Krążownik typu Charger był wygodnym statkiem. Kiedyś służył jako jednostka dyplomatyczna, przez co poszczególne pomieszczenia i pokoje były dobrze wyposażone. Bezpośrednio przed wybuchem wojen klonów zaczęto je dozbrajając i przemianowano na lekki okręt bojowy. Ta wersja była wersją pośrednią pomiędzy typowym statkiem dyplomatycznym, a mocno dozbrojona fregata, która zaczęła się pojawiać w czasie wojen klonów. Kiedyś jako okręt republikański, teraz można go było spotkać również wśród piratów i przemytników.
Quaresma przebywał w swojej kajucie. W medytacji łączył się z Mocą unosząc się jednocześnie nad podłogą. To zawsze go odprężało i pozwalało oczyścić umysł. Nachodziły go myśli, że może niepotrzebnie się wyrwał z tym lotem, że Batien nie był z tego zadowolony. Ale nic mu o tym nie powiedział, wiec i on nie zaczynał tematu. Usłyszał lekkie pukanie i głos zza drzwi.
- Przepraszam Mistrzu. Można?
- Można - odpowiedział spokojnie Jedi cały czas lewitując.
Młody chłopak otworzył drzwi i wszedł do środka. Zatrzymał się jednak zmieszany, gdy zobaczył Quaresmę. Widział Jedi tylko jak przechodzili tu czy tam. Nie miał jednak okazji przyjrzeć się ich zdolnością, dlatego latający facet lekko go zmieszał.
- Przepraszam - odpowiedział zawstydzony.
- Nic się nie stało - powiedział spokojnie. - Wszystko w porządku?
- Tak... tak - odblokował się. Quaresma stał już przed nim i poprawił miecz świetlny. - Wzywają Pana na mostek. Zbliżamy się do miejsca spotkania.
- Dobrze. Powiedz im, że już idę.
- Tak jest - chłopak obrócił się w miejscu i wymaszerował przez drzwi.
*****
Baratri siedziała w swoim pokoju na pokładzie transportera Armii Mandalorianskiej. Lot nie miał być bardzo długi, ale i tak postanowiła wziąć cześć pracy ze sobą. Plan nowej ofensywy zawładnął nią całkowicie. Można powiedzieć, że była nim podekscytowana. Analizowała różne warianty i reakcje przeciwnika. Przygotowywała plany rozdysponowania członków jej Akademii. Obecnie dobierała dowódców poszczególnych grup uderzeniowych. Miały to być elitarne jednostki wykorzystywane do zadań specjalnych, jak i w przełomowych momentach bitew. Miały pojawiać się jako odpowiedź na drużyny Jedi, ale chciała także wykorzystywać je tam gdzie nikt się tego nie spodziewał, tak aby uzyskać szybka przewagę. Ekran, który wyświetlał się na stole wypełniony był zdjęciami poszczególnych kandydatów. Po kliknięciu na danego z nich można było przeczytać krótką notkę o nim i jego dotychczasowej służbie. Jeśli chciała mogła uzyskać pełną informację razem z kartą zdrowia. Manewrowała podobiznami i zastanawiała się jak je najlepiej dobrać. Jej rozmyślania przerwało pukanie do drzwi.
- Wielka Mistrzyni? - zapytał głos zza drzwi
- Słucham? - odpowiedziała i wcisnęła przycisk pod blatem. Drzwi rozsunęły się i ujrzała młodego żołnierza w stopniu szeregowca. - Coś się stało? - dodała.
- Za pięć minut wyjdziemy z nadprzestrzeni. Proszą Panią na mostek.
- Już się zbieram. Przekaż, że za chwile będę.
- Tak jest. - chłopak już się odwrócił, ale usłyszał głos za sobą.
- Albo poczekaj. Pójdziemy razem.
- Tak...
- Chce się czegoś dowiedzieć - rzuciła Baratri i wyszła na korytarz.
*****
Quaresma zobaczył przed sobą ruchomą stację przeładunkową Rodziny Solo. Trzeba powiedzieć, że robiła wrażenie. Miała ona kształt odwróconego stożka, gdzie w górnej części znajdowało się miejsce do zadokowania. Republikańska korweta właśnie zbliżała się do jednego z nich. Jedi obserwował to wraz ze swoimi pięcioma podopiecznymi z Akademii. Dowódca okrętu, major Gruut stał z założonymi z tyłu rękami.
- Pięćdziesiąt metrów - zakomunikował kontroler.
- Przechył trzy stopnie, moc niska sześć, silniki wsteczne minus dziewięć stopni. - nawigator naprowadzał.
- Trzydzieści metrów.
- Moc niska trzy, silnik wsteczny na zero. Wysunąć rękaw.
- Piętnaście metrów.
- Utrzymuj. Jesteśmy w korytarzu.
- Pięć metrów, cztery, trzy, dwa, jeden. Kontakt
- Mamy was NR Omnibus. - usłyszeli głos w głośniku. Otwieramy dok przeładunkowy.
Wszyscy podążyli za oficerem handlowym w kierunku doku. Tam już czekali ludzie z ekipy przeładunkowej. Drzwi rozsunęły się i zobaczyli po drugiej stronie przedstawicieli rodziny Solo. Jeden z nich w fioletowym uniformie wyszedł do przodu. W rękach trzymał elektroniczny notatnik.
- Cóż za synchronizacja. Wpłata właśnie wpłynęła. Dwa i pół tysiąca ton ładunku. - podniósł lekko wzrok. - Jedi? a tak... miałem takie informacje. Może przelećcie ładunkiem? - powiedział pokazując swoje zęby - to nam zaoszczędzić sporo czasu.
- Nie jestem w nastroju do latania - odpowiedział z uśmiechem Quaresma.
- No cóż, może innym razem.
Zza rogu na początku pojawił się ładunek na palecie, a potem trzy osoby, które ją pchały. Oficer handlowy odznaczył coś w swoim notesie.
- To na prawo - zarządził.
Za chwile pojawiła się kolejne paleta, a za nią następna i następna. Quaresma stał w miejscu i starał się nie ruszać. Chciał się wyciszyć, pomyśleć o czymś przyjemnym, ale widział tylko paletę za paletą i nie mógł pozbyć się myśli, ze Batien specjalnie go w to wpakował. To jeszcze trochę potrwa. Może jednak trzeba było polatać...
*****
W innym miejscu galaktyki, w przestrzeni ociężale unosiła się bliźniaczo podobna stacja załadunkowa Rodziny Solo. Zacumowany był do niej inny statek handlowy, lecz wewnątrz rozgrywały się podobne sceny. Palety przesuwały się wolno, jedna po drugiej. Rodianin z elektronicznym notesem zaznaczył coś rysikiem, po czym podniósł głowę.
- To już ostatnia.
- Tak ostatnia. - odpowiedziała ubrana w ciemno fioletowy uniform osoba. - wszystko w porządku. Odetniemy Was za 15 minut.
- Dobrze - odpowiedział Rodianin. - Do następnego spotkania.
- Na razie Kopla - Pozdrów Drufta jak go zobaczysz.
- Pewnie. a Ty powiedz Dereter, że może spotkamy się w końcu na partyjkę pazaaka.
- Jak ją zobaczę. Mandalorianskiej Dowództwo Floty Handlowej przerzuciło jej statek w inny sektor.
- Ale jakbyś spotkał to daj znać.
- Nie ma problemu.
Poszczególne grupy schowały się po swoich stronach, a właz zaczął się zamykać.
*****
Baratri poczuła lekkie szarpnięcie i przechylenie statku na prawo. Świadczyło to o tym, że właśnie wyszli z nadprzestrzeni. Pomyślała, że ustawiają się do dokowania. Stanęła na przeciwko drzwi na mostek. Młody szeregowiec, który jej towarzyszył właśnie wpisywał kod. Całkiem porządny chłopak - pomyślała. Wyczuwała w nim pokłady zdolności, może nie wielkie, ale jednak. Mógłby się nadać do Akademii. W trakcie drogi próbowała go wypytać o to jak wyglądają takie transakcje, ale wiele się nie dowiedziała. To była jego pierwsza misja. Latał wcześniej w misjach transportowych, ale nie po kolctę. Dowiedział się o przydziale dzień przed odlotem. W sumie tak jak ona...
Drzwi rozsunęły się i weszli do środka. Zaraz po minięciu progu zamknęły się ponownie ze świstem. Baratri rozejrzała się po pomieszczeniu. Było okrągłe, prawie całkowicie przeszklone. Na środku znajdowało się wydzielone miejsce dla obsługi w kształcie kwadratu. Było ono obniżone w stosunku do poziomu podłogi o około dwa metry. Na każdym boku ulokowano schody. W każdym rogu, przy schodach znajdowały się wentylatory i okablowanie. Coś jednak tutaj nie pasowało. Nie było widać stacji handlowej. Baratri sprawdziła jak ona ma wyglądać i nie dało się jej przegapić. W tym momencie przed nimi była pustka galaktyki. Z lewej strony przeleciał jeden z osłaniających ich myśliwców. Już bez modułu hipernapędu. Baratri poczuła wibracje. Jej zdolności... Ostrzegały ją.
- Witaj Baratri - odezwał się jeden z Mandalorian. - skinął głową na nawigatora stojącego po środku kwadratu.
- Wszystko ustawione? - zapytał trójkę osób obsługująca pulpity.
- Tak jest - opowiedzieli zgodnie. Byli równie młodzi co kompan Baratri.
Na górnym pokładzie stało trzech Mandalorian. Baratri nie znała ich wcześnie. Spotkali się parę razy w czasie lotu, przy jedzeniu, na korytarzu. Nic nadzwyczajnego. Nie próbował nawet zapamiętywać ich imion. Nie uważała ich za wartych uwagi. Jeden z nich nacisnął przycisk na konsoli i odwrócił się z powrotem do nich. Sith usłyszała brzęk. Wibracje się wzmocniły. Do przodu podeszły dwa droidy typu BX. Mandalorian kiwnął rękę. Padły trzy szybkie strzały. Obok nawigatora leżała jego obsługa.
- Co się dzieje? - Baratri w końcu się odezwała.
Nawigator dołączył do pozostałych. Po ich lewej stronie stanęły droidy BX. Po prawej pojawiły się również dwa humanoidalne droidy IG 100 Magnaguard z charakterystycznymi pałkami magnetycznymi. Baratri kątem oka spojrzała na chłopaka. Był przerażony. Odwróciła się do przeciwników spokojnie.
- Pytam ostatni raz. Czego chcecie od Wielkiej Mistrzyni Akademii Sithów?
- Byłej Mistrzyni. Zostałaś zdegradowana. - odezwał się jeden z nich.
- Rada Wojenna uznała twoje usługi za zbędne i przeszkadzające naszym interesom. - Oczy Baratri zmieniały się z lekko różowych na praktycznie czerwone - Nie pasujesz już do naszej organizacji, a z racji twojego stanowiska nie można pozwolić Ci odejść.
- Ten statek będzie waszym grobem - głos Sitha był nadzwyczaj potężny. Miecz świetlny zapalił się w jej ręce. W koło pojaśniało czerwonym światłem. Oczy jej pasowały do tej poświaty. Odwróciła się jeszcze do chłopaka
- Schowaj się gdzieś. - Chłopak odwrócił się powoli i skinął głową.
- Zabić ich - rozkazał Mandalorianin.
Pałki IG 100 zaczęły wirować. Droidy zbliżały się do Baratri. Stała bez ruchu obserwując je. Chłopak schowany był za jej plecami. Nagle z lewej strony padły strzały. Sith odbiła je sprawnie i powędrowały na druga stronę mostka, tam gdzie stali Mandalorianie. Trójka z nich uchyliła się sprawnie, lecz nawigator został trafiony w nogę. IG rzuciły się do przodu. Baratri użyła Mocy i przeleciały one kilka metrów lądując na pulpitach sterowniczych na dolnym pokładzie. Gdy się podnosiły doskoczyła do BXów. Próbowały ja trafić z karabinów blasterowych, ale nie było to takie łatwe. Kobieta wymanewrowała strzały w powietrzu i wylądowała koło nich wykonują potężne cięcie. Jeden z droidów rozpadł się na dwie części. Drugi wykonał skok do przodu i uruchomił magnesy. Dosłownie przyssał się do ściany zaraz koło chłopaka. Ten spojrzał na niego i zaczął uciekać w prawo. W jego kierunku padły strzały. Mandalorianie próbowali zlikwidować ostatniego świadka. Droid gonił go biegnąc po ścianie. IG wygramoliły się z pulpitów i popędziły w stronę Sitha. Ich broń iskrzyła w powietrzu. Baratri sparowała dwa ciosy i odskoczyła do tyłu. Lądując wbiła miecz w ścianę. Biegnący droid zahaczył o niego jedną noga. Stracił równowagę i odpadł ze ściany. Chłopak zatrzymał się i cofnął w stronę kobiety. Zbliżając się do leżącego droida rzuciła spojrzenie Mandalorianom. Stali przy pulpicie po drugiej stronie. BX bezradnie cofał się po podłodze. Podniósł nagle blaster, lecz szybkie ciecie pozbawiło go ręki. Drugie ciecie pozbawiło go głowy. Baratri uniosła ją silą woli i cisnęła w stronę czwórki. Ci rozstąpili się i głowa przeleciała między nimi.
- Wszyscy umrzecie - powiedziała spokojnie.
Jeden z Mandalorian wyciągnął wibromiecz i ruszył w jej stronę. Pozostałe droidy także już przy niej były. Rozpoczęła się wymiana ciosów. Chłopak stał cały czas za nią. Baratri parowała ciosy przerzucając miecz z jednej do drugiej ręki. W pewnym momencie jeden z droidow wykonał cios, który sparowała niefortunnie w stronę szeregowca. Ten zdążył się jednak uchylić. Użyła Mocy i jak najdelikatniej potrafiła przerzuciła go na druga stronę mostka. W koło niej zrobiło się tłoczno. Ciosy padały z każdej strony. Pociągnęła silą woli resztki droida BX, które podcięły przeciwników, oprócz jednego IG. Ten podskoczył i wykonał cios, który o milimetry minął głowę Baratri. Pałka wbiła się w ścianę za nią. W tym momencie wykonała cięcie i głowa droida odleciała z jego karku. Ten jednak nic sobie z tego nie robiąc wyciągnął swoją broń i ustawił się ponownie do walki. Baratri chciała odskoczyć, ale drugi droid pchnął ją na ścianę. Upadła na ziemię. Miecz leżał obok niej. IG stanął nad nią z uniesiona pałka. W tym momencie padły strzały. Droidy odwróciły się. Druga seria trafiła IG bez głowy prosto w korpus. Broń wypadła mu z rąk i runął jak długi na ziemie. Chłopak stał z uniesionym karabinem blasterowym E-5. Korzystając z chwili zamieszania Baratri przywołała miecz do siebie. Zapaliła go jednocześnie wykonując cięcie. Droid IG wylądował na podłodze w dwóch częściach. Mandalorianin cofnął się i ustawił do walki. Nagle potężny wstrząs szarpnął statkiem, za chwile kolejny. Czerwone lampy zaczęły wirować na ścianach i suficie. Nastąpiła chwila przerwy.
- Co się dzieje!? - krzyknął nawigator, który jakimś cudem podniósł się z ziemi.
- Mają dopilnować, żeby ona nie wróciła na Mandalore. Wzmocnij osłony.
- Mieliśmy się zgłosić już 10 minut temu.
Baratri pierwsza wyrwała się z letargu i zadał cios, który został dobrze sparowany. Chłopak znów był przy niej. Ponownie pociągnął za spust i rozplatał oficera przed sobą. Sith stała z zapalonym mieczem i patrzyła na młodego szeregowca. Oczy mu płonęły. Miał nawet ponadprzeciętne zdolności. Szybkim krokiem dotarła do pozostałej trójki.
- Spokojnie. Musimy sobie teraz pomoc. Zestrzelą nas. - błagalnym głosem wołał nawigator.
- Trzeba było o tym pomyśleć wcześniej - Baratri nie przebaczała.
Miecz przebił pierwszego, a potem drugiej oficera. Próbowali krzyczeć, ale było to zbędne. Zastygli na zawsze. Szeregowiec podszedł z blasterem do nawigatora. Ten potknął się cofając przed napastnikiem i wylądował na podłodze.
- Nie! Zastanów się. Baratri powstrzymaj go! - zamilknął, gdy jego ciało przeszył strzał z blastera. Kolejny strzał wstrząsnął statkiem.
- Osłony długo nie wytrzymają.
- Potrafisz tym sterować? - zapytała Baratri.
- Tak. - chłopak podszedł do pulpitów i wstukał dane. Statek zaczął się obracać i ruszył do przodu. Kolejny wstrząs. - spróbuje wejść w nadprzestrzeń. - Baratri patrzyła na niego, gdy walczył z konsolą.
- Z tego co wiem na pokładzie są jeszcze 4 droideki. Nie zdążyli ich chyba aktywować.
Statek nabierał prędkości. Myśliwce krążyły w okól niego jak szalone. Wiedzieli, że jeszcze chwila i przebiją się przez osłony, a wtedy ich los jest przesądzony. Sith zauważyła, że pulpit wskazuje w tym momencie dwadzieścia procent osłon. Kolejne strzały. Statek zaczął się trząść.
- Nie mamy osłon - krzyknął chłopak. - jeszcze trochę - dodał cicho pod nosem.
Kolejny strzał. To już był potężny wstrząs. Myśliwce zorientowały się, że mają teraz wolną drogę. Zaczęły strzelać ze wszystkiego co miały. Prawie cały pulpit zaczął migać. Wszędzie stan alarmowy. Rzuciło nimi w prawą stronę, po czym mostek wypełnił się jasnym światłem. Weszli w nadprzestrzeń.
W komunikatorze jednego ze statków, które pozostały w sektorze Kwenn zaszeleściło.
- Widzicie ich?
- Weszli w nadprzestrzeń, cholera!
- Spokojnie. Nie mieli osłon przed wejściem. Ja sam trafiłem ich kilka razy.
- Ja też... - zapanowała chwila ciszy.
- Myślę, że nie wyjdą z nadprzestrzeni w jednym kawałku. - znów pauza.
- Cel został osiągnięty. Nie ma innych świadków. Od tego zależy też to, co się stanie z nami po powrocie. Jeśli nie potwierdzimy zestrzelanie nie mamy gdzie wracać. Nie przeżyją wyjścia. Nie przeżyją...
- Tak. Nie mają szans. Zadanie uznajmy za wykonane. To co się tutaj stało niech zostanie miedzy nami. Zrozumiano? - zabrzmiał głos dowódcy w głośnikach.
- Tak jest - bez większego entuzjazmu odpowiedzieli pozostali.
*****
- Potwierdzam zestrzelenie - odezwał się głośnik w sali obrad Rady Wojennej.
- Mamy stuprocentową pewność? - zapytała jedna z zebranych przy stole osób.
- Tak... - powiedział niepewnie głos, lecz zaraz się poprawił - Tak jest. Na pewno.
- To dobrze. Bez odbioru. - zaszeleściło w głośniku, po czym zapanowała cisza.
W pokoju zgromadzone były najważniejsze z osób, które kierowały działaniami Armii Mandalorianskiej. Lekko przygaszone światła dodawały tajemniczości. Sprawa była poważna. Oczy Atruka wpatrywały się teraz w jedyną nową osobę w towarzystwie. Siedziała ona przy stole ze splecionymi rękami.
- Stało się panowie... - Atruk celebrował tą chwilę. Baratri była dobrym wojownikiem i wykonała dla nas wiele trudnych i skomplikowanych misji, ale ze względu na swojego ojca nigdy nie poparłaby naszych planów. Tak musiało się stać... Teraz rozpoczynamy nowy rozdział. Depretor - zwrócił się do nowego gościa - idź do Akademii. Komunikat jest taki jak rozmawialiśmy. Jako vice - Mistrz przejmujesz kontrolę nad ośrodkiem. Za kilka dni zostaniesz oficjalnie ogłoszony Wielkim Mistrzem Akademii Sithów.
Gość patrzył w stół. Jego ręce dalej były splecione. Był mężczyzną w średnim wieku. Miał około czterdziestu lat. Piał się po szczeblach kariery dość szybko. Był zaufanym człowiekiem Baratri od kilku lat. Nic do niej nie miał. W sumie nawet trochę ją lubił. Podobała mu się jej stanowczość i zdecydowanie w działaniu. Uważał, że są podobni. Widział siebie w roli Wielkiego Mistrza. Zasługiwał na to stanowisko. Brał udział w wielu bitwach, krew wielu wrogów przelała się przez jego ręce. Sam jednak nigdy nie myślał żeby obalić Sakke. Ale pewnego dnia, po jednej z narad, zaczepił go Turenza. Pierwsza rozmowa krążyła wokół ogólnych tematów, lecz po pewnym czasie zaczepił go znowu. Rozmawiali w jednej z bocznych sal. W pewnym momencie dołączył do nich szef Rady Wojennej - Atruk. Wtedy dowiedział się o ich planach. Po paru dniach namysłu zgodził się na ich propozycję. Z jednej strony mu odpowiadała, osiągnąłby swój cel, a tak naprawdę nie brał realnego udziału w tym co miało się stać. Z drugiej strony dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli odmówi, ktoś znajdzie jego ciało za parę dni w rynsztoku.
- Za około 45 minut podamy oficjalny komunikat o zaginięciu. - zaczął ponownie Atruk. - w obrębie swoich obszarów przekażecie takie informacje, jakie mamy przygotowane. Turenzy nie ma teraz z nami. Przygotowuje komunikat i informacje dla naszych partnerów. Jak wiecie będzie on także stał na czele naszej pierwszej delegacji.
Wszyscy siedzieli w milczeniu. Na ich oczach dokonał się przewrót i obalenie jednego z filarów państwa. Baratri to bardzo poważny gracz. Przez długi okres była popierana, ale ostatnimi czasy się to zmieniło. Narodził się pomysł zmian, przełamania impasu w tej wojnie. Ale ona była uparta jak bantha. Zaślepiona zemstą za śmierć ojca. Był on postacią praktycznie legendarną. Założyciel Akademii i pierwszy Wielki Mistrz. W Akademii znajdowały się jego liczne podobizny. Każdy darzył go szacunkiem, a przez to i Baratri, jego córkę.
Atruk dał znak i wszyscy się podnieśli z miejsc. Każdy wiedział, co miał robić. W milczeniu opuścili salę.
Dodaj komentarz