Nim przyjdzie jutro # 10

Nim przyjdzie jutro # 10Ela po powrocie do domu nie mogła powstrzymać się przed wyjęciem albumu ze zdjęciami, by, choć na moment nie powrócić do dawnych czasów.
Obie panie na szpitalnych łóżkach wyjawiały, co rusz nowe zdarzenie, często wspólnie je kończąc, stanowiło to powód do śmiechu, ale i smutku dla niej samej. Gdy tak, bowiem słuchała pani Danusi, w pewnym momencie doznała wrażenia, że to jej własna matka do niej przemawia.  
Nie wie, czy to przez podobne gesty, mimikę twarzy, tembr głosu, ale poczuła tkliwość do tej osoby.
To było dziwne, nie przypominała sobie, by jakaś kobieta zrobiła w jej głowie takie spustoszenie, by choćby na chwilę zapomnieć o obecnej rodzimie, a żyć tym, co miała wiele lat temu przy boku swej matki, a tak właśnie się stało.


    Siedziała tak przy tych wyblakłych fotografiach i jak w niemym filmie klatka po klatce przeskakiwały sekwencje minionych lat.  
Ułożone chronologicznie, ukazywały jak jej mama zmieniała się wraz z dochodzącymi latami, a Ela nabierała ciała. Im były starsze tym większy uśmiech gościł na obu twarzach, były sobie bliskie, nawet postronny obserwator, dostrzegłby to ciepło, jakim obie emanowały, gdy stykały się policzkami, bądź objęte w pół, kokietowały obiektyw.  

     Jej mama rozwiodła się, gdy ta miała dziesięć lat, nie mogąc znieść permanentnych libacji, które urządzał sobie jej mąż. Podziwiała ją za odwagę, zwłaszcza, że nie miała oparcia w babci, zdecydowała się jednak na takie rozwiązanie problemu i z determinacją każdego dnia radziła sobie z tym sama.  
Nie wyszła już nigdy za mąż, choć prawdopodobnie chciała, ale postanowiła, że priorytetem na dziś są dzieci. Ela doszła do takiej konkluzji, gdy zapytana, czemu nie związała się z panem Karolem, odpowiedziała ze smutkiem w oczach, że nie zawsze można iść za głosem serca. Była dla niej wzorem, najlepszym przyjacielem, tak, więc jej nagła śmierć, była dla Eli ciosem.  
Miała niespełna pięćdziesiąt lat, a Ela dwadzieścia pięć, była już mężatką, miała sześcio-miesięcznego Kacpra i to on postawił ja na nogi, pozwolił jej przetrwać najgorsze chwile.


      Przez wiele lat troszczyła się o syna i Gabrysię, którą urodziła dwa lata później.
Wydawało się, że to wszystko, co ma, co tak kocha, jest w stanie zagłuszyć potrzebę wspominania, powracania w dawne czasy. I tak było jeszcze dwa, może trzy lata temu, ale dzieci zaczęły same sobie radzić, przebywać wśród innych rówieśników i dom po pracy stawał się często cichy, co gdy mieszkała z mamą nie było możliwe.  
Zawsze coś się działo, miała z nią do obgadania, dopatrzenia, odwiedzenia, posadzenia, kupienia itp.: Teściowie, są mili, odnoszą się do niej z aprobatą, szacunkiem, to się wyczuwa i ona tego doświadcza, nigdy nie mogłaby powiedzieć niczego złego.
Maż Edward sumienny w swych obowiązkach, jako ślubny i rodzic, ale jednak najlepsze już za nimi. Tak, trzydzieści osiem lat i dopadło ją zmęczenie materiału, ostatnio nawet pomyślała, że już kłócić się nawet nie umieją. Powodem zawsze były dzieci, to one stawały się kością niezgody, którym Ela pozwalała na zbyt wiele, ale tak pro forma nie przyznawała się do tego przed Edwardem.  
Gdyby nie one, nie mieliby chyba żadnych stycznych, by sobie coś zarzucić, to dobrze, ale czy to jest idealne, tak zgadzać się we wszystkim. To spotkanie z panią Czesią uświadomiło jej, że czegoś brakuje jej w życiu, czegoś ulotnego, odskoczni, bo za wcześnie jeszcze na odcinanie kuponów.
Ta staruszka pokazała dziś, że ma w sobie więcej wigoru niż Ela przez cały tydzień, a to już jest powód do zmian.

Czuła, że gdzieś od środka się wypaliła, brak jej było tego entuzjazmu, spontaniczności, którą miała w początkowym okresie małżeństwa, gdy żadne przeszkody nie spędzały jej snu z powiek. W ogóle się nad nimi nie rozwodziła, stąpała po kruchym lodzie, a mimo to planowała dalsze dni z Gabrysią na rękach i Kacprem na czworakach.


      Taka była od nastolatki, pełna werwy, otwarta na nowości, nawet innowacje, byle coś się działo, wirowało, a ona miała zajęcie.
Co prawda życie nastolatka jest proste, wystarczy nie palić, nie przesadzać na imprezach z alkoholem, odrzucić przezroczyste bluzeczki, a pieszczoty nigdy poniżej szyi. To, wystarczyło, by dziś nie musieć unikać kolegów ze szkolnej ławy, czy podwórka, a i samej mieć satysfakcję, że miała zasady.  
Choć kilka z nich, te, które żyły bez krępowania go jakimiś zasadami, po prostu ich nie miały i robiły powyższe rzeczy, a i gorsze, trafiły może i lepiej niż ona.  
Taka przecież Kamila, budzi zazdrość, bo nie brak jej ptasiego mleczka, a kto ją zna od podlotka, to wie, że nie przebierała w środkach. I na odwrót, Magda, nazywana panią „ą”, „ę”, nos w książkach, fitness, która twierdziła:  
       -„że imprezy to dla prostych, ja mam wyższe aspiracje, tam nie znajdę nikogo dla siebie”.  
No i okazało się, że oszczędzała się do trzydziestki dla kierowcy, który zostawił ją po trzech latach z córeczką, czy życie jest sprawiedliwe?


     Pomyślała o swoich dzieciach, czy one mają jakieś zasady, czy za kilka lat, nie będzie miała ból głowy, bo Kacper będzie późno wracał do domu, zrobi sobie tatuaż, albo przerwie naukę, bo kumple go namówią na łatwy zarobek i wyjazd za granicę przy zbiorach.
Albo Gabrysia zacznie się ubierać wyzywająco, przekłuje sobie pewne miejsca na ciele i to bardzo nieodpowiednie i najgorsze przestanie w niej widzieć kogoś postępowego, a bardziej skostniałą konserwatywną starzejącą się matkę.  
Która nie czuje czasu i jest wystraszona na samą myśl o zmianie pewnych prawideł, i która seks uprawiała tylko z jej ojcem, więc cóż może wiedzieć o tej sferze życia, a i w innych pewnie jest mało pragmatyczna, zbyt ukierunkowana.

milegodnia

opublikował opowiadanie w kategorii obyczajowe, użył 1095 słów i 5965 znaków, zaktualizował 25 paź 2020.

Dodaj komentarz