Moje drugie "ja", cz 2

Poprawiwszy usta, zerkam w bok lustra i przyglądam się w odbiciu co robią. Ona wprawnym ruchem biodrami nadziewa się na jego sterczące przyrodzenie i dalej rusza biodrami robiąc jednocześnie jemu i sobie dobrze. Znam to i bardzo lubię, teraz jednak gram przed sobą tę drugą rolę i to moje biodra muszą tak zatańczyć na nim a przyjemność ma być moja. Wyczuwam palcem gdzie jest wejście, przygotowane i nasmarowane, zadbane. Sięgam ręką za siebie i naprowadzam go. Wydaje się wielki. Ostrożnie cofam biodra o milimetry, czuję jak główka trafia we właściwe miejsce i napiera. Bez pośpiechu, powoli zaczynam ruszać biodrami. Normalnie wypycham je do przodu, w tej roli bardziej cofam je do tyłu wypinając się lekko. Każdy ruch, nawet jeśli nie głębszy, i tak poszerza wejście, z początku stawiające opór jednak nie napotkawszy spodziewanego bólu, coraz bardziej rozluźnione i chętne na nowe przeżycie. Czuję jednak, że każde delikatnie głębsze cofnięcie bioder w tył powoduje szersze otwarcie, czyli jeszcze dużo przede mną. Czy to z podniecenia obserwowaną w lustrze sceną, czy pod wpływem wina, mam coraz większą ochotę pchnąć biodrami mocniej w tył. Powstrzymuję się nie chcąc zrobić sobie krzywdy, jednak ciągły nacisk w końcu daje oczekiwany efekt i nagle czuję. że wsuwa się już luźniej, główka wchodzi cała i lekko się za nią zamykam. Zaciskam mięśnie wokół niego i z zamkniętymi oczami odczuwam... jest dziwnie ale bardzo przyjemnie. Kilka razy powtarzam te ruchy w końcu nabrawszy pewności pozwalam sobie na głębsze pchnięcia. Coraz głębsze i bardziej zdecydowane, w drugim lustrze widzę jak coraz mniej go wystaje na zewnątrz a coraz więcej jest we mnie. Podnieca mnie to. Chcę głębiej, mieć go całego w sobie. W końcu czuję, że opieram się o jego nasadę a pośladki stykają się z zimną płytką, do której jest przyssany. W ten upał, zimno nie przeszkadza mi a nawet trochę orzeźwia, prostuję się i opieram plecami o chłodną ścianę. Zaczynam ostrzej falować biodrami, rękami wędruję po swoim ciele, dotykam spowitych pończochami ud. Patrząc w lustro uśmiecham się i w myślach mówię do siebie, że oto właśnie posuwam się w tyłek.

Po jakimś czasie chłód ściany powoduje, że pragnę znowu znaleźć się w nagrzanym lipcowym upałem pokoju. Zabieram go ze sobą i przyczepiam do przygotowanej wcześniej plastikowej płytki, trzyma się świetnie, nie wywraca, sterczy pionowo, zachęcająco. Mam ochotę wziąć go do ust takiego błyszczącego oliwką, ale powstrzymuję się. Siadając okrakiem na łóżku przyciskam płytkę stopami, jednocześnie z łatwością wyczuwam miejsce, w którym powinna znaleźć się dziurka. Trafia bezbłędnie na czubek żołędzi i mimo lekkiego oporu spowodowanego krótką przerwą w rozciąganiu, chętnie go przyjmuje w sobie. Zupełnie inna pozycja, wchodzi pod całkiem innym kątem. Trochę inne doznania. Unoszę się na udach i powoli opadam. Unoszę.. opadam... unoszę opadam. Z każdym ruchem opadam coraz głębiej i przytrzymuję go w sobie, znowu się unoszę i zjeżdżam biodrami jeszcze niżej. Dłonie znajdują obcasy, chwytam je i ciągnąc do sobie jeszcze mocniej dociskam. Zdobywam jeszcze kilka milimetrów. Jest niezwykle podniecająco. W poszukiwaniu dalszych wrażeń znajduję leżącego obok mnie pilota, przygotowanego, ze świeżymi bateriami w środku. Podłączam i włączam pierwszy bieg. Przyjemne wibracje wypełniają moje wnętrze.Teraz nie starając się posuwać swojego otworka, lekko unosząc się i opadając na biodrach szukam tego punktu kiedy jest najprzyjemniej. Punktu we mnie, ale też pozycji suwaka na pilocie przyczepionym do kabelka.  

W końcu biodra męczą się unoszeniem mnie  i opadam na przód, podpieram się rękami, wypinam i pozwalam mu wibrować. Tylko lekko ruszam biodrami nastawiając się wibracjom, przesuwając ich źródło w środku. Zupełnie nowe wrażenia. Dobrze trafiwszy mam uczucie przeżywania trwającego minutę lub więcej orgazmu, po którym prawie zaraz może następować następny. Kiedy dobrze poznaję te miejsca i odpowiednio rozluźniam się, czuję, że to są prawdziwe orgazmy. Sterczący i pulsujący penis w ich trakcie obwicie ślini się gęstym białym śluzem. Podniecony całą sytuacją sięgam do niego ręką i zaraz oblizuję palce coraz bardziej nabierając ochoty na coś bardziej zdecydowanego u ustach.

Przecież leży gdzieś obok ! Rozglądam się z nadzieją, że nie będzie trzeba wstawać. Jednak muszę, przy okazji wykańczam jeden kieliszek wina i nalewam sobie następny. Stukając szpilkami przynoszę go i wracam na łóżko, dosiadam swojego dotychczasowego kochanka a nowego zaczynam oblizywać. Jest zarówno dłuższy jak i grubszy,
dużo masywniejsza główka zdaje się wypełniać całe usta. Próbuję ssać go w różnych pozycjach jednocześnie poddając się rozbrajającym wibracjom, co jakiś czas przyprawiam go ocierając nim o ciągle ociekającego penisa. Z zazdrością zerkam na dziewczynę na ekranie, która z podobnym olbrzymem radzi sobie dużo lepiej ode mnie jednocześnie będąc dużo drobniejszą. Dam więc i ja radę. Zabieram ich obu i wracam do ściany w łazience, większy sterczy przyczepiony do ściany, opada lekko wycelowany w moje usta, kiedy mniejszy, lecz wcale nie taki mały czeka na mnie stojąc na podłodze. Kucam i nadziewam się na niego jednocześnie biorąc drugiego w usta. Odkrywam, że pojękiwanie mnie podnieca, ujeżdżam więc go i postękując bezwzględnie napieram ustami do przodu. Głowa lekko zadarta do góry, opadający kutas jakby wpadał do ust, które wychodzą mu naprzeciw. Mimo, że zamknięte, oczy pełne są łez a gęsta ślina cieknie i kapie na podłogę. Czuję jak tracę kolejne opory i udaje mi się wziąć go coraz głębiej. Gwałcone gardło wydaje charakterystyczne odgłosy, robię przerwy na złapanie oddechu i pracuję nad nim dalej. Podniecony sytuacją czuję, że po prostu tego pragnę, chcę sponiewierać nim swoje gardło a potem w nagrodę dla samego siebie, oddać mu się. Wyjmując go z ust unoszę się i wypluwam na jego wierzch całą ślinę jaką w nich mam, po czym opadam i chwilę pozwalam jej ściekać na język i znowu rzucam się przed siebie starając się wziąć go jak najgłębiej. W końcu kompletnie nie mogąc złapać tchu i dławiąc się, czuję opierające się o brodę wielkie twarde jądra. Dociskam się ustami jeszcze bardziej z podnieceniem czując go głęboko w gardle. Jest mój a ja w tej chwili należę do niego.

Zabieram go do łóżka i przez jakiś czas jeszcze bawię się nim w amoku co jakiś czas pozwalając mu spenetrować swoje gardło. W głowie krążą mi określenia dla siebie, które wypowiadane o kobietach są raczej obelgami a mnie w tej chwili podniecają. W końcu wyciągnąwszy go i oblizując z ociekającej śliny szepczę - chcę cię mieć w sobie, głęboko - po czym kładę się na plecach i rozłożywszy szeroko uda wsuwam go między uniesione pośladki. Wsunięcie się tej wielkiej główki jest takim przeżyciem, że jęknąwszy z zachwytem na chwilę zamieram leżąc i rozkoszuję się zaciskając i rozluźniając okalające go mięśnie. Jedynie palce wędrują dookoła wejścia we mnie badając, jakby z lekkim niedowierzaniem, styk rozciągniętego otworka z wepchniętym w niego żylastym olbrzymem. Po jakimś czasie lekko napierając biodrami i pomagając sobie ręką pozwalam mu wsuwać się coraz głębiej. Wcześniej już rozciągnięty i rozluźniony wypitym winem przyjmuję go zadziwiająco lekko zważywszy jaką walkę przeszedłem z nim w łazience. W końcu jest, jądra opierają się o pośladki i o ile można jeszcze głębiej, to już tylko o milimetry i jedynie ciągle dociskając. Każdy milimetr to jednak jeszcze większe podniecenie i podkuliwszy jedną nogę opieram przyssawkę o obcas. Zginając mocniej nogę mogę go dociskać, do tego swoją wysoką szpilką, świadomość ta jeszcze bardziej rozpala, szczególnie kiedy mogę sięgać i jej dotykać.

Tak właśnie sięgając do niej natrafiam na wijący się kabelek czekający na podłączenie pilota. Ten leży obok, sięgam po niego i podłączam. O ile jeszcze w tej chwili mogę pisać o planowaniu czegokolwiek, to miałem zamiar jak poprzednio zacząć od dołu skali wibracji. Podniecenie już dawno spowodowało jednak, że rzeczy zaczęły się dziać same, a planowanie ograniczyło się do dolewania wina do kieliszka tak aby nie był nigdy pusty kiedy zechcę po niego sięgnąć. Pilot po prostu odłączony gdy poprzednio podnosiłem się z łóżka musiał zostać chyba na najsilniejszych wibracjach i z takimi bezwiednie podłączyłem go do większego egzemplarza. Ten nagle włączony rozlał po moim ciele takie fale rozkoszy, że natychmiast opadłem na łóżko i straciwszy pojęcie o czymkolwiek poprzestałem na odczuwaniu tego co się ze mną dzieje. Biodra same zaczęły się wić z rozkoszy, zgięta wcześniej noga bezwiednie dociskać go jeszcze mocniej a całe ciało zaczęła wypełniać trudna do opisania przyjemność. Tak silna i pulsująca, że nagle sterczący jednak pozostawiony samemu sobie penis wypluł na mój brzuch resztę swojego ładunku i prężąc się pulsował dalej w przedłużającym się dobre dwie minuty niespodziewanym orgazmie.  

Dowiedziałem się czegoś zupełnie nowego o swoim ciele a wieczór był wczesny. Musiałem odpocząć przed dalszą zabawą.

przebrany

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 1686 słów i 9586 znaków.

2 komentarze

 
  • Użytkownik nienasycona

    Tekst bardzo mi się podoba, pięknie oddajesz emocje. Przecinki gorzej, niż poprzednio. By nie być gołosłowną i oskarżoną o pisanie z rozpędu, pozwoliłam sobie policzyć; są dwa przecinki, w miejscach, w których nie powinno ich być; brakuje natomiast osiemdziesięciu ośmiu. Ps. cofanie zawsze oznacza ruch wsteczny, do przodu cofać się nie da, dlatego nie mówimy "cofać do tyłu". Tekst bardzo dobry i mam nadzieję na trzecią część, zastanawia mnie, jak daleko posunie się główny bohater.

    2 lis 2015

  • Użytkownik przebrany

    Dziękuję za komentarze, doceniam włożony wysiłek. Zastanawia mnie jednak, ile błędów znalazłaby Pani w swojej krótkiej wypowiedzi, mając okazję przeczytać ją jako słowa kogoś innego. Według mnie też można się kilku doliczyć, ale nie mam zamiaru toczyć walki na przecinki. To dziecinada godna zdziwaczałych polonistek, a te szczęśliwie udaje mi się omijać szerokim łukiem od, można powiedzieć, zeszłego tysiąclecia. Osoba tak precyzyjnie wytykająca nawet nie rodzaje, a ilość błędów, mogłaby w tak krótkiej wypowiedzi popisać się nieomylnością, chociażby po to, żeby poprzeć nią swoje zdanie i precyzję obliczeń, a nie odgrywać alfę i omegę polskiej pisowni - kogoś kim wyraźnie się również nie jest. Tak się jednak nie stało i chodzi nie tylko o zasady interpunkcji. Swoją drogą trudno mi uwierzyć, żeby komuś chciało się rzeczywiście liczyć te przecinki, czy puste miejsca, w których powinny się znaleźć. Z przyjemnością napisałbym może i dalszą część, jednak, po dwóch podejściach, za bardzo skupiałbym się nie na tym, co bym chciał przekazać a na liczeniu przecinków. Szkoda mojego i Pani czasu, mam nadzieję, że w ten sposób zaoszczędzę Pani kilka cennych minut przed ekranem.

    2 lis 2015

  • Użytkownik nienasycona

    @przebrany, Najpierw zaspokoję Pana ciekawość- w mojej wypowiedzi znalazłby Pan jeden zbędny przecinek, nic więcej. Reszta potencjalnych błędów jest Pańskim majakiem. Ręczę Panu również, że w wyliczeniach byłam precyzyjna. W przeciwieństwie do Pana, nie ubliżałam nikomu w komentarzu- nie nazwałam Pana przecież "zdziwaczałym transem", nieprawdaż? Nigdy nie twierdziłam także, że jestem alfą i omegą polskiej pisowni, jednakże śmiem zaryzykować tezę, że akurat Pana wiedzą na ten temat przewyższam. Dziwi mnie również Pańska reakcja godna egzaltowanej panienki; czyżby przypuszczał Pan, że wszyscy zachwycą się Pana tekstem? Było to niemożliwe z kilku powodów- ani temat nie jest novum, bowiem poruszył go już Katovicki, ani nie jest wybitnie napisany. Nikt nie napisał, że tekst jest genialny, bo nie jest. O ile się nie mylę, to wielokrotnie podkreśliłam, że czytałam Pańskie opowiadanie z przyjemnością, było ciekawe i przyzwoicie napisane. Skrupulatne obliczenia nie miały na celu urażenia Pana w jakikolwiek sposób, zamierzeniem było jedynie udowodnienie, że nie jestem gołosłowna. Skoro brak ekscytacji Pańską interpunkcją jest Panu przykry i z tego powodu zamierza Pan odmawiać sobie "przyjemności napisania dalszej części", to zapewniam- nie sprawię Panu więcej zawodu swoim komentarzem, obawiam się jednak, że nie zmieni to faktu, iż ochów i achów Pan nie uświadczy od zalogowanych użytkowników lola. I ostatnie wyjaśnienie- swoje słowa i precyzję obliczeń mogę bardzo łatwo potwierdzić, zaznaczając rzeczone miejsca na czerwono i zamieszczając screen, jako "zdziwaczała polonistka" mogłabym zdobyć się poświęcenie w tym celu cennych kilku minut.

    2 lis 2015

  • Użytkownik przebrany

    Polecam Pani sprawdzić zasadę używania i pisownię, szczególnie skrótową, obcego zwrotu, którego była Pani łaskawa użyć. Samo jego tłumaczenie sugeruje, że powinien pojawiać się po podpisie, a nie ot tak, w środku wypowiedzi, bo taki mamy kaprys. Brak błędów, poza tym znalezionym przez Panią, jest zatem Pani majakiem, chociaż tu chyba chodzi po prostu o przerośnięte ego. Co do ekscytacji moją interpunkcją, w żadnym razie nie spodziewałem się jej. Pozostaję więc tym bardziej zaskoczony, że ktoś stracił czas na policzenie do dziewięćdziesięciu, to niemała liczba i trzeba nie byle uporu, żeby nie pomylić się. Na palcach byłoby to trudne, aczkolwiek wykonalne, przy odrobinie zdolności. Co do wyzywania, też nie użyłem wspomnianego zwrotu bezpośrednio w stosunku do Pani, spotkałem się za to z wyraźną insynuacją w moim kierunku.

    3 lis 2015

  • Użytkownik nienasycona

    @przebrany, ma Pan rację, powinnam była użyć dwóch wielkich liter. Bardzo dziękuję za zwrócenie uwagi, tym bardziej, że jestem przekonana, iż tenże błąd popełniłam również w innych komentarzach. Nie mogę się jednak zgodzić, jeśli chodzi o miejsce użycia, bowiem nastąpiło ono po właściwej wypowiedzi; było dodatkiem po niej. Z uwagi na braku podpisu ( bo przecież nie podpisujemy się w komentarzach), takie użycie jest uzasadnione. Moje ego nie cierpi na przerost, lecz dziękuję za troskę. Nie liczyłam bynajmniej na palcach; zrobiłam sobie tabelkę, w której po jednej stronie kreseczkami zaznaczałam brakujące przecinki, po drugiej ich nadmiar. Wobec tego nie kosztowało mnie to nic, poza ruchem ręki podczas czytania. Odpowiedziałam insynuacją na insynuację- Pan nie zwrócił się bezpośrednio do mnie, ja natomiast nie nazwałam Pana w ten sposób. Jest mi niezmiernie przykro, że moje komentarze odebrał Pan jako swoisty atak. Zdumiewa mnie to, gdyż wyrażone w nich zdanie było pochlebne.

    3 lis 2015

  • Użytkownik ?

    @nienasycona Po prostu "przebrany" oszczędnie gospodaruje przecinkami zapewne z obawy, aby nie zbrakło mu ich do następnego opowiadania ;) . Poza tym inną wagę mają drobne błędy w komentarzach, będących przecież odpowiednikiem ustnej wypowiedzi, a inną w opowiadaniu.

    @przebrany, gdybyś użył edytora tekstu ze sprawdzaniem pisowni, uniknąłbyś przynajmniej 90% błędów. Pewnie nikt tu (łącznie z „nienasyconą”) nie jest ekspertem od języka polskiego, ale przynajmniej trzeba się postarać, jeżeli chce się pisać opowiadania, a nie obrażać.

    3 lis 2015

  • Użytkownik nienasycona

    @?, masz rację, ale i tak bardzo się cieszę, że zwrócił mi uwagę:)

    3 lis 2015

  • Użytkownik przebrany

    Szczerze wątpię w zasadność jego użycia. Nie kosztuje wiele wysiłku sprawdzenie kilku wiarygodnych źródeł, z których można dowiedzieć się jakie są reguły stosowania "postscriptum". Zdecydowanie środek wypowiedzi, szczególnie w tym samym akapicie, do nich nie należy. Nie stanowi też ono stylistycznej alternatywy dla średnika. Brak wspomnianego przez Panią podpisu również nie jest powodem do jego użycia. Można się również spotkać z opiniami, że, w dobie komunikacji elektronicznej, jest ono zwykłym anachronizmem z czasów, kiedy nie można było zwyczajnie wcisnąć na klawiaturze strzałki w górę i dopisać czegoś powyżej.  
    Uważam również, że w dyskusji którą powyżej rozwinęliśmy, nie powinno być miejsca dla insynuacji wobec mojej osoby na podstawie treści tekstu, który tutaj nieopatrznie umieściłem. To dwie oddzielne sprawy. Zastanawiam się, jakiego zwrotu wobec autora użyłaby Pani w podobnej sytuacji, gdyby np. opisał brutalne zabójstwo widziane oczami sprawcy.

    3 lis 2015

  • Użytkownik nienasycona

    @przebrany, zaczyna Pan mnie irytować...Proszę- za Doroszewskim ( każdy lingwista Panu wytłumaczy, kim był) "2. «dodatkowe informacje podane na zakończenie audycji, przemówienia lub książki, mające charakter objaśnienia, uzupełnienia lub podsumowania»".  Zatem nie tylko po podpisie. Jestem również ciekawa, jak Pan chciałby zastosować akapit w komentarzu na lolu, doprawdy, czekam, aż Pan mi to pokaże. Dla mnie wiarygodnym źródłem nie jest Wikipedia, lecz opracowania językoznawców. Po wtóre- jakie znaczenie ma fakt, że niektórzy określają je mianem anachronizmu? Po trzecie- o ile mnie pamięć nie myli, to odniosłam się do Pana słów sugerujących, że jestem "zdziwaczałą polonistką", zatem proponuję w to nie brnąć, bowiem okaże się, iż to Pan jest prowodyrem. Jeśli chodzi o Pana "zastanawianie się", to odsyłam do " Brutalnego gwałtu", w którym miała miejsce opisana przez Pana sytuacja. Jedyną różnicę stanowi fakt, że opowiadanie to jest napisane piękną, bezbłędną polszczyzną.

    3 lis 2015

  • Użytkownik przebrany

    Na zakończenie, czy dokładnie w połowie, rozumiem. Wikipedia ? Obraża mnie Pani po raz kolejny. Są inne źródła, bardziej współczesne, jednocześnie niemniej uznane, ale i tak Pani wybierze te, które uda się Pani zinterpretować jako uzasadnienie swojej tendencji do nadużywania tego zwrotu. Brak akapitów dla jednych będzie ograniczeniem nie pozwalającym używać zwrotów które tego wymagają, dla innych przyzwoleniem na robienie co się tylko zechce. Przyzna Pani, że profesorowi nie śniła się nawet taka sytuacja. Nie mam zamiaru czytać poleconych opowiadań. Zadałem konkretne pytanie, a Pani, w swoim zadęciu, po prostu go nie zrozumiała. Nie będę tłumaczył.

    4 lis 2015

  • Użytkownik nienasycona

    @przebrany, na zakończenie, czyli po zakończeniu głównej myśli, zatem najwyraźniej Pan nie rozumie. Obrażam? Podał mi Pan definicję żywcem z Wikipedii, odpisałam, że nie jest to dla mnie wiarygodne źródło. Gdzie tu ujma? Określiłam Pana mianem zdziwaczałego? Nadętego? Nie sądzę. Jakie inne źródła? Konkrety poproszę, miast ogólnych sformułowań. Ja posiłkowałam się Doroszewskim i pracownią PWNu. Źródłami uznanymi przez wszystkich językoznawców. Brak akapitu jest ograniczeniem, zgodnie z Pańskim podejściem- jest niewłaściwe/ błędne zamieszczanie kilku treści o innej semantyce w jednym komentarzu, albowiem nie można użyć akapitu. Szkoda tylko, że w swym zacietrzewieniu umknęła Panu różnica pomiędzy wypowiedzią literacką (opowiadaniem) a wypowiedzią nieliteracką (komentarzem), od tego powinien Pan wyprowadzić swoje dywagacje. Przyznam, że (najwyraźniej w przeciwieństwie do Pana) nie mam pojęcia, o czym śnił profesor.  Zrozumiałam, w swoim zadęciu, pytanie, przypominam Panu, że to Pan użył wobec mnie takich słów, nie ja wobec Pana. Mało tego, podkreśliłam, że nie nazwałam Pana w ten sposób. Nie wiem, jak prościej to ująć.

    4 lis 2015

  • Użytkownik nefer

    Nie bardzo rozumiem, jaki jest właściwie powód tej przybierającej coraz ostrzejsze tony dyskusji. Nienasycona wyraziła przecież bardzo pozytywną opinię o opowiadaniu, wskazując tylko na pewne niedociągniecia techniczne (interpunkcja) i wyrażając nadzieję na ich usunięcie. Na pewno podniesie to walory tekstu. Nie ona pierwsza wyraziła zresztą taką myśl.  Odpowiedzią były słowa, które można uznać za "wycieczki osobiste", co zmieniło charakter dyskusji. Spór o zasady używania PS ma już znaczenie pomniejsze i zastępcze, bo istotą oraz zarzewiem była kwestia interpunkcji. Opowiadanie porusza ciekawy temat (niezależnie od takich czy innych osobistych gustów) i jest warte lektury. Lepsza interpunkcja ułatwi życie czytelnikom, więc dlaczego odmawiać im tego udogodnienia?

    4 lis 2015

  • Użytkownik nienasycona

    @nefer, amen. Święte słowa, ja je przyjmuję, jako koniec dyskusji, bo inaczej  nie będzie ona miała końca.

    4 lis 2015

  • Użytkownik przebrany

    Najlepszym "amen" byloby odesłanie, najlepiej na priv, poprawionego tekstu, dłuższego o 86 znaków, a konkretnie przecinków. Mam nadzieję, że wiadomo, dlaczego akurat taka liczba. Jeśli ktoś popisuje się taką precyzją i marnuje czas na liczenie, to chyba nie tylko żeby zabłysnąć przed publiką podaniem liczby. Wtedy miałoby to sens, o ile jakikolwiek sens może mieć liczenie przecinków w wypocinach zdziwaczałego transa, piszącego o wkładaniu sobie po pijanemu w tyłek kawałka gumy w kształcie penisa. Nie wiem, która z tych dwóch rzeczy wydaje mi się bardziej śmieszna.

    4 lis 2015

  • Użytkownik Micra21

    Równie dobre, jak pierwsze. Ponawiam prośbę o sprawdzenie przecinków. Pozdrawiam

    2 lis 2015