Gdy rozsunęły się drzwi przedziału, pojawiła się w nich śliczna kobieca buzia z falowanymi blond włosami.
Uśmiechnęła się szeroko.
- Czy znajdzie się tu wolne miejsce? - Jej delikatny głosik charakteryzował się miłą dla ucha barwą.
- Tak, tak... - Znad gazety uniósł wzrok grubszy mężczyzna w okularach, pod pięćdziesiątkę.
Do przedziału wdarł się zapach porządnych i bardzo kobiecych perfum, które roztaczała kobieta.
Jej dopasowany grafitowy żakiecik uwypuklał jednocześnie wąską talię i dość pokaźny biust.
Jednak największą uwagę podróżujących mężczyzn przykuła czarna, skórzana minispódniczka, kończąca się kilkanaście centymetrów powyżej kolan, oraz również czarne, kozaczki, na wysokim obcasie i również z wysokimi cholewkami. Między spódnicą a butami silnie kontrastował jasny obszar nóg w cielistych, lśniących nylonach.
Marta, gdyż tak miała na imię nauczycielka historii, która dosiadła się w przedziale, ulokowała się na wprost dwóch młodzieńców, na oko studentów pierwszych lat studiów, a może dopiero maturzystów?
Historyczka uwielbiała czuć na sobie wzrok mężczyzn, zwłaszcza pożądliwy wzrok... I teraz to czuła. Zarówno obu chłopców, jak i podtatusiałego pana, na oko urzędnika.
Możliwe, że dlatego lubiła różnice wieku, gdyż najbardziej zwykle interesowali się nią, bądź starsi panowie, dla których mogła być nie lada gratką, jak i młodzi chłopcy, tuż przed dwudziestym rokiem życia, najczęściej jeszcze nieśmiali, ale za to już z rozbuchanymi męskimi potrzebami.
Zanim usiadła, mężczyzna w okularach pomógł włożyć walizkę Marty na półkę.
W podzięce uśmiechnęła się szeroko, pokazując dwa rzędy śnieżnobiałych zębów.
- Prawdziwy z pana dżentelmen! - Uwielbiała komplementować mężczyzn ponad miarę, wiedziała, że sprawia im w ten sposób niemałą przyjemność. - Podziwiam kulturalnych i obytych mężczyzn, którzy potrafią się zachować i pomóc kobiecie...
Obserwowała, jak urzędas kraśnieje z dumy, ale też wydało jej się, jakby młodzi chłopcy patrzyli na niego z zazdrością.
Marta przesunęła walizkę odrobinę w bok, w tym celu wypięła się trochę, z pełną świadomością, że dzięki obcisłości spódniczki prezentuje mężczyznom swoją pupę w pełnej krasie.
"No może ten mój tyłek jest nieco za duży... ale i tak niewątpliwie zgrabny... Zapewne oba te przymioty działają na was panowie... Może nawet któryś z was wizualizuje sobie obrazek, że na tym moim kuperku lądują siarczyste klapsy...?"
Gdy ulokowała pupę na siedzeniu, nadal kontynuowała spektakl. Najpierw eleganckim ruchem założyła nogę na nogę, w pełni zdając sobie sprawę, że wówczas spódniczka podsuwa się nieco do góry i mężczyźni mają niezgorszą perspektywę na większy obszar jej nóg, a także na całkiem kuszący ich układ.
"Co chłoptasie? Podobają wam się chyba moje nóżki... tak się na nie gapicie, jakbyście chcieli je zjeść! A co! Zgrabne mam i długie! Niejeden z was huncwoty, mi to prawił."
Po czym, delikatnie, jak na prawdziwą damę przystało, opuszkami palców układała spódnicę, jakby ta miała się wcześniej pomarszczyć. Udawała, że niby obciąga ją w dół, jakby chciała część ud zakryć przed wzrokiem mężczyzn, lecz tak naprawdę zadbała o to, by nie pogorszyć im widoku.
Chłopcy z naprzeciwka wodzili maślanym wzrokiem, ten na wprost niej, niższy i jakby nieśmielszy dostał jakiejś czkawki, jego sąsiad głośno przełykał ślinę.
Starszy mężczyzna udawał, że czyta gazetę, ale kiepsko udawał. Widać było wyraźnie, że cały czas skupiony jest na nowej towarzyszce podróży, a zwłaszcza na jej kolanach.
Marta odczuwała przyjemność, zadowolenie z siebie. Uwaga mężczyzn zaspakajała jej potrzebę bycia podziwianą, admirowaną. Najbardziej jednak ekscytowała ją świadomość, że podnieca rodzaj samczy.
Dlatego sięgała po kolejne środki damskiej kokieterii.
Najpierw bawiła się swymi lokami, niby nieświadomie zakręcając je wokół palca. Wzrok współtowarzyszy nie opuszczał jej, nawet na chwilę.
Wreszcie sięgnęła po kolejny kobiecy oręż z arsenału kuszenia. Wyjęła pomadkę i lusterko z torebki, po czym zaczęła poprawiać szminkę na ustach.
Ale jak ona to robiła! Wodziła starannie, zmysłowymi ruchami pomadką po swych pełnych dużych ustach. Robiła różne miny, zwiększające skupienie mężczyzn, lecz prawdziwą kwintesencją było wykonanie przez nią "dzióbka".
"Co łapserdaki... gapicie się na biedną kobietkę? Chyba to ułożenie moich warg, z czymś nieprzyzwoitym wam się kojarzy? Nieprawdaż? Nie chcielibyście tak mieć moich usteczek do swojej dyspozycji???"
Patrzyła na urzędnika i studentów.
"Kurcze... jakby tu ich zagadać? Ciekawe, kim są? Gdzie jadą...?
To, że wpadłam im w oko, to pewne... To, że mieliby na mnie chrapkę... to też... Kiedy wywijałam ustami podczas malowania ich, ten wyższy z chłopców, miałam wrażenie, jakby sobie wyobrażał, że biorę mu do ust... - czyli - jak to mówią w gwarze gówniarzerii -turlać dropsa... czy...ciągnąć druta..."
Mariusz i Grzesiek przedwczoraj oficjalnie dowiedzieli się, że obaj zostali studentami wymarzonej przez nich Politechniki Rzeszowskiej. Wprawdzie rok akademicki dopiero za kilka miesięcy, ale młodzieńcy postanowili rozglądnąć się za stancją dla obojgu. Dokładnie pięć minut temu z młodzieńczą furią wpakowali się, do prawie pustego przedziałum w którym jedyne miejsce zajmował "starszy" pan przy oknie. Jakoże byli od kilku miesięcy pełnoletni zapobiegawczo do plecaka włożyli cztery buteli z piwem.
Ledwo zdązyli zamoczyć usta w piwie, kiedy drzwi przedziału lekkpo sie poruszyły. Chłopcy odruchowo odwrócili się, myśląc, że to konduktor i w tej samej sekundzie złocisty płyn przestał być dla nich ważny.
"Może tak zagadam... nic mądrego nie przychodzi mi do głowy..."
- Panowie może wiedzą... czy pociąg zwykle przyjeżdża na czas? Mam na styk seminarium i bardzo nie chciałabym się spóźnić.
Mówiąc to, uśmiechała się i łopotała rzęsami.
Punktualnoś pociągu była ostatnią rzeczą o której myśleli Mariusz i Grzesiek. Elegancki zapach, figura oraz staranny ubiór Marty sprawił, że swoje oczy skierować mogli tylko na idealny tyłeczek Marty otulony elegancką skórzaną spódniczką. z sekundowego krępującego milczenia wybawił ich nagle głos dochodzący znad gazety.
"w Rzeszowie zwykle jest około 4 minut opóźnienia w stosunku do rozkładu, ale to nic wielkiego" wreszcie włączył się do całego przedstawienia Tadeusz wraz z charakterystycznym urzedniczym spokojem rozwiał wątpliwości Marty.
- Dziękuję za informację - nadal uśmiechała się - domyślam się, że jest pan perfekcjonistą... Czy trafiłam? To zawodowa cecha może?
-zgadła pani- Tadeusz lekko ironicznie się uśmiechnął do Marty lokując na sekunde swój wzrok na biuście Marty-30 lat doświadczenia w państwowym Urzędzie Miar i Wag robi swoje-dodał- żeby kilka sekund dłużej wpatrywać się z biust naszej bohaterki
- Ojej! Doświadczenie godne podziwu! - Marta silnie zaintonowała ten podziw. - To ja mam zaledwie kilka lat stażu nauczycielki...
Dostrzegając wzrok mężczyzny na biuście, historyczka poczuła się dumna, wypięła go jeszcze bardziej.
Po czym wstała i mówiąc:
- Ależ tu ciepło...
Zdjęła żakiet.
", Teraz gdy w samej bluzeczce, dopiero będziecie się mogli panowie pogapić na moje cycki... Choć, czy ta bluzeczka nie jest zbyt cienka i niemal prześwitująca?! Ach... no i dobrze... może dostrzegą, że mam śliczny, koronkowy stanik... No i jeszcze lepiej poznają kształt mojego biustu... a przecież pokaźnego i zgrabnego..."
"No i muszę ich ciągnąć za język... sami nic od siebie nie powiedzą... a może to moja wina? Może to dlatego, że ich zdeprymowałam? Zdejmując żakiet, a tym samym epatując biustem... Hmmm..."
- Panowie, to na pewno studenci? - Zagaiła wreszcie Marta siedzących na wprost niej.
- Tak. - Wydusił z siebie ten wyższy i odważniejszy. - Na polibudzie... pierwszy rok... - dodał ciszej.
- Zazdroszczę wam! Najpiękniejsze lata życia! - uśmiechnęła się.
"Na pierwszym roku studiów... ależ byłam nieśmiała... gdy na studenckiej dyskotece chłopak położył ręce na mojej pupie... myślałam, że zwariuję...
A potem, na weselu sąsiadki, jakiś podpity, starszy jegomość złapał mnie za cycek! Myślałam, że umrę ze wstydu!
Ciekawe, jakie wy chłoptasie macie doświadczenia...?"
Tadeusz w końcu spróbował zagadać Martę.
- A pani to, na jakie seminarium jedzie, do księży?
- Nie... - uśmiechnęła się.
- No bo już pomyślałem sobie, że taka ładna paniusia, to by tych księżulków... alumnów, czy jak im tam, porządnie na pokuszenie wodziła! Ha ha!
Martę ucieszył ten komplement. Odruchowo jedną dłonią pogładziła spódniczkę, a drugą bluzkę na biuście.
- Ja? Ależ ja skromna dziewczyna jestem...– Wyrażając udane zdziwienie i niemal na zawołanie czerwieniąc się, dodała prowokacyjnie: - Cóż takiego mogłoby wodzić seminarzystów na pokuszenie?
- Ano jak to?! Taka zgrabna i elegancka damulka. Elegancka spódniczka, zgrabne nóżki…
- Ojej… ojej… dziękuję za miłe komplementy… - Płoniła się historyczka.
- A co, nieprawdę mówię? Chłopaki, chyba potwierdzicie?!
- Tak, tak… - Zgodnie obaj zamruczeli, jakby zazdroszcząc starszemu mężczyźnie, że ma odwagę zagadać tak atrakcyjną kobietę.
- Oj, chłopaki, chłopaki, jak ja bym był w waszym wieku i na waszym miejscu, to już dawno bym się wypytał panią nauczycielkę czy ma narzeczonego, a jak nie, to już bym był z nią umówiony na kawę!
Marta ucieszyła się, że rozmowa skręca w takim kierunku.
Natomiast studenci zrugani przez urzędnika, patrzyli na niego spode łba.
Wyższy odgryzł się.
- A to z pana Casanova. Już tak na pewno pani… by się z nim umówiła…
- Marta… mam na imię Marta. – Uśmiechając się, wtrąciła historyczka, jakby chcąc rozładować atmosferę. – A już tak idąc tropem pytań… Nie… nie mam narzeczonego…
- Uuuuu! – Ucieszył się wyraźnie Tadeusz. – No to już… umawiajcie się młodziki z panią Martą na kawkę!
Studenci również wyglądali na ucieszonych informacją, że nauczycielka jest „panną do wzięcia”.
Tym razem odezwał się wyjątkowo niższy i nieśmiały:
- A gdzież to taka elegancka i dojrzała dama, profesorka, co jeździ na naukowe konferencje, chciałaby się umawiać z takimi gówniarzami jak my…
Tadeusza jakby ktoś dzióbnął.
- No masz!
Wzniósł oczy ku sufitowi i dodał:
- Pani Marto… Widzi pani co za młodzież. Zakompleksiona. Nadzieja w pani! Niech pani jej doda ducha.
Marta załopotała rzęsami.
- Ależ tak... W żadnym wypadku nie uważam panów za gówniarzy... - uśmiechnęła się kokieteryjnie - i nie znalazłabym powodu, dla którego miałabym nie umówić się na kawę - zakończyła jeszcze szerszym uśmiechem.
Tadeusz tryumfował.
- Albo i kolację pewnie...
Marta to podchwyciła.
- Ależ dlaczego i nie na kolację...?
Wyobraziła sobie wytworną knajpę, świece i siebie w eleganckiej "małej, czarnej", jak siedzi przy stoliku na wprost nieśmiałego studenta.
Tadeusz zaś szedł za ciosem.
- A może i na kolację ze śniadaniem, ha ha!
"A to cham!" - Pomyślała nauczycielka, zniesmaczona żartem. - "Sprośny urzędas z ciebie, stary tryku."
Skrzywiła usta w niesmaku, udając oburzenie porządnej kobiety. Już chciała powiedzieć - No wie pan? Jak pan może tak żartować sobie?! - Gdy pomyslała - "A właściwie, to czemu nie pójść tym tropem? A niech się nakręcają i te szczyle i ten stary pryk."
- Cóż... niewykluczone... że byłaby to kolacja ze śniadaniem...
Obserwowała ich. Miny mówiły wsztstko. Jakby wyobrazili sobie poranek po tej kolacji i nauczycielkę w jakiejś seksownej koszulce, a może nawet nagą, solidnie wymęczoną po nocy ze studenciakiem...
"Nie ma to jak wyobraźnia... chętnie wam jeszcze na niej pogram..."
- No to dziadek pojechał... - szepnął niższy student koledze do ucha.
- Ale ta laska to niezła cycadella, w seksi miniówie... nic dziwnego, że staruszek się ślini.
Do Marty doleciały strzępy słów - "cycadella", "seksi miniówie" - więc wiedziała, że to o niej. Znów wypięła biust do przodu i przygładziła materiał spódniczki.
"A jednak spodobały wam się gnojki moje bufory! Pewnie kuszą was ich kształty, tak wyraźne dzięki obcisłej i cienkiej bluzeczce?! Widzicie, że nie dość, że takie duże, to jeszcze takie zgrabne! Czyż nie? Czyż nie proszą się same, żeby znaleźć się w męskich łapskach?"
Marta sama się podniecała swoimi myślami. Przypomniała sobie, jak wystąpiła w tej bluzeczce przed swoim dyrektorem. Doskonale pamiętała jego wzrok zawieszony na linii jej biustu.
Tymczasem Tadeusz tryumfował.
Oczami wyobraźni widział kolację z Martą.
"Jak to teraz młodzi gadają - 3K - kino, kolacja, kopulacja... Oj, tak, już ja pani nauczycielko zaprosiłbym cię do tego kina... bardzo grzecznie zaprosił..."
Przymróżając swoje świńskie oczka, imaginował w swojej głowie poszczególne obrazy. Pierwszy - jak siedzi w kinie obok historyczki. Kładzie rękę na jej kolanie, po czym delikatnie wsuwa jej pod spódniczkę.
Drugi - siedzą oboje w przytulnej restauracji, piją wino w dużych kieliszkach, po czym wstają od stołu i tańczą. Ręka Tadeusza zrazu delikatnie zwiedza pośladki nauczycielki, potem staje się coraz śmielsza i pozwala sobie na ich ściskanie... Wreszcie, wykorzystując obroty w tańcu, przesuwa się po obfitych piersiach Marty.
Trzeci obraz - obskurny pokoik jakiegoś taniego motelu. Na starym rozklekotanym łóżku leży historyczka z zadartą spódniczką i nogami w pończochach i kozaczkach, uniesionymi do góry, zaś pomiędzy nimi uwija się spocony urzędnik.
"Boże! Żeby takie fantazje się spełniały!"
- Pani Marto..., skoro brak nadziei w młodzieży... to może ja się z panią umówię na kolacyjkę? - Parł rozochocony urzędas.
Historyczka wyśmiała w duchu starania Tadeusza, ale uznała, że to świetna okazja, żeby się ze starym podroczyć.
- Ależ oczywiście... panie Tadku... kolacja... czemu by nie... jesli mnie pan jakoś zachęci... - uśmiechała się zalotnie.
"No i jak tu cię dzieweczko zachęcić? Tym, że - solidnie ci wyczochram boberka?, że ci zapuszczę mrówkojada? -że porządnie popamietasz mojego badziąga?"
- No... moja paniusiu... nie myśl, że jak kto stary to nie jary... wiesz jak to mówią, im starszy korzeń, tym dłuższy... ha ha!
Marta spuściła oczy, udając niezwykle zawstydzoną.
- Ależ panie Tadeuszu... widzę, że trzyma się pana odważny dowcip... z brodą...
"Tak laluniu, już ty się tak wstydzisz! Pewnieś ciekawa starego korzenia... poczochrałabyś... a pewnie i chapnęła! Pewnieś ciekawa, jakby to było zasadzić ci takiego korzenia w twoją bruzdę!
Na oko jesteś po trzydziestce, pewnie żeś nie z jednego pieca chleb jadła... przed niejednym rozkładałaś nóżęta... nie jeden cie pewnie wypiżglił do wiwatu... a przecież...nie masz stałego bolca, który by cię regularnie szturchał! Toś na mus, łasa na... Ha ha"
Sam zaśmiał się urzędnik do swoich myśli i odparł:
- Kawał z brodą, to ja mogę powiedzieć! Ale... to trza najpierw polać!
Okazało się, że Tadeusz ma ze sobą w przepastnej acz wyświechtanej teczce, potężną butlę nalewki. Okazało się, że niemozliwie tęgiej. Marta, która jako pierwsza skosztowała tegoż specjału, poczuła jak natychmiast srodze zaszumiało jej w głowie.
Tymczasem urzędnik sztachnął sobie na raz trzy kolejki. W mgnięciu oka dymiło mu z czupryny. Tym chętniej opowiadał kawał.
- Jedzie w przedziale - kobieta z mężczyznami. W pewnym momencie mówi im - "jak mi dacie po stówce, to ja wam pokażę miejsce, gdzie miałam operowany wyrostek". Bezapelacyjnie się zgodzili! Wtedy ona do nich, pokazując za okno - "O, w tym szpitalu!" Ha ha ha!
Marta udała, że się uśmiecha, ale jednocześnie zaczerwieniła się i spuściła wzrok.
- Oj, panie Tadeuszu... trzymają się pana na prawdę... myśli bardzo jednotematyczne...
Urzędnikowi już mocno parowało z czachy, bo nie omieszkał po opowiedzeniu dowcipu-suchara, uraczyć wszystkich nową kolejką. A siebie nawet dwoma.
- Pani Marto... już niech pani nie zgrywa takiej cnotki-niewydymki... A gdybyśmy my pani rzucili stówkę, to pokazałaby nam pani miejsce, gdzie robi się operację wyrostka...?
"A to cham skończony! Grubianin! Jak on mnie traktuje... to upokarzające dla kobiety... Składa mi propozycję, jak jakiejś panience lekkich obyczajów, ależ mu utrę nosa! Przytemperuję cię dziadygo, aż ci zajdzie w pięty!"
Marta unosząc oczy ku niebu, zgrywała oburzenie ewidentnej cnotki. Już układała sobie w myślach tyradę, jaką wybuchnie, gdy przyszedł jej do głowy inny pomysł.
"Kurcze... może ten alkohol za bardzo uderzył mi do głowy, ale czy to nie byłoby ekscytujące zagrać takiej kobietki, która waha się, czy nie odsłonić bluzki?"
- Ojej... panie Tadeuszu... ale czy ja wyglądam na taką, która ochoczo pokazuje takie miejsca?
"Kurcze, a to mu się podłożyłam... jakbym zachęcała go do oceny, że wygladam na jakąś łatwą..."
- Ojtam paniusiu... a co to takiego, uchylić troszkę bluzeczki... na plaży przecież pokazuje pani duuużo więcej.
"Patrzcie go, jaki logiczny! Ale się teraz na mnie gapią. Pewnie wyobrażają sobie, jak na plaży wygląda kobieta z tak pokaźnym biustem w samym staniku... Na ile wtedy widać kształt piersi... Na pewno to sobie wyobrażają, bo gapią mi się wprost na cycki!
To co? Prowadzimy tę gierkę dalej?"
- I na prawdę, panie Tadeuszu wydałby pan stówę na to, żebym podciągnęła odrobinę bluzkę?
Widziała, jak łapczywie patrzą zarówno studenci, jak i Tadek.
- Cóż, portfel urzędnika, to nie skarbce Krezusa, ale... proszę!
W tym momencie położył obok Marty wymięty banknot.
Nie wiedziała, jak się zachować, ale nie chciała kończyć gry, która tak ją ekscytowała.
- Nie... noe nie wiem sama... chyba nie powinnam...
- Pani Marto, proszę się nie wahać! Prawda chłopaki?!
Studenci, którym zaszlo w głowę nie mniej niż Tadziowi, ośmielili się na solidarne wsparcie urzędnika.
- Ojej... panowie... ależ wy wszyscy przypieracie mnie do muru...
Obie strony były rozgrzane frymarczeniem się.
Tadzio znów wyciągnął butelkę.
- No to na odwagę!
Marta znów wypiła kieliszek. Znów poczuła silne uderzenie alkoholu do głowy.
- Ależ panowie wykorzystujecie to, żem niewiasta słaba i uległa...
Z premedytacją użyła słowa "uległa", wiedziała, jak podziała ona na mężczyzn.
- Laluniu... proszę bez dyskusji... Przecież widzimy, że masz zgrabniutki brzuszek... Grzech się nie pochwalić!
Historyczka z lubością podkreśliła, jak to, jako biedna kobietka została osaczona i wręcz przymuszona.
- Ach... widzę panowie, że nie przestaniecie... dopóki nie ulegnę... dopóki wam nie dam... tego co chcecie...
Z naciskiem wypowiadała słowa - "ulegnę" oraz "dopóki wam nie dam"...
- Nawet mowy nie ma! - Dobitnie podkreślił Tadek.
Marta zrobiła zrezygnowaną i minę.
- No dobrze panowie... wygraliście.
Udając skrajne zawstydzenie, drżącymi dłońmi zaczęła rozpinać guzik z dołu bluzki. Najpierw jeden.
Mężczyźni gapili się jak zauroczeni na cienkie palce nauczycielki, ozdobione długimi paznokciami, pomalowanymi na intensywny różowy kolor.
Wreszcie drugi guzik.
Na koniec, trzeci.
Marta schwyciła dół bluzki, po czym podniosła wzrok i przebiegła nim po twarzach studentów, a zakotwiczyła go na referencie Tadeuszu. Wszyscy byli skupieni, jakby czekali na wystrzał przy starcie.
- Uwaga panowie... pierwszy raz będę się obnażała przed nieznajomymi mężczyznami... i to w miejscu publicznym...
"Słowo - obnażała - mówię na wyrost... ale niech ich podjudzi...
Kurcze... chyba jednak za mocna okazała się ta nalewka..."
Nauczycielka uniosła material bluzki do góry i oczom mężczyzn ukazał się zgrabny, opalony brzuszek kobiety z małym pępkiem pośrodku. Udało im się też, w ciągu tych kilku sekund dostrzec dół stanika - koronkowego i bardzo seksownego. Podstawy dwu kuli dawały wyobrażenie o ich niemałej wielkości...
- Nnno... pani profesor! Jakież fantastyczne ciało! Co za kibić! Godna Afrodyty!
Urzędnik popisywał się, kipiąc z zachwytu. Jednocześnie dumał, jaki tu jeszcze fortel zastosować, żeby się przystawiać do nauczycielki.
"Mam przecież karty! Ech, gdyby tak zagrać w rozbieranego... ale nie... na tyle nie jestem pijany, żeby odważyć się to zaproponować..."
6 komentarzy
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.
Czytelnikg
Ale super, budzi niesamowite podniecenie
Jakub
super się czyta.. faktycznie dość długie
Rayonvert
Haha... Tak, bardzo realistyczne, świetnie rozwijasz fabułe. Tylko troche za długie, już nie mogłem doczekać sie akcji. Masz talent...
jacek795
mhymmmmmmmmmm, bardzo podniecające
ZbereznyTyp
Bardzo dobre opowiadanie, odpowiednio długie. Sam jestem ciekaw jakie to rozkazy będzie miał Tadeusz i na co odważą się studenci
nanoc
Brawo, cały teks przesiąknięty erotyzmem, i tak realnie jak bym był w tym przedziale.
Historyczka
@nanoc dziękuję! Właśnie zastanawiałam się, czy mi się to udało uzyskać... nasycić erotyzmem tekst...
nanoc
@Historyczka Każde słowo, myśl, dialog - erotyka