Dziennik ocalałego z apokalipsy cz.6

Dziennik ocalałego z apokalipsy cz.6Niedziela
     Jestem naprawde zaintrygowany Rafałem. Gdy tylko wstaliśmy, i zjedliśmy coś(oczywiście poczęstowaliśmy go), on zaczął mówić do nas, jak do jakichś wójków. Z szacunkiem, i sympatią. Nie powiem spodobał mi się taki stan żeczy, ponieważ lubie być szanowany, ale bardziej dziwne było to co stało się chwilę później. Rozmawiając ze sobą, nagle usłyszeliśmy znajome jęki. To był zombie ukryty w krzakach. Już chciałem wyjść na przód, by Rafał nie wystraszył się zbytnio, ale nie zdążyłem. Chłopak wyskoczył na nieumarłego ze swoim toporkiem, a następnie wyprowadził potężne uderzenie w czaszkę trupa. Choć ten i tak był martwy, i jego k
rew już dawno zaschła, cios unieszkodliwił go na zawsze, a szczątki gnijącego już mózgu rozprysły się we wszystkie strony, jeszcze bardziej brudząc( i tak już całe ubrudzone) ubranie Rafała, i chlapiąc rośliny, i nasze buty. Później ruszyliśmy dalej. Po drodze spostrzegliśmy górę. Co prawda nie był to rąbany Mount Everest- ach racja... Ty możesz nie wiedzieć co to jest. Mount Everest, to najwyższa góra świata. Nie ma za co.- Ale zawsze jakaś. Po dobrej godzinie wszedliśmy na jej "łysy" czubek. ujrzeliśmy z niego, wielkie połacie terenu, widoczne były dwie osady. Jedna bliżej, ale sądząc po tym jak wyglądała. Była już wioską nieumarłych. Oraz drug, która byłą o wiele dalej, i była dla nas ledwie widoczna. Lecz wszędzie rozpoznał bym te pierdolone mury miasta morderców... Zauważyliśmy też, że jeszcze trochę wyżej znajduje się domek. Zakładając, że to schronisko górskie, wstąpiliśmy tam. I najlepsze było to że.... Był pusty. Żadnych ludzi. Uznaliśmy, że to może być dobre miejsce, by po raz kolejny rozpocząć życie osiadłe. Tylko tym razem z powodzeniem. Postanowiliśmy przeszukać naszą nową fortecę. Rafał pilnował wejścia, Tomek przeszukiwał piętro, Olek wziął się za parter, a mi zostawili najgorszą robotę. Musiałem zejść do piwnicy, i przeszukać ją, by się dowiedzieć na ile czasu mamy zapasy, i czy jest tam coś użytecznego... Dobra, zaczynam już, bo się trochę za bardzo rozpisałem, i zaczeli mnie poganiać.
     Ktokolwiek opuścił to miejsce, był debilem. Jedzenia starczy na dobre 4 miesiące, i nie mówie tu o racjonowaniu tego, a o żarciu ile wlezie. Bo jak zaciśniemy pasa, to nam i na rok to wszystko starczy. I to nie wszystko, w piwnicy znalazłem jeszcze jakiś mały warsztat, a jako, że jestem raczej majsterkowiczem. No cóż, będzie zabawa... Dodatkowo mamy tu jeszcze stare radio, i trochę narzędzi. Czuje, że będzie mi tu dobrze. Na piętrze znaleźliśmy tylko meble takie jak: krzesła, stoliki, oraz bar. Była tam też kuchnia, z wyposażeniem godnym kucharza. Na piętrze odkryliśmy mnóstwo pokoi z łóżkami, oczywiście wolnymi. Będzie gdzie spać. Oraz najlepsze. Na dachu były cztery niewielkie panele słoneczne. Wiecie co to oznacza? Prąd. A prąd pozwoli nam na bardzo cywilizowane życie.Następnie zjedliśmy razem pożądne żarcie, zostaje tylko problem wody, ale może w okolicy będzie jakiś staw, czy chociaż jeziorko. Zawsze można wtedy zagotować wodę, pozbyć się bakteri, i pić jak normalną. Bynajmniej dzisiejszy dzień był naprawdę udany. Nie wiem, czy dane nam będzie jeszcze raz taki przeżyć. Dobra, będe kończył. Niech potomny który to czyta żyje w zdrowiu.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Cześć długo mnie nie było. Dlaczego? To proste. UPC... Nic dodać nic ująć. Przez blisko 2 tygodnie moje połączenie z internetem nie pozwalało mi nawet na przeglądanie forów, a co dopiero zamieszczaniu opowiadań. Przepraszam za postój, i obiecuje poprawę.

bobkala1

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda, użył 664 słów i 3916 znaków.

Dodaj komentarz