Major Ross, który wcześniej wiódł ją przez zrujnowane ulice Wrocławia, stał obok, trzymając ręce na swoim karabinku. Nie było już powrotu. Tańczyli w tej samej grze przez długi czas, ale teraz przyszła kolej na rozrachunek. Lis siedziała na ławie oskarżonych, nieznacznie uśmiechając się, patrząc w stronę tłumu i sędziów, którzy – jak wszyscy – oczekiwali odpowiedzi.
Prokurator, szef międzynarodowego dochodzenia, młody mężczyzna w eleganckim garniturze, wstał, poprawił krawat i zaczął odczytywać oskarżenia. Jego głos, choć pewny, brzmiał jakby próbował przekonać siebie, że wszystko, co mówi, jest prawdą:
– Tańczący Lis, pod fałszywą maską proroczych wizji, dokonała manipulacji na całym narodzie polskim. To ona, poprzez niezwykłą zdolność do wpływania na masy, wciągnęła je w chaos, który zniszczył kraj. Użyła potężnych praktyk socjotechnicznych, by rozbić polityczną strukturę państwa i podzielić społeczeństwo, doprowadziło do jego upadku. To ona wznieciła rewolucję w Polsce, wywołała destabilizację, a teraz cały świat płaci cenę za jej działania. Ona jest odpowiedzialna za to, że całe regiony pogrążają się w chaosie.
Sędzia, starszy mężczyzna o pomarszczonej twarzy, spojrzał na Tańczącego Lisa, jakby badał jej duszę.
– Masz coś na swoją obronę? – zapytał surowo.
Tańczący Lis spojrzała na niego chłodnym, niemal hipnotyzującym wzrokiem. Jej usta wykrzywiły się w nieznacznym uśmiechu, który nie był ani złośliwy, ani smutny, po prostu… obecny.
– Zarzuty są absurdalne, panie sędzio. Szczerze, nie rozumiem, skąd te oskarżenia. Jedyne, co zrobiłam, to opowiedziałam o tym, co widzę. Tylko to… Zawsze mówiłam o nadchodzącej ciemności. O tym, że będzie coraz gorzej. Ale nie jestem winna temu, że ktoś zdecydował się wziąć moje słowa dosłownie. A może raczej… to wy zdecydowaliście się je wziąć dosłownie. Tylko wy tego chcecie. Wygraliście tę grę, nie ja.
Odpowiedź była spokojna, opanowana, pełna wyższości. Tańczący Lis nie była tu, by się bronić. Jej obecność w tej sali była jak pieśń, która miała zakończyć wszystko. Wiedziała, że nie wygra, ale na pewno nie pozwoli na to, by ktokolwiek jeszcze próbował ją wciągnąć w grę politycznych manipulacji. Ona miała swoją własną misję.
Proces trwał w bezwzględnym napięciu, jak każdy moment, w którym sprawiedliwość, jakby szukając samego siebie, nie była w stanie pojąć prawdy. Rozprawa, która miała wyjaśnić, kto tak naprawdę zniszczył Polskę i całą Europę, stała się zaledwie igrzyskiem, grą o „kogo ukarać”, a nie „co naprawić”.
Świat pragnął krwi. Tańczący Lis stała na straży czegoś znacznie większego, czegoś, czego nie mogli zrozumieć ci, którzy zostali wyznaczeni, by ją ocenić.
Kiedy nastała chwila, by ogłosić wyrok, w sali zapadła martwa cisza. Wszyscy wstrzymali oddech, jakby oczekiwali na jakiś nieuchronny, tragiczny moment. I wtedy to się stało. Skrzypienie drewnianych drzwi zamykających się na wieki.
Tańczący Lis wstała, nie patrząc na nikogo, z wolna przesunęła ręce po stole i zaczęła śpiewać. Nie, to nie było jakiekolwiek zwykłe śpiewanie. To było coś, czego nikt z obecnych nie mógł przewidzieć, co miało wywrócić ich rzeczywistość do góry nogami. Cała sala zaczęła ciemnieć, jakby na rozkaz. Światła przygasły, a wokół niej pojawiły się dziwne, kolorowe spirale.
Zgromadzeni w sądzie poczuli, jak powietrze gęstnieje, jakby przestrzeń sama wchłonęła ich oddech. Tańczący Lis zaczęła tańczyć. Nie był to taniec zwykły. To był taniec, który mówił o przyszłości, o przeszłości, o nadziei, o zniszczeniu – o wszystkim, co nie miało już znaczenia w tym nowym świecie. Jej ciało poruszało się z gracją, ale także z niesamowitą siłą, jakby sama Ziemia odpowiadała na jej ruchy.
Jej głos uniósł się, brzmiąc niczym mroczna pieśń stworzona przez burzę.
– Cień rośnie na całym świecie. Wciąga wszystko, czego nie da się ożywić. Wasze państwa upadną, bo to wy je zbudowaliście. Budowaliście na kłamstwach, a teraz widzicie, czym to się skończyło. Lecz to nie koniec… Nie teraz. Ostatni szaman Goplan nie jest martwy. Zasiałem ziarno w waszych sercach, ale to nie zginie. Woda wyschnie, a ziemia stanie się popiołem. I tak się stanie. Wasze miasta pochłoną płomienie. Reżim ciemności zatruje wasze umysły…
Na chwilę przerwała. Jej oczy były zimne, jakby patrzyły przez ściany rzeczywistości.
– Zatrzymaliście się na własnym ciele. Świat się skończy, bo nie możecie już uciec od siebie. Zatrzymałem czas, a wy pozwoliliście, by was zjadł. Będziecie już tylko wspomnieniem…
I wtedy, zanim ktokolwiek mógł zareagować, zniknęła. Tak po prostu. Dematerializowała się. Jakby sama rzeczywistość, nie chcąc przyjąć jej obecności, postanowiła ją wymazać.
I tak odeszła, zostawiając salę w absolutnej ciszy, w szoku.
Tylko światła migały w przestrzeni, a na ekranach transmitujących całą rozprawę zapanował chaos. Nie było już żadnego śladu po Tańczącym Lisie. Zniknęła, jakby nigdy nie istniała.
Dodaj komentarz