Tak będzie.......Dla Milf....za zrozumienie

Tak będzie.......Dla Milf....za zrozumienieUwielbiam noc, chciałbym móc nie usnąć i robić rzeczy których nigdy nie robiłem.

       Kiedy przychodzi pora spoczynku, wchodzę pod prysznic i pozwalam strumieniowi wody spływać po mym ciele, tak by tworzyły się południki.  
By każdy mój skrawek ciała, który przez cały dzień brał udział w mym egzystencjonalnym bycie, miał chwilę przyjemności, by doświadczył nagrody, że mnie nie zawiódł.  


   Niech więc wchłania porami całe zastępy kropelek, niech zachłyśnie się mydlinami, a ja przybędę z odsieczą i rozmarzę je odsłaniając każde wgłębienie, ścięgno, znamię.  
Opuszkami palców dosięgnę wszelakich miejsc, mało dostępnych, by i one wiedziały, że o nich pamiętam, że też składają się na moje dobre samopoczucie.
Moje ciało zasłużyło na to, jest godne tej pieszczoty, bez niego bym nie dotrwał do mojej ulubionej nocy.

          Bo wszystko się udało, od ciężkiego wstawania i człapania do łazienki, aż po umycie szklanki po kolacji. Było nerwowo, bo trzeba gonić czas, być jak zawsze mobilnym, pokazać swe wszechstronne zalety, koleżeńskość, empatyczność, być po prostu omnibusem.

Po pracy własna gonitwa, wciąż liczę na luz, a tylko problemów przybywa, bo rutynowe czynności zawsze będą się do nas uśmiechać, a dochodzą jakieś niby niuanse, albo i poważne sprawy, które zabierają czas.

Kogoś spotkasz, musisz wysłuchać, być miłym sąsiadem, kiwać głową, że to straszne, co stało się Ewie, radzić, pocieszać, odkłaniać się, a twoje sprawy krzyczą w niebogłosy.


     Ale to już przeszłość, jest noc, wychodzę czysty z zaparowanej łazienki i moszczę sobie ciało na sofie do melancholijnej zadumy, analizy.  
Jak zwykle zdarzenia dnia same się upomną o kontemplację o to wszystko co było za szybkie by spamiętać, zauważyć w ciągu dnia.
A teraz w nocy powracają jak retrospekcja, slajdy, kalejdoskop zdarzeń wyświetlany przez rzutnik.  
I widzisz miasto a nad nim ciężkie stalowo-grafitowe chmury, śpieszących się ludzi, ktoś wybrał rower jako środek lokomocji, panią z pieskiem która czeka na przejściu i kolorowe reklamówki przy Biedronce.

    I już po chwili obraz się zaciera bo przesłania go szum ulicy, radiowęzeł nakłaniający do zakupu po promocji, coli za jedyne 2,99, batoników Mars za  2,29, margaryny śniadaniowej....
Jesteś u siebie, to znaczy w pracy, ale to adekwatne stwierdzenie.  
W końcu to tutaj spędzamy większość czasu, często nie widzimy się z sąsiadem przez tydzień, dopiero niedzielna msza pozwala podać dłoń, zadać rutynowe:

  - " Co tam u ciebie słychać"

    Wykonujesz swoje obowiązki, jednocześnie wyłapujesz monosylaby, jakieś strzępy rozmów.
Ktoś się przez to przebił swym rubasznym śmiechem.  
Nakłada mi się monolog kilku osób, które opowiadają o weekendzie, że się wynudziły, że dzieci dały do wiwatu.
Następny delikwent się przepił, miał ból pleców.
Pytają mnie gdzie byłem, pokazują zdjęcia, ktoś pieszczoty ze swym ratlerkiem , no ....cuda się przewijają przed snem.


      Poprawiam, improwizuję na nowo, swoje wypowiedzi, to co według mnie spieprzyłem, co nie było nawet bliskie mym zamiarom, czego nie opanowałem.  

Tak trwałbym w tym urokliwym stanie, gdyby nie sygnał telefonu, oznajmiający, że są jeszcze tacy co o mnie pamiętają, co chcą o mnie pamiętać, jak Ania.

    - Jak miło, że moja koleżanka wciąż ma mój numer.

    - Bardzo śmieszne - oznajmia, dodając ironiczny śmiech - ha ha, ha!!!
   Słyszę, że ci się dowcip wyostrzył, co mi zresztą pasuje, bo mam prośbę do ciebie.

   Aaa,!!! Takie tango
   To jestem w domu, to by było zbyt piękne, by Ania wieczorem mnie potrzebowała do towarzystwa,  
  do umilenia sobie wieczornych godzin.  
  Ale pytam grzecznie:

   - Mam nadzieję, że ona będzie choć trochę związana z konwersacją w twoim towarzystwie?

   - Mówisz i masz, wprost mi z ust to wyjąłeś...

   -…z ust mówisz.

  Słyszę jak nerwowo wciąga powietrze i po chwili wypuszcza szykując się do utemperowania mych  
  zapędów

   - Przestań! To poważne.  
    Mianowicie w niedzielę wybieramy się do kina, a ja chcę mieć też kogoś do pary, by nie być tak  
    dodatkiem do Kasi i jej Kacpra - tu następuje przerwa w monologu by zmienić tembr głosu, nadać  
   mu cieplejsza barwę -
   I pomyślałam…

  -…o zapchaj dziurze - wszedłem jej w słowo, burząc misterny plan.

   Chwila konsternacji, która mnie rozbawiła, bo Ania to nie z tych co dają się zwalić z pantałyku, taka rasowa dziewczyna, wyszczekana, błyskotliwa w ripostach.  
Więc to dla mnie powód do podskoków, do chwili którą należy celebrować.  
Zagryzam wskazujący palec, by nie ryknąć śmiechem w eter, a tym samym nie zdradzić swego stanu euforii.

  - Nie rób znowu scen, aż tak nie jesteś czuły by się stawiać w roli stłamszonego, a mnie jako egoistki  
   bez zasad   - przerywa bo chyba dobiegł ją mój duszony w bark rechot - ...hallo?

    Powracam do miarowego oddechu.

    - Mów, dobrze ci idzie - odzywam się prawie swoim głosem.

  Chyba przesadziłem, ale to ona ma towar który chce opylić.  
  Mogę być przez chwilę wodzirejem, więc czemu tego nie wykorzystać?
    Jupitery na mnie.
   Niech żyje bal.

   - Słuchaj, jak nie chcesz to powiedz, nie będę sobie śliny psuła.
    Nie znamy się od dziś i wiem kiedy sobie szopki robisz…To jak?

   I po popisach.
   Tyle mojego, koleżanka przejęła lejce, a tak mi szło.

   - Idziemy, nigdy bym nie przepuścił takiej okazji.

      Orzechy przeciwko dolarom, że uśmiech rozpromienił jej twarz, czego dowód miałem w cieplejszej  
  tonacji głosu, tembr był jak aksamit.

   - A co teraz robisz?

    - Rozmawiam z fajną dziewczyną - próbuję na przymilasa, co? Kobiety tak lubią...no tak mi się zdaje.

  Śmiała się, autentycznie usłyszałem jej radość a ja delektowałem się tym pięknym oktawem.

   - Ej, wariat z ciebie, ale i tak cię lubię.
     Aaa!  - oczyma wyobraźni zobaczyłem jej palec wskazujący, uniesiony jak u mądrali w " Smerfach"  
-  i nie wyobrażaj sobie, że my.. no wiesz.

    Czar prysł, przypomniała sobie, że mogę coś sobie ubzdurać.  
    Ależ ona jest niedostępna, kiedy zrozumie, że ja to ten właśnie.

   - Skąd ci to przyszło do głowy, przecież my to kolegujemy się tylko - teraz ja grałem belfra.

   - No właśnie - wyraźnie odetchnęła - to ja już kończę.. - i ta cisza gdy prawie wszystko jest jasne, no właśnie, prawie robi wielką różnicę   - ...to pa.

   - Jak musisz, to pa.


       Łysy rzucał poświatę na wnętrze mego pokoju, wszelkie przedmioty mają w nocy wymiar tajemny, komody, ława, pufy, to wszystko co w dzień omijam teraz absorbuje moją uwagę.

    Zawsze mam wrażenie, że to centrum tej okolicy, enklawa, tu znajduje się wszystko co najważniejsze, a  
   muzyka zagłusza to co może być, gdzieś indziej, tuż za oknem.

   Jakbym pracował w radio, a inni czekali na to co powiem…chore?
    Pewnie tak, ale ten typ tak ma.
    I będzie jeszcze nie raz.

milegodnia

opublikował opowiadanie w kategorii obyczajowe, użył 1254 słów i 6929 znaków, zaktualizował 22 lis 2020.

Dodaj komentarz