało w spazmach błogości, wiedziałam, że ta noc jeszcze się nie skończyła.
Moje ciało powoli się uspokajało, choć wciąż drżało resztkami rozkoszy, jakby fale ekstazy nie chciały tak szybko ustąpić. Czułam, jak jej usta spijają ze mnie ostatnie krople wilgoci, zmysłowo i łapczywie, jakby delektowała się moim smakiem. Po chwili przyciągnęłam ją do siebie, spragniona jej bliskości.
Objęłyśmy się mocno, nagie ciała zetknęły się, ocierały delikatnie, a ja tonęłam w miękkości jej skóry, w zapachu jej włosów, w cieple, które otulało mnie lepiej niż jakakolwiek kołdra. Nasze usta odnalazły się w pocałunku, namiętnym, a jednocześnie czułym, głębokim – nasze języki splatały się w tańcu tak samo pełnym pragnienia, jak miłości.
Objęłam jej szyję, chcąc być jeszcze bliżej, czuć ją w każdej cząstce siebie. Nogi oplecione wokół jej bioder trzymały ją przy mnie, a ona wtulała się całą sobą, jakbyśmy chciały stopić się w jedno ciało, jeden oddech. Każdy dotyk był wyznaniem, każdy pocałunek obietnicą. Świat poza nami przestał istnieć, liczyły się tylko te sekundy, to bicie serc i to uczucie, że nie ma już granic między nami.
Śmiałyśmy się cicho, wtulone w siebie, a nasze oddechy splatały się jak szeptane wyznania. Delikatne muśnięcia ust, czułe uśmiechy i przymknięte powieki były tylko krótkim odpoczynkiem, ostatnim przystankiem przed kolejną falą pragnienia, która wciąż pulsowała pod skórą.
Unosiłyśmy się jednocześnie, prowadzone niewidzialnym porozumieniem. Moje usta odnajdywały jej piersi, miękkie i drżące pod każdym pocałunkiem, przesuwam się niżej, znacząc jej brzuch ścieżką wilgotnych pocałunków, aż w końcu ona, jakby czując to samo pragnienie, klęka na łóżku, opierając się o zagłówek. Jej sylwetka, rozluźniona, a zarazem pełna napięcia, kusząca mnie każdym ruchem.
Moje dłonie sunęły po jej krągłościach, pieściły plecy, delikatnie drapiąc opuszkami skóry, składałam pocałunki na jej karku, ramionach, na łukach pleców. Czułam jej przyspieszony oddech, mięśnie drgające pod moimi palcami. Jedna dłoń podążała niżej, odważniej, odnajdując jej kobiecość wciąż gorącą, wilgotną od wcześniejszych uniesień. Zataczałam powolne, pewne kręgi, czując, jak jej ciało reagowało na każdy ruch, jak drży z przyjemności.
Nie kazałam jej czekać długo, dwa palce wsunęły się głęboko w rozpalone wnętrze, a Renata jęczała cicho i mocniej zapierając się o oparcie łóżka. Jej biodra zaczynały poruszać się w rytmie moich dłoni, a całe ciało zdaje się płonąć pod dotykiem, otwierać się przede mną jeszcze bardziej. Jej oddech stawał się coraz szybszy, płytszy, przerywany cichymi jękami, melodią, która prowadziła mnie przez tę noc. Moje palce poruszały się w niej powoli, raz pieszczotliwie muskając płytkie rejony jej wnętrza, raz zanurzając się głębiej, jakbym chciała dotknąć samego źródła jej rozkoszy. Każde westchnienie Renaty, każdy drżący dźwięk, który wydobywał się z jej ust, był dla mnie jak wskazówka, rytm, któremu chciałam się poddać.
Czułam, jak jej ciało odpowiadało na moje pieszczoty, falowało coraz żywiej, biodra same wypinały się wyżej, jakby pragnęły mnie jeszcze mocniej, jeszcze głębiej. Moje ruchy nabierały pewności i tempa, a każdy jej jęk sprawiał, że serce waliło mi szybciej, a pożądanie paliło mnie równie mocno jak ją. Patrzyłam na nią z zachwytem, jej plecy wygięte w łuk, napięte mięśnie, pośladki unoszące się w rytm mojej dłoni, skóra błyszcząca w półmroku była jak żywe dzieło sztuki, rozkwitające pod moim dotykiem. Chciałam zapamiętać każdy jej drżenie, każdy oddech, każdą falę, która przechodziła przez jej ciało, gdy moje palce zagłębiały się w niej szybciej i głębiej, coraz odważniej. Doświadczałam się jako artystka, która maluje rozkosz na płótnie jej ciała, a ona pozwalała mi na to z ufnością, otwierała się przede mną w tej intymności, jakiej nie da się już odwrócić ani zapomnieć.
Czułam, jak jej ciało zaczyna się napinać pod moją dłonią – jakby każdy mięsień zbierał się do skoku w przepaść rozkoszy. Jej biodra falowały miarowo, desperacko łaknęły głębi i rytmu, który nadawały moje palce. Jej oddech przyspieszał, stawał się urywany, a jęki, dotąd ciche i melodyjne, zyskały głębszą, drżącą barwę. Przyspieszyłam, czując, że jest już na krawędzi, że w moich dłoniach trzymam całą jej przyjemność. Jej ciało wyginało się coraz mocniej, plecy napięły się jak struna, a dłonie zacisnęły się na pościeli aż wreszcie przyszła fala, której nic nie mogło powstrzymać. Jej krzyk, przeciągły i pełen ekstazy, przeszył powietrze, a ja chłonęłam go całą sobą, z zachwytem i oddaniem. Biodra Renaty zadrżały, uda ścisnęły się wokół mojej dłoni, ciało falowało konwulsyjnie, jakby każde włókno jej istnienia zanurzyło się w tej chwili spełnienia. Patrzyłam, jak rozpada się w moich ramionach na tysiące iskier, a ja mogłam jedynie podtrzymywać ją, prowadzić przez ten ocean rozkoszy, będąc dla niej bezpiecznym brzegiem.
Jej ciało, drżące i gorące, powoli osuwało się w błogość. Wtuliła się we mnie, zdyszana, z policzkami zaróżowionymi od wysiłku i uniesienia, a ja całowałam jej kark, smakując słony pot i czułość tej chwili. W jej oczach widziałam coś więcej niż tylko rozkosz, widziałam wdzięczność i to, że była moja, że oddała mi się w pełni, a ja przyjęłam ją z zachwytem i czcią.
Opadłyśmy na miękką pościel, wplątane w siebie jak wstążki w delikatnym splocie. Ciała wciąż drżały resztkami rozkosznych fal, a oddechy, choć powoli się wyrównywały, niosły w sobie wspomnienie burzy. Przyciągnęłam Renatę bliżej, muskając ustami jej skroń, a ona wtuliła się we mnie tak naturalnie, jakby jej ciało było stworzone, by spoczywać w moich ramionach.
— Ooo, jak mi dobrze… — mruknęła, jej głosik był jeszcze zachrypnięty od jęków.
— Przez kogo? — odparłam figlarnie, unosząc brew.
Renata parsknęła śmiechem, a ja pocałowałam jej policzek, pozwalając sobie na łagodny uśmiech.
— No cóż… powiedzmy, że przez moją ulubioną czarodziejkę — odpowiedziała szeptem, muskając czubkiem nosa mój policzek.
Śmiałyśmy się cicho między pocałunkami, a nasze dłonie wędrowały leniwie po ciałach, bardziej pieszcząc niż rozpalając, choć i tak między nami nigdy nie było zupełnej ciszy w pragnieniu.
— Ciekawe, czy nas było słychać… — szepnęłam nagle z udawaną powagą, a Renata odchyliła głowę, śmiejąc się perliście.
— Oj, kochana, Ty wcale nie byłaś dyskretna.
— Ja?! — udałam oburzenie. — A Ty niby byłaś powściągliwa?
— Hihi, no dobrze, może i nie… — przyznała, czerwieniąc się lekko i składając pocałunek na moim ramieniu.
— Ale przynajmniej nie słyszałam mamy ani Marceliny — dodała z udawaną powagą.
— Hmm… sypialnia mamy jest dalej, może nasze jęki zdążyły się gdzieś wytłumić.
— Albo… — mrugnęła porozumiewawczo Renata. — Albo po prostu udają, że nic nie słyszały.
Parsknęłyśmy śmiechem, przyciskając dłonie do ust, jakbyśmy wciąż były nastolatkami próbującymi ukryć sekrety przed światem.
Objęłam ją mocniej, gładząc jej plecy. Czułam jej ciepło, zapach skóry, miękkość, której nigdy nie miałam dość. To było coś więcej niż przyjemność ciała — coś, co wiązało nas głębiej, zmysłowo, ale i czule.
— Wiesz… — szepnęłam, muskając wargami jej ucho. — Chyba mogłabym słuchać, jak krzyczysz moje imię, codziennie.
Renata zaśmiała się cicho, ale jej oczy błyszczały rozczuleniem.
— A ja mogłabym tak drżeć w Twoich ramionach do końca świata.
Zapadłyśmy w słodką ciszę, przerywaną tylko urywanymi pocałunkami i chichotami, kiedy nasze dłonie wędrowały zbyt figlarnie. Czułam się przy niej jak w domu, w miejscu, gdzie mogłam być sobą bez cienia wstydu naga, rozpalona, rozkochana.
Ostrożnie wysunęłam się spod ciepłego, nagiego ciała Renaty. Jej oddech był spokojny, równy, jakby sen otulił ją całkowicie. Poprawiłam koc i przykryłam nią szczelniej, pozwalając sobie jeszcze przez chwilę patrzeć na jej twarz zrelaksowaną, piękną, z tym delikatnym cieniem uśmiechu, który zawsze pojawiał się po naszej bliskości. Serce ścisnęło mi się czułością.
Wstałam z łóżka, narzuciłam na siebie jej dżinsową koszulę z walizki. Była na mnie trochę za duża, pachniała nią jej perfumami i czymś, co kojarzyło mi się z ciepłem domu. Zapięłam kilka guzików i na bosaka wyszłam na korytarz. W domu panowała nocna cisza, tylko podłoga skrzypiała lekko pod moimi krokami.
W kuchni zobaczyłam mamę. Stała przy oknie, w krótkim białym szlafroku przewiązanym paskiem, z filiżanką herbaty w dłoniach. W świetle lampki nad blatem wyglądała jak wyjęta z obrazu, jej sylwetka była miękko otulona materiałem, a włosy rozsypane na ramionach. Zamyślona, zapatrzona w ciemność za oknem.
— Hej… — powiedziałam cicho, chcąc zaznaczyć swoją obecność.
Drgnęła lekko, odwracając się w moją stronę.
— Hej, córeczko. — Uśmiechnęła się, ale jej spojrzenie nadal było trochę zamyślone. — Nie śpisz?
— Chciało mi się pić. — Podeszłam bliżej, sięgając po szklankę i nalewając sobie wody. Kuchnia pachniała herbatą i nocnym powietrzem wpadającym przez uchylone okno.
— Jak się czujesz? — spytałam, opierając się biodrem o blat.
Mama westchnęła, upijając łyk herbaty.
— Sama nie wiem… — Jej głos był miękki, jakby trochę zagubiony. — Próbuję to wszystko poukładać. Ty i Renata… teraz ja i Marcelina… To dużo, nawet dla mnie.
Skinęłam głową, czując falę czułości i zrozumienia dla niej.
— Domyślam się, mamo.
Przez chwilę milczałyśmy. Zegar tykał spokojnie, a w tle było słychać tylko cykanie świerszczy. Mama odwróciła się do mnie i spojrzała uważniej.
— Powiedz mi, Bianka… Ty i Renata… — zawiesiła głos.
— …zaczęłyśmy sypiać ze sobą? Romansować? — dokończyłam za nią, uśmiechając się delikatnie, by złagodzić napięcie.
Przytaknęła cicho, spuszczając wzrok.
— Tak.
Odstawiłam szklankę i skrzyżowałam ramiona na piersi, otulona pachnącą koszulą Renaty.
— To przyszło naturalnie. — Mówiłam spokojnie, choć w środku czułam lekkie drżenie, wspomnienia wracały. — Wiesz… kiedyś, gdy byłam u Marceliny i Renaty, weszłam do łazienki, bo musiałam skorzystać, a tam była ona… naga, szykująca się do kąpieli. Zawstydziłam się wtedy jak głupia, ale obraz jej ciała… został ze mną.
Mama słuchała w ciszy. Jej twarz była skupiona, łagodna.
— Potem były inne sytuacje. Niewinne, ale pełne napięcia. Jej dłonie na moich plecach, kiedy smarowała mnie olejkiem… dotyk, który trwał o sekundę za długo. — Zawahałam się na moment, jakby próbując dobrać słowa. — Aż któregoś dnia, kiedy przyszłam do Marceliny, a jej akurat nie było, Renata zaprosiła mnie do środka. Przy kawie na kanapie… rozmowa płynęła naturalnie, a napięcie między nami tylko rosło. W końcu zaczęłyśmy się całować. Jakbyśmy obie na to czekały od dawna.
Westchnęłam cicho, unosząc wzrok na mamę.
— To się po prostu stało.
Mama odłożyła filiżankę i podeszła do mnie, kładąc mi rękę na ramieniu. Jej dotyk był miękki i pełen zrozumienia.
— Wiem, że to szczere — powiedziała cicho. — Po tym gdy wiem co się między Wami dzieje, widzę, jak na nią patrzysz. Po prostu… muszę to wszystko poukładać w głowie.
Przytuliłam ją lekko. Jej zapach, miękkość szlafroka, nocna cisza… To wszystko sprawiło, że poczułam się bezpiecznie. Nawet jeśli świat wokół nas był teraz pełen nieoczywistych uczuć, wiedziałam, że jesteśmy sobie bliskie.
Mama stała blisko mnie, opierając się o blat. W kuchni było cicho, tylko zegar tykał leniwie, a z uchylonego okna wpadał chłód nocy. Patrzyłam na nią, na jej twarz miękko oświetloną lampką, i zebrałam się na pytanie, które wisiało w powietrzu od chwili, gdy wspomniała o Marcelinie.
— A ty, mamo? — zapytałam spokojnie, ale z ciepłym zaciekawieniem. — Jak się odnajdujesz… w relacji z nią?
Mama na chwilę spuściła wzrok, jakby szukała w sobie odwagi. Westchnęła cicho i podniosła na mnie spojrzenie – szczere, delikatnie zawstydzone, ale rozpromienione czymś nowym.
— Wiesz, córeczko… — zaczęła powoli. — Dzisiaj… to był dopiero nasz drugi raz. Nasza intymność, bliskość. Wczoraj wszystko się zaczęło.
— Domyśliłam się. — Uśmiechnęłam się lekko, wspominając odgłosy zza drzwi.
— Wczoraj w nocy… przebudziłam się — mówiła dalej mama, głosem trochę niższym, jakby wyznawała coś bardzo osobistego. — Chciałam pójść do kuchni, napić się wody i wtedy zobaczyłam… że drzwi do jej pokoju są uchylone. W środku paliła się lampka. Zajrzałam i… — zawahała się, biorąc głębszy oddech. — Zobaczyłam Marcelinę. Pieściła się. Była tak piękna, tak… rozpalona, że aż mnie zatkało i coś, czego nie umiałam powstrzymać.
Słuchałam uważnie, czując, jak szczerość jej słów wypełnia przestrzeń między nami.
— Od dawna marzyłam… o bliskości z kobietą — wyznała cicho. — Ale nigdy nie odważyłam się tego pragnienia dotknąć. Najbliżej byłam na studiach… pocałunek po pijaku na imprezie, głupi epizod, który wtedy zbagatelizowałam. A teraz… Marcelina, córka mojej koleżanki, koleżanka mojej córki… jest tak bardzo kobieca, tak pewna siebie, a przy tym ciepła i wrażliwa. Bardzo mnie pociąga.
— To prawda. — Kiwnęłam głową z lekkim uśmiechem. — Jest piękna.
Mama zaśmiała się cicho, może trochę nerwowo.
— Wtedy… weszłam do jej pokoju. Nie myślałam. To było jak odruch, jakby coś mnie do niej przyciągnęło. — Na jej ustach pojawił się miękki uśmiech. — A resztę… sama słyszałaś.
Uśmiechnęłam się szelmowsko, opierając się biodrem o blat i unosząc brew.
— Słyszałam i… przyznam, że byłam pod wrażeniem, mamo.
— Bianka! — parsknęła, lekko szturchając mnie ramieniem, ale na jej twarzy pojawił się cień dumy i rozbawienia.
— No co? — zaśmiałam się cicho. — Fajnie było zobaczyć cię taką… szczęśliwą.
Mama westchnęła miękko, jej spojrzenie złagodniało.
— Bo jestem szczęśliwa, córeczko. Zaskoczona, trochę zagubiona, ale szczęśliwa.
Podniosłam dłoń i pogładziłam jej ramię.
— To najważniejsze. — Uśmiechnęłam się ciepło. — Wiesz, mam wrażenie, że obie przeżywamy coś podobnego. Ty z Marceliną, ja z Renatą… Obie znalazłyśmy kogoś, kto naprawdę nas widzi.
Mama kiwnęła głową, a jej oczy zaszkliły się od emocji. Pochyliła się, przyciągnęła mnie do siebie i pocałowała w czoło.
— Może właśnie tak miało być — szepnęła. — Że obie w tym samym czasie odważyłyśmy się na coś prawdziwego.
Objęłam ją mocniej. Czułam w tej chwili niesamowitą bliskość – nie tylko matki i córki, ale dwóch kobiet, które odkrywały siebie na nowo.
— Wiesz… — mama odezwała się cicho, kiedy nalałam sobie herbaty. — Nie wiem, co z tego wszystkiego wyniknie. Z Marceliną. Nie mam planów ani oczekiwań, nie chcę nic na siłę budować ani niczego przyspieszać. — Zamilkła na chwilę, patrząc w głąb parującego kubka. — Ale wiem jedno: chcę się cieszyć tym, co mamy. Naszą bliskością. Tą namiętnością, radością, rozkoszą, jeśli chcesz to tak nazwać. To… takie wyzwalające.
Patrzyłam na nią, na tę miękkość i szczerość w jej głosie.
— I tak właśnie powinno być, mamo. — Uśmiechnęłam się lekko. — Czasem lepiej po prostu pozwolić, żeby życie nas zaskoczyło.
Parsknęła cichym śmiechem.
— Masz rację. Choć przyznaję, że się nie spodziewałam, że będę to omawiać w kuchni w środku nocy z własną córką.
Zaśmiałyśmy się obie. Czułam się z nią tak blisko jak nigdy.
— Ale wiesz co? — rzuciłam z figlarnym błyskiem w oku. — Miło wiedzieć, że nie tylko ja miałam dziś tak burzliwą noc.
— Oj, córeczko… — Mama pokręciła głową, ale na jej ustach zatańczył ten sam szelmowski uśmiech. — Chyba obie mamy powody, żeby jutro się dobrze wyspać.
Ścisnęłyśmy się lekko ramionami, jakby ta rozmowa była naszym małym sekretem. Wzięłam kubki, jeden dla siebie, jeden dla Renaty. W ciszy przeszłyśmy korytarzem ona skręciła do swojej sypialni, gdzie cicho spała Marcelina, a ja do pokoju Renaty.
Wsunęłam się do środka, stawiając herbaty na nocnej szafce. Upiłam kilka łyków, czując, jak ciepło rozlewało się po ciele, a potem delikatnie wsunęłam się z powrotem do łóżka. Renata spała spokojnie, wtulona w kołdrę. Przesunęłam się bliżej, obejmując ją ramieniem, i ułożyłam się za nią na łyżeczkę. Musnęłam ustami jej szyję, chłonąc jej ciepły zapach, i zamknęłam oczy. Cisza nocy otuliła mnie powoli, a sen przyszedł miękko, naturalnie, tak jak ta cała noc pełna bliskości i spokoju.
Materiał znajduje się w poczekalni.
Prosimy o łapkę i komentarz!
Dodaj komentarz