Frachtowiec przy lądowaniu wytworzył spore fale wokół stacji. Bryza unosząca się w powietrzu w połączeniu ze świecącym Koth`lar tworzyła tęczę, która pojawiła się tuż przy statku. Sześciu Bothan czekało na przybyszów. Próbowali utrzymać swoje szaty w należytym porządku, ale nie było to łatwe zadanie. W końcu cała zawierucha się uspokoiła. Maszyna siadła stabilnie, a trap zaczął się powoli opuszczać. W głębi luku widać było cienie dwóch postaci. Retax i Kumd spokojnie zeszli po podeście. Bothanie spojrzeli po sobie - tylko dwóch - to nie może być nic poważnego. Wrepeg jednak nie obawiał się ilości, a jakości. Kumd i Retax nie fatygowaliby się tutaj drugi raz w tak krótkim czasie bez przyczyny. Zaczął się obawiać tego spotkania.
- Witam panów! - przywitał się Wrepeg i wyszedł do przodu.
- Pako dalej chory?
- Niestety, dalej niedomaga. Też mamy nadzieję, że szybko do nas wróci.
- Jest na lądzie? - dopytywał się Retax.
- Tak, w wiosce. Musi odpoczywać.
- Rozumiem.
- A co Was sprowadza do nas, jeśli można wiedzieć? - Powiedział jeden z Bothan
- Chyba do nas - rzucił Kumd - z tego co wiem to jest nasza stacja. Mylę się?
- Nie - Wrepeg powiedział to patrząc na Bothanina, który zadał to niestosowne pytanie. - Oczywiście, że nie. W czym możemy Wam pomóc?
- Chcielibyśmy porozmawiać o pewnej sytuacji, która nas niepokoi.
- Zapraszam zatem do sali konferencyjnej. Karzę podać coś do jedzenia i picia.
- Myślę, że będzie to zbędne. - rzekł Kumd
- Dobrze. Chodźmy zatem.
*****
Wszyscy przeszli w ciszy do sali konferencyjnej. W powietrzu unosiło się napięcie. Aż nadto widać było, że każdy próbuje je zignorować. W końcu dotarli do sali. Wrepeg zajął swoje miejsce, które do niedawna zajmował Pako. Trójka Bothan stanęła z boku. Kumd i Retax usiedli na krzesłach naprzeciwko Wepa.
- Analizowaliśmy pewne aspekty pracy całego kompleksu. - zaczął Kumd - i niektóre rzeczy nas zaniepokoiły.
Wrepeg siedział niewzruszony. Retax jednak zauważył, że pozostała trójka popatrzyła na siebie porozumiewawczo. Dało się wyczuć na kilometr, że ich wizyta nie jest tutaj nikomu na rękę. Jeden ze stojących w kącie Bothan szepnął coś do pozostałych. Retax nie usłyszał jednak co, choć był pewny, że to dotyczyło ich. Jego ręka powoli powędrowała w kierunku blastera przypiętego do pasa.
- Martwimy się poziomem odpadów. Od ośmiu miesięcy utrzymuje się na dość wysokim poziomie. Taka rzecz jeszcze nie miała miejsca odkąd kompleks działa. Krótkie okresy po awariach - to rozumiem, ale coś takiego? Nie uważasz, że to dziwne?
- Nie uważam. - powiedział spokojnie Wrepeg - Przez ostatni okres mieliśmy sporo awarii. Każda była badana przez waszych ludzi i nie stwierdzili oni żadnych działań zewnętrznych. Baza funkcjonuje już dość długo. Może nadszedł ten okres, aby wymienić sprzęt, bo staje się on po prostu przestarzały.
- Nie róbmy z tego kompleksu badań archeologicznych.
- Nie o to mi chodzi. Mam nadzieję, że sytuacja się ustabilizuje. Brak Pako też na to wpływa. Ma on dużo większe doświadczenie ode mnie. Pracuje tutaj od początku, więc zna dobrze procesy. Niestety nie dopuszczał do tej wiedzy nikogo. Musimy się jej szybko nauczyć. W tym się zgadzamy. Proszę jednak o trochę więcej czasu.
- Rozumiem - Kumd wydawał się zadowolony z odpowiedzi. - Musimy doskonalić procesy.
- Zgadzam się. Oczywiście, jeśli chcecie przysłać komisję to nie ma problemu. Tak jak powiedziałeś. To jest państwa stacja.
- Myślę - powiedział Retax stojący cały czas z boku - że sprawdzimy najpierw stację sami. Jeśli będzie taka potrzeba zjawi się większa grupa osób.
- Oczywiście - rzucił Wrepeg wstając ze swojego miejsca - Przecież pan tworzył tą stację, nie mylę się, prawda?
Widać było, że Retaxa poruszyło to stwierdzenie. Mało kto o tym wiedział. Pako był jedną z tych osób, więc jeśli blisko współpracują ze sobą to mógł o tym wspomnieć. Nie była to znowu wielka tajemnica. Retax rzucił tylko...
- Już nie przypisujmy mi takich zasług. Byłem jednym z inżynierów.
- Baza znacząco się jednak zmieniła i rozbudowała. Z tego powodu przydzielę państwu kogoś do pomocy.
- Poradzimy sobie.
- Jednak nalegam - Wrepeg był nieustępliwy. Nie będą przeszkadzać ani wchodzić w tajne miejsca - Bothanin lekko się uśmiechnął.
- Dobrze - Kumd spojrzał na Retaxa - Chodźmy.
Szli w piątkę przez dość długi korytarz. Kierowali się do pomieszczenia gdzie gromadzony był odpad powstający w czasie ostatecznych reakcji chemicznych, zaraz przed rozlaniem kolcty do beczek. Kumd i Retax dobrze zdawali sobie sprawę z tego, że nic tam nie znajdą. Jednak kawałek dalej, skręcając w prawo można było trafić do innego pomieszczenia. Przepompowni obsługującej system nawadniania sadzonek. To był ich cel. Jeśli zniszczą sadzonki zablokują produkcję. Wytworzonej kolcty nie było dużo, raptem parę beczek. Żadne ilości. Same sadzonki nie znajdowały się w innym miejscu niż plantacja. Ich ilość monitorowano i zawsze wynosiła tyle samo. Ta kwestia była bardzo pilnowana przez Rodzinę. Transporty odbywały się osobnymi środkami. Odbierano każdą zwiędłą roślinę i wymieniano na nową. Nie było możliwości, aby na stacji było więcej lub mniej roślin. Każda miała czujnik. o to Retax się nie obawiał. Nie istniała tutaj możliwość manipulacji. Na Tatooine przyznał, że jedyna możliwość ingerencji to odpady. Trzeba współpracy kilku grup osób, ale było to wykonalne.
Podeszli do drzwi przesuwnych. Trójka Bothan stała za nimi. Mają trzymać nas na oku - pomyślał Retax. Spoglądnął przez ramie za siebie - trzymanie na oku nie wychodzi im najlepiej - osądził. Drzwi się otworzyły. Kumd i Retax weszli do środka.
Pomieszczenie wyglądało dokładnie tak jak za czasów, gdy Retax tu praktycznie mieszkał. Odpady z produkcji wracały specjalnym rurociągiem i umieszczane były w hermetycznych pojemnikach. Stanowiły tak naprawdę kolctę tylko zanieczyszczoną i niepełnowartościową. Gdy rozmawiali o sposobie działania Clawdite i Bothan doszli do wniosku, że płyn, który znajduję się w rurociągach jest nadzwyczaj dobrej jakości. Nie byli tego w stanie sprawdzić. Wszystko było zamknięte. Zakładali, że w czasie któregoś z remontu laboratorium zainstalowano urządzenie pozwalające na zmienianie przepływu. W sumie to ich trochę podziwiał. Wystarczyło lekko rozkalibrować maszyny w laboratorium i można było zebrać sporo kolcty z tego co nie trafiło do beczki. Jak mogli tego nie przewidzieć? Teraz to już nie miało znaczenia. W nowym laboratorium to jest inaczej rozwiązane. Cały system rozlewania został zaprojektowany na nowo.
Kumd rozglądał się po pomieszczeniu. Biedaczek - pomyślał Retax - nie ma pojęcia o żadnym z tych urządzeń. Po wyrazie jego twarzy było jednak widać, że nie przeszkadza mu to. Nie interesował go taki technologiczny złom. On rozwiązywał swoje problemy prostszą drogą. Można powiedzieć - jednym cięciem.
Bothanie dalej czekali w korytarzu. Nie zamierzali wchodzić do środka. Retax obrócił się do nich.
- Pomożecie mi z tym? Bothanie spojrzeli po sobie.
- Potrzebuję Was na chwilę. Nikomu nie powiem, że tu weszliście.
Trójka z korytarza wymieniła spojrzenia i niepewnie weszła do środka. W tym momencie Retax obrócił się do nich, a Kumd stanął za nimi. Bothanie oglądnęli się niepewnie w koło i kątem oka zauważyli sięgającego po coś za pas Retaxa. Ten wydobył mały fiolkę z dozownikiem. Wcisnął przycisk i zaczęła się z niej wydobywać prawie niezauważalna mgiełka hormonu ACH. Rzucił ją w kierunki trójki Bothan.
- Z pozdrowieniami od Rodziny Solo - powiedział spokojnie.
Zapanowało zamieszanie. Retax i Kumd odsunęli się lekko. Jeden z Bothan odskoczył pod ścianę, ale nagle zatrzymał się jak jego wzrok wyłapał to co działo się na środku pomieszczenia. Dwóch jego dawnych współbraci traciło sierść. Ich twarz po chwili przypominała twarz wykrzywionej w bólu przerośniętej jaszczurki. Widok nie był za ciekawy. Przemiana na skutek hormonu ACH wyglądała dość gwałtownie i boleśnie. Po chwili jednak Clawdite stali przed nimi. Cała sytuacja wprawiła w lekkie osłupienie także Retaxa i Kumda. Na to liczyli Rapid i Crekus.
Rapid wyciągnął blaster z kabury i właśnie miał nacisnąć spust jednak coś fioletowego świsnęło mu przed oczami. W pierwszym momencie nie zorientował się co się stało, lecz w następnej chwili poczuł ogromny ból w miejscy gdzie przed chwilą była jeszcze dłoń. Teraz leżała ona na podłodze i ciągle ściskała pistolet z palcem na spuście. Pomieszczenie wypełniało fioletowe światło miecza świetlnego.
- Nie próbuj głupich sztuczek bo pozbędziesz się czegoś innego niż kolega - Powiedział Retax do Crekus`a trzymając mu przy głowie blaster.
Kumd skierował ostrze na klęczącego na podłodze Rapida.
- Pod ścianę! - rozkazał
Jedyny Bothanin był w takim szoku, że nie usłyszał tego w pierwszym momencie. Trącony przez Retax usłuchał jednak rozkazu. Po chwili wszyscy stali już przy ścianie. Kumd zgasił swój miecz, a Retax szybkim ruchem przestawił blastera na ogłuszanie. To była nowinka, którą zamontował niedawno. Jakoś wcześniej nie wydawało mu się, aby potrzebował takiej opcji.
- Wszyscy zginiecie. Cała wasza chora Rodzina! - krzyknął Rapid.
- Jakbyśmy dostawali dziesięć kredytów za każdym razem gdy ktoś to do nas mówi to bylibyśmy prawie tak bogaci jak jesteśmy. - rzekł Retax
Na tym konwersacja się zakończyła. Retax strzelił trzy razy i po chwili w pomieszczeniu stały tylko dwie osoby. Kumd zabrał wszystkim leżącym komunikatory.
- To pierwsza część planu za nami - powiedział pół-Clawdite.
- Z tego co wiem, tego nie było w planie - Kumd chował miecz.
- Mówisz o starym planie. W nowym było.
- Aha - pokręcił głową ze zrozumieniem.
Drzwi ponownie się otworzyły. Najpierw pojawiła się w nich głowa Retaxa. Gdy upewnił się już, że nie ma nikogo na korytarzu dał znak Kumdowi i jakby nigdy nic obaj wyszli i skierowali się wzdłuż przejścia. Po chwili skręcili w prawo i już byli naprzeciwko drzwi od przepompowni. Kumd wyciągnął uniwersalny klucz i weszli do środka. Całe pomieszczenie wypełniała plątanina rur i przewodów. Niektóre oznaczone były kolorami niebieskim i czerwonym. Kumd próbował to ogarnąć wzrokiem, ale Retax już działał. Przeciskał się powoli w odpowiednim kierunku.
- Musimy działać szybko - rzucił. - Na pewno odnotowali, że te drzwi się otworzyły. To kwestia czasu, gdy zorientują się, że nie ma tu nikogo od nich.
- To działaj szybko.
- Staram się.
Retax był już przy zaworach. Rzucił na nie okiem. Na szczęście dużo się nie zmieniło. Odnalazł odpowiedni przewód. Teraz szybkie odcięcie, przełączka i po robocie - pomyślał. Rozkręcił przewód doprowadzający czystą wodę. Wędrowała ona ze zbiornika, który znajdował się na zewnątrz budynku. Wyciągnął z torby mały zbiorniczek. Podłączył go z jednej strony do czystej wody, a z drugiej do rury biegnących na plantację. Uruchomił ponownie obieg. Wyplątał się z labiryntu przewodów i przeszedł w kierunku panelu na ścianie. Kumd obserwował wszystko z boku. Wolał się nie wtrącać. Retax otworzył konsolę i kliknął parę razy po czym obrócił się do kompana.
- Prysznic za dziesięć minut. Opuszczamy lokal.
Otworzyli ponownie drzwi. Byli już w połowie korytarz gdy usłyszeli kroki. Retax otworzył pierwsze przejście po lewej stronie i obaj się schowali. Nie było to najlepsze pomieszczenie na jakie mogli trafić. Był to składzik, w którym znaleźć można było wszystko. Zapach też nie był najlepszy. Usłyszeli, że grupa osób ich minęła. Kroki się zatrzymały i powietrze przeciął przytłumiony świst. Teraz albo nigdy - pomyśleli. Muszą ściągnąć ich uwagę, albo inaczej trafią do przepompowni i ją sprawdzą. Otworzyli drzwi i wyszli na korytarz. Na jego końcu także pojawiły się postacie. Jedna z nich nie starała się już ukrywać swojej tożsamości. Clay krzyczał.
- Za nimi! Nie pozwólcie im uciec! - Clawdite wyciągnął blaster i zaczął strzelać. Część strzałów minęła cel, część odbiła się od miecza Kumda. W pomieszczeniu ponownie zapanowała fioletowa poświata.
- Do wyjścia! - rozkazał Kumd - Osłaniam nas.
Retax także wyciągnął swoje blastery. Strzelił dwa razy. Jeden z Bothan leżał trzymając się za nogę. Pozostali biegli w ich kierunku. Kumd odbił jeszcze parę strzałów. Retax był przed nim. Otworzył drzwi i znaleźli się w bocznym korytarzu. Zrobiło się ciszej, ale ciągle było słychać przytłumione krzyki Claya. Przebiegli paręnaście metrów i stanęli przed windą. Musieli dostać się na poziom zerowy. W momencie, w którym otwierały się drzwi windy otworzyły się także drzwi w korytarzu. Retax oddał kolejny celny strzał. Goniła ich jeszcze szóstka. Teraz jednak znowu mieli chwilę spokoju. Winda jechał w górę. Zdawali sobie sprawę, że cały ośrodek jest już postawiony na nogi.
Gdy wyszli w holu nie było nikogo. Teraz musieli przejść obok przeszklonej plantacji, skręcić w lewo mijając pomieszczenie Pako, a teraz Wrepega i wyjść na lądowisko. Już blisko - pomyśleli. Ruszyli przed siebie. Kumd spojrzał na sadzonki. Zaraz wszystko wyparuje. Gdy mijali biuro Głównego Nadzorcy drzwi się otworzyły. W tym samym czasie Bothanie z Clawdite wybiegli z windy. Rozległy się strzały. Kumd odbił kilka, ale nie zdołał zareagować na atak od strony sali. Retax złapał się za ramię. Krew pojawiła się na ubraniu. Podniósł broń i strzelił w kierunku napastników. Dwóch Bothan stojących obok Wrepeg padło na ziemię. Kumd obrócił się w ich kierunku i wyciągając rękę użył Mocy, która była przekazywana w jego Rodzinie z pokolenia na pokolenie. Cała grupa Bothan na czele z Wepem przeleciała parę metrów w głąb pomieszczenia. Solo skupił się jeszcze raz i drzwi się zamknęły.
Grupa atakująca od strony windy była już blisko. Retax wskoczył w korytarz i wprowadził kod. Drzwi na lądowisko otworzyły się. Kumd wycofywał się zaraz za nim. Obaj wpadli na plac. Na szczęście nie było tutaj nikogo. Trap frachtowca już się opuszczał. Retax wszedł pierwszy i od razu pobiegł do kabiny. Powietrze zawirowało od ryku silników. Na trapie stał Kumd. Statek powoli się unosił. Drzwi otworzyły się i na platformę wpadła pogoń. Clawdite strzelał. Bothanie także strzelali. Teraz to było już bez znaczenia. Kumd odbił kilka strzałów, lecz większość minęła cel. Wszedł do środka. Trap zamknął się całkowicie. Retax skierował statek w górę i włączył pełną moc silników.
Po chwili zapanowała cisza. Tylko fale uderzały o stację. Na placu wszyscy spoglądali w górę. Wrepeg jako jedyny stał z głową opuszczoną. Wszystko poszło nie tak. Wiedział, że teraz sytuacja bardzo się skomplikowała. Nie chciał się poddawać. Nie chciał przyznać się do porażki. Marzył o tym aby jego ludzie znowu zaistnieli w tym świecie. Clay stał koło niego.
- Nie do uwierzenia. Musze zawiadomić centralę co się tutaj stało. - prawie krzyczał - Jak mogli uciec. Jak mogliście do tego dopuścić.
Wrepeg uniósł wzrok. Dopiero po chwili podniósł głowę i spojrzał na Claya.
- Nic nie powiesz – Powiedział Wrepeg do wściekłego Clawdite`a - Myślę, że nasza umowa wygasła - po tych słowach podniósł blaster, który cały czas trzymał w dłoni.
- Co...? - tylko tyle zdążył powiedzieć. Strzał przebił mu głowę na wylot. Padł martwy między dwóch Bothan, którzy spojrzeli na siebie.
Drzwi otworzyły się ponownie. Szybkim krokiem wyszło z nich dwóch miejscowych w strojach roboczych.
- Sekretarzu!
- Tak? Słucham.
- Coś się stało z roślinami. Włączył się oprysk i wszytko uschło. Niczego nie da się uratować.
Wrepeg przymknął oczy.
- To już teraz bez znaczenia - powiedział spokojnie po czym skierował się do wejścia.
*****
Na panelu holoprojektora cały czas migała czerwona lampa oznaczająca oczekującą rozmowę. Wiedział, że nie może tego odciągać w nieskończoność i będzie musiał odebrać. Wrepeg układał w głowie co im powie. W sumie był na to przygotowany. Zawsze posiadał plan B. W końcu nachylił się nad pulpitem i wcisnął przycisk. Przed nim rozbłysła postać Duraja, jednego z przywódców klanu Clawdite.
- Co się tam dzieje? - zaczął podniesionym głosem - Nie możemy się z Wami skontaktować od trzydziestu minut. Gdzie jest Clay?
- Mieliśmy pewne komplikacje - powiedział spokojnie Wrepeg.
- Jakie komplikacje? Chce porozmawiać z Clayem.
- To jest raczej niewykonalne.
- Dlaczego? - zapytał Duraj z podejrzliwą miną.
- Ma dziurę w głowie wielkości pięści.
- Co?! Co się dzieje?
- Mieliśmy tutaj niespodziewaną wizytę Rodziny. Wszyscy twoi ludzie nie żyją. Część moich też - Wrepeg zawiesił głos, żeby zrobić większe wrażenie.
- Jak to możliwe? - po chwili milczenie odezwał się Duraj - Uciekli?
- Zdołali się wydostać.
Duraj odwrócił głowę i zamienił kilka zdań z kimś poza obrazem transmisji.
- Myślę, że nadszedł czas. Nie ma co zwlekać z otwartą konfrontacją.
- O tym my zdecydujemy.
- Zaryzykowaliśmy bardzo wiele dla waszego interesu.
- Dla swojego też.
- Dostarczyliśmy wam ogromne ilości kolcty. Mieliście sporo czasu na przygotowania.
- Wiem - uciął Duraj. Po chwili kontynuował - Sytuacja zmienia się dynamicznie - znowu pauza - Spokojnie panowie. Musimy omówić strategię z sojusznikiem. Macie rację nie ma co czekać.
Wrepeg lekko się uśmiechnął, po czym przeszedł do tego co planował.
- Co mamy zrobić z roślinami?
Po drugiej stronie zapanowały ciche szepty. W końcu Duraj odwrócił się i powiedział.
- Wszystko zostało?
- Tak - Wrepeg był spokojny.
- Przylecimy po nie. Trzeba je przewieść w bezpieczne miejsce.
- To czekamy.
Rozmowa się zakończyła. Teraz trzeba było ściągnąć tu Rodzinę Solo. To będzie jednak trudniejsze. Wrepeg wstał i podszedł do pulpitu, przy którym siedział jego bratanek Mader. Miał do niego pełne zaufanie.
- Nagrałeś wszystko?
- Tak.
- Dobrze - Wrepeg usiadł koło niego. - Teraz zanieczyść transmisję w tych miejscach, o których rozmawialiśmy.
- Wszędzie, gdzie mijamy się z prawdą?
- Można tak powiedzieć - rzekł Wrepeg. - Następnie wyślij to anonimowo na Tatooine.
- Tak jest.
Wrepeg wstał i podszedł do okna. Ta gra już zaszła za daleko żeby się z niej wycofać. Postawił wszystko na jedną kartę. Skoro Clawdite się ociągają to sam ich skonfrontuje z Rodziną Solo. W tym widział jedyne wyjście na wyzwolenie nie tylko Kothlis, ale całego układu Bothan. Jeśli nie doprowadzi do walki między nimi to będą wyzyskiwani przez jedną lub drugą stronę. Gdy będą walczyć, będę słabsi i nie zauważą ciosu, który zamierzał wyprowadzić.
Dodaj komentarz