Przygoda Felseranta z Brin

"Przygoda Felseranta z Brin. ”
                    W pewnym kraju, zamieszkiwanym przez ludzi i nie tylko, zbudowane było miasteczko, o nazwie Brin. Leżało ono w pięknej dolinie, rozciągającej się nieopodal masywu Gór Szarych. Chociaż niespełna 20 lat temu przez cała tą okolicę przetoczyła się burza wojny, straszliwej wojny, rozegranej po między goblinami z Gór Szarych, a tutejszymi ludźmi, którzy jednak zdołali obronić się przed najeźdźcami, kraina ta odrodziła się na nowo. Tereny te porośnięte były bujnymi i pięknymi lasami, a z gór spływały czyste strumienie, które przeistaczały się w rwące rzeki, które niekiedy rozlewały się i tworzyły czarujące jeziora. Żyło tam mnóstwo gatunków zwierząt, ptaków, roślin i ryb oraz miały tu swoje siedziby plemiona ludzi, krasnoludów i elfów, te ostatnie jednak żyły w lasach, w ukryciu.  
        Wspomniane miasteczko było zwykłym osiedlem, w którym żyli ludzie. Zajmowali się oni głownie handlem, rolnictwem, wyrębem drzew, strzegli oni również terenów przed czającym się wciąż w górach niebezpieczeństwem, przed goblinami. Władzę w Brin sprawował starosta, wybrany przez króla. Musiał on czuwać nad wszystkimi sprawami doliny, lecz sam podołać temu nie mógł, w tym celu rozsyłał więc wszędzie specjalnych posłańców, którzy nieustannie jeździli od celu do celu. Starosta  wysyłał posłańców z rozkazami do okolicznych farm, wiosek, tartaków i posterunków strzegących dzień i noc doliny. Jednym z wyróżniających się posłańców był młody Felserant, miał 24 lat, był sierotą po zmarłych rodzicach podczas wojny z goblinami. Wyróżniał się od innych pod względem dobrej umiejętności jazdy konno (zwierzęta go słuchały), posługiwania się mieczem i strzelania z łuku, poruszania się w terenie oraz słyną z dokładnych przekazów poleceń i rzetelnego wykonywania swoich obowiązków za co uzyskał przychylność starosty. Był wyjątkowy jeszcze pod jednym względem, otóż kochał się w córce starosty, Ladi. Była ona piękna, można rzec najpiękniejsza w Brin, wyróżniała się także inteligencję, często towarzyszyła ojcu podczas wyjazdów, a kiedy zostawała w Brin obejmowała najwyższy urząd.  
Niestety Felserant był nieśmiały, strasznie nieśmiały w stosunku do kobiet, więc nie miął odwagi niczego wyznać Ladi.  
-     Jestem do niczego – mówił do swego przyjaciela, także posłańca, Paldana – Nie mam w sobie odwagi, by jej cokolwiek powiedzieć.  
W tedy Paldan śmiał się i odpowiadał:
-     Ty najodważniejszy z posłańców, który zawsze trafia tam gdzie powinien trafić nie potrafi otworzyć się przed kobietą?
-     No właśnie i tu tkwi problem.  
    Tak było, jednak wkrótce wszystko miało ulec zmianie. Historia podobna do innych, lecz mająca coś niezwykłego w sobie. Wspaniała przygoda zaczyna się właśnie teraz.  
          Był wiosenny rześki poranek, zapowiadał się wspaniały dzień. Jak zwykle wstał wczesnym rankiem, ubrał się i poszedł do kuchni, gdzie wuj czekał na niego z śniadaniem.  
-     Dzień dobry Felserancie. - rzekł wuj Carin- Znów idziesz do ratusza?
-     Tak- odpowiedział siadając i biorąc się za jedzenie śniadania. - Po tygodniowej przerwie miałem się zgłosić.  
-     A przerwa z jakiego powodu?
-     Starosta z córką wyjechali do stolicy i teraz powinni już wrócić. A ja od razu miałem przyjść po rozkazy.  
Zjadł śniadanie, ubrał swoja skórzaną kurtkę, krótkie rękawice i zielony płaszcz, nie zapomniał o mieczu otrzymanym od starosty.  
-     Do widzenia wuju.  
-     Uważaj na siebie.  
Wyszedł z małego domu wuja znajdującego się po prawej stronie od głównej ulicy miasteczka, w jednej z biedniejszych dzielnic. Carin był kaleka, stracił nogę walcząc na wojnie, po śmierci rodziców Felseranta zajął się jego wychowaniem. Utrzymywał się ze skromnej wypłaty u łuczarza i z tego co zarabiał Felserant. Zawsze starał się jak najlepiej wychowywać go po tym, jak na wioskę, w której mieszkał Felserant napadły gobliny, on przebywał właśnie u niego, miał w tedy cztery lata. Za każdym razem kiedy jego podopieczny wychodził do pracy miał nadzieję, że wróci cały i zdrowy.  
      Idąc ulicami myślał o Ladi, chciał jak najszybciej ją zobaczyć więc nic go nie interesowało. Nie spostrzegł nawet Paldana zmierzającego w jego stronę dopóki on go nie zawołał.  
-     Hej Felserancie!
-     Witaj przyjacielu. Przepraszam zamyśliłem się.  
-     Wiem, wiem. Też zmierzasz na wezwanie, co?
-     Tak, starosta powinien już wrócić i pewnie od razu wyda wszystkim nowe rozkazy.  
       Dalej poszli razem w stronę ratusza, którego już dostrzegali. Wbiegli po schodach i weszli do środka. W sali gdzie stał wielki stół, i gdzie starosta zawsze wydawał rozkazy i polecenia stało kilku posłańców oraz zastępca starosty podczas jego nieobecności.  
-     Dobrze widzę, że większość już dotarła. - przemówił zastępca- Jak widzicie starosta jeszcze nie wrócił. Nie wiemy dlaczego jego wyjazd się przedłużył. Podjąłem wiec decyzję, że pojedziecie mu na spotkanie, tak na wszelki wypadek.  
Felserant miał złe przeczucie.  
-     Pojedziecie w siedmiu, drogą do stolicy, przewodzić wami będzie Paldan. - ciągnął zastępca- Jest on z was najbardziej doświadczony. Gdybyście nie spotkali jego wozu przed stolicą, poczekajcie na niego, a jeżeli nie zjawi się wkrótce to wracajcie, zrozumieliście?
-     Tak jest- potwierdził Paldan- Ruszajmy więc.  
Poszli do stajni po konie. Z nich siedmiu Paldan służył jako posłaniec osiem lat, Felserant pięć, a reszta powyżej dwóch.  
-     Mam złe przeczucia. - rzekł Felserant do przyjaciela.  
-     Nie obawiaj się, na pewno wszystko się wyjaśni i znów ją ujrzysz.  
    Szybko spakowali prowiant, który zawsze był dla nich przygotowany, wsiedli na wierzchowce i ruszyli lekkim galopem główną ulica w kierunku bramy. Przejechali przez nią i ujrzeli przed sobą pusty dziedziniec, prowadzący w stronę stolicy króla, czyli na południe. Byli przyzwyczajeni do pośpiechu więc nie zwalniali. Zatrzymali się dopiero po południu, na krótki popas. Zjedli podróżny obiad, czyli suchary, suszone mięso i owoce i znów pojechali wzdłuż dziedzińca. Mijali od czasu do czasu wozy kupieckie lub pieszych wędrowców zmierzających z południa na północ i odwrotnie. Jechali już wolniej aż do zmierzchu. Paldan oznajmił, że czas na rozbicie obozu na noc. Rozpalili więc ognisko i zjedli kolację. Jeden z nich, starszy wiekiem lecz będący posłańcem od niedawna wyciągnął niespodziewanie dość duży dzban z winem.  
-     Nigdy my, posłańcy- przemówił- nie podróżujemy w tak licznej kompani wiec za pozwoleniem Paldana, oczywista proponuje się napić.  
Paldan popatrzył na twarze posłańców, rozświetlone przez światło ogniska i odpowiedział:
-     Dobrze, nikt nas tu nie widzi i raczej nikt z nas nikomu o tym nie powie. Pozwalam więc się napić, ale tylko ten jeden dzban.  
          Na twarzach wszystkich pojawił się uśmiech. Po kilku łykach dobrego z resztą wina wszystkim puściły języki, oprócz Felserantowi, który ograniczył się do słuchania. Słuchał historii, które opowiadali jego koledzy po fachu. Między innymi najciekawsze były: historia o spotkaniu trolla, zakończona szczęśliwie i bez ofiar, jeden twierdził, że rzekomo w nocy, w lesie ujrzał elfy, jednak nie odważył się z nimi porozmawiać, także ten starszy posłaniec od wina, opowiadał o tym, że zobaczył smoka przelatującego po niebie. Co do tego smoka to Felserant nie był przekonany, ponieważ starszy posłaniec wypił chyba najwięcej ze swego dzbana.  
Atmosfera przy ognisku była wesoła, wino poprawiło humory mężczyzną, chociaż było go za mało, by atmosfera się utrzymała. Po dniu spędzonym na końskim grzebiecie wkrótce usnęli i spali twardym snem. W nocy nikt się nie zbudził, chociaż na południu uniosła się łuna nad bagnem, i gdy liście zakołysały się od wiatru a po niebie przesunął się ogromny, czarny kształt też żaden z śpiących mężczyzn się nie przebudził.  
      Rankiem wstali wypoczęci. Najdłużej z nich spał starszy posłaniec "od dzbana”, ale w końcu musiał wstać. Zjedli śniadanie i wsiedli na konie. Jechali wolno, wypatrując zbliżający się wóz starosty, jednak wozu widać nie było. Nagle z zakrętu wybiegło dwóch wieśniaków, byli zdenerwowani.  
-     Stójcie- rzekł Paldan- dlaczego jesteście tak przestraszeni?
Wieśniacy zatrzymali się jak na komendę, jeden z nich wskazał palcem w stronę bagna i powiedział:  
-     Panie, tam wóz zniszczony i wszystko spalone. Tam pewnie smoczysko szkaradne grasowało.  
       Felserant nie czekawszy na odpowiedź przyjaciela pogalopował przez dziedziniec. Reszta zrobiła to samo zostawiając wieśniaków. Kilka chwil potem dogonili Felseranta i bacznie rozglądali się za wozem po porośniętych trzciną mokradłach. I znaleźli, ale to co z wozu zostało i wypaloną wokół trawę.  
-     To wóz starosty!- oznajmił jeden z posłańców.  
-     Tak, ale gdzie jest starosta z swoją córką i ich eskorta?- zapytał drugi.  
W tej chwili z pobliskiej kępy trzciny wydobyło się stękniecie. Paldan poszedł tam i odgarną trzcinę, tak aby zobaczyć co w niej jest. Im oczom ukazał się starosta w podartym i brudnym ubraniu, siwymi włosami i brodą.  
-     Panie co się stało?- zapytał Paldan, gdy już go wyciągnęli z trzciny i położyli ostrożnie na ziemi.  
-     Jechaliśmy w nocy... . Auuu..., chyba mam coś złamane. - odpowiedział starosta próbując usiąść.  
-     Za chwile ruszymy do Brin i tam pana opatrzą. - rzekł Paldan i dodał- Proszę nam teraz spokojnie wszystko opowiedzieć.  
-     Tak oczywiście. . Auuu, psia krew, ale boli. - stękał starosta, nie było widać krwi, ale na pewno był poobijany. - Otóż wracaliśmy ze stolicy nocą, gdy nagle na tych oto bagnach wyskoczył, nie wiadomi skąd smok, czarny, ogromny. Zioną wokół ogniem, a wóz tylko przewrócił, konie uciekły, kilku strażników też, a ci, którzy odważyli się zaatakować bestię nigdy już nie wrócą do domów. Potem smok wyciągnął mnie z wozu i rzucił w trzcinę, a Ladię porwał i odleciał. Ja straciłem przytomność.  
Felserant wstał z klęczek i podszedł do wozu, czegoś szukał, rozmyślał, ale tak naprawdę cierpiał.  
-     No dobrze starosto. - rzekł Paldan widząc co przeżywa jego przyjaciel. - Jedziemy do Brin, a potem zdecydujemy co począć w sprawie smoka.  
-     Dobrze, dziękuje wam. - powiedział starosta.  
Posłańcy przewrócili wóz na koła i tak jak było to możliwe szybko go naprawili, potem włożyli do niego starostę. Dwa konie zaprzęgli do wozu i ruszyli w stronę Brin. Jechali wolno, dla Felseranta stanowczo za wolno.  
-     Ale się wleczemy. - narzekał.  
-     Spokojnie przyjacielu ktoś na pewno wyruszy, by uwolnić Ladię. - pocieszał go Paldan.  
Felserant spojrzał na niego zielonymi, głębokimi oczyma i odpowiedział:
-     Naturalnie, tym kimś będę ja.  
-     Wiec i ja. - oznajmił Paldan chwytając go za ramię.  
-     Cieszę się. Chciałbym wyruszyć od razu, za nim ktokolwiek podejmie oficjalne środki.  
-     Nie uważasz, że jest to trochę nie rozważne?
-     Nie, koniec z nieśmiałym Felserantem.  
-     Dobrze, więc wyruszymy od razu po powrocie do Brin.  
      Jechali cały dzień i także noc, stan starosty pogarszał się, stracił przytomność i gorączkował. W nocy, długo po północy dotarli do miasteczka. W ratuszu od razu zaopiekowali się nie przytomnym starostą. Zastępca podziękował posłańcom i obiecał nagrodę. Przed rozstaniem Felserant rzekł do Paldana:
-     Chciałbym wyruszyć jak najszybciej, ale zapewne jesteś zmęczony. W południe czekaj na mnie przy bramie. Weź prowiant i konia.  
Przyjaciel skinął na znak, że zrozumiał. Gdy Felserant wszedł do domu Carin zapytał:
-     Słyszałem, ze wyruszyliście po starostę. I co?
-     Znaleźliśmy go rannego. - wystękał ledwo trzymając się na nogach. - Zrobił to smok, porwał Ladię.  
Wuj spojrzał na niego i rzekł:
-     Marnie wyglądasz, idź się przespać. Ja wszystko przygotuje, nie martw się.  
Uśmiech wykrzywił mu lekko naznaczoną zmarszczkami twarz. Felserant nic nie mówił, poszedł do łóżka, nie zdjął nawet butów, od razu zasnął.  
Carin przygotowując rzeczy na podróż mówił do siebie:
-     Smok? Skąd u licha w tych stronach wziął się smok. Zaślepiony miłością nie cofnie się przed niczym, o by i tym razem wrócił cały do domu.  
Wstał przed południem, ubrał się tak jak do służby i poszedł. Przed wyjściem nic nie mówiąc uściskał wuja, który powiedział:
-     Ty głupcze, mam nadzieje, że jest tego warta.  
I tym razem nie odezwał się, poszedł po swojego konia, którego wziął ze stajni. Oprócz miecza miał jeszcze łuk i kołczan oraz plecak, w którym były wszystkie rzeczy niezbędne do podróżny. Przyjaciel czekał na niego w umówionym miejscu. Paldan trochę większej postury miał na sobie coś w rodzaju lekkiej pikowej zbroi, do boku miał przypasany miecz. Zrównał się z nim i spojrzał mu w oczy pytając:
-     Jesteś gotów?
-     Jestem, ruszajmy.  
Przejechali przez bramę i udali się ścieżką na wschód.  
-     Wiesz, gdzie powinniśmy szukać owego smoka?- zapytał Paldan, który górował nad przyjacielem, bo siedział na większym wierzchowcu.  
-     Byłem kiedyś w krasnoludzkiej kopalni. Słyszałem, że smoki z północy mieszkają w grotach więc zapytam krasnoludów czy coś wiedzą na ten temat.  
-     A gdzie jest ta ów kopalnia?
-     W kierunku północno-wschodnim, jakieś 60 mil stąd.  
Jechali w miarę szybko, do krasnoludzkiej kopalni prowadził dziedziniec, często uczęszczany i zadbany. Przed wieczorem jadąc po drodze i oglądając zielone łąki, czasami domy stojące coraz rzadziej, lub mijając podróżnych też coraz rzadziej postanowili zatrzymać się na popas. Nad rzeką, przez którą musieli przejechać. Zjedli kolację, dość obfitą, ponieważ żaden z nich nie jadł obiadu. Gdy leżeli po posiłku na trawie, a konie pasły się niedaleko, usłyszeli jak ktoś nadbiega. Wstali i ujrzeli dwóch mężczyzn i kobietę z dzieckiem, wyglądali na przestraszonych i zmęczonych.  
-     Witajcie. Co się stało?- odezwał się Felserant.  
-     Gobliny przyszły z gór. Rozlazły się po okolicy, w małych grupach napadają na wsie.  
-     Nie możliwe przecież niedaleko jest posterunek. - stwierdził Paldan.  
-     One ze wschody przyszły, zza rzeki. Musicie uciekać tak jak my. - gorączkował się jeden z mężczyzn.  
-     Nie możemy. - powiedział Felserant- Idźcie tą drogą na zachód, dojdziecie do Brin. Tam wszystko opowiecie staroście lub jego zastępcy. Powodzenia.  
-     Coś takiego, gobliny musiały przyjść z wschodnich stoków gór. Musimy być ostrożni. - rzekł zaniepokojony Paldan.  
Wsiedli na konie i przejechali po moście na drugą stronę rzeki. Podążali na przód, a krajobraz zmienił się na bardziej drzewiasty, rozglądali się, by w razie niebezpieczeństwa uciec galopując. Nie chcieli spędzać nocy pod gołym niebem, ale żadnego domu nie było widać, nie mówiąc o gospodzie. Niestety noc zapadła i ogarnęła mrokiem świat, a oni byli zmęczeni. Lecz nagle za sobą usłyszeli odgłos galopujących koni. Wiedzieli, że tego odgłosu nie muszą się obawiać, wiec czekali na spotkanie. Długo wpatrywali się w ciemny dziedziniec za sobą, w końcu ujrzeli ciemne sylwetki na koniach pędzące w ich stronę. Myśleli, że ich nie widzą i za chwilę dojdzie do zderzenia, ale na szczęście jeźdźcy zatrzymali w porę wierzchowce.  
-     Coście za jedni!- ryknął jeden z jeźdźców, poznali ich, byli to strażnicy brińscy, zbrojne ramię miasteczka. - Mówcie prędko, bo spieszy się nam.  
Strażnik zbliżył się na tyle, by Felserant mógł go widzieć, było ciemno, ale jego oczy rozróżniały bladą twarz mężczyzny i jego niebiesko-biały strój oficera strażników.  
-     Jesteśmy posłańcami starosty Brin. - odpowiedział Paldan, trochę zrażony tonem oficera. - Ja jestem Paldan, a to Felserant odważny.  
Oficer skinął ręką na swój sześcioosobowy oddział, podjechał bliżej i rzekł:
-     Witajcie. Wiecie może czy starosta już w miasteczku? My tu walczymy z goblinami co się po okolicy rozlazły. Potrzebujemy wsparcia i to zaraz bo inaczej żadnego żywego ducha w tej okolicy nie zastaniecie.  
-     Starosta niestety ranny leży w ratuszu. - odpowiedział Felserant- Myśmy go znaleźli i uratowali na bagnach. Zaatakował go smok i ranił, a córkę jego porwał.  
-     Straszne rzeczy mówicie, jeżeli i starosty i jego mądrej córki nie sposób prosić o pomoc, to koniec. Gobliny wszystkich pozabijają, chyba że krasnoludy lub ludzie z południa nam pomogą.  
-     My akurat jedziemy do kopalni. - rzekł Felserant będąc wściekłym i rządnym zemsty na goblinach chciał pomóc w ich pokonaniu a jednocześnie nie chciał przerywać swojej wyprawy. - Pojedziemy ich prosić o wsparcie.  
-     Mądrze prawisz, w grupie bezpieczniej. Tu w okolicy osad brak, a gobliny właśnie wokół gościńców grasują. Oddział jedziemy do krasnoludzkiej kopalni. Wio!- oficer popędził przed siebie, a za nim reszta, także zmęczeni już posłańcy.  
W ciemnościach nie mogli rozpoznać stopnia jakiego był oficer, ale wnioskując z jego zachowania i mowy, musiał być kimś ważnym. Jechali szybko, w dziewięciu, w ciemnościach, których nie rozświetlał przysłonięty chmurami księżyc. Po prawej stronie mijali czarne pnie drzew, po lewej był gęsty, pusty mrok. Byli zmęczeni, ale oddział strażników nie zwalniał tępa. Mknęli dziedzińcem, nikt ich nie zatrzymywał, nic niezwykłego nie widzieli do świtu. Wreszcie słońce rozświetliło ziemie, ujrzeli siebie na wzajem i otaczający ich świat, zrobiło się cieplej. Zwolnili, nie musieli już jechać tak szybko, gobliny nie lubią światła. Wkrótce po świcie zatrzymali konie i postanowili odpocząć. Zjedli coś i chwile się zdrzemnęli.  
-     Która godzina?- zapytał Felserant budząc się z drzemki.  
-     Przed południem. - odpowiedział Paldan.  
-     Spałeś?
-     Tak nie dawno się zbudziłem.  
Siedzieli na kocach, pod drzewami ciemnego lasku. Koło nich spało pięciu strażników, oficer z jednym pełnili wartę, nie było ich widać. I gdyby nie oni źle, by się skończyła ta przygoda.  
-     Do broni!- rozległ się wrzask oficera, który wybiegł zdyszany z lasku. Miał na sobie krew, jego wspaniały miecz również był zakrwawiony, czarna posoka spływała po klindze.  
Gobliny- pomyślał Felserant i napiął podniesiony łuk. Napięli łuki także strażnicy, którzy zareagowali błyskawicznie.  
-     Plugawe gobliny zabiły Meldora. Za chwile tu będą, jest ich chyba z tuzin. Przygotować się!- wrzeszczał oficer.  
Czekali w napięciu patrząc bacznie w cień drzew. Po chwili z krzykiem, z lasu wyskoczyło kilku goblinów, ubrani w skórzane, brudne kurtki, z wygiętymi szablami w rękach rzuciły się w kierunku ludzi. Nie dobiegły, zostały trafione strzałami. Z pomiędzy drzew wyskoczyła druga fala nieprzyjaciół. Nikt nie zdążył napiąć łuku po raz wtórny, wszyscy obnażyli miecze i starli się z wrogiem. W powietrzu świsnęła strzała z czarnymi piórami godząc w głowę jednego z strażników, reszta niewzruszenie walczyła. Goblinów było znacznie więcej niż ogłosił oficer, walczyły zaciekle, próbując odciągnąć kogoś od zwartej grupy. Już Paldan ciął drugiego goblina, Felserant z oficerem załatwili łuczników i bili się na uboczu, niestety gobliny wciąż nowymi falami wypadały z lasu. Paldan w zwartej grupie z strażnikami próbował odeprzeć atak dziesięciu napastników. Nagle rozbrzmiał krzyk, a potem charczenie, jeden ze strażników dostał szabla po gardle, po chwili już dwóch następnych leżało na ziemi, a goblinów wciąż przybywało. Wkrótce Paldan został sam, lecz żaden napastnik nie mógł go dosięgnąć ostrzem. Felserant bronił rannego oficera, który leżał pod drzewem, walczył doskonale, ale dosięgła go dzida rażąc w prawy bark. Paldan dołączył do przyjaciela i kładli kolejne trupy napastników. Nie zauważyli dwóch łuczników, którzy już mieli w nich strzelać, a tu nagle z pomiędzy drzew wyskoczył na nich z bojowym okrzykiem mężczyzna.  
Trzymał w ręku topór, był ubrany w szary płaszcz, miał zaciągnięty na głowę kaptur, zakrywający twarz. Wpadł po miedzy łuczników i potężnym ciosem odciął jednemu głowę, zrobił piruet po czym wbił ostrze topora w klatkę piersiową drugiego. Walczyli teraz w trzech, goblinów więcej już widać nie było, a ci którzy zostali szybko pokrywali grunt swoimi bezwładnymi ciałami. Po chwili było po wszystkim a trzech mężczyzn sapiąc ze zmęczenia oglądali pole bitwy, wszędzie dookoła leżały zakrwawiane ciała goblinów i mnóstwo broni. Oficer stęknął oparty plecami o konar drzewa. Felserant pochylił się nad nim.  
-     Jesteś ranny. - stwierdził.  
-     Tak, - rzekł oficer i wypluł krew z ust- ale nie jest to rana, która wyciągnie ze mnie życie. Plugawe gobliny, wybiły resztę mego oddziału. Niech im ziemia lekką będzie. Pozbierajmy się i w drogę. Za wszelką cenę musimy wezwać wsparcie, szykuje się nam druga wojna.  
-     Dlaczego zwykły dowódca oddziału strażników tak martwi się wojną? Czy nie jest to zadanie dowódców z Brin?
-     Dlatego, że nie jestem zwykłym oficerem, nazywam się Ikyryn spod Lern i nie chcę stracić tego wszystkiego co obroniłem przed laty.  
-     Jesteś legendą, ale wyglądasz trochę za młodo. - odpowiedział zdumiony posłaniec, Ikyryn był dowódca z bitwy pod miastem Lern. Zwyciężył i tym samym zapobiegł dalszemu podbojowi goblinów sprzed 20 lat. Miał za sobą ponad 40 wiosen, ale wyglądał o wiele młodziej, włosy miał długie i żółte, na twarzy prawie nie było widać zmarszczek.  
-     Wielu tak mówi. Wyglądam młodo, lecz jestem o wiele starszy. Dziękuje ci Felserancie, uratowałeś mnie.  
-     Mniemam, że ty uczyniłbyś to samo. Teraz ruszajmy do krasnoludów. Dasz radę dosiąść konia?
-     Hola! Hola!- rzekł Ikyryn podnosząc się z trudem- Wpierw dowiedzmy się kim jest ten, który nam pomógł.  
Mężczyzna w szarym płaszczu pochylony nad zwłokami pokonanych wyprostował się i zdjął kaptur. Włosy miał krótkie, koloru czarnego, po twarzy wyglądał na jakieś 30 lat, od lewego oka aż po ucho nieznajomemu przebiegała blizna, był mocnej postury.  
-     Nie jestem tak znany jak Ikyryn. Nazywam się Hort, jestem wędrowcem z północy. Podążałem właśnie do krasnoludzkiej kopalni, gdy usłyszałem zgiełk bitwy, nie mogłem przyglądać się jak plugawe gobliny bezkarnie was zabijają.  
-     Dziękujemy ci wędrowcze. - Paldan zmierzył Horta uważnym spojrzeniem, nie mógł zrozumieć dlaczego jego topór jest tak duży, przecież jego ciężar utrudnia mu podróż. - Ja jestem Paldan, a to mój przyjaciel Felserant odważny.  
-     My też zmierzamy do owej kopalni. - rzekł Ikyryn. - Koni nam teraz nie brakuje więc możesz przyłączyć się do kompanii.  
-     Zazwyczaj podróżuje samotnie, nie ufam obcym. - odpowiedział Hort. - Więc pozwólcie, że spytam się o wasz cel podróży do krasnoludów. Twój Ikyrynie już znam i popieram, też nie przepadam za goblinami.  
-     My szukamy śladów smoka, który ranił naszego przywódcę i porwał jego córkę. - powiedział Felserant i dodał kłamiąc. - Dostaliśmy zadanie, by dowiedzieć się o jego miejscu przebywania.  
Hort jakby drgnął, a Paldan dostrzegł w jego szarych oczach błysk. Ikyryn miał wrażenie, że to nie jest prawdziwy cel ich wyprawy, ale postanowił poczekać na rozwój dalszych wypadków.  
-     Znasz nasz cel podróży. Teraz my chcemy wiedzieć z jaką ty sprawą zmierzasz w to samo miejsce co my?- Zapytał Paldan, który zawsze był bardziej ostrożniejszy od swego przyjaciela.  
-     Mam tam kilku brodatych znajomych, których zamierzam odwiedzić. To co możemy ruszać?
Skinęli głowami. Przed dalszą drogą Paldan opatrzył tak jak to było możliwe ranę Ikyryna, potem pochowali ciała strażników, chcieli spalić truchła goblinów, ale Ikyryn skłaniał do pośpiechu, nie chciał mieć już więcej przygód. Pozbierali i poukładali tylko broń pokonanych na kupkę, która prezentowała się całkiem dobrze. Gdy wsiedli na konie było kilka godzin po południu. Wzięli cztery wierzchowce, reszta albo uciekła, albo została zabita podczas ataku goblinów. Jechali w miarę szybko, w milczeniu, ciągle rozglądając się na boki. Po prawej swojej stronie mieli wciąż lesisty krajobraz, po lewej zaś rozciągały się trawiaste równiny, przecinane od czasu do czasu strumieniami, przed nimi majaczyły szczyty Gór Szarych. Nie zatrzymywali koni, więc już wieczorem ujrzeli światła w ciemnej ścianie gór. Krasnoludzka siedziba wydrążona była w skale na kilkadziesiąt metrów w górę, a na powierzchni znajdowało się małe miasteczko. Wejścia do kopalni strzegł mur, była to istna warownia, pamiętająca daleką przeszłość, i w której żyły krasnoludy, ale również ludzie oraz gnomy, istoty małe, ale obdarzone rozumem i mową. Spotkanie gnoma w tamtych czasach było istną rzadkością.  
Podążali naprzód w stronę świateł. Niebo przysłaniała ciemna ściana gór. Dojechali do muru, przed sobą mieli masywną bramę. Po chwili odezwał się strażnik na murze:
-     Kto jedzie?
-     Otwórzcie- odpowiedział Felserant- my jesteśmy ludźmi, nie musicie się nas obawiać.  
Chwila ciszy, a po niej zgrzyt zawiasów i drzwi bramy się uchyliły na tyle, by mogli wjechać do środka, potem od razu ją zamknięto. Zapytali o gospodę i skierowali konie w stroną wskazaną przez krasnoluda pilnującego bramy. Budynek gospody wyróżniał się, był zbudowany na wzór ludzkich domów, a nie monumentalnych krasnoludzkich budowli. Zsiedli z koni i zaprowadzili je do stajni, gdzie obiecano mieć nad nimi pieczę. Gdy szli do drzwi gospody Ikyryn zachwiał się i oparł o Paldana.  
-     Wszystko w porządku?- zapytał Paldan- Musimy cię oddać w ręce lekarza, jesteś przecież ranny.  
-     Nic mi nie jest, wystarczy, że odpocznę. - zapewniał Ikyryn idąc dalej. - Mam teraz ważniejsze sprawy do załatwienia niż przejmowanie się małym zadrapaniem.  
Weszli w czterech do karczmy, w której było dziwnie spokojnie. W głównej hali siedziało kilku ludzi i krasnoludów, którzy albo pili, albo spali. Podszedł do nich człowiek, grubawy, ubrany w biały fartuch i rzekł:
-     Witajcie w mojej gospodzie. Czego wam trzeba?
-     Po pierwsze chcielibyśmy zjeść tutaj kolację. - przemówił Paldan- Chcielibyśmy także spędzić tutaj noc.  
-     Ależ oczywiście. - odpowiedział wesoło karczmarz. - Proszę usiąść przy stole. Przyniosę zupę, kurczaka i piwo, o reszcie porozmawiamy potem.  
-     Dziękujemy.  
Usiedli przy oknie, za czteroosobowym stołem. Felserant patrzył przez szybę, Paldan liczył złoto, którym zapłaci gospodarzowi, Ikyryn siedział obok Horta masując się po zabandażowanym barku, a Hort widząc to rzekł:
-     Ktoś powinien to obejrzeć. Może wdać się zakażenie lub rana może być zatruta.  
-     Spytamy gospodarza czy jest gdzieś w pobliżu lekarz lub zielarz. - powiedział Felserant.  
-     Dobrze poddam się leczeniu- zgodził się Ikyryn- ale jutro znajdziemy kogoś kto jest tutaj przywódca. Wy spytacie o smoka, a ja odegram rolę proszącego o wsparcie dowódcy, ale z tego co się domyślam krasnoludy już wiedzą o goblinach.  
-     Tak, strzegą bacznie bramy i murów. - oznajmił Hort- I wygląda na to, że jutro nasze drogi się rozejdą, nasz dzielny dowódca wyruszy na wojnę, ja odwiedzę znajomych i pójdę sobie, a wy dowiedziawszy się, gdzie przebywa smok co poczniecie?
W oczach wędrowca znów zabłysła szarość. Felserant nie chciał wyjawić całej prawdy, ale też nie chciał kłamać, więc powiedział:
-     Chcemy go zabić i uwolnić więzioną przez niego niewiastę.  
Błysk w oczach Horta zrobił się jeszcze bardziej widoczny, a Paldan zaniepokoił się otwartością przyjaciela.  
-     A więc to tak, - rzekł- Chcecie zgładzić niebezpieczną bestię, obsypać się sławą i odebrać nagrodę, bo przypuszczam, że owa dama nie jest byle kim?
-     Nie zależy nam ani na sławie, ani na nagrodzie. - odrzekł spokojnie Felserant, którego zdziwiła gwałtowna reakcja Horta. - Ta dama jest bliska memu sercu, a Paldan jako przyjaciel mnie wspiera. Nie działamy z niczyjego rozkazu, jeśli będzie to możliwe nie zabijemy smoka, jeśli bez tego uratujemy Ladię.  
Ikyryn zaśmiał się, zrozumiał prawdziwy cel ich wyprawy. W tym momencie gospodarz podał na stół cztery kufle piwa, a kelnerka podała im gorącą zupę. Nic nie mówili, siorbali zupę lub pili piwo, aż w końcu Hort przerwał milczenie:
-     Musicie wiedzieć, ze smok to nie lada bestyjka. Jest mądry i przebiegły, kieruje się morderczym instynktem. Nigdy nie wiadomo o co chodzi gadowi i na jaki jego rodzaj trafiliście.  
Błysk w jego oczach nie gasnął.  
-     Ciekaw jestem Horcie skąd tyle wiesz o smokach?- nie wytrzymał Paldan. - I dlaczego tak cię interesuje ten, którego szukamy?
Wędrowiec milczał, ściągnął płaszcz i ogromny topór, który miał zawieszony na plecach, był ubrany w dziwną zbroję z różnymi zdobieniami, spojrzał na posłańca i odpowiedział:
-     Wybaczcie, ale muszę się przyznać, że okłamałem was. Jestem łowcą smoków z północy. Przybyłem tu śladem pewnego smoka, który wymknął mi się dwa lata temu, niedawno odkryłem, że osiadł w tych górach. Jest to gatunek wyjątkowy, potrafi mówić, jest bardzo mądry, nie robi tak jak inne smoki, czyli bezmyślnie pali i zabija. Nie wiem o co mu chodzi i dlaczego porwał tą kobietę.  
Zapadła cisza, tylko Ikyryn przechylił kufel.  
-     No dobrze Horcie to zrozumiałe, że nam nie ufałeś. My też nie wyjawiliśmy na początku prawdy. - rzekł Felserant. - Ale teraz już raczej nam ufasz, skoro powiedziałeś, mam nadzieję prawdę o sobie. I wygląda na to, że jednak nasze drogi się nie rozejdą, jeśli dopuścisz nas do kompani.  
-     Zależy mi na sławie i bogactwach, które raczej ów smok zgromadził. Wy macie inny powód, który mi nie przeszkadza, więc zgadzam się. Możemy razem odnaleźć gada, a potem ja go zabije, a wy uratujecie swoją damę.  
-     To doskonale, mam nadzieję, że nic już nam nie przeszkodzi w kolacji. - powiedział Felserant.  
Kelnerka przyniosła kurczaki i dolała im piwa. Jedli w milczeniu. Gdy skończyli zawołali gospodarza, chcieli z nim porozmawiać. Pierwszą, najważniejszą sprawę przedstawił Paldan:
-     Jest tu w pobliżu ktoś, kto mógłby pomóc naszemu rannemu przyjacielowi?
Karczmarz od razu spojrzał na odpowiednią osobę, ponieważ Ikyryn zrobił się blady i sporo krwi przelała się przez bandaże.  
-     Mogliście powiedzieć mi o tym od razu. Dzielny rycerz pewnie raniony przez gobliny? Zawołam kelnerkę, która pomoże mu dojść do pokoju i poślę kogoś po krasnoludzkiego medyka.  
Kiedy już Ikyryn był pod czujną opieką, a medyk już w drodze Felserant zapytał o sprawę rannego:
-     Jest to dowódca, który chcę zapobiec drugiej wojnie z goblinami. Przybył, by prosić krasnoludy o pomoc. Więc my pytamy za niego, z widomych powodów, kto tu dowodzi wojownikami?
-     Słuchy o rozprzestrzenieniu się tego plugastwa doszły już do nas. - odpowiedział karczmarz, z zmartwioną miną- Niedługo miała wyruszyć zbrojna ekspedycja więc wasz przyjaciel trafił do nas w odpowiednim momencie. Dowódcą, jak i nadzorcom kopalni jest krasnolud Gorin. Z wszystkimi pytaniami i sprawami to do niego, siedzi zazwyczaj w najwyższym pomieszczeniu w ścianie góry. Oj żeby dojść tam to musicie się przygotować, otóż przed wami długa wspinaczka po masie schodów. Potrzebujecie czegoś jeszcze?
-     Nie, dziękujemy. - rzekł Felserant i dał znak Paldanowi, by zapłacił za kolacje i pokoje. - Czy pokoje są dla nas gotowe?
-     Tak, zaprowadzę was. Dwóch śpi z rannym, a trzeci osobno.  
Poszli z przewodnikiem po schodach, od razu karczmarz wskazał pokój dla Horta, który rzekł na pożegnanie:
-     Nie musimy się spieszyć do tych schodów. Czuwajcie przy Ikyrynie, on na pewno przysłuży się jeszcze tej krainie.  
Pokój, w którym leżał bohater spod Lern znajdował się kawałek dalej. Otwarli drzwi, podziękowali jeszcze raz gospodarzowi i weszli do środka. Krasnolud z rudą brodą zaplecioną w warkocze pochylał się nad Ikyrynem, obok leżała jego torba. Mężczyzna leżał na łóżku i zaciskał powieki. Medyk rozwijał właśnie bandaże i wycierał zaschniętą i świeżą krew. Przyjaciele podeszli i obserwowali w milczeniu. Rana nie była głęboka, ale nie wyglądała najlepiej. Medyk wytarł skrzepy, następnie sprawdził czy w ranie nie ma żadnego odłamka, i czy rana czasami nie jest zatruta. Potem wtarł jakąś maść w ranę, a mężczyzna zasyczał. W końcu krasnolud zabandażował na powrót ranę oraz okrył głowę rannego zimnym okładem, następnie odwrócił się w stronę stojących.  
-      Jest bardzo silny. - rzekł- Rana nie jest zatruta, nic mu nie grozi, maść i okład powinny zapobiec zakażeniu i gorączce. Niedługo dojdzie do siebie, powinien dużo pić.  
-     Dziękujemy, jesteśmy coś winni za usługi?- zapytał Paldan zbliżając się do Ikyryna, który najwyraźniej pogrążył się w śnie.  
-     Skąd- odparł medyk i spakował rzeczy. - Za chwile wszyscy będą potrzebowali takich opatrunków. Powiedzmy, że to jest mój wkład włożony w zwalczanie plugastwa.  
  Wyszedł, przyjaciele rzucili się na łóżka i odezwał się Paldan:
-     Ufasz temu łowcy smoków?
-     Nie, ale to tak jakby nam ktoś już zabił smoka i oddał Ladię. Nie możemy zmarnować takiej okazji.  
-     No tak. A co myślisz o Ikyrynie? Stoczyliśmy wspaniałą bitkę, ale zginął cały jego oddział.  
-     Jest to szlachetny człowiek. Oby wyzdrowiał i znów poprowadził ludzi po zwycięstwo. - Felserant zamilkł na chwilę, westchnął i znów powiedział- Jak myślisz powinniśmy ratować Ladię czy walczyć razem z wszystkimi?
Paldan chwile myślał i odpowiedział:
-     Myślę, że jak szybko uwiniemy się ze smokiem to zdążymy jeszcze na ostatnie, decydujące starcie. A swoją drogą ciekawe jak to jest na takiej bitwie?
-     Krew, śmierć i krzyki. Zobaczymy sami, teraz idźmy już spać, jutro czeka nas mnóstwo schodów.  
Posnęli. Nic ich w nocy nie budziło, Ikyryn na szczęście nie dostał gorączki. Gdy oni spali, daleko w wnętrzu gór mnóstwo goblinów przygotowywało się do napadu na główną przeszkodę na drodze do podboju tej krainy.  
     Zbudzili się rankiem, odświeżyli wodą z misek, ubrali się i spojrzeli na rannego dowódcę. Ikyryn miał oczy otwarte, nie spał, powolnym ruchem usiadł na łóżku, był ubrany tylko w piżamę, jego strój dowódcy brińskich strażników leżał na wezgłowiu łóżka. Popatrzył na nich i uśmiechnął się.  
-     Witaj, jak się czujesz?- spytał Felserant.  
-     Dobrze, choć rana dokucza. - odpowiedział ranny, chwytając się za bandaże. - Czuje się na tyle zdrowy, by po śniadaniu udać się z wami do władz kopalni.  
Nie mieli nic przeciwko, wiedzieli, że i tak ich nie posłucha. Mimo, że przed kilkoma godzinami rana Ikyryna była świeża, teraz nie było po nim widać, by sprawiała mu większy problem.  
-     Krasnolud Gorin sprawuje tu rządy. - powiedział Paldan- My spytamy się o swoje sprawy, a później ty będziesz miał czas na omówienie wszystkich tematów.  
-     Dobrze więc, chodźmy na śniadanie, umieram z głodu. - Ikyryn ubrał się, z pomocą Paldana, rana mimo wszystko powodowała ból przy tej czynności.  
W końcu, w trójkę zeszli ze schodów do głównej sali gospody, w której co prawda było kilku ludzi oraz krasnoludów grających w kości, lecz nie zachowujących się głośno. Usiedli przy jednym z wolnych stołów, po chwili podszedł do nich karczmarz witając i pozdrawiając. Zapytał co podać, odpowiedzieli, że śniadanie, bez piwa, tylko z innym napojem. Długo czekać nie musieli, podane śniadanie składało się z chleba, masła, szynki, sera i smażonych kurzych jajek. Jedli w ciszy, gdy dołączył do nich Hort mówiąc:
-     Witajcie. Wcześnie wstajecie, ja lubię pospać dłużej.  
-     Zjedz coś, a później pójdziemy razem do nadzorcy kopalni- oznajmił Felserant wołając karczmarza, by i Hortowi podał posiłek, ten zjawiła się błyskawicznie.  
Nagle od strony krasnoludów grających w kości rozniosły się krzyki, ktoś przeklinał, inni wyzywali się nawzajem. Przyjaciele zorientowali się, że jeden z nich wygrał sporo pieniędzy i doszło z tego powodu do kłótni, ale po krótko trwającej zwadzie znów zapanowała cisza, którą przerwał Paldan:
-     Ciekawe, zaprawdę to istoty, te krasnoludy.  
-     Ciekawe, ale i znające się na wojaczce. - stwierdził Ikyryn spoglądając w stronę brodatych graczy. - Wytrzymali i silni oby tylko umieli to wykorzystać.  
-     W moich stronach nie ma tych małych, brodatych istot. - powiedział Hort- Za to krainy na północy zamieszkiwane są przez inne, interesujące stworzenia. Oczywiście wiele razy widziałem już krasnoludów.  
-     Na świecie żyje mnóstwo różnych istot. - zamyślił się Felserant. - Ale niepodważalnie to ludzie są rasą dominującą, która nie zawsze toleruje inne rasy.  
-     Sama to prawda- orzekł Hort- myślę jednak, że więcej jest ludzi tolerancyjnych niż rasistów.  
-     Powiedział to morderca smoków- tymi słowami Felseranta zakończono rozmowę, Hort w ogóle się na nie nie obraził.  
Wszyscy już zjedli i wstali zza stołu. Ruszyli w kierunku drzwi, przechodząc następnie przez nie. Im oczom ukazały się drewniano-kamienne budynki, mniejsze domy, większe pracownie rzemieślnicze i sklepy. Gdy odwrócili wzrok w prawo ujrzeli ogromną ścianę Gór Szarych, która przysłaniała słońce pogrążając okolicę w cieniu. Gdyby nie ciepły wiatr byłoby tu dość zimno. Zmierzali w kierunku prawie całkowicie płaskiej ściany gór, prowadził Felserant. Ulice zapełnione były mieszkańcami, ludźmi, krasnoludami i gnomami. Dwa razy minął ich maszerujący oddział zbrojnych krasnali. Gdy dobrnęli wreszcie do celu, czyli do dużych drzwi prowadzących do siedzib i sali w górach oraz tutejszej kopalni, zatrzymali ich strażnicy. Po przestawieniu się Ikyryna z wszystkimi tytułami od razu, o nic ich nie pytając otworzyli drzwi. Kompania przeszła przez otwór i znalazła się w sali, dobrze oświetlonej ogromnymi, zwisającymi z kamiennego sufitu świecznikami. Kręciło się tam kilku krasnoludów, wyglądających głównie na górników i kopaczy, ale po chwili podszedł do nich kolejny strażnik i zapytał:
-     Panowie w jakiej sprawie?
-     Jestem Ikyryn spod Lern. Muszę porozmawiać z Gorinem. To bardzo ważne. Ci trzej idą ze mną. - wskazał ruchem lewej ręki kompanów.  
-     Dobrze, pozwólcie, że was zaprowadzę.  
-     Zatem prowadź.  
I poszli za przewodnikiem w jeden z kilku otworów w ścianach sali, przed wejściem wzięli pochodnie, ponieważ w tunelach panował mrok. Labirynt ciemnych przejść wkrótce się skończył, w czasie drogi minęli kilku krasnoludów. Znaleźli się w oświetlonym pomieszczeniu, z którego odchodziło następnych parę przejść. Z niektórych słyszeć się dało odległy odgłos górniczych prac.  
-     Wejdźcie w ten korytarz- ich przewodnik wskazał palcem jeden z korytarzy i udzielił dalszych instrukcji- idźcie aż dojdziecie do schodów. Wspinajcie się po nich aż dotrzecie do dużej sali. Tam już ktoś inny wam pomoże. Żegnajcie i powodzenia.  
Krasnolud odszedł, widocznie nie miał ochoty męczyć się drogą pod górę. Czterej przyjaciele weszli do wskazanego korytarza, Hort głośno westchnął, w momencie dotarcia do schodów i powiedział:
-     Tylko te brodate karły mogły zbudować coś takiego. Obyśmy wyszli stąd przed zmierzchem.  
Nikt nie skomentował. Brnęli w górę dzielnie, nie liczyli stopni, ale wkrótce musieli zrobić postój, usiedli tak jak stali. Mieli pochodnie bo było ciemno i duszno, na szczęście odległość od ściany do ściany i od sufitu do stopni była dla nich odpowiednia.  
-     Jestem ciekaw czy każdy kto wchodził tymi schodami, przeżył wspinaczkę?- zapytał Hort ciężko dysząc.  
-     Już pewnie nie daleko. - pocieszał Paldan.  
Ikyryn milczał, wydawało się, że dzielnie znosi trudy tej wspinaczki. Po chwili ruszyli dalej pokonując kolejne stopnie. Na szczęście gdy Hort chciał zawrócić ujrzeli w górze światło. Wkrótce byli już w wielkiej sali, w prawej jej ścianie zionęły otwory, przez które do wnętrza wpadało światło i powietrze. Zostawili pochodnie, podszedł do nich strażnik. Wyglądał zupełnie inaczej niż poprzedni stróże, miał na sobie lekką metalową zbroję i uzbrojony był w topór z długim trzonem, był to pewnie przyboczny wojownik Gorina. W sali było ich jeszcze kilku.  
-     My do Gorina. - przemówił Ikyryn.  
-     Doszliście tutaj więc wnioskuje, że z ważnymi do niego sprawami przybywacie. - rzekł strażnik- Idźcie do końca tej sali, a potem skręćcie w lewo, tam on jest.  
Podziękowali skinieniem głów i poszli w stronę komnaty nadzorcy kopalni. Otworzyli drewniane drzwi. W środku było ciepło i jasno, na środku komnaty znajdował się duży stół, za którym siedziało kilku krasnoludów.  
-     Ja poczekam na swoją kolej, idźcie załatwić to co macie. - rzekł Ikyryn siadając na krześle stojącym pod ścianą. Felserant, Paldan i Hort podeszli bliżej stołu, od razu przykuli uwagę brodaczy.  
-     Witajcie- przemówił krasnolud, jak na krasnoluda nadprzeciętnie wysoki i szczupły, miał rudą brodę i wąsy, głowa połyskiwała łysiną. - Pozwólcie bracia, że porozmawiam teraz z tymi ludźmi.  
Bracia, czyli krasnoludy siedzący za stołem wstali i odeszli, a Gorin, bo to musiał być on podszedł do nich i podając każdemu dłoń przemówił:
-     Jestem Gorin, w jakiej sprawie przybyliście do mnie?- przerwał i pomachał rękoma- Ale gdzie moje maniery, proszę usiądźcie, porozmawiamy przy stole.  
Usiedli od razu Felserant rzekł:
-     Dwaj z nas to posłańcy starosty Brin, a jeden to nasz znajomy. Ja jestem Felserant, to jest Paldan, a to Hort. - wskazał kolejno, Gorin przytakiwał. - Przybywamy do ciebie po informacje. Otóż poszukujemy pewnej bestii, mianowicie smoka. Przypuszczamy, że możesz coś o nim wiedzieć.  
Gorin bacznie przyglądał się świeczce na stole, wyglądał na zamyślonego.  
-     Taaak- powiedział- słyszałem o smoku, który pojawił się w okolicy. Na chwile obecną nie stworzył nam żadnych problemów, ale jak wnioskuje wam i brińskiemu staroście owszem. O nie nie będę o nic pytał, nie mam na to czasu, na głowę weszły mi całe roje goblinów co rozlazły się po okolicznych terenach, więc szybko powiem co wiem. Otóż widziano jak ów gad ląduje w górach na północny-zachód stąd. Niedaleko od źródeł rzeki Onduiny znajduje się mnóstwo grot i jaskiń. Tam powinniście zacząć poszukiwania. Żegnajcie.  
Pośpiech okazany przez Gorina był Felserantowi wielce na rękę, więc był uszczęśliwiony. Cieszył się również z faktu, że ma punkt wyjścia w planie uratowania ukochanej.  
-     Dziękujemy za szybką odpowiedź. Zapewniam że wkrótce wieści dojdą do ciebie i wszystko się wyjaśni. A co do goblinów to siedzący o tam, na krześle- wskazał ręką- nasz przyjaciel ma z wami do pogadania. Dodam, iż jest to sławny pogromca goblinów, Ikyryn spod Lern. Bywaj.  
-     Spłynęło na mnie szczęście. Jeszcze raz do zobaczenia. - Gorin znów uścisnął ręce gością i przywołał machnięciem ręką Ikyryna.  
Oficer mijając ich rzekł:
-     Dzięki za wszystko przyjaciele, bo tak od teraz będę do was mówił. Życzę wam powodzenia i szczęścia, oby wszystko poszło po waszej myśli.  
-     Nawzajem. Może zdążymy jeszcze na ostatnią bitwę. Żegnaj. - uśmiechnął się Felserant, a później zaczekał na pożegnania Paldana i Horta z Ikyrynem.  
-     Prawdziwy rycerz bez skazy. - powiedział Hort, kiedy zdejmowali pochodnie i wchodzili w ciemności schodów.  
Zejście było o wiele łatwiejsze i przyjemniejsze, powoli stąpali z stopnia na stopień. Po czasie, który uważali za długi, schody się skończyły, znów- byli w pomieszczeniu, gdzie opuścił ich przewodnik. Teraz nie było tu nikogo, prócz ich trzech.  
-     I jak my sami wyjdziemy z tego labiryntu?- spytał Hort zaglądając do każdego z dwunastu otworów w ścianie.  
Na szczęście ujrzeli blask pochodni w jednym z tuneli. Okazało się, że byli to górnicy, którzy wracali na tygodniową przerwę, z wnętrza góry na powierzchnię. Po rozmowię zgodzili się zaprowadzić ich do pierwszej sali. Znów z jedynym źródłem światła jakim były pochodnie przeszli labirynt tuneli, by w końcu znaleźć się w pierwszej sali. Tym razem było tam zupełnie pusto. Otworzyli drzwi wyjściowe i na chwilę oślepli. Gdy już oczy przyzwyczaiły się do światła słonecznego mogli określić porę dnia. Z gospody wyszli rankiem, a teraz było po południu, czyli minęło pół dnia.  
-     I co teraz?- zapytał Paldan odwracając się do przyjaciela- Jakie są dalsze plany?
-     Zrobimy tak jak radził nam Gorin. - odpowiedział Felserant- Wyruszymy do jaskiń w okolicy źródeł Onduiny. Myślę, że jutro z rana opuścimy siedzibę krasnali więc dzisiaj mamy jeszcze pół dnia wolnego.  
-     Trzeba zrobić zakupy i przygotować się na wyprawę. - stwierdził Hort.  
-     Sugeruję, by każdy poszedł w swoją drogę i wykorzystał resztę dnia po swojemu. - zaproponował Paldan.  
Zgodzili się i rozeszli po miasteczku.  
Pierwszym, który wrócił do gospody był łowca smoków. Zaszedł do pokoju i przygotował swój ekwipunek, później zszedł do głównej sali i przyłączył się do stolika zajmowanego przez kilku brodaczy. Pił razem z nim piwo i słuchał ich piosenek.  

Hej! Hej! Krasnoludzie!
Posłuchaj tej piosenki.  
Chodź z nami!
Do kopalni, gdzie młoty i kilofy kruszą skały.  
Jeśli zaś nie w smak ci podziemny los.  
Wstąp do wojska, by móc utłuc kilka goblińskich łbów.  
Hej! Hej! Krasnoludzie!
Zostaw tą robotę.  
Chodź z nami na wojenkę.  
Może szczęście ci dopisze i uchronisz swoje życie.  

Hort stwierdził, że krasnoludy to beztroska, wesoła i wykorzystująca każdą wolną chwilę na łyk dobrego piwa rasa. Dłużej rozmyślać nie mógł bo do karczmy weszli Felserant i Paldan niosąc skórzane zawiniątka. Gdy do nich podszedł powiedzieli, że to prowiant, strzały i inne przedmioty niezbędne do wyprawy. Zanieśli rzeczy do pokoi i zeszli na kolację, którą podała usługująca kobieta. Jedli w milczeniu do momentu gdy Felserant zapytał:
-     Ile nam zajmie droga do źródeł Onduiny?
-     Konno, myślę, że jakieś dwa dni. - odpowiedział Paldan.  
-     Nasz smok pewnie ma siedzibę w wnętrzu góry, będziemy musieli pochodzić trochę po tych grotach. - rzekł Hort, ale widząc nie zbyt zadowoloną minę Felseranta dodał. - Ale spokojnie myślę, że go prędko wytropię, mam w tym wprawę.  
-     Szczerze wierzymy w twoje umiejętności tropicielskie. - odpowiedział Paldan.  
Zjedli, chwile rozmawiali i wymieniali się informacjami o swoich ziemiach rodzinnych. Gdy poczuli zmęczenie udali się na spoczynek, z zamiarem szybkiego porannego wmarszu do kolejnego celu.  
       Zbudzili się o poranku, Felserant i Paldan. Byli już przygotowani do podróży więc tylko wzięli wszystko i zeszli na dół. Zdziwiło ich, że Hort już czeka na nich z śniadaniem. O tak wczesnej porze nikogo jeszcze nie było w karczmie. Usiedli do stołu i zaczęli jeść.  
-     Ikyryn nie wrócił na noc. - stwierdził, nie zapytał Hort.  
-     Pewnie ma dużo na głowie. - powiedział Paldan- Mocno się zaangażował w całą sprawę.  
-     Ja bym też tak uczynił, ale tak nie zrobię, bo to nie jest moja wojna. - rzekł Hort wypijając do dna kufel piwa. - To co jedziemy?
-     Tak, chodźmy do stajni, po nasze konie. - oznajmił Felserant, też dopijając zawartość z kufla.  
Wstali, zarzucili płaszcze i plecaki, pożegnali się i podziękowali grubawemu i uśmiechniętemu gospodarzowi. Po chwili już byli na ulicy, a potem przy stajni. Osiodłali wierzchowce, sprawdzili podkowy i wskoczyli na ich grzbiety. Powoli wyjechali za bramę budzącej się krasnoludzkiej kopalni i skierowali konie na zachód. Jechali przez zielone łąki, lasy aż słońce wyjrzało zza szczytów gór i zrobiło się cieplej, a mury miasteczka znikły zupełnie z widoku. Popasali przy strumieniu, bacznie obserwując okolicę. Teraz te tereny mogły być domem goblinów, które wprawdzie nie znoszą słonecznego światłą, ale mogą je w potrzebie ścierpieć. Ruszyli dalej, nie śpiesznie, okolica napawała spokojem i pięknem. Od czasu do czasu widać było jakieś zwierzę, które nocami żyło w ukryciu, a w dzień ukazywało się światu.  
-     Opowiedz nam o tym wcześniejszym spotkaniu z tym smokiem. - zaczepił milczący do tej pory Felserant.  
-     Jak to było, chcesz wiedzieć, przed dwoma laty. Hmmmmm…- odpowiedział łowca smoków, szukając w głowie wspomnień. - To było tak: wpadłem na jego trop w pewnej osadzie, gdzie ludzie mówili, że smok porwał młodą dziewczynę. Od razu zacząłem na niego polować, co nie było łatwe, otóż zaszył się dobrze. Aż tu pewnej nocy przeleciał tuż nade mną przypadkowo więc nie marnując okazji pobiegłem jego śladem, aż do jego kryjówki. Legowisko miał w starej wieży, mógł tam mieszkać, bo był dość niewielki jak na smoka. Poczekałem do świtu i wtedy zaatakowałem. Kiedy wszedłem do wieży zamurowało mnie, smok spał, a obok niego dziewczyna, wiedziałem już, że to nie jest smok bezmyślny. Mówiłem wcześniej, że jest wiele różnych gatunków smoków. Podszedłem bliżej i próbowałem obudzić tą niewiastę, bez skutku. Niestety zbudziłem za to smoka, który o dziwo zareagował spokojnie. Ja stałem patrząc w jego ciemno zielone ślepia, a on otworzył paszcze i powiedział: "Wiedziałem, że któryś z was w końcu na mnie trafi. ”. Trochę mnie to zmyliło i zdziwiło, więc nie zareagowałem. On od razu to wykorzystał, chwycił niewiastę w pazury, a ona nawet nie pisnęła i odleciał uszkadzając wieżę. Gdy już wygrzebałem się z gruzów znalazłem w wieży jedzenie dla człowieka, łóżko i nawet ubrania. Nie słyszałem nigdy o tak zachowującym się gatunku smoka. Gdy wróciłem do osady okazało się, że dziewczyna powróciła, ale nic nie chciała powiedzieć więc poszedłem dalej. Przez dwa lata szukałem gada aż w końcu, po śladach zawędrowałem tutaj.  
-     Dziwna historia, jestem ciekaw co to za smok. - rzekł Paldan.  
-     Może się tego wkrótce dowiemy. - odrzekł Felserant i dodał- Mnie ciekawi dlaczego ów smok porywa panny.  
Jechali gawędząc, zwracając już mniej uwagi na otoczenie, było to błędem. Gdy ogarnął ich cień skały, którą mijali usłyszeli rżenie koni przed sobą i za sobą. Stanęli, a po chwili byli już otoczeni przez jeźdźców. Około trzynastu mężczyzn, w częściowej płycie i z orężem przyglądali się im. Jeden podjechał bliżej i rzekł:
-     Co tu robicie nieznajomi?
-     Wędrujemy na zachód. - odpowiedział Felserant, zaniepokojony dziwnym spotkaniem.  
-     Niebezpieczne to tereny, nieprawdaż? Po cóż się tak narażacie?- mówiący typ wyglądał na zbira, nie było można tego nie zauważyć.  
-     Nie przywykłam do wyjawiania swoich planów nieznajomym, którzy nadto okrążają mnie i moich przyjaciół tak, iż nie wiem co mają zamiar zrobić. - Felserant zamierzał dać znać do ucieczki, ale na takową marne były szanse.  
Nieznajomy roześmiał się życzliwie, lecz trochę sztucznie po czym powiedział:
-     Nie obawiajcie się nas. Jeżeli nie chcecie to nie mówcie, nie będę naciskał. Tak się składa, że też zmierzamy w tamtym kierunku. Więc może przyłączycie się do kompani? W grupie zawsze bezpieczniej, zwłaszcza teraz kiedy to wszędzie pełno goblinów.  
Felserant chciał grzecznie odmówić, lecz wzrok mężczyzny odradzał odmowę, nawet bardzo uprzejmą.  
-     To jak będzie? Nalegam. - powiedział.  
-     Dobrze, ale chciałbym poznać wasz powód podróży na zachód, jeśli chcecie naszego towarzystwa. - Paldan spojrzał na przyjaciela i chciał go skarcić wzrokiem, ale Felserant nie patrzył na niego.  
-     Nie znacie najnowszych wieści? Smok uprowadził córkę starosty Brin, który wyznaczył wysoką nagrodę za jej uwolnienie. Podjęliśmy się tego zlecenia i zmierzamy do jaskiń, gdzie ponoć bestia ma swoje leże.  
Hort syknął, z pewnością nie lubił konkurencji. Felserant zrozumiał, że jego plan zdobycia serca Ladii po przez jej uwolnienie z rąk smoka może przestać być możliwy do zrealizowania. Ale nie miał pojęcia co zrobić więc rzekł:
-     Bardzo szlachetny cel, nasz znajduje się trochę dalej na zachód. Ruszajmy więc.  
Popędzili konie, jechali powoli. Najemnicy nie pozwolili oddalić się trzem przyjaciołom na tyły kompani, rozdzielili ich. Wkrótce zaczęli rozmawiać, a trzej przyjaciele zachowywali milczenie myśląc, co by tu wykombinować. Podążając przez równiny pełne zieleni i zwierząt, możliwe że goblinów nie było tam wcale. Zatrzymali konie dopiero na wieczór, rozpalili ogniska i usiedli wokół wystawiając wartę. Trzej druhowie znaleźli chwilę dyskrecji.  
-     To najemnicy, wyglądają mi na złoczyńców i wyrzutków. Nie dadzą raczej to nam oswobodzić panny z rąk gada. - szepnął Hort do posłańców smażąc mięso nad ogniem.  
-     Nie mamy szans się wymknąć, w sumie i tak byśmy spotkali ich u naszego celu. - rzekł Paldan, chwycił miecz w pochwie i mówiąc spoglądał na niego. - Tego raczej sensu używać nie ma.  
-     Na razie powstrzymajmy wszystkie zamiary. - zadecydował Felserant- U celu może coś się wymyśli, może coś nam z nimi pomoże.  
-     Na gobliny bym nie liczył, ale stary, poczciwy smok może okazać się pożyteczny. - rzekł Hort i przerwał widząc jak kilku najemników podchodzi do ich ogniska.  
Rozmowa skończyła się, poszli szybko spać udając wyczerpanych. Rankiem obudziło ich szykowanie najemników do drogi, szybko zauważyli, że jest już trochę po poranku, widocznie najemnikom nie zależało na pośpiechu. Przygotowali wszystko, wsiedli na wierzchowce i pojechali. Krajobraz nie zmieniał się, tak samo jak niezmienna była pogoda, masywy Gór Szarych towarzyszył im przez całą drogę. Znów kompania rozmawiała, dla pozoru przyjaciele też zrobili się bardziej towarzyscy. Nie znajdowali zbyt wielu wspólnych tematów z resztą mężczyzn, ale za to dokładnie słuchali ich wypowiedzi. Podróż urozmaicił jeden krótki popas o południu. Po kilku godzinach ujrzeli wstęgi strumieni tworzących rzekę Onduinę oraz ich cel, czyli jaskinię. Było ich wiele, a wejścia, niektórych sięgały dziesięciu metrów. Felserant żałował, że droga już się skończyła, nie wiedział jeszcze co zrobić. W końcu zdecydował, że uczyni pewne posuniecie. Nie miał czasu na uzgadnianie nowego planu z przyjaciółmi więc sam zagadnął przywódcę najemników:
-     Czy to te jaskinie, w których ma swoje leże smok?
-     Tak, to one. Tu nasze drogi chyba się rozejdą. - rzekł przywódca kompani.  
-     Nie byłem z wami do końca szczery, bo wam nie ufałem. Ale teraz myślę, że zaufać wam mogę. - improwizował Felserant, a przyjaciele słyszeli to i gdyby mogli wrzasnęliby: "nie rób nic głupiego!”. Niestety.  
-     A więc jednak wyjawisz mi wasz cel podróży?- rzekł przywódca najemników zsiadając z konia, wszyscy zsiedli, byli już na miejscu.  
-     Otóż dobrze wiemy o smoku. - zaczął młody posłaniec, chciał przerwać widząc minę rozmówcy, ale było już za późno. - Też chcemy uratować córkę starosty i pragniemy śmierci smoka, ale na nagrodzie nam nie zależy.  
Chwila ciszy, wszyscy zwróceni byli ku rozmawiającym. W końcu przywódca najemników odezwał się, na twarzy miał dziwny uśmiech:
-     Ha, to wspaniałe i szlachetne. Wypełnić zlecenie i nie chcieć nagrody. A to dobre! Wszystko byłoby w porządku, ale widzicie, my nie lubimy jak nam ktoś przeszkadza w robocie. Związać ich!
Wybuchło zamieszanie. Felserant załamany takim rezultatem rozmowy nawet się nie bronił, Paldan tylko wrzasnął do niego:
-     Ty głupi chłopaku! To nas wrąbałeś!
Hort stawił trochę więcej oporu. Posypały się razy, dwóch najemników upadło, ale w końcu rzucili się kupą na opornego i brutalnie go obezwładnili. Po chwili trzej przyjaciele leżeli związani pod drzewem. Trafiła się wspaniała okazja na rozmowę:
-     Przepraszam was, skąd miałem wiedzieć, że tak zareagują. - tłumaczył Felserant.  
-     A stąd, że po samych ich gębach widać, że nie lubią się dzielić z nikim łupem. - rzekł Hort.  
Było to prawdą, najemnicy bardziej niż łowca smoków nie lubili konkurencji. Oprócz tego nie znosili też jak ktoś był świadkiem ich wypadków przy pracy.  
-     I co teraz młody geniuszu?- zapytał zdenerwowany Paldan.  
-     Poczekamy, zobaczymy. - odpowiedział Felserant.  
-     Kiedy wejdą do jaskiń i zostawią tu straż może uda się nam wydostać z tych więzów. - zaproponował Hort, rytmicznie ocierając związanymi rękoma o konar drzewa.  
-     Nie gadać mi tam!- wrzasnął jeden z najemników.  
Niedługo po tym nadzieje Horta zaczęły się potwierdzać. Dziesięciu najemników wlazło do jaskiń, a trzech pozostałych grzebało coś przy koniach. Łowca smoków zaczął szybciej wykonywać czynności, która miała go oswobodzić. Po chwili ręce miał już wolne i rozwiązał sznur wiążący nogi. Nie uwolnił posłańców, sam zaszedł najemników niepostrzeżenie. Jednego obezwładnił ciosem w tył głowy, dwóch pozostałych rzuciło się na niego. Jeden dostał w zęby i upadł, drugi zamachnął się lagą, ale Hort ominął cios i wyrwał z ręki przeciwnikowi broń. Zdzielił w plecy najemnika, który stracił równowagę, za to drugi wstał z krwią w ustach i dobył miecza. Hort zwinnie unikał ciosów i w końcu sam zdzielił przeciwnika w ucho, po tym uderzeniu mógł spokojnie zająć się uwalnianiem przyjaciół. Trzeba przyznać, że umiał się bić. Związali nieprzytomnych najemników, przypasali broń, czyli dwa posłańcze miecze i topór na smoki. Następnie weszli z pochodniami w ciemność jaskiń, prowadził Hort.  
-     Gratuluję- rzekł Paldan do Horta, a ten wzruszył tylko ramionami.  
-     Przepraszam was za mój głupi pomysł przyjaciele. - rzekł Felserant.  
-     Zapomnijmy o tym, skupmy się nad dalszymi działaniami. - odpowiedział Paldan, przyjmując przeprosiny.  
W jaskiniach było ciemno i wilgotno, woda ściekała z sufitu i ścian, gromadząc się na dole, a potem wypływając na powierzchnię. Nie długo potem natrafili na rozwidlenie dróg, a potem na następne i kolejne, łowca smoków wybierał drogę pewnie i prawie bez zastanowienia.  
-     Wyczuwam jego obecność- powiedział- jest blisko. Zgaście pochodnie.  
Najemników nie było słychać ani widać, nie mieli oni doświadczonego tropiciela smoków w kompani. Coraz więcej skał i kamieni oraz prawie całkowita ciemność przeszkadzała im w pochodzie, aż Hort gwałtownie się zatrzymał i popatrzył w górę mówiąc:
-     Tam wyżej, w ścianie jest dziura. - wskazał palcem- On tam jest. Cicho się wespniemy i spróbujemy go zaskoczyć.  
Przyjaciele się zgodzili i podjęli próbę wspinaczki na ścianę. Powierzchnia ściany była ślizga i stroma, ale miała mnóstwo nierówności co zapewniało przyczepność. Otwór nie był wysoko, po chwili trzej mężczyźni spoglądali do dużej sali. Była oświetlona, po środku rozpalone było duże ognisko. Zauważyli łóżko, stół z jedzeniem i piciem, kupkę złota, na której trochę dłużej zatrzymali wzrok. Felserant gwałtownie drgnął i powiedział:
-     Tam jest Ladia i smok, tak samo to wygląda jak w twojej opowieści Horcie.  
-     Rzeczywiście, dziewczyna znów śpi obok gada. Dlaczego on to robi, naprawdę nie mam pojęcia. - odpowiedział Hort.  
-     Spróbujemy z nim porozmawiać. - rzekł Paldan i jako pierwszy przeszedł prze otwór.  
Gdy już wszyscy stali na nogach ruszyli w stronę śpiących. W bezpiecznej odległości okrążyli ich i odezwał się Hort:
-     Obudź się smoku!
Smok otworzył zielone ślepia, zareagował spokojnie, bo podniósł tylko łeb, Ladia również wstała i odbiegła kawałek.  
-     Poznaje cię, znów mi przeszkadzasz. - rozbrzmiał wyjątkowy głos gada.  
-     Przeszkadzamy ci, bo porywasz niewiasty. - odpowiedział Hort, dumnie wyprostowany i mierzący się wzrokiem z rozmówcą.  
-     Porywam je dla towarzystwa łowco smoków, jak widzisz nie brak jej tu niczego.  
-     Nie słyszałem nigdy o tak zachowujących się smokach.  
-     Po takich jak ja pozostało na świecie nie wielu. Dawno temu tobie podobni wybili prawie cały mój gatunek. - smoczysko błyskawicznie się wyprostowało, Hort dobył topór, ale nie potrzebnie.  
-     Nie chce walczyć. Kim są ci dwaj twoi towarzysze?- zapytał spokojnie już smok.  
-     Jesteśmy posłańcami starosty z Brin, którego napadłeś i o mało nie zabiłeś. - odpowiedział Felserant i zwrócił się do Ladii- Nie poznajesz mnie, jestem Felserant, często przebywam w ratuszu.  
-     Nie znam cię i nie potrzebuję waszej pomocy. Smok obiecał, że wkrótce mnie zwróci ojcu. - odrzekła dumnie i arogancko córka starosty.  
-     Ale…- młody posłaniec próbował wyjawić swoje uczucia.  
-     I nie przypuszczam, że ojciec wysłał po mnie takich jak wy. - przerwała mu Ladia i uniosła w górę głowę.  
-     Twój ojciec nas nie wysłał, jak tylko dowiedziałem się, że porwał cię smok, postanowiłem spieszyć ci na ratunek. - rzekł pośpiesznie Felserant.  
-     I co sobie myślałeś, że dam się uratować tobie. Jak mówiłam nie potrzebuję waszej pomocy. Idzie w swoją stronę i nie przeszkadzajcie mi.  
Paldan chwycił przyjaciela za ramiona i chicho powiedział:
-     Nic nie mów, ona nie jest dla ciebie, znajdziesz inną. Już dawno chciałem ci uświadomić jaka ona jest na prawdę, teraz sam widzisz. Przykro mi.  
Wszyscy, łącznie z smokiem z żalem przyglądali się Felserantowi, który odszedł kawałek i ciężko usiadł. Zrozumiał, że jeżeli jego przybycie i próba ratunku nie zrobiło na niej wrażenia to nie ma już nic do powiedzenia.  
-     Niestety moja towarzyszka nie jest zbyt uprzejma. Chciałem ją niebawem wypuścić. - rzekł smok.  
-     No dobra, ale napadłeś na ludzi. - zaczął znowu Hort, marząc co to będzie za wyczyn zabić wymierający gatunek smoka.  
-     Przepraszam za to, jestem smokiem, miałem grzecznie zapytać czy mogę Ladię wziąć jako moją towarzyszkę. W ramach zadośćuczynienia mogę coś dla was uczynić?
Hort chciał zaatakować, ale zareagował Paldan.  
-     Nie godzi się zabijać przedstawiciela wymierającego gatunku Horcie, może jest z tej sytuacji inne rozwiązanie?- powiedział.  
-     Jakie?- łowca smoków panował nad podnieceniem.  
-     Możemy oddać Ladię najemnikom, którzy ją bezpiecznie zawiozą do Brin, a my uciekniemy stąd bez szwanku. Felserant źle się czuje, proponuje wrócić do Ikyryna.  
-     Ja was chętnie tam zawiozę i odlecę w swoją stronę. - zaproponował smok.  
-     Dobrze, ale chcę to złoto, które tam leży. - powiedział Hort.  
-     Możesz wziąć ile udźwigniesz, nie jestem do niego przywiązany. - zgodził się smok.  
Hort ładował złoto do worka, Paldan spoglądał na smoka, Felserant wstał i powiedział do nich:
-     Lećmy rozprawić się z goblinami, zapamiętując całą naszą przygodę, ale bez scen w tej jaskini.  
Ladia siedziała na swoim łóżku z miną gniewną, ale bezradną. Nie mogła się im sprzeciwić więc czekała na najemników, którzy niebawem ją znaleźli. Oprócz jej w sali nikogo już nie było. Najemnicy odwieźli Ladię do starosty i odebrali sporą nagrodę za jej uwolnienie i rzekome zgładzenie smoka, o trzech przyjaciołach nic nie wspomnieli. Córka starosty również nic nie wyjawiła.  
    Siedzieli i trzymali się kurczowo czego było można. Smok chociaż mały, z łatwością leciał z nimi trzema na grzbiecie. Zostawili konie, większość ekwipunku i trzech związanych najemników, lecieli do krasnoludzkiej kopalni. Było już ciemno, słońce schowało się za horyzontem. Z daleka ujrzeli mnóstwo drobnych światełek rozstawionych wokół murów siedziby krasnoludów. Od razu wiedzieli, że to armia goblinów, która jednak nie zaczęła jeszcze szturmu.  
-     Widzisz przyjacielu, zdążyliśmy w samą porę na ostateczną bitwę. - rzekł Paldan do Felseranta.  
-     Już pewnie od dawna przygotowywały teren do przemarszu głównych wojsk. - odpowiedział młody posłaniec trochę już odzyskujący humor. - Wesprzemy naszych sojuszników?
-     Nie jest to moja wojna, ale można się czasem rozerwać i spróbować czegoś nowego. - odpowiedział Hort i poklepał ręką nietypowego wierzchowca. - Wysadź nas w miasteczku.  
-     Dobrze. Potem odlecę i więcej mnie nie ujrzycie. - odpowiedział smok.  
-     No cóż, wyobrażałem sobie inne zakończenie naszego spotkania smoku, ale cieszy mnie to, że w ogóle do niego doszło. - po tych słowach Horta nikt już nic nie powiedział, a gad przyspieszył lot.  
Wiatr rozwiewał im włosy i przeszkadzał w patrzeniu, a gdy smok zanurkował trzej mężczyźni przywarli głowami do jego łusek. Lądowanie było spokojne, ale i tak czuli się dziwnie. Ci którzy zajście widzieli oczom nie wierzyli i uciekali, a gdy po pożegnaniu smok odlatywał robiąc hałas skrzydłami ulicą akurat szedł Ikyryn z zbrojnym oddziałem.  
-     Później was spytam o przygodę i o to co właśnie odleciało. - rzekł patrząc w mrok nieba. - Teraz chodźmy rozwiązać pewien problem. Cieszy mnie wasza obecność.  
-     Zawsze lepiej, gdy przyjaciele stoją u boku. - odrzekł Paldan i ruszyli w stronę bramy.  
-     Jak wygląda nasza sytuacja?- zapytał Hort i oddał giermkowi do przechowania ciężki worek.  
-     Pod murami rozstawiło się jakieś 3000 goblinów, przymaszerowali niespostrzeżenie z wschodu. My dysponujemy ponad tysiącem zbrojnych ludzi, którzy nie widomo skąd się wzięli i jakieś tyle samo krasnali. Mamy jeszcze mury, więc nie jest najgorzej. Idziemy bronić lewego skrzydła murów, gdzie skoncentrowano najmniej zbrojnych, bramy broni Gorin z krasnoludami, a prawego skrzydła murów reszta.  
Dotarli na miejsce szybko, byli pełni determinacji, obrońców było mniej, ale i tak w ich sercach pulsowała odwaga i pewność. Przyjaciele weszli na mury, ukazało im się już maszerujące wojsko, mnóstwo pochodni, dostali łuki i czekali. Wkrótce mogli już dostrzec drabiny i tarany oraz pokraczne kształty przeciwników, przełknęli ślinę. Armia goblinów z wrzaskiem i rumorem zaszturmowała. Jęknęły setki cięciw, posypały się strzały i bełty, goblińskie drabiny poszły w ruch, rozgorzała walka na murach. Pierwszą fala została odparta, druga i trzecia też, lecz nie bez strat, potem brama ustąpiła pod naporem taranów i Gorin wpadł w wir walki. Jego pobratymcy nie pozwolili na wtargniecie wrogom do miasteczka. Gdzieniegdzie na murach atakujący zdobywali przewagę, ale żadna z takich grup nie wytrzymywała długo, zostawała wycięta w pień. Waleczność, odwaga, zapał bojowy, determinacja i nienawiść pozwoliła na zwycięstwo ludziom i krasnoludom, wróg rozbił się o mury i krasnoludzkie piersi. Nieliczne resztki armii goblińskiej uciekły pod osłoną nocy w góry i doniosły o klęsce. Na bardzo długo żaden goblin nie odważył się opuścić podziemnej kryjówki, zapanował pokój. Wielu obrońców poległo, a ci którzy przeżyli oddali im hołd oraz cześć i cieszyli się z odparcia niebezpieczeństwa, dzięki nim nie powtórzyła się straszliwa burza sprzed 20 lat.  
Czterej przyjaciele gdy już uświadomili sobie, że wygrali, uściskali się. Przez cały czas bitwy, walczyli ramię przy ramieniu, odpierając szturmy wroga jak nikt inny. Po bitwie, czyli późnym rankiem, kiedy promienie słońca odsłoniły ogrom starcia i poległych istnień zabrano się za porządki, naprawy i gaszenie pożarów oraz leczenie rannych. Czterej przyjaciele nie czując obowiązku uczestniczenia w czynnościach pobitewnych poszli do karczmy, w której nie dawno nocowali. Uradowany gospodarz przywitał zmęczonych i lekko ranionych wojów, podał im posiłek i piwo na jego koszt:
-     Ubiłem chyba z trzydziestu. - pochwalił się Hort macając lekką zbroję, miał poobijane żebra.  
-     Ja nie liczyłem, ale pod dwudziestu ubitych mój wynik na pewno podchodzi. - odpowiedział Felserant, zapomniał już o Ladii i reszcie świata, dla młodego posłańca bitwa była ogromnym przeżyciem.  
-     Dwudziestu ośmiu goblinów nadziałem na mój miecz. - uśmiech wykrzywił zakrwawioną twarz Paldana, nie była to jego krew.  
-     Nie wiem dokładnie, ale zdaje mi się, że pobiłem twój wynik Horcie. - odrzekł Ikyryn, w rzeczywistości pobił łowcę smoków o dwunastu zabitych.  
Jedząc i pijąc opowiedzieli oficerowi o swojej przygodzie i o wyjątkowym smoku, potem zamilkli.  
-     Co teraz zamierzacie zrobić?- zapytał wreszcie posłańców Ikyryn.  
-     Nic mnie już nie ciągnie do Brin, chciałbym zwiedzić trochę ten świat. - odpowiedział Felserant.  
-     Tam gdzie on to i ja pójdę. - rzekł Paldan.  
-     Ja wyruszę dalej w poszukiwaniu przygód i nowych zleceń. - wtrącił Hort.  
-     Pomogłem zażegnać drugi raz niebezpieczeństwo zagrażające tej krainie i mam dość. Chciałbym zając się czymś innym. - powiedział Ikyryn.  
Chwila ciszy i uśmiech na twarzach czterech mężczyzn, ciepły, szczery i nie jedno znaczący.  
-     Mamy podobnie niejasne plany co do przyszłości. - zauważył Hort. - Proponuje takie oto rozwiązanie: pójdźmy razem w świat szukając przygód, wyzwań, przeżyć i dobrego piwa. Co wy na to przyjaciele?
-     Moje marzenia w jakieś części zgadzają się z twoim rozwiązaniem. Ja się zgadzam. A wy brińscy posłańcy, co odpowiecie?- odrzekł Ikyryn.  
-     Mi wszystko jedno, pójdę z wami. - odpowiedział spokojnie Felserant.  
Paldan zastanawiał się dłużej, ale widząc nalegające spojrzenia reszty ustąpił:
-     Ach, ja też przyłączam się do kompani, czas pokarze czy był to dobry wybór.  
Podnieśli toasty i opróżnili drewniane kufle do dna. Później postanowili odpocząć. Po drzemce przygotowali nowe konie kupione za złoto z worka Horta i wyjechali za bramę. Przedtem Ikyryn podziękował Gorinowi za pomoc, a Felserant napisał i kazał dostarczyć list do wuja Carina, w którym wszystko opisuje i wyjaśnia.  
Czterej przyjaciele ruszyli w świat po przeżytych przygodach w tej pięknej i już spokojnej krainie. Nikt nie widział, w którą stronę się udali. Zapewne czeka ich wiele nowych, niesamowitych przygód i zaskakujących spotkań, ale nie jest już to ta sama historia.

Jonaszf

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda, użył 12663 słów i 71031 znaków.

Dodaj komentarz