Zgubione marzenia cz. 8

Zgubione marzenia cz. 8Łzy, które nadal spływały po jej zimnych policzkach, uniemożliwiały wypowiedzenie najkrótszego słowa. Gardło zacisnęło się mocno, jakby ktoś powstrzymywał ją od krzyku, który uwolniłby rozpacz, duszącą się w jej drobnym ciele. Czuła się osaczona przez smutek, zemstę i niesprawiedliwość. Kłamstwo- to rzecz, która najbardziej zaprzątała jej myśli. Czy Marcin dopuścił się zdrady? Pokochał inną i mimo tego wracał do domu, rozmawiał z narzeczoną… Narzeczoną… Nie zerwał z Adą… Ale czy zrobiłby to od razu, gdyby naprawdę kochał Oliwię? Czy tak łatwo przyszłoby mu zostawić kobietę, która miłowała go tak samo mocno przez tyle lat rozłąki, widząc go tylko przez tę piekielną szybę?
    Ada walczyła o ich miłość, nie poddawała się, słysząc plotki z ust sąsiadów, szyderczy śmiech, widząc spluwanie na jej zadbane podwórko. Nawet część rodziny nie chciała, by Marcin był jej mężem. Jednak oni o tym marzyli…
-Marcin, odezwij się. Dlaczego jesteś dziś taki cichy?- Oliwia zaśmiała się figlarnie.- Może przyjedziesz do mnie? Poradzimy sobie ze złym humorem…
    Wewnątrz Ady biły się dwie chęci: rozłączenia się i słuchania Oliwii. Z jednej strony była gotowa uciszyć rywalkę w ten sposób i rzucić telefonem o ścianę, z drugiej- pragnęła dowiedzieć się prawdy. Miała nadzieję, że dziewczyna powie coś więcej. Nagle wszystkie ciepłe słowa Marcina, jego zapewnienia o pięknej miłości do rudowłosej kobiety, stały się nieważne i raniące.  
-Marcin…?- blondynka wyraźnie się zawahała.- Co się dzieje?... Halo?
    Ada krząknęła tylko i głośno przełknęła ślinę. Z trudem nabrała powietrza. Próbowała się uspokoić i nie zdradzić się w rozmowie z Oliwią. To nie był dobry moment na zakończenie jej monologu!  
    Dwudziestoośmiolatka nie wiedziała, co robić. Serce biło jej jak szalone. Bała się, że Oliwia za chwilę się rozłączy i to będzie koniec. Zostanie z tym sama i będzie płakać w poduszkę, nie wiedząc, co dalej z jej związkiem. Coś kazało jej nakrzyczeć na pracowniczkę restauracji, wyrzucić to z siebie w postaci głośnego wrzasku, a najlepiej- znaleźć ją i zedrzeć z niej skórę. Tak… To był plan B. Plan A to cisza. Ada miała nadzieję, że to zwycięży. Inaczej nic jej nie powstrzyma... Człowiek w gniewie potrafi zrobić rzeczy, o których nawet by nie pomyślał.
-Źle się czujesz?- Oliwia nadal próbowała nawiązać dialog, jednak jej rozmówczyni miała inne zamiary…- Skoro nie chcesz rozmawiać przez telefon, spotkamy się jutro, w pracy. Pa pa- rozległ się dźwięk rozłączonego połączenia.  
    Ada jeszcze przez chwilę trzymała telefon przy uchu, mając nadzieję, że dziewczyna jednak oddzwoni, odezwie się. Cisza. Kompletna, zabójcza, grobowa cisza. Za małym, drobnym ciałem dziewczyny rozległ się tylko odgłos chodu. Marcin stanął za narzeczoną w luźnym stroju.
-O czym chciałaś porozmawiać?- spytał przyjaznym głosem, nie wiedząc o tym, co przed chwilą zaszło. Ada zacisnęła powieki, pierwszy raz czując nieprzyjemne, zimne dreszcze w obecności ukochanego. Jego kojący, męski głos zawsze ją uspokajał, sprawiał, że szalała z miłości. Wszystko się zmieniło od pstryknięcia palcem…  
-Już o niczym…- wydusiła ledwo słyszalnie, odkładając powoli telefon drżącą dłonią na komodę. Otarła łzy i zakryła twarz bujnymi lokami, by nie widział, w jakim jest stanie. Nie widziała się w lustrze, ale wiedziała, że wygląda okropnie.  Odwróciła się na pięcie i, nie patrząc na Marcina, pospiesznie poszła do łazienki. Tam pozwoliła sobie płakać w ciszy, przemyśleć wszystko, o czym przed chwilą usłyszała, drżeć w szaleństwie rozpaczy, bez obawy, ze ktoś ją zobaczy i zacznie wypytywać.
-Kochanie…- usłyszała głos narzeczonego. Zapukał do drzwi łazienki. Szybko je zamknęła i osunęła się na zimną podłogę. Miała ochotę spędzić tam całą noc. Nawet nie wiedziała, kiedy zasnęła. Była tym wszystkim zmęczona. Za dużo słów na raz, zbyt wiele zagadek.
    Dziewczyna obudziła się w nocy z bólem głowy. Cicho otworzyła drzwi i wyszła z łazienki, kierując się do salonu. Zaspanymi oczyma spojrzała na zegarek. Była 2:00. Ada powoli poszła w stronę kanapy. Odszukała poduszki porozrzucane na podłodze i koc schowany w szafie. Z powrotem zasnęła szybko, nie zastanawiając się nawet, gdzie jest Marcin, co robi, jak się czuje.
  

    Marcin obudził się po dziewiątej rano. Zerwał się z łóżka, potykając się o krawędź dywanu. Budzik nie zadzwonił. Super. Chłopak pierwszy raz spóźnił się do pracy. W głowie miał czarne scenariusze. Wyrzucą go z pracy, zmieszają z błotem i już nigdy nigdzie nie zostanie zatrudniony. Zawiódł szefa, a przecież ta praca każdego dnia wisiała na włosku! Musiał się starać bardziej niż inni, by nie zostać wyrzuconym. W pośpiechu, jeszcze nieprzytomnym i zmęczonym wzrokiem wyjął pierwsze lepsze ubrania z szafy. Uprasował je szybko, niezbyt zwracając uwagę na to, jak wyglądają. W przyspieszonym tempie umył się i przeczesał włosy. Był gotowy w pół godziny. Wziął ze sobą telefon i torbę. Idąc do salonu, zapinał białą koszulę. Wziął klucze, które zostawił na komodzie i już miał wychodzić, gdy… jego uwagę przykuła kartka, leżąca na stole.  
    Podszedł ze zmarszczonym czołem i wziął ją. Zaczął czytać:
„Potrzebuję czasu. Nie szukaj mnie. Chcę być teraz sama, a już na pewno nie z tobą. Nie teraz. To nie jest nasz czas. Pozwól mi wszystko przemyśleć. Miałam ci tyle do powiedzenia… Tyle mieliśmy zrobić razem… Wszystko zniszczyłeś. Ty i ona. Nie chciałam i nie chcę w to wierzyć, ale… to prawda. Sama to wyznała.  
Może wrócę, może nie. Musze wszystko przemyśleć. Nie czekaj na mnie. Żyj, jak chcesz. Zgubiliśmy wszystko. Zgubiliśmy nasze marzenia.
                                                                                                     Ada”

    Marcin nie wierzył w to, co widział. W tym pośpiechu nawet nie zorientował się, że z ich wspólnej szafy zniknęły jej ubrania, biżuteria zniknęła i wszystkie damskie kosmetyki, których jego narzeczona nie miała wiele, nie były na swoim miejscu, w łazience. Odłożył kartkę na stół, upuścił torbę i pobiegł do salonu.  
    Otworzył szafę. Może jego zaspane oczy po prostu nie zobaczyły damskich ubrań? Nie! Nie było ich tam. Naprawdę. Widział tylko kilka swoich koszul i spodni. Wszystkie bluzki, spodnie, nieliczne spódnice i jeszcze mniej liczne sukienki zostały zabrane. Mężczyzna poszedł w pośpiechu do łazienki.
    Otworzył wszystkie półki i szafkę. Nic. Świeciło pustkami. Patrzyła na to oszołomiony. „To niemożliwe”- pomyślał roztrzęsiony. Nie wierzył w to, że Ada się wyprowadziła. Potrząsnął głową i uderzył pięściami w ścianę, nie zgadzając się na to. Wyglądał, jak małe, buntujące się dziecko w sklepie, któremu mama nie chce kupić zabawki. Był bezradny, z jego oczu zaczęły lać się łzy. Zaszlochał głośno, jak nigdy dotąd. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz płakał. Brakowało mu sił. Jego organizm był już wycieńczony takimi doświadczeniami. W więzieniu nikt nie pozwalał mu płakać. Każdy by go wyśmiał, pobił do krwi, zabił i nikt by się tym nie przejął.  
-Ada… kochanie…- szepnął, wycierając łzy. Spojrzał na zegarek. Wybiła dziesiąta, a on nadal był w domu. Ponownie potrząsnął głową, twierdząc, że nie ma sensu iść tego dnia do pracy. Wziął głęboki oddech i poszedł do salonu.  
    Ponownie przeczytał list. „Wszystko zniszczyłeś. Ty i ona. Nie chciałam i nie chcę w to wierzyć, ale… to prawda. Sama to wyznała.”- czytał to zdanie kilkakrotnie, jakby nie rozumiał jego sensu, przesłania. Zgniótł kartkę w małą kulkę i rzucił nią o ścianę. Wyjął telefon, by zadzwonić do narzeczonej. Nie wziął sobie do serca jej prośby. Nie mógł tak po prostu zacząć żyć bez niej. Nie wyobrażał sobie tego. Rozmazany ekran uniemożliwiał mu wybranie szukanego numeru. Otarł łzy i zaczął szukać telefonu Ady… Natknął się na inny numer. „Oliwia”. Zmarszczył brwi, nie mogąc sobie przypomnieć, od kiedy ma ją w kontaktach. Zaśmiał się, kpiąc z samego siebie, wyzywając się od idiotów. Po co mu jej numer?! Naprawdę nie pamiętał, kiedy wymienili się telefonami.
    W końcu zadzwonił do ukochanej. Zajęte. Dzwonił kilka razy. Nie usłyszał jej głosu. Nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Jego los był dla niej obojętny? Już się o niego nie troszczyła? Marcin poczuł się sam na tym wielkim, szarym świecie. W gniewie rozbił telefon, rzucając nim o ścianę w salonie. Trzask pękającego urządzenia nie zrobił na nim żadnego wrażenia.  
    Ocierając nadal spływające po jego policzkach łzy, skierował się do kuchni. Otworzył jedną z szafek i wyjął z niej pudełko…


    Padał deszcz. Rudowłosa dziewczyna szła dobrze znaną jej ulicą, ciągnąc za sobą niewielką walizkę. Przed opadami atmosferycznymi, intensywnymi tamtego dnia dziewczyna chroniła się starą parasolką. Było jej trochę zimno. Stwierdziła jednak, że przejdzie jeszcze te kilkanaście metrów, rezygnując z zatrzymania się i czekania na przeminięcie deszczu. W końcu naprawdę odetchnęła. Pierwszy raz od dłuższego czasu. Rześkie powietrze dobrze jej zrobiło.  
    Dotarła do kamiennicy. Spojrzała na zegarek. Pokiwała głową, sądząc, że znajdzie tu wymarzone schronienie. Jakimś cudem weszła na drugie piętro z tym nie tak lekkim bagażem. Tym bardziej dla niej. W takim stanie. Nie miała na nic siły, powinna odpocząć. Swoją drogą była szczupła i to stanowiło dla niej nie lada wyzwanie. Kiedy stanęła przed drzwiami, do których zmierzała przez ostatnie dziesięć minut, uśmiechnęła się lekko. Złożyła mokrą parasolkę i zadzwoniła do drzwi.

**************
Kochani!  

Ta historia powoli dobiega końca. Miała być ona niezbyt długa i taka jest :) Tasiemcem jest moje poprzednie opowiadanie, więc stwierdziłam, że chcę spróbować krótszego rozwiązania xD Poza tym to opowiadanie, to inna tematyka, której chciałam spróbować. Dziękuję Wam za jej niesamowicie ciepłe przyjęcie.  
Kocham Was! Do następnej części! :*

Duygu

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat i miłosne, użyła 1831 słów i 10338 znaków.

1 komentarz

 
  • Somebody

    Pięknie  <3 W sumie dobrze, że to nie będzie tasiemiec, ponieważ emocje będą bardziej skondensowane i tekst na tym skorzysta. Pozdrawiam cieplutko  :przytul:

    30 paź 2018

  • Duygu

    @Somebody Dziękuję  <3  Tak właśnie planuję  ;)  Pozdrawiam ciepło  :przytul:

    30 paź 2018