Materiał znajduje się w poczekalni. Prosimy o łapkę i komentarz.

W pociągu cz. 2

Tymczasem pociąg dojeżdżał do małej stacyjki. Marta uznała to za odpowiedni moment do pogrzebania w walizce. Wstała, uniosła dłonie do góry, jednocześnie wypinając się z premedytacją w stronę mężczyzn, eksponując pupę bardziej, niż tego wymagała potrzeba.
Znów byli zauroczeni. Skórzana spódniczka idealnie opinała tyłek.
Wyższy student, rozochocony, i odurzony alkoholem, zrobił ruch, jakby wymierzał nauczycielce zamaszystego klapsa. Pozostali widzowi zachichotali, Tadeusz pokazał kciuk do góry.
Marta speszyła się.
"Na pewno w głowie im albo symulowanie klepania mnie po tyłku, albo może podciągnicie mi brzegu spódnicy do góry... Kurcze, dlaczego to mnie tak podnieca?!"
Postanowiła zagrać na tym.
- Ojej... dlaczego panowie się śmiejecie? Czy coś jest nie tak z moją spódniczką? Czyżby zamek się rozsunął?
Po czym dłońmi układała materiał miniówki, jak grzeczna dziewczynka.
Gdy wróciła do uprzedniej czynności szukania czegoś w walizce, ponownie się wypięła, tym razem jednak znacznie bardziej prowokacyjnie, wręcz podsunęła swoją pupę pod nos wyższemu studentowi - Grzegorzowi.
- Sama się prosi... - szepnął mu na ucho Tadzio. - Uchyl troszkę do góry tę kiecuszkę!
Martę aż ciarki przeszły pod wpływem tych słów.
"Matko! Rzeczywiście sadzą się do zajrzenia mi pod spódniczkę! Kurcze... tylko dlaczego to jest tak cholernie podniecające?!"
Udała, że nie słyszy szeptów i jeszcze mocniej się wypięła.
Grzegorz wykorzystał okazję i delikatnie, najdelikatniej jak potrafił, palcem odchylił brzeg spódniczki, co było o tyle łatwe, że materiał - wszak to skórzana miniówka - był dość sztywny.
Mężczyźni dostrzegli wtedy, że pończochy kończą się śliczną, seksowną koronką.
- Ajajaj! - cmokał Tadzik - elegancko! Weź, jeszcze trochę wyżej...
Chłopcy ciężko oddychali, widzieli w pełni, szerokie manszety w misterny, kwiatowy wzór, a tuż nad nimi, nagie uda kobiety.

Marta czuła, że coś dzieje się z jej spódnicą.
"Ciekawe, co tam huncwoty widzicie?! Pewnie koronkę moich cudownych pończoszek? I bardzo dobrze! Podniecajcie się nimi!"
Nauczycielka przywiązywała olbrzymią wagę do bielizny, a szczególnie do pończoch, zawsze starannie je wybierała podczas kupowania i nie żałowała pieniędzy na kosztowne marki i wyroby.

Trzej mężczyźni siedzieli z wbitym wzrokiem w jedno miejsce.

- Weź jeszcze wyżej! Może zobaczymy jej majteczki! - Wysapał szeptem Tadeusz.

Marta zadrżała.
"Nie! Nie mogę na to pozwolić! Mam na sobie te figi ze zbyt prześwitującą koronką! Przecież nie mogą dostrzec, że przebija przez nie moja szparka!"

Jednak, jakaś dziwna siła nie pozwoliła jej ruszyć się...
Grzegorz, już mocno drżącą ręką, zadarł materiał spódnicy jeszcze wyżej.
Mężczyźni zbaranieli. Mieli przed sobą, w większości odsłonięte pośladki nauczycielki, przedzielone fioletowym materiałem koronkowych majtek.
Najbliżej miał Mariusz i to, jako jedynemu z panów, wydało się, że widzi przez koronkę delikatny zarys wąskiej pionowej kreski. Poczuł, jak mu twardnieje coś w spodniach.

Nie mniej podekscytowany był stary, aż mu się wyrwało:

- Ja pierdolę... ale zadek!

Marta poczuła się już autentycznie zawstydzona. Co nie znaczyło, że nie zachce odegrać teatrzyka...
Nagle odwróciła głowę.
- O Boże! Co wy robicie! Grzegorz! Jak możesz?! Jak możesz zadzierać kobiecie spódnicę?! Boże! Jak mogliscie mnie tak upokorzyć!
Teatralnym gestem poprawiała spódnicę, jakby to miało umożliwić "odzobaczenie" przez mężczyzn widoku spod spódniczki.

Wtem, zwalniający pociąg, zbyt raptownie zahamował. Historyczka straciła równowagę i jak długa poleciała na siedzącego na wprost Mariusza. Na szczęście upadła tak, że na niego siadła, a chłopiec przytomnie chwycił kobietę. Chwycił jedną ręką za biodro, a druga trafiła dokładnie na jej biust. Jako, że student łapał ją instynktownie, w odruchu, capnął za pierś całkiem mocno. Ścisnął ją tak, że porządnie poczuła.
- Achh! - Wydarło się nauczycielce.
Jednocześnie, siadając na chłopcu, poczuła, że jego kuśka ma potężny wzwód. Bardzo to Martę podniecilo. Dlatego chyba, taka rozklejona, miłym głosem dziękowała.
- Panie Mariuszu... dziękuję za przytomny refleks... Jest pan... sprawnym mężczyzną! Gdyby nie pan zapewne upadłabym na podłogę i potłukła sobie kuperek...
Student kraśniał z zachwytu. Zaś współtowarzysze zazdrościli mu miłej przygody.
Tadzio dogadywał:
- A to nasza pani nauczycielka leci na młodych! Leci? Już poleciała... ha ha ha!
Marta zrugała go wzrokiem, lecz urzędas nie przestawał.
- Widzisz paniusiu... tak to jest, jak się kobita puści... ha ha ha! Trzeba się mocno trzymać półki. A tak... puściłaś się... i chłopaczyna miał sobie co potrzymać... ha ha ha!
- Proszę takie uwagi zachować dla siebie. - Marta uderzyła w surowy ton, choć tak na prawdę podnieciły ją słowa - "tak to jest jak się kobita puści".

"Dlaczego to wszystko mnie tak ekscytuje! To podciąganie spódniczki... chwytanie za pierś... wzwód młodzika... i te przaśne słowa o puszczaniu się... Teraz... a może to alkohol też sprawia... jestem w takim stanie, że najchętniej rzeczywiście bym się... puściła!"

Stary, nalewając nową kolejkę, nucił sobie pod nosem, mamrotał, lecz dało się wyłowić słowa:
- Czy pani puszcza się ta podoba...

"A to drań! Czyżby on rzeczywiście chciał zasugerować, że wyglądam na puszczalską?!"

Tadeusz tymczasem wpadł na inny pomysł.
- Zagrajmy w karty! Znacie takie coś - "na rozkazy"?!

Marcie wydało się to potwornie idiotyczne. Jednak zadziałała tu typowa babska ciekawość.
"No jakie rozkazy byście mi chłoptasie zaserwowali? Niesamowicie interesujące... A jakże podniecające!"

- No nie wiem, nie wiem, ja chyba w to nie wejdę... - Droczyła się z nimi nauczycielka, by wreszcie zdeydować: - No dobrze, zagram z wami w te rozkazy.

Mężczyznom aż zaświeciły się oczy.

Tadeusz zaczął dziwną grę, prostą, ale znaną chyba tylko jemu. Marta szybko dostrzegła, że urzędnik ewidentnie oszukuje, ale nawet ucieszyła się z tego powodu, wiedziała, że dzięki temu więcej rozkazów będzie dotyczyło własnie jej, a to ją ekscytowało jak cholera - raz, że drażniło jej babską ciekawość - co jej zadadza, a powtóre spodziewała się jakiegoś kierunku ocierającego o erotyzm, to ją kręciło w tym najbardziej.

Już pierwsze zadanie trafilo na Martę. Tadzio zapytał, czy ma na sobie pończochy czy rajstopy. Nauczycielka ułożyła usta w podkówkę.

- Ależ panie Tadeuszu... Czy to nie zbyt intymne pytanie... Czy to aby wypada pytać, kobietę o to, co ma pod spódnicą? No, ale niech będzie... skoro zgodziłam się na grę, to odpowiem. Rajstopy. Pończochy rezerwuję sobie na inne okazje...

"Czy dobrze zrobiłam z tą prowokacją? Na pewno zdążyli zobaczyć, że mam na sobie pończochy. Tak krótka spódniczka na pewno odsłoniła koronki, gdy stałam..."

Tadzio był zaskoczony, nie wiedział jak zareagować. Kolejne polecenie wydał Mariuszowi - polać kolejkę. Następne - Grzegorzowi - odgadnąć, jaki Marta ma na sobie stanik? Kolor i rozmiar.

"A to spryciarz! Nawet, jeśli rozkaz nie jest dla mnie, to i tak stary cwaniak znajdzie sposób, żeby mnie skubnąć... i to erotycznie."

- Tak przez bluzeczkę coś tam widać. Chyba fioletowy... A rozmiar? Nie jestem znawcą, przepraszam, jeśli nie trafię. Ale... 75 E? - Głosem zdradzającym spore podekscytowanie wyrecytował Grzegorz.

Marta robiła tajemniczą minę.
- Może... może... przyjmijmy, że tak...
"A więc kręcą ich moje pokaźne cycki!"

- No tak. Fioletowy. Nawet widać ramiączko. No to teraz niech zgadnie Mariusz - rzadził bezwzględnie urządnik - czy do kompletu jest też dół pani profesor?

Marta zaczerwieniła się.
"Będą teraz prawić o moich majtkach!"

Niższy student również się zaczerwienił. Udało mu się wszak dostrzec fioletową koronkę pod spódnicą, między pośladkami. Wstydził się, ale jednak się przemógł.
- Też fioletowe... - wyszeptał.

"Kuźwa! Pewnie ja na mnie widział, jak mi zaglądali pod kieckę! A może po prostu... zgaduje?"

Tadzio, nakręcony, ciągnął wątek.
- No to zadanie dla panny Marty. Odpowiedzieć, czy fioletowe?

Historyczka peszyła się, ale też ją podniecało, że mężczyźni deliberują o jej figach, które właśnie ma na sobie... a więc zapewne też je sobie wyobrażają...

- Tak... dół też jest do kompletu. Fioletowy.

Tadzio postanowił iść za ciosem.

- No to kolejne polecenia dla naszej pani profesor. Niech wymieni swoich pierwszych trzech chłopaków!

Marta przełknęła ślinę.
"A więc intryguje ich to, ilu miałam facetów. A raczej pewnie, ilu miało mnie..."

- Cóż... no dobrze... czyli czasy licealne i stdenckie. Pierwszy, właśnie miał na imię Mariusz... - "Boże! Jeszcze to pamiętam, gdy podczas pocałunku, pierwszy raz chłopak pakował  rękę pod moją bluzkę. Chwytał za piersi. Już wtedy miałam duże! Wreszcie wsuwał dłoń po miseczki stanika! Boże, jak ja, nastolatka, to przeżywałam!"
- Drugi był Michał. Też student historii, tylko rok starszy. Pożyczał mi książki i mieszkał w tym samym akademiku. - "Właśnie tam, w moim pokoiku, dobierał się do mnie. Pamiętam jak dziś to zaskoczenie, gdy pierwszy raz wyladowała ręka pod moję spódniczką. Potem, taki podniecony, macał mnie, najpierw przez majtki, a ja wtedy miałam tampon!"
- Trzeci to Mateusz. Ze szkoły wojskowej. Często zabierał mnie do kina na filmy wojenne. Za którymi średnio przepadałam, ale nie chciałam go zrazić. - "Ależ to był wariat! Prawdziwy żołdak! W tym kinie, byłam wtedy w tej mojej ulubionej chabrowej sukience, bezwstydnie zrobił mi taką palcówkę! Aż się wiłam! Do dziś pamiętam wzrok starszego mężczyzny, patrzącego z boku."

- O! trzy razy M! - zarechotał Tadeusz - Mariusz, Michał, Mateusz... No to teraz niech olecenie ma nasz pan M. Wymasować kolanka pani M. Ha ha ha!

Biedny studencina westchnął głęboko. Jednak alkohol dodawał mu odwagi. Badzo delikatnie ulokował dłonie na kolanach nauczycielki. Ta nie oponowała, ale wyglądała na zmitygowaną.

"No cóż chłoptasiu... potrzymaj mnie sobie za kolanka... pewnie dla ciebie, niedoświadczonego, to bardziej podniecające doznanie, niż dla innych ściskanie cycków."

- A teraz pani Marta robi masaż wszystkim panom! Masuje im uda!

Nauczycielka udała niezadowolenie, ale w głębi ducha, spodobało jej się to.
"Pewnie dranie, w nogawkach macie już naprężone wasze armatki!"

Kucnęła, by wygodniej zabrać się za zadanie, z pełną świadomością, że w tej pozycji daje mężczyznom doskonały wgląd w jej dekolt. Istotnie, mieli jak na dłoni piękną perspektywę, dwie dorodne półkule, rowek między nimi i śliczny wisiorek. Spowodowało to duży wpływ na to co się działo w ich nogawkach.

Gdy delikatnie masowała rozsiadłych w fotelach współtowarzyszy podróży, Gdy natrafiła, najpierw u Grzegorza, a potem Tadeusza na "węże" w spodniach, wzdrygnęła się.

- Właśnie tu paniusiu masuj! - Żądał rozochocony urzędnik, jednoczeście zapuszczając kobiecie nieprzyzwoicie głębokiego żurawia w dekolt.
"Ale masz te cyce! Jak donice! I już wiesz, jak nam koniki rwą się do galopu! Jaki duży i twardy jest mój ogierek!"

Gdy tylko nauczycielka "uciekła" od zadania, Tadeusz wyraziwszy swe niezadowolenie, natychmiast przeszedł do kolejnego zadania, niewątpliwie już ukutego w głowie.
- A teraz zmiana, panowie masują uda pani...

Marta próbowała wyrazić oburzenie, ale już dwie pary męskich dłonie gładziły jej udo, dwie - gdyż Mariuszowi zabrakło odwagi.
Samcze ręce wręcz macały zgrabne uda historyczki, opiete cienkimi nylonami. Kobietę podniecało to jak cholera.
"O taaak.... macajcie moje udeczka... pewnie już się szykujecie na wtargnięcie pod moją seksowną spódniczkę... niewątpliwie to zrobicie szuje! A wtedy odkryjecie moje niewinne kłamstewko, wyda się, że w istocie mam na sobie pończochy... I jaka karę za oszustwo obmyslicie? Ale na razie, jak na cnotliwą białogłowę przystało, nieco pobiadolę..."

- Ojej! Och... panowie... wasze dłonie są nadto ekspansywne... jak możecie tak napastować biedną dziewczynę...

Protesty nauczycielki tylko bardziej ich mobilizowały. Obie pary dłoni wdarły się pod skórzany materiał minispódniczki, łapczywie obejmując uda.  

- Cóż panowie robicie! Za daleko się posuwacie! Jak można porządnej kobiecie wkładać łapy pod spódnicę?!

Tymczasem ręce nagrzanych mężczyzn wjechały na obszar ud powyzej koronki, co z jednej strony, jeszcze bardziej ich rozpaliło, a z drugiej dało niezbity dowód, że Marta ich oszukała, twierdząc, że ma na sobie rajstopy.

- Nie... nie... - szeptała, podniecona faktem, że dłonie są już tak blisko jej kobiecości.

Tadeusz z Grzegorzem z dziką rozkoszą masowali uda nauczycielki. Masowali... pieścili... macali. Świadomi, że są tak blisko jej klejnociku, z trudem opanowywali się, by tam nie dotknąć. Jednoczesnie, pod wpływem ich działań, spódniczka podwinęła się i koronkowe manszety były doskonale widoczne. Nawet dla Mariusza, który zagladał na nią zza pleców kolegi.

- Pani profesor nas oszukała! - Urzędnik pastwił się nad Martą, nie tylko macając jej ciało. - Coś nieprawdopodobnego. Pani pedagog - wzór cnót! Jak ukażemy ją panowie za karygodny czyn kłamstwa???

Odpuścili jej masaż ud zastanawiając się nad adekwatną i dotkliwą karą.

- Ja zaraz coś tam wymyślę! - Grzmiał uroczystym basem Tadeusz. - A do tego czasu pani historyczka nam, po pierwsze, wyzna dlaczego nas okłamała? Po wtóre, wyjawi jakich miała trzech ostatnich facetów!

Marta spóściła wzrok, udając bardziej zawstydzoną, niż była.

- Cóż... obawiałam się, że panowie mogą uznawać kobiety, które noszą pończochy, za... łatwe...

Mężczyźni rozejrzeli się po sobie, jakby porozumiewawczo.

- Natomiast co do moich facetów... Ostatni był Cyprian... Również nauczyciel. Polonista. Głupio przyznać się, sama go zostawiłam, gdy wiedziałam, że nic z tego nie będzie...
"Ależ z niego był romantyk... Nigdy nie zapomnę sceny, gdy oddałam mu się w pokoju nauczycielskim... I nakrył nas woźny!"
- Przedostatni, to Arnold. Pracował w jakichś służbach, ale nawet nie chciał mi powiedzieć - jakich. Był brutalny... tak na prawdę, to dobrze się stało, że mnie porzucił... Odmaszerował w siną dal...
"Matko, ależ z niego był brutal! Przecież on mnie regularnie gwałcił! Te ostre klapsy, upokarzające wyzwiska! Przecież on traktował mnie jak szmatę. Dlaczego ja tyle z nim byłam?!"
- Wcześniej był Teofil. Rozstaliśmy się, bo on koniecznie parł do zrobienia mi dziecka...
"Teofil-pedofil! Dziwny był. Koniecznie chciał bez gumki... i koniecznie spuszczać się mi w pochwie..."

- No dobrze... - Tadeusz z miną zdobywcy, postanowił obwieścić zadanie-karę dla nauczycielki. - Mam dla pani Marty odpowiednie polecenie... - Zawiesił głos, żeby wzmóc ciekawość. - Kara musi być adekwatna i dotyczyć sfery, gdzie nastąpiło przewinienie...

Martę intrygowało to nie mniej niż studentów.
"Czyli co? Zechce, żebym podciągnęła spódniczkę... i zademonstrowała pończochy na nogach w pełnej krasie... No to byloby podniecające zadanie... A może przyjdzie mu do głowy perwesyjniejszy pomysł?"

- A ta sfera... przecie, znajduje się pod spódnicą! - Podkręcał atmosferę Tadeusz.

Nauczycielka czuła się w obowiązku zaprotestować.

- No wie pan... panie Tadeuszu... jak tak można...

Urzędnik nie zważał na babskie protesty. Kontynuował.

- Dlatego polecenie brzmi takoż: pani Marta musi zdjąć majtki!

Kobietę znów zamurowało. Musiała wyrazić oburzenie.

- Jak pan tak może wyprawiać sobie zbytki wobec porządnej kobiety...

Gdy jednak naparli na nią również chłopcy, dzielnie sekundujący Tadkowi i użyli argumentu o dotrzymywaniu słowa i przypomnieli jej kłamstwo, historyczka miękła.

- No dobrze... widzę, że nie mam wyjścia... no macie rację, sama się o to prosiłam, okłamując was...  

"Boże! Jakie to podniecające! Dostać od nieznajomych facetów polecenie, żebym zdjęła majtki! Ach! Będę musiała teraz pójść do toalety, ze świadomością, że idę tam w wiadomym celu... A potem... będę wracała, nie mając nic pod spódnicą! O matko! A przecież jestem w tej krótkiej miniówie!"

Mężczyźni odprowadzali wzrokiem nauczycielkę, która zabrawszy torebkę, udała się do toalety.
W międzyczasie w korytarzu zapanował tłok. To robotnicy dojeżdżający jeden przystanej do fabryki, zupełnie go zablokowali. Marta została skazana na przedzieranie się przez ten gąszcz.
Brać robociarska wcale nie traktowała damy według reguł savoir-vivre... Zamiast jej ustępować, jakby celowo blokowali, licząc, że dzięki temu zyskają okazje do poocierania się o jej pupę, a zwłaszcza o biust...
I tak też się działo. Marta przeciskając się, chcąc nie chcąc, musiała co raz otrzeć się tyłkiem o mężczyzn. A czasem też i piersiami.
Jakiś głos wrzucił niewybredny dowcip:
- Ale tu tłok! Gdyby nie ta elegancka paniusia, nie byłoby gdzie palaca wsadzić!
Odpowiedział mu wulgrarny rechot.
Nauczycielka była potwornie speszona, zwłaszcza, że co rusz, poczuła czyjąć dłoń na tyłku, a nawet na piersi.
Choć w normalnej sytuacji zapewne spoliczkowałaby natręta, w tym tłoku, nawet nie wiedziałaby którego, a poza tym, prawdopodobnie tylko sprowokowałaby ich do kontrreakcji.
Gdy już docierała do toalety, słyszała głosy.
- Proszę pani, może trzeba pani pomóc? Może co potrzymać?
Towarzyszyły temu gromkie śmiechy.

Kabina toaletowa w tym pociągu przedstawiała obraz nędzy i rozpaczy, brudna muszla sedesowa, zapaskudzona podłoga, nawet lusterko zbite. Towayrzył temu nieprzyjemny fetor.
W tych okkolicznościach historyczka sięgnęła dłońmi pod spódniczkę i chwyciła majtki. Drżały jej ręce, była niezwykle podekscytowana. Podniecała ją sytuacja, w której musi zdejmować te koronkowe figi na polecenie współtowarzyszy podróży, niepewność co do dalszego biegu wydarzeń, to że będzie musiała z nimi przebywać w przedziale ze świadomością, że nie ma na sobie majtek...  
"Czy na dowód, że spełniłam zadanie, będę musiała pokazać im zdjęte figi? No bo chyba przecież nie zajrzą mi chyba pod kieckę?!
Boże... dlaczego tak bardzo podnieciło mnie to przedzieranie się przez tłum tych roboli?! Że poocierali się? Że łapali mnie za pośladki? A przecież, zaraz czeka mnie droga powrotna... A tym razem wszak pod kusą mini nie będę miała nic!"

Powoli zsunęła majtki przez szeroką górę cholewek, gdyż takowymi wykończone były muszkieterki. Nie chciała siadać na brudną muszlę, więc zdejmowała figi, stojąc. By zachować równowagę, musiała  jedną ręką oprzeć się o ścianę, a drugą zsuwała majteczki. Cały czas obawiała się, czy zamek ubikacji na pewno działa, bo słyszawszy robaotników tuż za drzwiami, oczami wyobraźni już widziała ich wdzierających się do środka, własnie gdy ona ma śliczne, koronkowe majteczki na poziomie kostek...

Wreszcie zsunęła figi z ostatniego kozaczka, po czym włożyła je do kopertówki.
"Spłuczę wodę, bo jeszcze gotowi ci robole pomysleć, że robiłam tu Bóg wie co... a już napewno potrafiliby sobie sprośnie pożartować."

Mężczyźni już czekali na powrót elegantki z toalety. Tym razem byli na jej przejście przygotowani, nie to co wcześniej, gdy zaskoczyło ich nagłe pojawienie się zjawiskowej, ślicznej damulki, która mocno podniosła im ciśnienie.
- A co nam paniusia da, jak ją przepuścimy? - Już pierwsi byli hardzi.

Martę w pierwszej chwili oburzyło takie buńczuczne potraktowanie, lecz już po chwili czuła, że jest w tym element dość podniecający - samcy czyhający na bezradną dzieweczkę, do tego próbujący ją postawić we frapującej sytuacji. Dlatego, mimo, że na początku ściubiła usta w dzióbek, postanowiła być miła.

- Cóż... mogę w zamian obdarować panów miłym uśmiechem. - Po czym, na dowód autentyczności propozycji, uśmiechnęła się szeroko, pokazując dwa rzędy śnieżnobiałych zębów.

Zdębiałym robotnikom zabrakło języka w gębie. Przepuścili ją, choć jeden wykorzystał moment by położyć Marcie rękę na biodrze, a drugi otarł się o pupę.

Minięcie kolejnych dwóch okazało się znacznie trudniejsze, bo mimo, że na początku niby grzecznie się rozstąpili, to potem zwarli swoje ciała, zamykając kobietę, jak w potrzasku. Musiała się nasiłować, tym samym mocno ocierać się tyłkiem i piersiami o nieustępliwych mężczyzn. Na pupie poczuła coś twardego.

"Tak! Ten facet ma wzwód! Jeśli inni też są tak rozochoceni, to czeka mnie sroga przeprawa... Teraz to nawet nie ma sensu się zawrócić, będąc wewnątrz tej czeredy. Znalazłam się w istnej pułapce!" - Myślała nauczycielka ocierając się biustem o masywny tors muskularnego bruneta.

Gdy przeciskała się przez najgęstszą grupę robotników - po prostu między nimi ugrzęzła. Zastosowali ten sam manewr, co ich poprzednicy - wpuścili kobietę łatwo miedzy siebie, ale potem zwarli szeregi i Marta nie mogła ruszyć się ani w jedną, ani w drugą stronę.

- Panowie, proszę przepuśćcie mnie... - Zawodziła cieniutkim głosikiem, lecz jej prośby jedynie bardziej mobilizowały mężczyzn do przygwożdżenia zgrabnego ciała eleganckiej damulki.
Historyczka zewsząd byla otoczona. Czuła pot męskich, robotniczych ciał. Wkrótce poczuła na sobie dotyk kilku krzepkich dłoni.
Wylądowały one na biodrach, na brzuchu. Sunęły niczym węże, niczym macki jakichś potworów. Jedna z nich chwyciła pośladek, druga pierś.

- Ratunku! Pomocy! - Piszczała swym cieniutkim głosikiem Marta.
Jednak, kto by się narażał tak dużej bandzie, w dodatku brutalnych obwiesi.

"Chyba im się nie wydostanę." - Myślała kobieta, czując kolejną dłoń na drugim pośladku. - "Zmacają mi zadek... zmacają mi cycki! To pewne..."

Jakby na potwierdzenie jej przypuszczeń, jakaś wielka łapa schwyciła ją za pierś. Czuła, jak ją silnie ugniata.
Na udach wyczuwała twarde mięsiste wałki.
"Matko! Jacy oni są twardzi! Podnieceni!"
Wkrótce na udach zameldowały się także wypracowane ręce robotników. Ścisnęły delikatne ciało.
"O Boże! Co to będzie, jak wsuną mi się pod spódniczkę! Co to będzie, gdy odkryją, że nie mam na sobie majtek! Pomyślą sobie, że jestem jakąś łatwą? Puszczalską?"

Gdy jedne dłonie wsuwały się pod bluzkę, inne sunęły pod spódniczką.  
Nauczycielka poczuła niecierpliwe palce wdzierające się pod jej stanik.

- Nie! Nie! Proszę... przestańcie...

Odpowiedział jej ordynarny rechot.

Marcie przyomniały się w tej chwili jej sny i fantazje dotyczące słynnego Sylwestra w Niemczech, gdy uchodźcy obłapiali i molestowali kobiety. Dużo się tego naczytała i potem śniła, jak w eleganckiej, wieczorowej sukni zostaje "odłączona od stada" po czym pochwycona przez grupę śniadych i czarnych wyrostków, wygłodniałych, spragnionych w obcym kraju kobiety. Nachalne dłonie wędrują po jej ciele wszędzie... Jej tyłek, uda, piersi - zostają zmacane brutalnie.
Czarne ręce wsuwają się pod suknię, jej majtki szybko stają się strzępem i nie chronią już jej brzoskwinki, którą już szturmują nachalne palce.
Jednak macanie cipki, to jedynie preludium. Marta zostaje wciągnięta w jakąś bramę, a tam już chucie bwzwzględnych agresorów domagają się swego. Elegantka w porwanej sukni sylwestrowej staje się po kolei łupem każdego z nich. Czuje zapach ich egzotycznego potu, brudu i... spermy.
Może się jedynie zastanawiać, jakie dziecko przyjdzie jej niańczyć - śniade, czy czarne?

To wspomnienie powoduje, że teraz w pociągu nauczycielka jest rozemocjonowana do granic.

Tymczasem robociarskie łapska grasowały już pod stanikiem na dobre.

Kobieta zaczęła piszczeć. Jednak nie dość, że nie przyniosło to upragnionej pomocy, to jeszcze spowodowalo przyspieszenie działań jej ciemiężycieli.

Piersi spotkało dotlkiwe miętoszenie, łącznie ze szczypaniem sutków, zaś dłonie na udach wsunęły się głębiej pod spódnicę.

Wtedy stało się to, czego się Marta obawiała.

- Słuchajcie! Ona nie ma majtek!

- Uuuu! To dlatego damulka sama się pchała w nasze łapy!

Poczuła dłonie masujące jej muszelkę, jednocześnie wyczuwała, na udach, że ich drągi jeszcze bardziej nabrzmiały.

"Boże! A ja, głupia cipa, wilgotnieję w takiej sytuacji... Żeby tylko nie odważyli się na coś więcej!"

- Patrzcie! Jest mokra! Bez majtek, w takiej krótkiej miniówie, pończochach i seksownych kozaczkach, jak myslicie, czego paniusia oczekuje?!

"Boże! Co za wstyd! Rzeczywiście prezentuję się jak jakaś ladacznica! Jakbym sama się prosiła...

Jakby czytali w jej myślach.

- Sama się prosi...

- Dupodajka!

To słowo cięło Martę jak bicz.

"Dupodajka! No tak... sama się proszę... o danie... dupy!"

Te słowa i myśli, ku zaskoczeniu historyczki, rozpalały ją do czerwoności.

Podobnie jak grube, robotnicze palce w jej  ciasnej jaskince, urządzające jej ostrą palcówkę.
Wydawało jej się, że odlatuje.

Wtem lokomotywa zaczęła hamować. Stacja docelowa dla pracowników fabryki. Karnie ruszyli do wyjścia, pozostawiając oszołomioną Martę na środku korytarza.

Do przedziału weszła, chwiejąc się na nogach.

- Słyszelismy, że coś tam pani krzyczała, czy nawet piszczała, ale przez tę czeredę robotników nic nie było widać. - Patrząc na nią z zaciekawieniem, Tadeusz wskazał: - Ma paniusia pogniecioną bluzeczkę i przesuniętą spódniczkę.

Nauczycielka zawsydziła się, drżącymi rękoma poprawiła w pośpiechu ubranie.

- Czy spełniła pani polecenie? - Odważnie zapytał Grzegorz.

Kobieta kiwnęła głową.

- A to trza pokazać! Udowodnić! - Dopominał się urzędnik.

"Chyba nie chcą, żebym podnosiła do góry spódnicę?! Nie... no pewnie, że chodzi im o pokazanie zdjętych majtek."

Otworzyła torebkę i wyciągnęła koronkowy skrawek materiału.

- Musimy komisyjnie sprawdzić! - Uśmiechając się podstępnie, Tadzio wyciągnął rękę.

Marta wahała się, w końcu jednak, nadal drżącą dłonią, podała mu.

Referent był wniebowzięty. Rozciągał je, by jak najlepiej wyeksponować współtowarzyszom.

- Patrzcie jakie skąpe! Fikuśne. A jakie seksowne! Muszą zgrabnie opinać pupcię pani nauczycielki!

"A to ci z niego swawolnik! Tak! Jeszcze wącha!"
Kobieta peszyła się, gdy urzędas pastwił się nad jej figami.  

- Komisja, to też my! - Dziarsko włączył się Grzegorz i przejął majtki od starego.
Studenci oglądali je, rozciągając, badając wytrzymałość materiału.

Tadzio tymczasem wydał kolejny rozkaz.

- Pani Marto. Wymieniła pani pierwszych chłopaków i ostatnich. To teraz tych pośrodku prosimy.

Historyczka speszyła się.
"A co będzie, gdy uznają, że pojawiło się ich zbyt dużo? Pomyślą, że byłam łatwa do zdobycia? Że miało mnie wielu mężczyzn? No, ale zacznijmy... Cnotę straciłam w sanatorium... Pozbawił mnie jej pan Waldi, sanatoryjny, nałogowy Casanowa, dobrze po czterdziestce. Jak się okazało, bezwględny kolekcjoner dziewiczych wianków... Przecież ja mu się nawet trochę opierałam... ale  on potrafił mnie uwieźć... naiwną zwabił do swojego pokoju...  
Czy to jednak nie podniecające, zdradzać im intymne sekrety ze swojego życia?"

- Coś się paniusiu tak zamyśliła? Prosimy!

- No dobrze... Więc był też pan Waldemar... pod pięćdziesiątkę, ja wtedy byłam młodziutka... taki tam sanatoryjny związek...

Mężczyźni siedzieli z kwaśnymi minami, jakby zazdrościli Waldkowi, sanatoryjnemu lowelasowi.

Tadzio wpadł na kolejny pomysł - polecenie.
- Pani Marto, jeszcze jedno zadanie dla pani. Proszę usiąść każdemu z nas na kolanach!

Nauczycielka zdziwiła się i zaoponowała. Lecz jednak wkrótce dała się przekonać.
"Czyż to nie będzie rozkoszne, usadowić tyłek każdemu z panów na kolanach?! Z jakąż lubością będę mogła się tam umościć... pokręcić moim zgrabnym kuperkiem... A może nawet wyczuć na nim, jak panowie są podnieceni obecnością mojej zgrabnej i sporej pupci..."

Jako pierwsze, lądowiskiem dla zadka historyczki, stały się kolana najbardziej nieśmiałego - Mariusza.

- A teraz... pani Marto.... - Urzędnik wpadł na kolejny pomysł, z którego był niezmiernie dumny. - Recytuj o kolejnym swoim chłopaku... czy też bardziej może facecie... siedząc na kolankach! U każdego o innym! Ale cóś więcej, niż do tej pory!

- Ależ panowie... nie za dużo tych polecń dla mnie... skromnej dziewczyny...

Jednak pod wpływem namów, uległa.
"No tak... będę teraz siedziała na kolanach chłoptasia... i czując na posladkach jego twardego kija, będę wspominała innego, który takowymż instrumentem wobec mnie operował... czyż to nie podniecające? Arcypodniecające!"

Mariusz chrząkał i wiercił się. Drżały mu kolana pod wpływem tak erotycznej sytuacji, wręcz obawiał się, czy przypadkiem nie spotka go w spodniach mokra niespodzianka.

- Był też Maks. Maksymalista, jak o sobie mówił...
"Wariat na punkcie robienia loda! Ciągle tego ode mnie chciał! Wręcz nieustannie miałam go w ustach... Bez przerwy musiałam mu ssać! Wszędzie! I w parku... i w aucie... nawet w kiblu restauracji... Do tego przeważnie żądał, żebym wtedy klęczała..."

- Paniusiu, co tak tylko jedno zdanie. Powiedz co więcej!

- Co tu mówić... Był agentem ubezpieczeniowym. Brunet, starszy dwa lata ode mnie. Chodzilśmy na spacery po parku, do restauracji...

- No dobra. To na kolanka do Grzesia. - Urzędnik wydawał dyspozycje niczym kapitan na okręcie. - To o kim ciekawym nam teraz powie panienka Marta?

Nauczycielka przesiadła się na kolana sąsiada. Ten student nie pozwolił jej jednak siedzieć na brzegu... Wciągnął ją głębiej, gdzyż chciał mocniej poczuć jej pupę, a może chciał żeby kobieta wyczuła jego twardy wzwód?
Osiągnął jedno i drugie.
Historyczka speszyła się.
"Armatka mu się podniosła! Jakby szukała na górze celu do strzału! Powiercę mu się tyłeczkiem... niech się młodziak napala..."

- Laluniu... czekamy na kolejną powiastkę! - Urzędas pilnował porządku.

- No dobrze... Adam. Szpakowaty. Stateczny pan mecenas, prowadzący kancelarię wyłącznie dla wielkigo biznesu. Choć sam - bardzo, bardzo niski... Może byłam dla niego jedynie zwykłą, szarą nauczycielką...
"Którą jednak uwielbiał srodze bolcować... Taki knypel, a pałkę miał niemałą... A do tego chyba miał magiczną siłę powstrzymywania się od wytrysku. Grzmocił mnie całe noce! Aż traciłam siłę by jęczeć... Na drugi dzień, z trudem szłam do pracy..."

- Jak to bardzo mały?! Chyba nie o głowę? - Dopytywał się Tadzio, konstatując, że kobieta jest dość wysoka.

- Cóż... niższy nawet więcej niż o głowę, a już gdy założyłam szpilki na wysokim obcasie, a takowe uwielbiam, kontrast się powiekszał. Kiedyś założyłam takie, gdy wybraliśmy się do opery. Chyba nie czuł się zbyt komfortowo.

Grzegorz trzymał historyczkę mocno za biodra, jednak musiał ją, ku wielkiemu ubolewaniu puścić, gdy przyszła kolej urzędnika.

Tadzio zacierał ręce i cieszył się jak sztubak, gdy nauczycielka lokowała swój kuperek na jego kolanach.
Przygotował się i dyekretnie rozpiął swój rozporek.
Wzorem poprzednika, nie pozwolił Marcie przysiąść na kolanach, ale wciągnął ją głęboko. Do końca. Zrobił to tak sprytnie, że podciągnął kobiecie spódnicę.

Historyczka, mocno speszona, szybko poprawiła przednią część miniówki, lecz tylniej - nie była w stanie.
--------------------------------------------
Kobieta nawet nie wiedziała, że Tadzio uprzednio przygotował się. Niepostrzeżenie rozsunął rozporek i teraz jego stojący na baczność człon trafił wprost pod spódniczkę Marty. Urzędnik wręcz posadził ją na nim, jakby próbując nadziać nauczycielkę na pal.
Ta, doznając niewygody została natychmiast zaatakowana pytaniem Tadzia.
- No paniusiu, opowiedz jeszcze o jakimś gachu! Najlepiej o najstarszym!
Marcie natychmiast przyszedł do głowy Henio. Najstarszy z wszystkich... Był typową złotą rączką. Ależ on szukał okazji, byle tylko po coś do niej wpaść. A to: - Oj, chyba jednej fazy pani nie ma! - Abo: - Ja to chyba miałem przyjść jakąś dziurkę zatkać?! - Oczywiście okraszając komunikat sprośnym uśmieszkiem.
"Czy ja byłam taka naiwna? Czy może podświadomie potrzebowałam tych kontaktów?" - Myślała Marta. - "Bo zawsze go zapraszałam, częstowałam winkiem bądź koniaczkiem, a pan Henio skwapliwie przystawał..."
- Cóż... najstarszym z moich adoratorów był Henryk. - Nauczycielka zdradziła towarzyszom podróży imię.
- A to powiedz nam paniusiu co więcej! - Tadzio dopytywał, jednocześnie trzymając mocno kobietę za biodra i nakierowując na swój trzon.
- Ach! - Westchnęła Marta, gdy poczuła męskość urzędnika między udami. - Ach... Pan Henio, to typowa złota rączka, który przychodził do mnie naprawiać niemal wszystko...
- Na przykład przeszorować rurę... - Niewyraźnie zaszwargotał urzędnik, a już wyraźnie zapytał: - To u takiej dżagi jak pani pewnie przesiadywał bez przerwy?!
- No właśnie... - Martę podniecało takie "wyznawanie" im swych historii, zwłaszcza, że Tadzio w tym czasie trzymał ją za biodra, jak w imadle. - No właśnie nieustannie wręcz się wpraszał... Pod byle pretekstem...
- A to może pani się to podobało? - Odważnie zapytał Grzegorz.
"Gówniarz rozgryzł mnie!" - Pomyślała Marta. Rzeczywiście na początku jej to imponowało, że ją nieustannie komplementował, a przy okazji wyremontował w jej zanidbanym mieszkanku mnóstwo rzeczy. Zaś powiedziała:
- No wiecie... nie jest to własciwe, gdy mężczyzna przekracza granice wobec kobiety... - Nauczycielka właśnie sobie przypominała sytuacje, w których Henio chwytał ją za kolana, albo wsuwał dłonie pod jej spódnicę. Pamiętała doskonale, że bardzo ją to ekscytowało i choć protestowała, tak naprawdę pozwalała robotnikowi na to.
- A może kobitki lubią, jak facet przekracza granice?! - Zza zaciśniętych zębów wysyczał urzędnik. Sam właśnie przekraczał kolejną granicę. Ciągnąc za biodra, nasunął Marte na siebie tak, że jego maszt sterczał dokładnie w okolicach jej cipki.
- Ach... - Dreszcz przebiegł nauczycielkę.

Historyczka

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 6111 słów i 35446 znaków, zaktualizowała 14 cze 2023.

2 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • HBK

    Czekamy na kontynuację z niecierpliwością!

    28 gru 2020

  • ZbereznyTyp

    Super. Mimo braku stosunku w opowiadaniu faktycznie bardzo nakręcające :)

    3 gru 2020

  • Historyczka

    @ZbereznyTyp Wielkie dzięki! Ciekawa byłam, czy rzeczywiście nakręca?

    3 gru 2020

  • Historyczka

    @KontoUsunięte dziękuję... miło mi... nic nie jest tak rozpalające - jak nakręcanie... :)

    4 gru 2020