Nim przyjdzie jutro # 9

Nim przyjdzie jutro # 9Obie kobiety poczuły wewnętrzna radość, gdzieś w ich podświadomości tliła się nadzieja na przyjaźń, na to wszystko, co tak się dobrze zaczęło zazębiać, ale z każdą minutą czas naglił do podjęcia decyzji, radykalnego postawienia sprawy.  
I jak to zwykle bywa, wystarczy się otworzyć na drugiego człowieka, pokazać mu swoje pragnienia, nie bać się uczuć, wyzbyć się za hamowań, a bezmiar wolnych myśli zmieni się w słowną konwersację, konfrontację tego, co obie miały w zanadrzu w bezsenne noce.

   -  Musimy to uczcić to nasze przymierze, nie ważne czy na długo zakotwiczysz w mych progach, ważne by to należycie zacząć.
Ze względu na miejsce, to nie może być nic ciężkiego, ale za to baaaardzo słodkiego, ja to najwyżej kolacji nie zjem, a ty zdążysz rozchodzić przed snem.

    -  Cieszę się, że tak nam się zgadało, bo będę mogła spokojnie odejść, wiedząc, że to dopiero początek, a my sobie pani Czesiu jeszcze tak parę razy posiedzimy.
Już nie mogę się doczekać, jak ten dom zobaczę, aż mnie ciarki przeszły, a ja przecież Ingi, Pani Gizeli, no nikogo z nich nawet nie widziałam, a co dopiero mówić o poznaniu.

Pani Czesia w tym momencie bardzo subtelnie trzepnęła Elę w ramię.

   -  To, czemu nic nie mówiłaś, jesteś okropna! To ja mało nie wyszłam z siebie by cię zachęcić, kolorowałam, a ty jeszcze chwilę i byś mnie z kwitkiem do domu odesłała.

   -  Nie chcę być niegrzeczna, ale wina leży pośrodku, wychowano mnie w ten sposób, że ..

Starsza pani przerwała Eli, nie bacząc na jej przekonujące argumenty.

   - Dobrze ptaszyno. Przepraszam, że ci przerwę, ale za chwilę mi będziesz chciała uciec, a mamy jeszcze torcika hiszpańskiego w rozkładzie.

Ela popatrzyła zdezorientowana na staruszkę, nie wiedziała, czy to czasem nie jest żart ze strony jej nowej partnerki do zwierzeń.

   - Ty sądziłaś, że ja jestem gorzej wychowana i za ten jabłecznik, to niczego nie będę miała w zanadrzu. Wczoraj poprosiłam córkę, przyniosła, a ja sama nie mogę tego skonsumować, więc…

Staruszka wyciągnęła dłoń, a Ela zręcznie postawiła ją do pionu.  





     Weszły do salki, gdzie mogły poczuć się przytłoczone po tak odosobnionym plenerze, kojącym wzrok skwerze. Nie zdążyły jednak odczuć tego dyskomfortu, gdyż sąsiadka od niedoli, ta od antyków, nie pozwoliła na głębszą analizę wnętrza.

   - Już się martwiłam o panią, taka pogoda niepewna, a i dusi dzisiaj, jakby barometr niekorzystny.

Pani Czesława jak to było w jej zwyczaju, przyjęła troskę z wyraźnym dystansem, który podkreśliła wyciągniętą przed siebie dłonią.

    - Jest bardzo przyjemnie, zwłaszcza jak się ma taka rozmówczynie jak pani Ela.  
Pani Danusiu, proszę poznać moją najwierniejszą słuchaczkę, Elżbietę. Elu, to pani Danusia, dzięki której milo spędziłam wczorajszy wieczór.

Obie panie wymieniły się uśmiechami, delikatnie taksując swe oblicza. Ela pierwsza stwierdziła, że tą procedurę należy zamknąć po pobieżnych oględzinach.

- Pani Czesia nie może się nachwalić pani, tak wiele jej pani przypomniała, mogła sobie rozerwać czas.

Pani Danusia odstawiła nożyk, którym obierała jabłko i z wyraźnym wzruszeniem przyjęła komplement. Od pewnego czasu doskwierała jej samotność, mimo, że mieszkała z synem, nie miała wielu okazji na rozmowę, jej syn i córka miały swoje życie.
Owszem była z nich dumna, pozakładały rodziny, które wyglądały na szczęśliwe, co ją bardzo cieszyło, ale nie miała wrażenie, że jest im niepotrzebna. Radziły sobie, często widziała się z synem tylko popołudniem, gdy przebywała w swoim ogrodzie, a on zabiegany zamienił z nią kilka słów, by na powrót zostać sama.  
To dziwne uczucie, może i samolubne, ale chciała poczuć się potrzebna, jak jeszcze trzy lata temu, gdy pilnowała Piotrusia, nim poszedł do szkoły.

    -Cóż tam ja, takie wspomnienia mi się nasunęły, zresztą ja trochę młodsza, to bardziej powtarzałam usłyszane od mamy rodzinne anegdoty.  
Ale dziękuję, ja też dzięki tej rozmowie poczułam się weselsza, dobrze tak mieć koło siebie człowieka, co tu mieszka i zna te sprawy.

Staruszka w tym czasie wyciągnęła swoje ciasto i postawiła je na taborecie pomiędzy łóżkami obu pań.

    -  Proszę się częstować. A pani, niech opowie Eli o swoim ogrodzie.
To w końcu jedno z piękniejszych miejsc, zgłaszane na konkurs, a to już definiuje jego klasę.

   - A to taka moja fanaberia, chciałam na siłę pokazać się w regionie, a to zwykły skrawek ziemi, stąd i porażka w eliminacjach.

    Mimo, że pani Danuta niekoniecznie chciała się rozwodzić na temat swego hobby, to Elę zainteresował temat, bowiem sama uwielbiała kwiaty, które zdobiły jej klomb, miała też wiele kwiatów wokół posesji, od azali przez winnik zmienny, a na tulipanach skończywszy.  
Nie darowała, więc by sobie, gdyby przepuściła taką okazję, zawsze to można dowiedzieć się czegoś nowego o pielęgnacji, czy choćby o nowych odmianach

    - Ja to mam tak dla estetyki po kilka sztuk, by być pewną, że się nimi dobrze zajmę, ale moim marzeniem jest taki piękny ogród, gdzie poczułabym się jak w raju.

    - Kiedyś taki mieliśmy, jak moim rodzicom się lepiej powodziło, to zatrudnili ogrodnika a on nie tylko drzewa posadził, ale i miał rękę do kwiatów.  
Żałuję, że taka mała jeszcze byłam, bo mogłabym nabyć jego umiejętności, a tak jak się nagle pan Hipolit pojawił, tak i szybko zniknął, nim ja dorosłam, by poznać jego tajniki.

W tym momencie pani Czesława złapała panią Danutę za rękę, tak nagle, że ta nie spodziewając się tego podniosła drugą w okolice serca.

  - Co pani powiedziała, ogrodnik, Hipolit?  
Taki w kapeluszu i z brodą? To on u was pracował?

milegodnia

opublikował opowiadanie w kategorii obyczajowe, użył 1075 słów i 5825 znaków, zaktualizował 12 paź 2020.

Dodaj komentarz