W Poszukiwaniu prawdy

W Poszukiwaniu prawdyKochani oto nowe opowiadanie.Mam nadzieje, że przypadnie wam do gustu.Liczę na wasze szczere opinie :) Oto pełna zawirowań, nie porozumień, żalu i bólu historia o miłości dorosłych ludzi, która z czasem staje się coraz bardziej niebezpieczna.Czy Marta i Jacek to wytrwają??? Zapraszam do czytania:) Oto Marta :)

Marta(29l)-nauczycielka w szkole podstawowej w Warszawie.Dobry człowiek i ceniona pani pedagog.Kocha swoją pracę i bardzo troszczy się o dzieci.Za wszelką cenę  
chce pomóc Martynce.Praca jest dla niej bardzo ważna.Ofiara przemocy ze strony męża.
Jacek(30l)-mąż Marty.Znany Doktor, stracił pracę i od tego momentu nie może się pozbierać.Ukrywa przed żoną tajemnice, która powoli niszczy ich małżeństwo, agresywny alkoholik.Mimo swojego zachowania wciąż bardzo kocha żonę.
Martyna(8l)-nowa uczennica w szkole.Nieśmiałe, zagubione i wystraszone dziecko.Jej matka w ogóle się nią nie interesuje.
Karol(31l)-Chirurg, najlepszy i jedyny przyjaciel Jacka.Bardzo chce mu pomóc, chociaż nie wie jak.
Angelika(28l)-przyjaciółka Marty, psycholog
Filip(26l)-nauczyciel w-f, przyjaciel Marty
Oskar(29l)-facet przypadkowo poznany, z czasem przyjaciel rodziny.
****
Czy wiesz jak to jest, gdy nagle zmienia się całe twoje życie?  
Gdy to co kochasz tak po prostu zostaje Ci odebrane?  
Gdy pewnego dnia bajka znika i uświadamiasz sobie, że twoje życie było grą?  
Czy wiesz jak to jest, gdy mężczyzna którego kochasz okazuje się Ci obcą osoba?  
Czy wiesz jak to jest, gdy pojawia się pierwszy przypadkowy cios w policzek?  


Małe miasteczko położone w centrum Warszawy.Jedno z tych dzielnic, gdzie nie powinno stać się nic złego.Park, nie daleko szkoła, kilka metrów dalej kino.I zielony budynek, który jest miejscem zamieszkania szczęśliwej rodziny.A wszystko to do czasu..  

1.  
- Dzień dobry Pani Marto!  

Brunetka spojrzała na starszego mężczyznę, znów próbując się uśmiechnąć.Kiwnęła głową i ruszyła korytarzem do pokoju nauczycielskiego.Nalała sobie kawy, wzięła potrzebne notatki i parę minut po dzwonku ruszyła w stronę klasy dziękując Bogu, że pokój był pusty.Męczyły ją te ciągłe pytania ze strony koleżanek, męczyło ją udawanie. Już miała wchodzić do klasy, lecz zatrzymała się.Przed klasą obok podparta o ścianę siedziała drobna dziewczynka, zagubionym wzrokiem patrzyła na zbliżająca się do niej nauczycielkę.  

- Zgubiłaś się serduszko? - zapytała podchodząc w stronę dziecka  

Chociaż uczyła tu od dawna i znała dużo dzieci, tej małej twarzyczki nie kojarzyła. Przez chwile przyglądała się małej istotce nie wiedząc co ma zrobić.Zostawić ją tu samą i iść na lekcję? -czy spróbować się czegoś od niej dowiedzieć? Postanowiła iść za głosem serca.Na chwile weszła do klasy zostawiając tą samotną dziewczynkę i powiedziała dzieciom co mają robić, zapewniła, że zaraz wróci i wyszła na korytarz, ale po małej zgubie nie było śladu.Dziecko odeszło, uciekło zostawione same sobie. Rozejrzała się jeszcze raz na korytarzu z nadzieją, że może wróci.Po kilku minutach zrezygnowana wróciła do klasy i zaczęła prowadzić lekcję.Kolejne godziny zleciały jej na tym samym, przepytała parę osób, zadała jednej klasie kartkówkę, ale wciąż myślała o małej bezbronnej smutnej dziewczynce.Sama nie rozumiała tego, ale nie potrafiła przestać o niej myśleć.Po piętnastej zostawiła notatki w pokoju i pożegnała się z nauczycielami.Sprawdziła telefon, czy nie dzwonił mąż i ruszyła w stronę wyjścia. Szła wolno ulicą zastanawiając się, za co tym razem ją uderzy: Potłuczona szklanka? rozlane mleko? czy nie działający telewizor? nie rozumiała tego, jak jej mąż mógł się  
aż tak bardzo zmienić.Brak pracy to nie powód by wyżywać się na najbliższej mu osobie.A może się myliła? a może to ona jest zła i zasłużyła sobie na każdy policzek? może..przemyślenia przerwały jej te same zielone oczy dziecka..
***
Patrzyła na małą zgubę w sercu czując ból.Nie wiedziała co ją do niej tak ciągnęło:ten ból w jej zagubionym spojrzeniu, czy ten sam kolor oczu jaki ma jej mąż.A może oba te powody? a może po prostu za wszelką cenę chciała jej pomóc? gdyby tylko wiedziała jak.Mała siedziała pod kościołem prosząc o złotówkę na bułkę, nie była pewna, ale wyglądała na głodną i wystraszoną.Marta dała jej dziesięć złotych i przez chwile spojrzała w zielone oczy dziecka.Doskonale wiedziała, że małą sumą pieniędzy jej nie pomoże.  

- Czemu nie zaczekałaś dziś na mnie? - zapytała siadając przy dziewczynce
  
Mała jej nie odpowiedziała.Wciąż swoimi zapłakanymi oczami patrzyła przerażona na nauczycielkę.
  
- Nie bój się chcę ci pomóc - powiedziała  
***  
Martyna usłyszała to już nie raz, każda pani z opieki tak jej mówiła.Chciały jej pomóc, ale nic z tym nie zrobiły.Przyglądały się biernie każdemu ciosowi od ojczyma.Zawsze gdy matka pijana leżała ona była bita i wyśmiewana przez jego kolegów.Jej dom jeżeli można to tak nazwać był piekłem na ziemi.W szkole też udawali, że o niczym nie wiedzą, chociaż nie jednokrotnie widziano na jej małej, chudej rączce siniaki byle jaka wymówka im wystarczała.Nie sądziła, że ludzie są aż tak bardzo źli.A teraz kolejna już osoba w jej życiu chciała jej pomóc, ale ona jej nie ufała.Doskonale wiedziała, że będzie tak jak przedtem, teraz się nią zainteresuje, ale jak tylko pozna jej historię uda, że o niczym nie wie.Jednak ona miała w sobie coś takiego, że Martynka się zawahała. Na Nauczycielki dłoni zauważyła tak bardzo jej znany siny ślad.Spojrzała w oczy nauczycielki a ta zarumieniła się.  

- Co pani się stało? - zapytała pokazując głową na starą siną bliznę  

- Uderzyłam się - usłyszała  

Martynka uśmiechnęła się pod nosem znając aż za dobrze to kłamstwo.Ile razy ona mówiła je koleżanką czy kolegą w szkole? ile razy okłamywała tak rodzinę, czy nauczycieli.Nawet w opiece i kuratorce tak mówiła.A oni jej wszyscy wierzyli, albo chcieli wierzyć.Na dworze zaczęło się ściemniać a chłodny wiatr zapowiadał ochłodzenie pogody, dziewczynka marzyła teraz już tylko o ciepłej herbatce i jakimś jedzeniu.Teraz jakby jeszcze raz zaproponowano jej pomoc zgodziłaby się.  
***  
- Czemu pani mu na to pozwala? - usłyszała Marta  

Spojrzała w oczy dziecka i zamarła.Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że w małej kawiarni przy czekoladzie na gorąco opowiedziała nie znanemu jej dziecku historię swojego życia, ale właśnie tego tak naprawdę potrzebowała.Pragnęła zrzucić z siebie ciężar i komuś poskarżyć się na los.Była zła tylko na to, że akurat musiało to wypaść na małą bezbronną dziewczynkę, ale miała w tym też swój cel.Wierzyła, że i ta mała istotka też się przed nią otworzy.
  
-I jak smakuje? - zapytała, gdy już wypili czekoladę i zaczęli zajadać ciasto  

Jednak mała była mądrzejsza od niej, bo widocznie nie ufała jej na tyle, żeby opowiedzieć o swoim życiu.Chociaż nie powiedzieli tego głośno jednego była pena, mała nie jednokrotnie była bita, zastanawiała się tylko przez kogo, ojca, matkę? czy innego członka w rodzinie? a może miała jakieś problemy w szkole?Marta spojrzała za szybę, na dworze zrobiło się już całkowicie ciemno a zegar wiszący na ścianie informował ich, że pora wracać.Zapłacili za zamówione wcześniej jedzenie i wyszli z kawiarni.Marta spojrzała na dziewczynkę i zobaczyła w jej oczach strach, no tak prawie każde dziecko bało się ciemności a ona nie wiedziała na jakiej dzielnicy mała mieszka.  
Postanowiła ją odprowadzić.Mimo protestów ze strony dziecka poszły razem ciemną, ponurą uliczką.Teraz z całą pewnością była pewna, że dobrze zrobiła odprowadzając ją, nie wybaczyłaby sobie, gdyby z jej głupoty stało się coś małej dziewczynce. Kilkanaście minut później zatrzymali się przed starym, zniszczonym blokiem.Budynek bardziej wyglądał na melinę niż na zamieszkały blok.Zastanawiała się, czy ktoś jeszcze tu mieszka czy tylko ta mała z rodziną? chciała wejść z nią, ale nie miała pewności jak zareagowali by jej rodzice a przecież nie chciała zrobić jej kłopotów.W dłoń dziewczynki wcisnęła kartkę z numerem telefonów i dała jej kupione wcześniej bułki na jutrzejsze śniadanie.
  
- Martyna do domu! - usłyszała z góry przez wybite okno krzyk jakiegoś mężczyzny  

Najchętniej weszła by tam z nią, ale wiedziała, że nie może.Ostatni raz spojrzała na dziewczynkę i poczekała jak bezpiecznie wejdzie do bloku.Dziewczynka znikła za drzwiami budynku.Jeszcze raz spojrzała za siebie i szybkim krokiem ruszyła w stronę swojej dzielnicy.Szła pewnym, szybkim krokiem co rusz słysząc odgłos pijanych mężczyzn.Nie sądziła, że w jej mieście są jeszcze takie ulice i tak nie przyjemni ludzie jak ojciec tej małej.Z tego wszystkiego zapomniała o swoich problemach i nie powiadomiła męża, że się spóźni.Wyjęła z kieszeni telefon, ale nie było żadnego połączenia, ani wiadomości.To smutne, że przestał się o mnie martwić-pomyślała ruszając przed siebie.

Stare podarte dresy, poplamiona koszula i nieogolona twarz.Jacek spojrzał na swoje odbicie w lustrze i wypił łyk piwa.Doskonale wiedział, że powinien coś z sobą zrobić, ale nie bardzo wiedział co.Wypił kolejny łyk i spojrzał na zegarek.Jego żona powinna już od dobrych czterech godzin być.W głowie widział już wizje jego żony w ramionach innego mężczyzny.Złapał szklankę i rzucił o ścianę.Szklanka rozbiła się na drobne, małe kawałki a jego złość z każdą minutą rosła.Zastanawiał się, w jakiej pozycji to w tym momencie robią ? czy jest na górze czy na dole, czy od tyłu czy.Nie, doskonale wiedział, że jego myśli nie prowadzą do niczego dobrego.Poszedł do łazienki i włożył głowę pod zimny prysznic, chciał się uspokoić.Przemył głowę zimną wodą i wytarł się ręcznikiem, zgasił światło i zamykając drzwi wyszedł z mieszkania.Włożył ręce w kieszeń spodni i chodził bez celu po ulicy.Od czasu do czasu słyszał krótkie dobry wieczór od stałych pacjentów, którym uratował nie raz życie.Na rogu ulicy stał bar, chwile zawahał się, czy do niego wejść, czy może iść dalej, ale postanowił czegoś się napić.Wszedł zamówił jedno piwo i usiadł przy oknie, w nadziei, że zobaczy na własne oczy jak jego żona wysiada z samochodu kochanka.Zamknął oczy, próbując pozbyć się bolesnych wspomnień.Całe jego życie przeleciało mu przed oczami, ich wesele, wspólna noc, zamieszkanie razem i pierwszy cios.Spojrzał na młoda barmankę i bez słowa wyszedł zostawiając po sobie tylko wysoki napiwek.Nie, nie chciał pić, nie chciał po raz kolejny ją uderzyć, nie zasłużyła na to.Gdy wyszedł z baru już z daleka zobaczył jak idzie jego żona.Zatrzymał się, próbując nad sobą zapanować.  
***  
Marta szła szybkim krokiem, by jak najszybciej znaleźć się w domu.Doskonale zdawała sobie sprawę, że dała mu kolejny powód do uderzenia.Zdradziła go na pewno tak sobie teraz pomyślał.Na policzku poczuła pojedynczą łzę, płakała pierwszy raz od bardzo dawna.Nie zapłakała, gdy wymierzał jej pierwsze ciosy, nie zapłakała gdy złamał jej w furii rękę, ale zapłakała na samą myśl, ze mógłby posadzić ją o zdradę. Kochała go, nadal kocha mimo wszystkiego co jej zrobił, mimo bicia, obrazy i wyzwisk. Kocha go i nie potrafiłaby go zdradzić.Nagle zatrzymała się z ściśniętym sercem, gdy tylko zobaczyła go przed barem z uwagą mu się przyglądała próbując zgadnąć jego nastrój.Przez chwile zastanawiała się, czy wypił czy jest w stanie trzeźwości.Czy dziś znów ją pobije, czy zaczną się kłócić a może będą szczęśliwą kochającą rodziną? bała się wrócić do własnego domu.Zwolniła krok i nabrała powietrza za wszelką cenę próbując się uspokoić.  

- Czemu tak późno wracasz? - zapytał zabierając od niej torebkę  

- Chciałam pomóc nowej uczennicy - odpowiedziała już spokojnym głosem  

Teraz wiedziała, że nie pił.Wyglądało na to, że dziś wieczorem będą szczęśliwą, kochającą się rodziną.  

- Może mały spacer? - zaproponował  

Spojrzała na niego z niedowierzaniem.Już nie pamiętała kiedy ostatni raz byli gdzieś razem, kiedy spacerowali tak jak przed weselem.Zatrzymał się i przyjrzał jej siniakowi.  

- Przepraszam - powiedział delikatnie ją całując  

Odwzajemniła jego pocałunek, mocno się do niego przytulając.Już nie pamiętała kiedy ostatni raz było między nimi tak jak dziś.Kiedy ostatni raz patrzył na nią z taką miłością i czułością jak teraz  

- Chodźmy do hotelu - zaproponowała mocno trzymając go za rękę  

Spojrzał na nią z uśmiechem na twarzy i pociągnął w stronę pobliskiego hotelu.Bała się, bała się wyśmiania z jego strony, ostatni raz zamówili spontanicznie pokój przed ich ślubem, ale teraz oboje czuli się tak, jakby od nowa znaleźli drogę do siebie.Jakby po tak długiej nie rozłąki wrócili do siebie.I chociaż widzieli się codziennie, to dopiero teraz czują się tak jakby do siebie wrócili, jakby się odnaleźli.  

- Kocham cię - usłyszała z jego ust  

- Ja ciebie też - odpowiedziała.Złożył na jej ustach delikatny pocałunek.  
***  
Odnaleźli się, tak to było trafne określenie jeżeli chodziło o to, co tej nocy poczuli.Leżała naga wtulona w ramiona męża i przeklinała świt.Tak bardzo nie chciała wstawać, nie chciała zaprzepaścić tego, co udało im się odbudować.Nie pamiętała kiedy tak gwałtownie kochała się z własnym mężem, nie pamiętała kiedy tak bardzo go pragnęła. Spojrzała na męża i najchętniej jeszcze raz by mu się oddała, pragnęła go i to jeszcze bardziej niż poprzedniej nocy.Chociaż miała na niego wielką ochotę nie chciała go obudzić, nie zniosłaby jego spojrzenia pełnego wyrzutów, że musi iść. Podniosła się ma rękach i już chciała wstać, ale poczuła mocniejszy uścisk jego dłoni. Nie była pewna, czy się z nią droczy, czy przez sen po prostu nie chce jej wypuścić. Spojrzała na zegarek i upadła z powrotem na poduszkę, przytulona do męża zamknęła oczy.Poczuła na sobie jego delikatny pocałunek, otworzyła oczy i odwzajemniła go.  

- Kocham cię - szepnął jeszcze mocniej ją do siebie przytulając  
  
- Dziękuje Ci - powiedziała  

Poczuła jak jego ręka niechcący ją dotyka i zadrżała.Nie wiedziała, czy zrobił to niechcący, czy celowy, ale teraz pragnęła tylko jednego-jego.  
***  
Jacek leżał oparty o ścianę i przyglądał się ubierającej w pośpiechu żonie.Najchętniej nie wypuściłby ją z tego pomieszczenia i na zawsze odizolował od świata.Nie lubił, gdy wychodziła z mieszkania i z błyskiem w oku biegła do pracy, nie, nie dlatego, że był zazdrosny.Już od dawna widział jak przy nim gaśnie i gdy zaczęli rozmawiać o jej uczniach od nowa rozpalała się w niej ta radość życia.Tak czuł się zazdrosny o to co czuła do swoich uczniów.Potrafiła godzinami rozmawiać o swojej pracy, albo o któreś z uczennic.Jacek spojrzał za okno zdając sobie sprawę, że znajduje się sam w pokoju, żona od kilku minut już wyszła a on znów nie zdołał się z nią pożegnać.Tak zrobił to co zawsze, zignorował ją.Spojrzał na pusty pokój i zaklną pod nosem, znów zachował się jak ostatni pajac.Dopiero teraz uświadomił sobie, że przecież od tak dawna nie rozmawiała z nim o pracy, nie rozmawiała z nim o niczym, albo bił ją, albo się kłócili. Wstał i pośpiesznie wziął prysznic, ubrał się i zapłacił za hotel.W pośpiechu wybiegł z hotelu, może i było to szaleństwem, ale postanowił iść do kwiaciarni i, kupił najładniejszy bukiet z jej ulubionymi kwiatami i pojechał do szkoły.  
***  
Marta w pośpiechu ruszyła w stronę szkoły.Wciąż nie mogła dojść do siebie po tym co stało się w nocy.Czuła na sobie jego dotyk i zapragnęła być przy nim, jednak wiedziała, że jest to nie możliwe.Prawie wbiegła do budynku o mało co nie przewracając dyrektora.Starszy mężczyzna uśmiechnął się do niej i pogroził palcem, ale nie miała już czasu zwrócić na to uwagi.Dopiero w pokoju nauczycielskim złapała oddech.Wzięła potrzebne dokumenty i pędem ruszyła w stronę klasy.Przed klasą 18 zatrzymała się. Znów samotnie oparta o ścianę siedziała mała dziewczynka, tym razem zobaczyła u niej pod okiem nowego siniaka.  

- On ci to zrobił? - zapytała  

Zielone, smutne oczy dziecka wejrzały w jej stronę.Zobaczyła w nich strach połączony z niepewnością.  

- Nie pierwszy raz - powiedziała Martynka.Oczy Marty skierowały się w stronę dziecka a pięść mimowolnie zacisnęła się.  
  
- Jadłaś coś? - zapytała.Dziecko pokręciło głową i schowało twarz w dłoniach.  

- Masz - powiedziała Marta dając dziewczynce pieniądze na jedzenie  

Wiedziała, że powinna wejść do klasy, ale nie mogła znów zostawić dziecko same sobie.Nie zastanawiając się nad tym co robi wzięła dziewczynkę za rękę i zaprowadziła do pokoju nauczycielskiego w nadziei, że ktoś tam jeszcze jest.Otworzyła drzwi od pokoju i zobaczyła uśmiechniętą twarz przyjaciółki.  
  
- Cześć zajmiesz się nią? - zapytała  

Przyjaciółka uśmiechnęła się i pokiwała głową.Marta ruszyła w stronę klasy.Już miała wchodzić, gdy zobaczyła uśmiechniętą twarz męża.  

- Cześć kochanie to dla ciebie, dasz się wieczorem porwać na spacer? - usłyszała odbierając od niego bukiet róż  

Kiwnęła głową i uśmiechając się weszła do klasy i zaczęła prowadzić lekcje.

Szedł do domu pełen nadziei, uwierzył w to, że teraz będzie między nimi lepiej.Chciał wymazać z pamięci wszystkie przykre wspomnienia, chciał zapomnieć o tamtym dniu i żyć tak, jakby się to nigdy nie zdarzyło.Chciał ratować to małżeństwo, chciał z nią być.chciał.  

-Jacek!-usłyszał głos przyjaciela  

Odwrócił się i zobaczył zmęczoną twarz Karola.Spojrzał na kumpla i uśmiechnął się do niego.Teraz z całą pewnością wiedział, że Karol miał racje, już dawno powinien zrobić tak jak mu radził, już dawno powinien zapomnieć o przeszłości i zająć się tym co ma najważniejsze-żoną.  

-skąd wracasz?-zapytał niepewnie Karol  

-ze szkoły-odpowiedział  
***  
Karol spojrzał niepewnie na przyjaciela, zastanawiając się co teraz się kryje w jego głowie.Czasami on sam go przerażał.Nie z takim mężczyzną zaczął się przyjaźnić.Tyle razy próbował, chciał mu pomóc, ale za każdym razem został odtrącony.Teraz też bał się powtórki, bał się, że znów tak będzie.Jeszcze raz spojrzał na promienną twarz Jacka i przez ułamek sekundy poczuł się tak, jakby go odzyskał, jakby przed nim stał ten sam mężczyzna co kiedyś.  

-jak to ze szkoły?znów się pokłóciliście?-zapytał zamykając oczy  

Przed oczami miał twarz pięknej kobiety z podbitym okiem.Mimowolnie zacisnął pięść by nie przywalić mu za wszystko co jej do tej pory zrobił.  
  
-znów ją uderzyłeś?-zapytał prawie nie słyszalnym głosem.Spojrzał uważnie w oczy przyjacielowi a te minuty ciszy wydawały mu się wiecznością.  

-to był wypadek-odezwał się po chwili wciąż oczekiwanie patrząc na twarz przyjaciela
***  
Jacek spojrzał na Karola próbując zapomnieć o tamtej nocy.Wypadek słowa Karola dudniły mu w uszach, wypadek.Oboje doskonale wiedzieli, że to nie miało nic wspólnego z wypadkiem, gdyby..  
  
-uderzyłeś ją?-usłyszał ponowny głos przyjaciela  

-nie, tej nocy było tak dobrze jak nigdy-powiedział mimowolnie uśmiechając się do wspomnień.  

Jak nigdy powtórzył w myślach swoje słowa.Uśmiechnął się na piękne wspomnienie ubiegłej nocy i znów poczuł jak męskość podnosi mu się do góry.Po raz kolejny uśmiechnął się, nie pamiętając kiedy ostatnio żona na niego tak działała.Wyjął telefon i wykręcił jej numer.Odebrała po trzecim sygnale  

-cześć kochanie-przywitała go zmęczonym głosem  
  
-jak w szkole?-zapytał siadając na ławce  

-dobrze, teraz mam kartkówkę i nie bardzo mogę rozmawiać-usłyszał zakłopotany głos żony  

Porozmawiali jeszcze chwilkę i życząc jej miłego dnia rozłączył się.Sam nie wiedział czemu to zrobił, zazwyczaj nie kontrolował jej w szkole, teraz też nie miał takiego zamiaru, ale coś nie dawało mu spokoju.Nie był pewny, ale zdawało mu się, że po prostu chciał sprawdzić sam przed sobą, czy to wszystko co było w nocy nie było tylko jego fantazją, albo kolejnym snem.  
  
-może piwko?-usłyszał głos przyjaciela  
  
Uśmiechnął się i ruszyli w stronę baru.Siedzieli już dobrą godzinę popijając kolejny sok. Tak tym razem odmówił przyjacielowi piwo, bo bał się zniszczyć cudowny wieczór.  
Obiecał żonie kolację i miał zamiar dotrzymać słowa.Już planowali wychodzić, gdy dostrzegł znajomą twarz.Spojrzał na blada twarz kobiety i stanął nie potrafiąc się ruszyć, tak na ułamek sekundy był sparaliżowany.Doskonale pamiętał ten wzrok, ten wzrok który oskarżał go tamtej nocy, ten wzrok, który śnił mu się dobrych kilka miesięcy.  
  
-dzień dobry-szepnął patrząc w oczy kobiecie  
  
-jak pan śmie! zabił pan ich-mówiły jej oczy  
  
Chociaż jej usta nadal milczały i nie odpowiedziała mu nawet dzień dobry doskonale widział jak na niego patrzy.Nie mógł już tam być, nie chciał.Wybiegł z baru i nie zatrzymując się nawet na wołania przyjaciela, uciekł prosto do domu.  
***  
Martynka siedziała wraz z nauczycielką i powoli przeżuwała bułkę, którą kupiła za dostane od niej pieniądze.  

-i jak smakuje?-zapytała kobieta uśmiechając się do dziecka  

Martynka nie odpowiedziała, bo nauczyła się, że mówienie z pełną buzią kończy się karą.Spojrzała na lewą rączkę i mimowolnie napłynęły do jej oczu łzy. Nie wiedziała czym sobie na to zasłużyła.Już nawet nie pamiętała kiedy ostatnio spędziła szczęśliwe chwile ze swoją matką.  

-dziękuje, dobra-odpowiedziała patrząc w oczy nauczycielce  

Spojrzała na przyglądające się jej oczy kobiety i uśmiechnęła się do niej.Nie była pewna, ale wydawało jej się, że tym razem dobra kobieta nie ucierpiała.  

-a jak tam u pani było? -zapytała nieśmiało, po chwili żałując swojego pytania  

Nauczycielka przyglądała się jej uważnie i po chwili wstając zapłaciła za ich picie.  
***  
-odprowadzę Cię-odezwała się Marta wciąż zaskoczona jej pytaniem  

Spojrzała a zegarek i uświadamiając sobie, że mąż będzie się martwić postanowiła do niego zadzwonić.Wyjęła nokię i wybrała numer męża.Odebrał po trzecim sygnale.  

-cześć kochanie-powiedział pociągając nosem  

-stało się coś? wydaje mi się, że płakałeś-powiedziała zbita z tropu  

-nie kochanie o której będziesz?-usłyszała  

-odprowadzę dziecko do domu i wracam-powiedziała rozłączając się  

Jej kobieca intuicja podpowiadała jej, że stało się coś nie dobrego, jej serce mówiło jej, wręcz rozkazywało by w tej chwili pobiegła do domu i przytuliła męża, ale nie mogła.  
Spojrzała w zielone oczy dziecka i doskonale wiedziała, że jest za nią odpowiedzialna. Wstała i biorąc dziecko za rękę ruszyli w stronę jej dzielnicy.Całą drogę nie odzywały się do siebie, wciąż myślami była przy mężu i błagała tylko Boga, by sytuacja się nie powtarzała.Nie zniosła by po tak pięknej nocy kolejnego ciosu.  

-niech pani już idzie-usłyszała błagalny głos dziecka.Spojrzała na małą i wręczając jej numer telefonu w rączkę puściła jej dłoń.  

-do widzenia-usłyszała głos dziecka  

Stanęła przed starą kamienicą i obserwowała jak małą znika za drzwiami budynku. Dopiero gdy odprowadziła ją wzrokiem nie zatrzymując się, ruszyła w stronę domu. Znów wyjęła telefon z ręki i w tym momencie poczuła za sobą czyjeś kroki, przyspieszyła modląc się by to nie był ktoś, kto może ją skrzywdzić.  

-przepraszam! zgubiła pani komórkę-usłyszała za sobą męski głos  

Sprawdziła kieszenie i faktycznie były puste, odwróciła się i ujrzała przed sobą nieznajomą jej twarz.  

-proszę-powiedział podając jej telefon  

Drżącą ręką odebrała zgubę i już chciała odejść, gdy zadzwonił jej telefon, trochę zmieszana spojrzała na nieznajomego.  

-proszę odebrać i nie krępować się-powiedział nie znajomy uśmiechając się  

Odebrała telefon i usłyszała głos męża.Chociaż zapewnił o tym, że jest dobrze, coś nie dawało jej spokoju.Po chwili rozłączył się a ona stanęła jak wryta zamyślając się.

-jestem Oskar, czy wszystko jest dobrze? może pani pomóc?-zapytał patrząc na jej siną rękę  

-tak dobrze.Jestem Marta-powiedziała podając mu dłoń.Nieznajomy spojrzał na nią i przyjrzał się jej uważnie a ona zabrała rękę.  

-czy wszystko u pani w porządku?-zapytał patrząc jej głęboko w oczy  

Kiwnęła głową i nie oglądając się za siebie ruszyła do domu.Gdy wchodziła do mieszkania już z daleka czuła, że coś jest nie tak.W mieszkaniu nie paliło się światło a dom wydawał jej się pusty.  

-Jacek?-zapytała wahając się czy wejść  

-Jacek jesteś tu?-krzyknęła ponownie, powolnym krokiem wchodząc do wymarłego mieszkania  

Zapaliła światło a w ich sypialni na łóżku leżał Jacek.Wciąż miał zamknięte oczy a na jego twarzy malował się ból.  

-kochanie w porządku?-zapytała łapiąc go za rękę.Spojrzał na nią, a ona już wiedziała.  

-wypiłeś?-zapytała a w jej oczach kryło się rozczarowanie  

-nie za twoje pieniądze-powiedział wychodząc z mieszkania.W całym domu słychać było zatrzaskujące się drzwi.  
***  
Dusił się, to było idealne określenie do tego co akurat czuł.Dusił się pod rozczarowaniem jakie kryło się w jej oczach.Nie chciał, naprawdę nie chciał tak jej  
powiedzieć, nie chciał tak jej zranić.Nie tak planował ten wieczór.Nie tak chciał by wyglądał, na dziś miał przygotować coś wspaniałego, nawet kupił już kwiaty i świece. Chciał je porozstawiać po całym domu i włączyć jej ulubiony kawałek, nie umiał za bardzo gotować, więc chciał zamówić coś z eleganckiej restauracji, chciał by wszystko  
było idealne, by ten wieczór był idealny.Miał świadomość, że po raz kolejny spieprzył coś w ich szczęśliwym życiu.Kochał ją, ale obawiał się, że szczęście jest tylko zmyślone, że ona już dawno wygasła.Tak wygasła z niej ta chęć życia a on był temu winny.Spojrzał na butelkę w ręce i miał świadomość, że znów przegrał.Chociaż tak bardzo chciał walczyć o ich szczęśliwe życie nie mógł, nie potrafił.Był po raz kolejny na siebie zły, za to, że nie powiedział jej o tajemnicy, nie powiedział jej co go tak bardzo gryzie.Gdyby się nią tym podzielił obojgu było by im lżej.Ale nie mógł, bał się jej straty, bał się tego, że po odkryciu zostawi go nawet nie oglądając się za siebie.Ale czy on nie traci jej zachowując się tak jak teraz? czy on nie rani jej bardziej niż gdyby poznała prawdę? Wydaje mu się, ze nie.Zamknął oczy i zobaczył spojrzenie tej kobiety. Doskonale zdawał sobie sprawę, że zabił ukochane dla niej osoby, zniszczył ją i całe jej życie.  

-Jacek? co ty tu robisz?-usłyszał znajomy głos  

Odwrócił się i spojrzał na przyjaciółkę żony.Co miał jej powiedzieć? znów spieprzyłem cudowny dzień żonie? znów ją zawiodłem?-nie chciał i nie mógł tego zrobić.  

-pokłóciliście się?-zobaczył po raz kolejny rozczarowane spojrzenie  
  
Zrozumiał, że nie może tak być.Doskonale wiedział co powinien zrobić.Bez słowa nawet nie żegnając się z Angeliką ruszył w stronę domu.  
***  
Siedziała sama w ciemnym pokoju zastanawiając się dlaczego? dlaczego znów to ją spotkało? przecież była pewna, że wszystko idzie w dobrym kierunku, chciała wierzyć, że im się uda, że to odbudują.Niestety myliła się.Przez chwile wydawało jej się, że wrócił, ale dopiero po chwili zrozumiała, że tylko jej się wydawało.Położyła się na łóżku i patrząc w sufit leżała nawet się nie poruszając.Po policzku płynęły jej łzy a ona nie potrafiła ich zatrzymać.Nie rozumiała czemu, czemu tak bardzo się zmienił.Nie chciała żyć w kolejnym strachu o siebie i ich małżeństwo.Nie chciała z jego powodu znów płakać, nie mogła, nie miała na to sił.Usłyszała przekręcający się klucz w drzwiach i zamarła.Zdawała sobie sprawę, że wrócił jej oprawca i zastanawiała się tylko, czy tym razem będzie tak jak zawsze? czy znów ją uderzy? bała się!  

-Marto jesteś tu?-zapytał wchodząc do ich sypialni  

Spojrzała na męża, który stał oparty o ścianę i zamarła.Siedziała niepewnie oczekując tego co zaraz nastąpi.Jednak on ku jej zaskoczeniu położył się obok niej i mocno do niej przytulił.  

-przepraszam-szepnął opierając się na łokciach.Leżeli teraz do siebie twarzami a między nimi panowała cisza.  

-chcę odejść-powiedział cicho  

Marta spojrzała na niego a w jej oczach zagościły łzy.Nie płakała, gdy ją bił, nie płakała gdy się pokłócili, ale teraz nie potrafiła się uspokoić.Chwile później leżała otoczona jego ciepłymi ramionami i oboje płakali.Nie patrzyła na to, że brudzi mu nową koszule, płakała ksztusząc się własną śliną.  

-nie-załkała mocniej się do niego przytulając  

Nie odpowiedział.Po woli, ale stanowczo oswobodził się z jej ramion i powolnym krokiem skierował w stronę światła.Włączył je, bo chciał zobaczyć jej twarz. Kobieta leżała płacząc w poduszkę.  

-nie-powtórzyła tak, jakby to do niej nie docierało  

Mężczyzna widząc jej łzy, nie potrafił ukryć tego, że płacze.Miał w głowie mętlik.Tak bardzo ją kochał, ale bał się tego, że będąc z nią jeszcze bardziej ją zrani.  

-nie-powtórzyła trzeci raz tym razem wybiegając z sypialni.  

Zamknęła się w łazience i zaczęła ponownie płakać.Usłyszała za drzwiami łazienki jego kroki, pukał, krzyczał, ale mu nie otworzyła.Po jej głowie chodziły różne myśli, chciała umrzeć to była jedyna rzecz której była pewna, chciała umrzeć.  

Siedział pod drzwiami łazienki a w głowie panował mu zupełny chaos, nie miał pojęcia co powinien teraz zrobić.Doskonale zdawał sobie sprawę, że znów zachował się jak ostatni cham.Znów chcąc ją chronić, zranił ją.Ponownie szarpnął za klamkę, lecz drzwi nie puścili.Zdawał sobie sprawę, że zamknęła się od środka i gorączkowo zastanawiał się, jak dostać się do środka.Bał się, teraz przestał ją słyszeć a serce pomału mu umierało.Nigdy nie wybaczył by sobie, gdyby coś jej się stało z jego winy.Ponownie szarpnął klamkę, lecz drzwi nawet nie drgnęły.  

-Marto otwórz to!-krzyknął kopiąc w drzwi  

Na parę minut cały świat stanął mu przed oczami, z głowy wyleciały mu resztę alkoholu i sam w to nie wierząc w kilka minut otrzeźwiał.Stał przed drzwiami ich wspólnej łazienki i modlił się by nic sobie nie zrobiła.W tej chwili w głowie przepraszał Boga za wszystkie zło jakie do tej pory uczynił, obiecał sobie i Bogu, że jeżeli jej nic nie będzie przestanie pić.Tak bał się, tak bardzo się bał.Wręcz umierał ze strachu o nią.Przed oczami przeleciał obraz ich wspólnego życia i rozpłakał się jak małe dziecko.Nie, nie chciał się z nią rozstawać, to też było kolejną obietnicą jaką dał Bogu.Postanowił za wszelką cenę o nich walczyć.Wspominał ich wspólny wyjazd na Majorkę i słowa które jej wtedy powiedział.Będę-jedno słowo znaczące tak wiele.Będę tym słowem obiecał jej wszystko i zdawał sobie sprawę, że zawiódł, kolejny raz ją zawiódł.  

-Błagam Otwórz!-krzyknął teraz zachrypniętym od płaczu głosem  

Zdawał sobie sprawę, że histeryzuje jak baba, ale dopiero teraz w obliczu możliwości jej straty uświadomił sobie, jak wielką pomyłkę zrobił oddalając się od niej.Mógł powiedzieć jej wszystko już wtedy tamtego wieczora, zamiast kompletnie pijany przychodzić do domu.Tak to wtedy, dokładnie wtedy zabił to co ich łączyło.To wtedy, gdy siedziała skulona przed nim i próbowała wyciągnąć od niego co się stało uderzył ją po raz pierwszy.Wciąż przed oczami miał jej wyraz twarzy i oczy, te oczy, które zdradzały wszystko.Nie zapłakała i to jeszcze bardziej go zabolało, nie zapłakała, nie wydarła się na niego, nie broniła.Po prostu wiernie trwała u jego boku i pozwalała na to co nią robił. Zamiast odejść, bronić się ona trwała przy nim i próbowała wszelkimi sposobami o nich walczyć.A on jak ten idiota ją odtrącał, za każdym razem ją odtrącał.Dlatego teraz wiedział, że coś w niej pękło.Przecież zapłakała, zapłakała przez niego i nie dlatego, że ją uderzył, zapłakała bo chciał od niej odejść.Stanął przed drzwiami łazienki i oparł się o nie a z jego oczu co rusz płynęły nowe łzy.Gdyby wtedy nie jechał pijany, gdyby nie spowodował tego wypadku, gdyby ich nie zabił.W końcu sam nie wiedząc po jakim czasie usłyszał otwierające się drzwi a w nich zobaczył jej mokre od łez oczy.  

-dobrze-usłyszał wielki smutek w jej głosie  

Stał na przeciwko żony oszołomiony jej słowami, nie mógł uwierzyć, ze tak łatwo zgodziła się na rozwód.Dobrze, tym jednym krótkim słowem zabiła jego wszelką nadzieje na to, że będą razem.  
***  
Kobieta patrzą w jego oczy czuła nie opisany ból w sercu, zdawała sobie sprawę, że wszystko to co wierzyła tak po prostu przekreślił a ona mu na to pozwala, ale co miała niby zrobić? Przecież walczyła o niego zbyt wiele razy i za każdym razem ją odtrącał, nie miała już na to sił, nie chciała.Gdyby tylko miała jakąkolwiek gwarancję, że on chce coś zmienić, walczyła by o nich całym sobą, ze wszystkich sił jakie miała, jednak doskonale wiedziała, że ich rozwód jest nieunikniony.  

-dobrze?-zapytał przyglądając się jej oszołomionym wzrokiem  

Spojrzała na niego i próbując ukryć łzy objęła twarz rękoma.Nie chciała by patrzył na jej łzy, nie chciała dać mu tej satysfakcji.  

-myślałem, że chcesz o nas walczyć!-usłyszała pretensje w jego głosie  

Spojrzała na niego sama już nie wiedząc czego od niej oczekuje.Usiadła na ich starym, zniszczonym już małżeńskim łóżku i zaśmiała się.Mąż spojrzał na nią nie bardzo wiedząc co ma zrobić.Widziała jak jej się przygląda, jednak nie bardzo to ją obchodziło.  

-a nie walczyłam?-zapytała patrząc u głęboko w oczy.Podszedł i przytulił ją a ona już sama nie wiedziała czego on od niej chce.  

-czego ode mnie oczekujesz?-zapytała patrząc mu głęboko w oczy  

-szansy na uratowanie naszego małżeństwa-odpowiedział  

Przyjrzała mu się uważnie, nie do końca wierząc w to co usłyszała.

Wciąż czuł na sobie jej zdziwiony wzrok i nie mógł znieść łez w jej oczach.Tak chciał o nich walczyć i zrozumiał to wtedy, gdy o mało co jej nie stracił.Zrozumiał to, gdy siedziała zamknięta w łazience, a on modlił się do Boga, by sobie nic nie zrobiła.Wciąż czuł na sobie jej wzrok, a jej oczy były pełne wątpliwości i strachu, ale też i nadziei. Tak, nadzieja, tylko to ostatnio im zostało.Nadzieja i wiara w to, że dla ich małżeństwa nie jest za późno.Po raz kolejny modlił się o to, by jej nie stracić, po raz kolejny miał do siebie żal za to, że nie powiedział jej prawdy tamtego wieczora.Doskonale wiedział, że zachował się jak ostatni cham i nie bardzo wiedział jak ma teraz to naprawić.Chciałby wymazać wszystkie złe wspomnienia i zostawić je za sobą.Chciałby usłyszeć od zony słowo wybaczam, ale wiedział, że nigdy to się nie stanie.  

- Szansy? a jest co ratować? - usłyszał  
  
Spojrzał na jej zapłakane oczy i wybuchnął nie pohamowanym płaczem.Teraz niemal z cała pewnością wiedział, że ją stracił, teraz gdy to zrozumiał poczuł jeszcze większy ból.Chciał złapać ją za rękę, chciał ją jakoś przekonać, porozmawiać z nią, ale nie wiedział jak.Puścił jej rękę i spuścił wzrok w dół.Usiadł na łóżku i schował twarz w dłoniach.Spojrzał jeszcze raz na nią i skierował się w stronę drzwi.  

- Kocham cię, pamiętaj - powiedział wychodząc z domu.  

Trzasnął drzwiami i poszedł ulicą przed siebie.Nie, nie poszedł do baru, jak robił to zazwyczaj, chciał po prostu się przejść i przemyśleć parę rzeczy.Chciał po prostu zastanowić się, nad tym co powinien teraz zrobić.Chociaż tak bardzo chciał zacząć działać nie bardzo wiedział jak.Stracił ją i tylko to miał w głowie.Stracił.  

- Jacek! - usłyszał głos przyjaciela  
  
Spojrzał na niego i podszedł się z nim przywitać.Podając mu rękę spojrzał mu w oczy, nie potrafiąc hamować łez.  

- Znów się pokłóciliście? - zapytał przyjaciel  

Jacek pokiwał głowa i usiedli na pobliskiej ławce.Nie wiedział co ma mu powiedzieć i jak, ale chciał by przyjaciel mu coś doradził.  

- Prawdopodobnie się rozwiedziemy - szepnął Jacek, patrząc na kumpla  
  
Karol poklepał Jacka po ramieniu i zaprowadził go do monopolowego, który znajdował się na przeciwko ich ławki.Chociaż Jacek nie bardzo miał ochotę na picie, doskonale wiedział, że nic innego mu już nie pozostało.Po wypiciu kolejnego już piwa, ruszyli po wódkę i w ciągu kilku minut kolejna już butelka była pusta.Nagle obok nich nie wiadomo skąd pojawił się funkcjonariusz policji.  

- Poproszę dowód - powiedział patrząc na nich  
***  
Marta leżała wciąż na pustym łóżku i przykryła się kocem.Nie rozbierała się i nie wchodziła pod kołdrę, bo wciąż czekała za mężem.Nie wiedziała co stanie się teraz.Nie miała pojęcia co będzie z ich małżeństwem i bardzo cierpiała z tego powodu.Chciałaby o nich walczyć, ale równocześnie bała się, że po raz kolejny nic się między nimi nie zmieni.Nie chciała po raz kolejny się rozczarować, bo nie zniosłaby kolejnego rozczarowania.Kochała go, ale bała się, że jest już za późno na uratowanie tego małżeństwa.Nie wiedziała już co ma zrobić i nie wiedziała jaki będzie teraz.Czy znów ją uderzy? czy będzie kochającym mężem? Już nie wiedziała nic.Chciałaby cofnąć czas do tamtego momentu, zanim ją pierwszy raz uderzył.Tak, to wtedy chyba zabił wszystko to co ich łączyło, to wtedy stracili miłość.Mimo każdego ciosu nie płakała, nie bała się.Teraz natomiast umierała ze strachu o małżeństwo i o to co będzie dalej.Usłyszała pukanie do drzwi, założyła na siebie szlafrok i poszła je otworzyć.Gdy otworzyła drzwi, zobaczyła w nich policjanta i zamurowało ją.  
  
- Dobry wieczór - powiedział znajomy jej głos  
  
- Dobry wieczór - odpowiedziała  
  
- Przyprowadziłem tu pijaną zgubę.A czy my przypadkiem się nie spotkaliśmy już gdzieś? - zapytał zaskoczony  

- To mój mąż.Też mi się tak wydaje - odpowiedziałam  

Jacek wszedł do mieszkania a Marta podziękowała policjantowi i zamknęła za nim drzwi.  
- Musimy porozmawiać - powiedział Jacek patrząc na żonę.  

Marta Spojrzała na męża i poczuła narastający ją strach, nie bardzo wiedziała co Jackowi znów strzeli do głowy i obawiała się, że będzie musiała ukrywać kolejnego siniaka.Usiadła na łóżku i spojrzała na męża czując narastający strach.  
  
- O czym? - zapytała  
  
Jacek spojrzał na nią i usiadł obok niej.Widziała w jego oczach łzy i również się rozpłakała.Tak bardzo bała się o ich małżeństwo.  

- Co dalej będzie z nami? - usłyszała  

Ukryła twarz w jego ramionach i nie odpowiedziała.Co miała mu niby powiedzieć? nie chciała przekreślać kilku letniego małżeństwa, ale nie widziała dla nich szans.Chociaż nikt się nie odzywał, oboje mieli świadomość, że jest już za późno na cokolwiek.  

- Prześpię się u koleżanki, a my porozmawiamy jutro - powiedziała wychodząc z mieszkania  

Czułą się wyczerpana tym co się dzieje w jej życiu.Czuła, że nie podoła i nie da rady podnieść się po tym wszystkim.Nawet praca z dziećmi nie sprawiała jej przyjemności. Wyszła z mieszkania zatrzaskując za sobą drzwi.Nie zabierała nic, żadnej bluzy, kurtki nawet torebki, po prostu niemal biegiem wyszła z ich mieszkania, chcąc znaleźć się jak najdalej od męża, który po raz kolejny ją zawiódł.Już nawet nie liczyła który to raz obiecując jej coś, złamał dane słowo.Już nawet nie liczyła ile ran jej zadał, ile ciosów od niego dostała.Nie liczyła nic oprócz tego, że się zmieni.Nie zmieni się i teraz niemal z całą pewnością to wiedziała.Poczuła parę słonych łez na policzku.Tak, dziś poczuła, że jej małżeństwo przestało istnieć, tylko nie rozumiała czemu czuje tak silny ból.Przez głowę przeleciały jej różne myśli, a jedną z nich była śmierć.Spojrzała na ruchliwą jezdnie i zerkała co chwile na nadjeżdżające samochody.Most! Wiedziała, że jak umrzeć to tylko tam.Wzięła głęboki wdech i zdecydowanym krokiem ruszyła w stronę mostu. Kilkanaście minut później, stanęła obok poręczy znajdującej się na moście i spojrzała w dół.Przypomniała sobie wszystkie szczęśliwe chwile u boku męża, gdy nagle usłyszała głos mężczyzny  

- Niech pani tego nie robi! - zawołał  

Spojrzała na niego ze łzami w oczach i pokiwała głową.Wiedziała, że cokolwiek powie ona nie zmieni swojej decyzji.  

- Niech pani tego nie robi! Niech pani pomyśli o swoich dzieciach - usłyszała  

- Nie mam dzieci - powiedziała uświadamiając sobie, że przegrała życie  

Tak, przegrała życie, bo nie miała tych, których kochała najbardziej, dzieci.Może gdyby Jacek zgodził się na choćby jedno dziecko, może to zmieniłoby coś w ich małżeństwie-pomyślała.  

Wciąż siedział na łóżku patrząc na zamknięte już dawno drzwi, wiedział, że przegrał ich małżeństwo, a wszystko to dlatego, że nie miał odwagi przyznać się do tego co kiedyś zrobił.Kochał żonę i nie chciał być taki, ale nie umiał nad sobą zapanować.Nie chciał jej bić, nie chciał niszczyć ich małżeństwa.Tak wiele rzeczy nie chciał, ale nie wiedział co może zrobić, by naprawić błędy z przeszłości.Nic, już nic nie może zrobić.Doskonale wiedział, że jest zdecydowanie za późno, ale nie chciał się przyznać sam przed sobą, że tak jest.Kochał ją, ale pozwolił jej odejść.Gdy ona o nich walczyła, on użalał się nad sobą a swoje frustracje wyżywał na niej i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Jeszcze raz spojrzał na zamknięte drzwi i poczuł narastające łzy w oczach.Zapłakał jak małe dziecko, które dopiero co straciło ukochaną rzecz.Poczuł się jak mały chłopczyk, który stracił to co było dla niego najcenniejsze.On stracił ją-jego ukochaną żonę.  

Niewinne oczy dziecka spojrzały w stronę mostu.Chociaż wiedziała, że nie powinna włóczyć się sama po ciemku, wolała to niż zostać w domu i znów oberwać od pijanego ojca.Nie chciała, żeby po raz kolejny ją pobił.Chociaż nie wiedziała, gdzie mieszka ta kobieta pragnęła do niej iść.Chciała być w jej ramionach i przez chwile poczuć się kochającym dzieckiem, potrzebowała jej.Nie rozumiała czemu matka jej nie kocha i czemu nie może być tak szczęśliwa jak inne dzieci.Nie, nie winiła nikogo za swój los, przecież to nie byłą niczyja winna, nawet jej matki.Nie chciała szukać winnych, bo wiedziała, że to nic nie da.Spojrzała na most i ciekawiło ją zebrane tam towarzystwo. Rozejrzała się po jezdni i przeszła na drugą stronę.Zastanawiała się kto tym razem chce zabić się właśnie w tym miejscu.Tak, ona sama o tym czasem myślała, ale wiedziała, że nie ma prawa zabierać tego, co stworzył Bóg.Tak jak na swój wiek była bardzo mądra i dojrzałą dziewczynką.Spojrzała na most i zamarła, obok barierki była jej ukochana pani.  

- Nie!! Pani Marto! - krzyknęła biegnąć w jej stronę  

Nauczycielka spojrzała w jej stronę i po chwili już jej nie widziała, tak bardzo się bała, że spadła.

- Proszę nie patrzeć w dół! - usłyszała rozkaz faceta
  
Dopiero, gdy trzymała go za rękę, rozpoznała go, tak to był jej osobisty anioł stróż, którego zawsze spotykała w najmniej spodziewanym momencie.Mocno trzymała jego dłoń, czując jak się ześlizguje.Ale czy właśnie nie tego pragnęła? nie tego chciała? czemu poczuła taki nagły strach, skoro sama doprowadziła do tej sytuacji? skoro sama chciała umrzeć? Nie, ona chciała tylko porozumieć się z mężem, chciała naprawić ich małżeństwo.Nie chciała zostawiać tych, których kochała.Nie chciała umierać.Spojrzała na nie winne oczy i zamarła.Nie chciała, by to małe dziecko było świadkiem jej głupoty.

- Proszę mnie złapać i nie patrzyć w dół! - rozkazał męski głos
  
Marta spojrzała w dół i poczuła jak fala nowego strachu ogarnęła jej ciało.Bała się i poczuła jak kręci jej się w głowie.Do tej pory nigdy nie sądziła, że ma aż taki lęk wysokości.
***
Martynka patrzyła na wszystko przerażona i poczuła złość.Chciałaby coś zrobić, ale nie bardzo wiedziała co.Czuła się tak bardzo bezradna i zła.Nie wiedząc czemu pokochała tą nauczycielkę.Czasami miała wrażenie, że jest jej aniołem stróżem, że zastępuje jej matkę, która nigdy jej nie kochała.Lubiła te ich rozmowy, a nawet milczenie.Lubiła wszystko co razem z nią robiła, no i przede wszystkim pomogła jej.Nie zostawiła tak jak te inne panie z opieki, które po obietnicy dane jej, po prostu ją zostawiły.

- Proszę wytrzymać! - usłyszała krzyk dobrego mężczyzny, który ratował życie jej nauczycielce

Kilka minut później usłyszała krzyk radości i odwróciła się.Nauczycielka siedziała już na chodniku i płakała.Martynka spojrzała na nią i poczuła straszny smutek, było jej  
bardzo żal nauczycielki i nie chciałaby ta płakała.

- Pani Marto! - krzyknęła podbiegając do nauczycielki  

Wtuliła się w ramiona nauczycielki i poczuła to poczucie bezpieczeństwa, które tak uwielbiała.
***
Obudził go hałas, który znajdował się przed ich mieszkanie.Wstał z łóżka i zachwianym krokiem wstał i wyjrzał przez okno.Przed mieszkaniem szła Marta z znanym już mu wcześniej policjantem.Otworzył drzwi i spojrzał na nich podejrzanym wzrokiem  

- Znów się spotykamy panie władzo - powiedział zdenerwowanym głosem  

- Zgadza się - odpowiedział policjant
  
Mężczyzna spojrzał na jego żonę, a on poczuł znane mu już wcześniej poczucie zazdrości.

- Na pewno nic ci nie jest? może powinien zbadać cię lekarz? - usłyszał troskę w jego głosie  

- Nic mi nie jest - powiedziała ponownie
  
Spojrzał na żonę, nie bardzo wiedząc co się stało.Pożegnał się z policjantem i razem z żoną wszedł do mieszkania.Spojrzał na Martę, która miała ogromny ból w oczach.
Usiadła pod ścianą i bez jakichkolwiek tłumaczeń, bez niczego po prostu schowała twarz w dłoniach.Rozpłakała się, nie mogąc się uspokoić.

- Co się stało? - zapytałem

- Ja już tak dłużej nie mogę nie rozumiesz? chciałam się zabić - usłyszałem.CDN
***
Jacek Patrzył na Martę przestraszonym wzrokiem.Nie rozumiał tego co do niego mówiła.Nie rozumiał tego co się ostatnio między nimi działo.Wciąż miał do siebie pretensję za rozwalone małżeństwo.Kochał ją, Tak tego był pewny kochał ją i nie rozumiał co teraz do niego mówiła.Jej twarz ukryta była w dłoniach a ona cała drżała. Zabić.Je słowa dudniły mu w uszach.Dopiero teraz zrozumiał sens jej słów.  
Spojrzał na nią i przytulił, płacząc wraz z nią.Bał się, bo nie potrafił wyobrazić sobie życia bez niej.Czuł coś podobnego jak wtedy w łazience, gdy nie wiedział.czy ona nic sobie nie zrobiła.Ona była sensem jego życia.Trzymając ją w ramionach wspominał każdą chwilę u jej boku, każdą nawet najmniej istotną chwile ich małżeństwa i zaniósł się ponownym płaczem.Przecież kiedyś byli naprawdę szczęśliwi.Kiedyś kochali się i nie wyobrażali sobie bez siebie życia a teraz? nie wiedział, czy ona czuje do niego cokolwiek.Przecież każdym kolejnym zadanym ciosem zabijał to co ich łączyło.Czuł do siebie żal, że dopiero teraz, gdy jego ukochana chciała się zabić, zrozumiał jakim ostatnio był złym mężem.Teraz, gdy było dla nich za późno.Tulił ją zamykając oczy przypominając sobie dzień ich ślubu.Pogoda byłą wręcz idealna.Nie za gorąco, nie za zimno.Trochę deszczowo, trochę sucho.Jak na Sierpniowy dzień było idealnie. Przypominał sobie jak siedzieli w czasie przyjęcia weselnego nad strumykiem, gdzie fotograf robił im pamiątkowe zdjęcia.Śmiali się, że nie potrzebne są im zdjęcia, bo ten dzień zapamiętają na zawsze. Byli wtedy tacy młodzi, szczęśliwi, zakochani.Teraz dziękował za te zdjęcia, bo tylko to może pozostać im z kilkuletniego małżeństwa.  
Przypominał sobie również ich wakacje i kolejną kłótnie o dziecko.Ona, tak bardzo ich pragnęła, tak bardzo chciała.Dla niego zawsze było za wcześnie, zawsze nie był ten czas.Przecież był lekarzem, miał tyle spraw, tyle pacjentów na głowie.Poświęcił się pracy, zapominając o marzeniu Marty.A później, po tym wypadku, po prostu nie chciał dziecka.Zasłaniał się brakiem pieniędzy, twierdził, że nie dadzą rady wychować. Chociaż później już nie padały rozmowy o dzieciach, nie musiał wymyślać kolejnych wymówek a radość w jej oczach zgasła.Ona, ona oddała się uczniom i im problemom a uczucie miedzy nimi pomału gasło.Tak, to wtedy zabił całą miłość.  
***  
Nauczycielce nic nie jest, nic nie jest.Martynka rozmyślała w myślach.Wciąż widziała oczy tej dobrej kobiety i zastanawiała się, czemu ona to zrobiła.Czy miało coś  
wspólnego siniakami, których tak bardzo pragnęła ukryć? czy też biją ją najbliżsi tak jak ją? Spojrzała na podarte dresy i ruszyła przed siebie.Było jej zimno w tym ubraniu, ale innego nie miała.Nie miała żadnych ciepłych, ładnych ubrań takich jak jej koleżanki z klasy.Tak, to dlatego nie chciały się z nią bawić, ale jej to nie przeszkadzało. Owszem bolały ją przykre docinki ze strony dzieci, ale już dawno do nich przywykła. Kogo interesuje zagubiona, samotna dziewczynka? Kogo mają interesować jej problemy, skoro nawet nie interesuje jej rodziców? Rodziców? jak to słowo obco da niej brzmiało. Ktoś kto ją urodził i wychował to wszystko.Tak, to tak powinna nazywać tą panią.Nie panią, mamusię.Martynka jak na swój wiek była bardzo mądrym dzieckiem i wiedziała, że to nie jej wina.Mamusia po prostu była chora i potrzebowała jej opieki i miłości.To dlatego za każdym razem, gdy mamusia spała, ona przykrywała ją i robiła jej jeść.Odrabiała lekcję i pakowała się do szkoły.Czasami nawet, gdy udało jej się zarobić od sąsiadki jakieś pieniądze opłacała rachunki, albo kupowała mamie jakieś prezenty.Czasami dobra sąsiadka dała jej dwadzieścia, trzydzieści złotych.Kochała mamusie i chciała jej pomóc.Weszła do domu zastanawiając się w którym tym razem miejscu, będzie miała nowego siniaka.  
***  
Od wczorajszego incydentu Marta nie zmrużyła oczu, wciąż zastanawiała się nad ich małżeństwem i modliła się, by dla nich nie było jeszcze za późno.Kochała męża, mimo tego co robił, jaki był nadal go kochała.Wczoraj miała wrażenie, że coś się miedzy nimi zmieniło.Miała wrażenie, że on się zmienił.Tak bardzo pragnęła, by przejrzał na oczy, by zrozumiał, że ona tak naprawdę tak strasznie go potrzebuje. Spojrzała na zegarek, który znów pikał i postanowiła wstać.Chociaż nadal była roztrzęsiona po tym co wczoraj zrobiła, musiała iść do pracy.Musiała a nawet chciała, bo tylko tam mogła zapomnieć o swoim nieszczęśliwym życiu.Dopiero poświęcając się problemom uczniów, szkoły mogła poczuć się wolna i spełniona.Może nie, jako kobieta, ale jako nauczycielka.W swojej szkole zawsze cieszyła się nienaganną opinią a dzieci, których uczyła wręcz ją kochali.Była kochana i uwielbiana w szkole.To dlatego tak bardzo lubiła spędzać tu każdą wolną chwilę.Nie, to nie było tylko jej miejsce pracy, to było coś znacznie więcej, to był jej dom.Jej szczęśliwy dom.Wstała z łózka i poszła pod prysznic.Ubrała się i poszła do kuchni.Na stole czekało na nią już śniadanie i siedział przy stole mąż.  

- Kochanie moglibyśmy wieczorem porozmawiać? - zapytał łapiąc ją za rękę  

Kiwnęła głową i w pośpiechu zjadła śniadanie.Spieszyła się, bo nie chciała spóźnić się do szkoły.Pocałowała męża w policzek i wyszła z mieszkania.Szła niemal biegiem, cieszyła się, że nie mieszka daleko szkoły, ale mimo to bała się, że po raz pierwszy się spóźni.  

- Dzień dobry! - usłyszała za sobą znajomy głos.Odwróciła się i spojrzała na jej anioła stróża.  

- Dzień dobry - szepnęła uśmiechając się do niego
  
Pozwoliła się odprowadzić do szkoły i kilka minut później pożegnała się z policjantem, który uratował jej życie i weszła do szkoły.  

- Dzień dobry pani - uśmiechnęła się do woźnej.Niemal biegiem ruszyła w stronę pokoju nauczycielskiego.  
***  
Martynka siedziała pod ścianą patrząc na swoją siną rękę.Nie wiedziała jak uda jej się to ukryć, ale jakoś musiała, przecież nie mogła dopuścić do tego, że nauczyciele wezwą znowu opiekę i policję.Mamusia znowu trafi na komisariat a później będzie płakać.Ona tak bardzo tego nie znosiła, nie mogła znieść jak jej mamusia płakała z jej powodu. Tak, to dlatego starała się być mądra i posłuszna.Nie chciałaby jej ukochana mama kiedykolwiek płakała z jej powodu.Co innego mogła powiedzieć o tym facecie. Wściekał się na nią niemal o wszystko.O Bałagan na stole, czy o nie pomyte naczynia.Nawet obrywała, gdy brakowało już pieniędzy na alkohol.Nie rozumiała tylko jednego, czemu mamusia jej nie broni? czemu nigdy nie stanęła po jej stronie? czemu tak mało ją przytula? Kochała mamusię i chciałaby poczuć się kochana i bezpieczna.Wstała po usłyszeniu dzwonka do drzwi.Schowała rączki w kieszeń spodni, modląc się, by jej siniaki nie zostały zauważone.  

- Dzień dobry pani - usłyszała znajomy głos  

Odwróciła się i spojrzała na dobrą kobietę.Podeszła do niej i uśmiechnęła się.To była jedyna dobra wiadomość tego ranka, jej ukochana nauczycielka jest cała i zdrowa.Jest w szkole i znów mogła czuć się bezpiecznie.  

- Zjadłaś coś Martynko? - usłyszała przyjemny ton jej głos  

Tak ten ton, który tak uwielbiała.Ten ton, który był lekarstwem na jej obolałe rany. Pokiwała głową, czując jak delikatnie rumienią się jej policzki i już po chwili razem z  
nauczycielką ruszyła w stronę sklepiku.  

- Teraz uciekaj na lekcję - rozkazała nauczycielka '  

Dziewczynka chciała być grzecznym dzieckiem, dlatego pospiesznie poszła pod sale. Chciała przynieść do domu dobrą ocenę, by ukochana mamusia mogła z niej być dumna.
***
Słowa żony dudniły mu w uszach.Czuł się tak bardzo winy całej tej sytuacji, czuł, że zawiódł tą, którą kochał.Tak, mimo wszystko kochał ją i nie wiedział co ma zrobić. Musiał wziąźć się w garść, ale jak? co zrobić by naprawił to co popsuł? Wiedział, że musi powiedzieć jej prawdę, ale nie wiedział jak.Jak ma powiedzieć swojej ukochanej żonie, swojej bogini, że zabił człowieka? ale czy to nie właśnie od tego momentu wszystko się sypnęło? czy to nie od tego momentu popsuł to, co było między nimi? chciała się zabić a co by było jakby to zrobiła? co on zrobiłby bez niej? czy umiałby funkcjonować? czy mógłby oddychać bez powietrza, którego tak bardzo potrzebował? Ona byłą dla niego wszystkim.Postanowił zmierzyć się z przeszłością i wyszedł z mieszkania.Czuł nie wyobrażalny ból, ale wiedział, że musi.Musi, bo przecież robi to dla nich.Po kilkunastu minutach zatrzymał się w niezbyt znajomym mu miejscu, jest tu dopiero trzeci raz, już kiedyś jeździł tu wieczorami, obserwując tą kobietę.Kobietę, której przecież odebrał wszystko.Zapukał do mieszkania i z zapartym tchem czekał aż mu otworzy.Drzwi otworzyły się i zobaczył twarz kobiety.  

- Dzień dobry - szepnął  

- Czego pan tu chce? nie dość zniszczył mi pan życie? - zapytała zmęczona kobieta  

Spojrzał na jej twarz i poczuł się jeszcze gorzej, ona była zmęczona i załamana.Po jej sinych oczach domyślił się, że nie może spać.  

- Chciałem panią tylko przeprosić! Nie wiem jak do tego doszło, naprawdę przykro mi - szepnął
  
Kobieta spojrzała na niego i mimo, ze bardzo cierpiała zaśmiała mu się w twarz.Chciał odejść, ale ona w tym momencie upadła bezwładnie na podłogę, zanosząc się kolejnym szlochem.Dopiero teraz wiedział, jak bardzo ona przez niego musiała cierpieć. Poszedł za nią do mieszkania i spojrzał na fotografię na półce.Te jego oczy, które prześladowały go co noc.Za każdym razem jak zamykał oczy, widział jego spojrzenie, czuł się tak, jakby jego oczy oskarżały go o to, co się stało, jakby mówiły do niego obserwuję cię.Nie mógł znieść wyrzutów sumienia, nie mógł znieść tego, co się z nim teraz działo.  

- Jak śpi pan po nocach wiedząc, że z pana winy nie żyję człowiek? jak pan radzi sobie z wyrzutami sumienia? - usłyszał  

- Nie radze - szepnął upadając na kolana  

Pół godziny później wyszedł z mieszkania kobiety i skierował się prosto do kumpla. Wiedział, że kumpel jest teraz w szpitalu i ma dyżur, chociaż nigdy nie przeszkadzał mu w pracy, teraz musiał, bo czuł, że wariuje.Wiedział co musi zrobić i postanowił, że za wszelką cenę odzyska miłość żony.Gdy wchodził do tak bardzo znanej mu kliniki, zamarł.Znał tu każdy zakątek, każdy schodek, każdą salę na pamięć.Tak bardzo tęsknił za zapachem leków i białym fartuchem, tęsknił za szpitalem i za pacjentami, tęsknił za personelem i przyjaciółmi, po prostu tęsknił.
  
- Doktorze co pan tu robi? - zapytała młoda pielęgniarka  

- Witaj Liz - powiedział nie zamierzając jej odpowiedzieć  

Niemal siłą wparował do gabinetu przyjaciela, gdy otwierał drzwi, poczuł znajomy mu ból, nic się tu nie zmieniło, wszystko było w tym samym miejscu, wszystko takie same. Dopiero po chwili zauważył swoją pacjentkę.  

- Panie doktorze wrócił pan? - ucieszyła się  

Spojrzał na przyjaciela, który pokręcił zdenerwowany głową i posłusznie wyszedł z gabinetu.Postanowił poczekać, aż kobieta wyjdzie, nie zważając na dziwne spojrzenie personelu.  

- Jacku co ty tu robisz? Tak nie można! - usłyszał zdenerwowany głos dyrektora  

- Tęsknie za swoją pracą Adamie! - niemal wybuchnął płaczem  

Nie rozumiał gdzie się podział ten zdeterminowany i opanowany lekarz.Bez względu na trudne operację, bez względu na wiek pacjentów, zawsze potrafił zachować zimną krew a teraz? teraz nie potrafił.  

- Szanuje to, że byłeś wzorowym lekarzem, wielu pacjentek złożyło zażalenie i zażądało wręcz, by Cię przywrócić do pracy, ale nie wiem, czy mogę.Spowodowałeś ten wypadek, zginął człowiek Jacku! Brakuje nam tu Ciebie, ale nie wiem już co mam zrobić - usłyszał  

Usiadł na krzesełku wiedząc, że właśnie stracił szansę na spełnienie marzeń.Chciał tylko jednego, wrócić do ukochanej pracy.  
***  
Siedział na tapczanie, wciąż zerkając na zegarek.Wiedział, że Marta już wraca z pracy, a on nie wiedział jak ma jej to wszystko powiedzieć, chciał wreszcie zrzucić z siebie cały ciężar i naprawić to, co się tak po prostu rozwaliło.Co on rozwalił.Drzwi otworzyły się, a do mieszkania weszła jego ukochana żona, spojrzała na niego nie ufnym wzrokiem, a on już wiedział, że najzwyczajniej w świecie się go bała.
  
- Usiądź musimy porozmawiać - powiedział ściszonym wzrokiem  

Jej przerażone oczy spojrzały w jego stronę, a on zamarł.Widział w nich strach, ból i tęsknotę.Wiedział, że powinien zrobić to jak najszybciej i najlepiej od razu.Wiedział, że musi, jeżeli naprawdę chciał ich ratować.Doskonale wiedział, że wiele ryzykuje, ale i tak nie miał już nic do stracenia.  

- Wiesz zabiłem człowieka - powiedział zapłakanym głosem  
Czuła jak zawala jej się cały świat, nie bardzo wiedziała o co mu chodzi i co miał na myśli mówiąc, że zabił człowieka.Czy chodziło mu o nią? o nich? Spojrzała w zapłakane oczy męża i zobaczyła w nim kogoś zupełnie obcego, kogoś kim tak naprawdę był przez te lata.Teraz wiedziała, że dzieje się z nim coś nie dobrego i zastanawiała się, czy to dlatego tak się zachowywał? czy jego agresja miała coś z tym wspólnego? Spojrzała na niego uważnych wzrokiem i delikatnie, jakby znów się go bała podeszła do niego.

- Jak to? - wypowiedziała niemal szeptem  

- Pamiętasz mój ostatni dyżur? tamtą noc? - zapytał  

Sięgnęła do wspomnień i kiwnęła głową.Jacek spojrzał na nią, a ona mu nie przeszkadzała czuła, że wreszcie się otworzył i pozwoliła mówić mu dalej.

- Tamtego wieczoru wypiłem za dużo.Zadzwoniłaś do mnie, że czekasz z kolacją, a ja postanowiłem się pospieszyć, wsiadłem za kółko, nagle dostałem wiadomość i czytając ją straciłem panowanie nad kierownicą.Padał deszcz a asfalt był ślizgi.Nie wiem jak to się stało, ale nie zauważyłem mężczyzny z dzieckiem, wjechałem w nich.Zginęli - szepnął ponownie zanosząc się płaczem.

Nie rozumiała tego co do niej mówił, nie chciała słyszeć tego dalej.Nie potrafiła mu wybaczyć.Przez kilka lat żyła pod dachem z mordercą, którego tak bardzo kochała.
Czuła nie wiarygodny ból, ale także ulgę.Teraz wiedziała co go trapiło przez te lata, czemu rozwalił ich małżeństwo i czemu ją bił.Rozumiała wszystko, ale nie potrafiła mu wybaczyć, jeszcze nie teraz.Usiadła na zimnej podłodze i płakała wraz z nim.W głowie czuła chaos i nie wiedziała co powinna zrobić.Zgłosić to policji, czy zostawić koszmar przeszłości za nimi i spróbować żyć tak, jakby nigdy nic się nie stało.Kochała męża i nie chciała by trafił za kratki.Minęło kilka lat i dla policji była to tylko kolejna nie wyjaśniona sprawa.Nikt oprócz kilku osób nie wiedział jak było naprawdę.Ona dowiedziała się teraz i nie wiedziała co w tej sytuacji zrobić.Spojrzała na męża, który wyglądał jak wrak człowieka.Uśmiechnęła się do niego i postanowiła dać im drugą szansę.Jedynym sposobem na uwolnienie się od przeszłości był wyjazd i zaczęcie wszystkiego od zera.Chciała by mąż wrócił do pracy a ona z swoimi kwalifikacjami szybko znalazłaby pracę w innej szkole, ale było coś co nie pozwalało jej wyjechać, a właściwie ktoś.Przecież nie mogła zostawić dziecka samego, Martynka jej zaufała a ona obiecała jej pomóż.No i pomoże, obiecała sobie, że pomoże

- Powinniśmy wyjechać, zostawić wszystko i zacząć od nowa - powiedziała
  
Miała przed oczami zapłakany wzrok Martynki i czuła ból, tak bardzo chciała mieć ją przy sobie

- Może zaadoptujemy dziecko? - zapytała  

Jacek spojrzał na nią i zamilkł.Wstał z odłogi i bez słowa wyszedł z mieszkania, zostawiając ją z wątpliwościami.Kilka minut później usłyszała sygnał wiadomości odczytała i zamarła.Wiadomość była od męża:Kocham cię pamiętaj o tym
Chociaż nie powiedział wprost, ona wiedziała co on chce zrobić, wybiegła z mieszkania by go powstrzymać.
***
Jacek szedł wolno spacerkiem, zastanawiając się ile mu za to grozi.Spojrzał na mały budynek z napisem policja i wziął głęboki wdech.Wiedział, że niema już odwrotu.Jeżeli wejdzie tam zniszczy wszystko:siebie, ich rodzinę i karierę.Kto będzie chciał by uczyła ich dzieci żona zabójcy? nikt nie powierzy Marcie opieki nad dziećmi i to przerażało go chyba najbardziej.Nie chciał zniszczyć jej życia jeszcze bardziej, nie dość, że teraz przez niego cierpiała to, czy powinna cierpieć później.

- Jacek! - usłyszał za sobą tak bardzo znajomy głos  

Odwrócił się i spojrzał w oczy żony.Widział w nich strach, wielki strach, który zatruwa ich dusze.

- Nie - szepnęła  

Po raz kolejny spojrzał w jej zapłakany wzrok i już chciał otworzyć drzwi, gdy pobiegła do niego

- Nie rób tego błagam - szlochała

Nie mógł już znieść jej łez.Przytulił ją i z każdym kolejnym krokiem oddalali się od policyjnego budynku.Nie wiedzieli jak, ale postanowili walczyć o ich wspólną przyszłość. Demony przeszłości chcieli zostawić za sobą, chociaż doskonale wiedzieli, że będzie to bardzo trudne.

- Muszę coś zrobić - usłyszał jej przestraszony głos.

Marta szła ze strachem w sercu, ale wiedziałam, ze postępuje właściwie.Obecność męża u jej boku dodawała jej pewności siebie, chociaż chwilami nie była pewna, czy robią dobrze.Chyba powinna porozmawiać z nią sama, ale za brakło jej na tyle odwagi, nie potrafiła wejść do jej mieszkania sama, czuła się winna tego co się stało. Zadzwoniła drżącą dłonią i czekała aż ktoś jej otworzy, gdy już straciła całą pewność siebie i była pewna, że nikogo nie ma, gdy już chciała odejść, drzwi otworzyły się, przed nimi stała zmęczona, podpuchnięta kobieta.

- Dzień dobry w czymś pomóc? - zapytała słabym głosem  

Marta wiedziała, że kobieta stojąca obok niej przepłakała zbyt wiele nocy, zbyt bardzo los ją pokarał.Nie los a jej pijany mąż.

-Ja jestem żoną, ja, ja przepraszam - jąkała się Marta  

Kobieta tak bardzo chciała z nią porozmawiać, lecz nie mogła.Nie potrafiła wydobyć z siebie chociaż jednego sensownego słowa.Jednego zdania, które złagodziły by ból.Tuz za nią stanął Jacek a oczy kobiety spojrzały na ich twarz.Jej oczy, nie ona sama zrozumiała kim oni są.Marta widziała w tych ciemnych, czerwonych od płaczu, zmęczonych oczach ból.Tak wielki ból, że przez chwile sama poczuła się, jakby straciła kogoś bliskiego.

- Czy moglibyśmy zająć pani chwilkę? - zapytała Marta głosem pełnym nadziei  

Kobieta zgodziła się i zrobiła im miejsce w drzwiach.Jacek nie potrafił spojrzeć w jej oczy i doskonale Marta o tym wiedziała.Rozejrzała się po mieszkaniu, a jej wzrok zawędrował na zdjęciu stojącym na półce.Siedzieli z całą trójką objęci, chyba na jakiejś imprezie, szczęśliwi, uśmiechnięci.

- Wie pani dlaczego nadal stoi tu to zdjęcie? - zapytała nagle kobieta.Oczy Marty skierowały się w jej stronę a ona jeszcze bardziej posmutniała

- Chciałam zapamiętać ich szczęśliwych, nas szczęśliwych.To zdjęcie robione było niecały rok przed ich śmiercią - powiedziała łamiącym się głosem  

Marta nie odpowiedziała.Nie wiedziała, nie znała słów, które były by idealne w tym momencie
  
- Po co wy w ogóle tu przyszliście? by odkupić swoje winy? czy po zapewnienie, że nie pójdzie pan siedzieć? jeżeli po to pierwsze to nie, nie wybaczę mu! A jeżeli po to drugie to proszę spać spokojnie, nie mam siły na chodzenie po sądach i rozdrapywanie bolesnych ran a teraz proszę odejść i uszanować mój smutek i ból. Proszę stąd wyjść, proszę - szepnęła kobieta

Marta spojrzała na nią i biorąc męża za rękę wyszła z jej mieszkania.

- Przepraszam - powiedziała nagle
  
Drzwi od mieszkania zamknęły się, a Marta wypuściła powietrze z płuc.Trzymając męża mocno za rękę skierowali się w stronę mieszkania.Kilkanaście minut później byli już w domu, chociaż nie robili nic konkretnego, czuli się bardzo zmęczeni dzisiejszym dniem.
***
Jacek spojrzał na żonę, która nadal siedziała na kanapie.Widział ogromny ból w jej oczach, widział, nie on pamiętał też oczy tej kobiety.Czuł ból i nie wiedział jak ma sobie poradzić.Przecież teraz powinno być miedzy nimi lepiej, to dlatego powiedział jej prawdę, ale wcale tak nie było.Czuł między nimi jakiś mur, który rozdzielał ich serca. Marta wstała i poszła pod prysznic, chociaż słyszał szum wody, słyszał również jej cichy szloch, pewnie myślała, że tego nie będzie słyszał.Usiadł pod drzwiami łazienki i również zapłakał.Wciąż przypominał sobie to co się stało i zastanawiał się dlaczego? dlaczego właśnie on musiał zabić tych niewinnych ludzi? dlaczego nie mogło wypaść na kogoś innego? dlaczego nie powiedział o niczym Marcie? dlaczego rozwalił swoje małżeństwo? Dlaczego?nie dostał na to odpowiedzi.Drzwi od łazienki otworzyły się i zobaczył zapłakaną twarz żony.

- Poradzimy sobie - powiedziała przytulając się do niego  

- Jak? - zapytał nie potrafiąc spojrzeć w jej oczy
  
- Razem - powiedziała, sama do końca w to nie wierząc.

Marta spojrzała na przyjaciela, nie wiedząc jak ma go o to poprosić, doskonale wiedziała, że chce poprosić go o ogromną przysługę, ale gdyby nie okoliczności nie odważyłaby się.Los nie dał jej innej szansy i chociaż nie chciała, musiała to zrobić.Nie chciała być kolejną osobą, która znów zawiedzie zaufanie małej dziewczynki.Zbyt wiele osób już ją zawiodło, zbyt wiele zraniło  
.  
- Cześć co to za pilna sprawa? - usłyszała głos znajomego  
  
Spojrzała na niego, zastanawiając się, czy powinna opowiedzieć mu historię małej dziewczynki, jednak mimo wszystko wiedziała, że musi.Opowiedziała wszystko o Martynce, prosząc by zaglądał do niej.Obiecała jej i sobie, że zrobi wszystko co w jej mocy by pomóc temu dziecku.  

- Dobrze wiesz, że to nie będzie proste, ale dobrze pomogę jej - obiecał żegnając się  

Teraz wiedziała, że musi tylko porozmawiać z dziewczynką i będzie mogła spokojnie wyjechać.Z ściśniętym sercem szła w stronę domu dziewczynki, nie wiedząc co jej tam czeka.Kilkanaście minut później zatrzymała się przed starym blokiem w nieciekawej dzielnicy i czekała pod blokiem.Nie wiedziała, czy mała wyjdzie, nie miała ostatnio od niej żadnych informacji i strasznie się o nią bała.  
***  
Marynka spojrzała na matkę, nie rozumiejąc czemu się nie odzywa, czemu się nie rusza.Ani ona, ani on nie poruszali się już drugi dzień a ona nie rozumiała dlaczego. Przecież nigdy tak długo nie spali.Spojrzała na okno i zauważyła nauczycielkę, chociaż chciała się z nią spotkać, nie mogła zostawić matki samej.Postanowiła sprowadzić pomoc i wyszła z domu.Czuła narastający ból, podświadomie czuła, że coś jest nie tak.Pobiegła do nauczycielki i spojrzała na nią, smutnym wzrokiem.  

- Stało się coś? - zapytała  

- Niech mi pani pomoże - zapłakała Martynka  

Kilkanaście minut później, dziewczynka wraz z nauczycielką stała już nad zimnymi ciałami jej rodziców i poczuła strach.Teraz niemal na pewno wiedziała, że coś nie gra. Przecież oni byli zimni i nie poruszali się.Kilka minut później przyjechała policja i karetka, dwóch obcych jej ludzi wynosiło ciała jej mamusia a ona nie wiedziała dlaczego. Nie miała pojęcia co się dzieje i gdzie ją zabierają, chciała iść za nimi, pobiegła, lecz dobra pani trzymała ją mocno za rękę.Bała się, tak ogromnie się bała, bo nie wiedziała co się dzieje, czułą, że teraz ją zabiorą, że już nigdy nie zobaczy ukochanej mamusi.  

- Mamusia! - krzyknęła za odjeżdżającym samochodem  

Poczuła dłoń kobiety na plecach, poczuła jej ciepły, delikatny dotyk i nie wiedziała co się stało.Bałą się, ale jednocześnie przy uśmiechniętej nauczycielce czuła się bezpieczna.Chociaż jej twarz uśmiechała się do niej, widziała w oczach dobrej kobiety  
strach i smutek.  

- Nie bój się - usłyszała spokojny ton jej głosu.Wtuliła się w nauczycielkę i spojrzała na dwóch policjantów, którzy szli w jej stronę  

- Proszę ostrożnie - błagała nauczycielka  

Dziewczynka nie rozumiała, dlaczego oni ją gdzieś zabierają.Nie chciała nigdzie iść, pragnęła zostać przy niej, przy nauczycielce, której tak bardzo lubiła, której ufała.  
Usłyszała sygnał telefonu i podskoczyła.  

- Hallo? - usłyszała głos miłej pani  

- No chodź! - powiedziała starsza kobieta  

Dziewczynka kurczowo złapała się nogi nauczycielki.Nie chciała z nią nigdzie iść. Spojrzała smutno w oczy nauczycielce i poczuła mocniejsze szarpnięcie.


Marta szła asfaltem stukając obcasami.Wciąż nie mogła uwierzyć w to co zobaczyła. Czuła się strasznie rozgoryczona zachowaniem tej kobiety.Postanowiła jeszcze tego samego dnia działać, przecież nie mogła pozwolić na to, by Martynka została tam ani jeden dzień dłużej, doskonale wiedziała, że mąż będzie się o nią martwić, ale teraz miała inne sprawy na głowie.Ciągle przed oczami miała przestraszone spojrzenie dziecka i nie mogła o niej zapomnieć.Przecież kiedyś obiecała jej, że jej pomoże i wiedziała, że nie może jej zawieść.Trudno, teraz musieli przełożyć wszystkie poprzednie sprawy a przede wszystkim wyjazd.Nie mogła przecież wyjechać bez Martynki, nie chciała.A co z ich małżeństwem? ten wyjazd miał im pomóc je naprawić, miał posklejać to, co się rozwaliło, mieli zacząć wszystko od początku.Cóż nie teraz, teraz miała inne, ważniejsze rzeczy na głowie.Czasami przyłapywała się na tym, że Martynkę traktowała jak córkę, ta zagubiona, samotna dziewczynka wzbudzała w niej matczyne uczucia i nic nie mogła na to poradzić, to było dużo silniejsze niż sądziła.Już chyba wtedy, gdy po raz pierwszy ją zobaczyła połączyła ich jakaś nie widzialna więź.Zapukała pod znajome drzwi i po chwili weszła do środka, chociaż wiedziała, ze nie powinna, znajomy policjant był jej jedyną deską ratunku.

- Tak nie może być! nie widziałeś tego.Oni, oni ciągli ją jak jakąś rzecz.Martynka była taka przerażona - powiedziała załamanym głosem  
***
Jacek chodził od pokoju do kuchni, wciąż patrząc za okno.Nie wiedział dlaczego jego żony jeszcze nie ma i coraz bardziej się o nią bał.A co jeżeli postanowiła go bez słowa opuścić? zastanawiał się.Kochał żonę i wierzył, że uda im się to wszystko uratować, przecież tak bardzo tego chcieli i postanowił za wszelką cenę się postarać, dla nich, dla tego związku.Nie wyobrażał sobie życia bez niej i obiecał też, że nigdy już nie wypije. Przecież to on, alkohol był przyczyną całego nieszczęścia.Był powodem tak wielu kłótni, on i jego tajemnica.Spojrzał na zegarek i jeszcze raz zadzwonił do żony, przecież w końcu musi odebrać.

- Kochanie - usłyszał głos żony  

Wsłuchiwał się w załamany głos żony i czuł jak traci oddech.Wiedział jak bardzo bolesne jest to dla Marty.Wiedział ile to dziecko od zawsze dla niej znaczyło.Nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał.Przecież to było takie nie sprawiedliwe.Marta podała mu adres policjanta i obiecał jej, że zaraz u nich będzie.Wziął kurtkę i zamykając drzwi wyszedł z mieszkania.Wezwał taksówkę i pojechał pod wskazany adres.Kilkanaście minut później stał pod domem policjanta i po chwili znajdował się już w środku, przywitał się z właścicielem domu i objął żonę.Chciał by wiedziała, że może na niego liczyć.Jej wzrok był nie wyraźny a w jej oczach nadal znajdowały się łzy.Starł je jednym palcem i ponownie przytulił żonę.  

- Nie widziałeś jak ją szarpali, ona się tak bardzo bała - powiedziała  

Porozmawiali jeszcze chwilę i jakieś piętnaście minut później wyszli z mieszkania policjanta.Skierowali się do jej auta, które stało zaparkowane nie daleko i pojechali do domu.

Spojrzał na żonę, która nadal leżała na kanapie podał jej melisę.Chciał by chociaż w małym stopniu się uspokoiła.Przykrył ją kocem i usiadł obok niej, kładąc jej głowę na swoich kolanach.Głaskał ją po włosach, czując jak całe jej ciało dygoczę.Tak bardzo chciał ją uspokoić, ale nie bardzo wiedział jak.Przecież sam był roztrzęsionym tym co usłyszał, nie mieściło mu się w głowie, jak można w ten sposób zachowywać się. Przecież Martynka tak bardzo dużo przeszła a oni zachowywali się jakby była jakąś zabawką a nie człowiekiem.Nie rozumiał tego.

- Chciałabym jej jakoś pomóc - usłyszał głos żony  

- Może ją adoptujemy? - powiedział wahając się
  
Marta podniosłą głowę z jego kolan i usiadła na kanapie.Wpatrywała się w jego twarz intensywnym wzrokiem  

- Jesteś tego pewny? - zapytała
  
- Tak - odpowiedział uśmiechając się  
***
Martynka siedziała skulona przy ścianie i nie wiedziała co się dzieje.Wciąż miała przed oczami ciała rodziców i czuła ból.Kochała ich i tęskniła za nimi.Chociaż wiedziała, że oni umarli, nie chciała tu być.Zaczęła płakać, nie panując nad  
wypływającymi z jej oczu łzami.Bała się, nie chciała tu być i przebywać z tymi obcymi dziećmi, nie chciała więcej widzieć tej kobiety.Spojrzała na rączkę i widziała siny ślad. Nie czuła bólu, od rodziców dostawała tak często, że już nawet ją to nie bolało.Nie czuła fizycznego bólu, ale nie mogła powiedzieć tak o psychicznym.W psychice cierpiała nie wyobrażalnie bardzo.Wciąż kurczowo siedziała przy ścianie i starała się być jak najmniejsza, jak najmniej widoczna.Zawsze tak robiła, gdy ten facet znów podnosił na nią rękę, w domu działało, wiec teraz też miała nadzieje, że to pomoże. Rozejrzała się po pokoju i chciała jak najszybciej stąd wyjść.Ściany były białe, bez jakiegokolwiek życia.W oknach natomiast znajdowały się kraty.Przy ścianie znajdowało się łózko z białą pościelą a nie daleko niego stolik z dwoma krzesełkami. Nie było żadnych zabawek, czy telewizji.Przypomniała sobie twarz nauczycielki i tak bardzo za nią zatęskniła.zamknęła oczy i zaczęła na nowo płakać.

Dziś po nie całym roku walki o dziecko nareszcie nadszedł ten dzień.Marta stała przed wielkim lustrem i ponownie zastanawiała się co ma na siebie włożyć.Przecież właśnie dziś w dzień rozprawy musiała wyglądać dobrze i sprawić, że sędzia jej zaufa.Przecież  
chęć adopcji małej Martynki była dla niej wszystkim.Nie było głupia, skończyła milion szkół i wiedziała, że na urodzenie jej własnego dziecka jest już za późno.Zegar biologiczny zaczął odmierzać czas z każdym dniem, coraz bardziej pozbawiając ją złudzeń.Dlatego tak bardzo zależało jej na tym by adoptować Martynkę.Chciała stworzyć tej dziewczynce prawdziwy dom i dać jej mnóstwo miłości, na którą z całą pewnością zasługiwała.Po raz kolejny tego ranka spojrzała na opanowanego męża i nie wierzyła w swoje szczęście.Teraz było między nimi lepiej niż kiedykolwiek.Z całą pewnością wpływ na poprawę ich małżeństwa miała wyjaśniona tajemnica męża sprzed laty.Nie pił już i oboje zdecydowali się na terapie rodzinną, chcieli naprawdę uratować swoje małżeństwo a teraz miała w ich życiu pojawić się jeszcze ona, ta którą tak bardzo pokochała.

- Daj już spokój.Cokolwiek założysz i tak jest dobrze - usłyszała głos męża
  
Mimo jego słów znów poszła do szafy i przymierzała kolejną już bluzkę.W końcu zdecydowała się na białą bluzkę, czarne spodnie.Chciała wyglądać poważnie i wzbudzić zaufanie.Po raz kolejny, już chyba ostatni raz spojrzała na szafę i łapiąc męża za rękę wyszli z domu.Chociaż nikt się nie odzywał oboje myśleli o tym samym, modlili się by nikt nie powiedział o problemach Jacka, bo to mogło by zaprzepaścić ich szansę.Stali w korku a Marta nerwowo patrzyła na zegarek, była pewna, że się spóźnią. Przecież mieli jeszcze tylko dwadzieścia minut a korek wydawał się nie mieć końca. Jest! udało się! ruszyli samochodem a Marta oddychała głęboko, próbując się uspokoić. Chciała na sali sądowej wyglądać na opanowaną i spokojną.Wiedziała, że ma u przyjaciela wielki dług wdzięczności, bo tak naprawdę tylko dzięki niemu sprawa jest tak krótka i już za chwile miała dowiedzieć się co postanowił sąd.To była ich czwarta sprawa.Nie miała pojęcia, czy to wszystko jest krótko, czy długo, ale jej dłużyło się niemiłosiernie.Po kilku minutach zatrzymali się na sądowym parkingu i wysiedli z swojego Fiata.Marta ponownie poprawiła bluzkę, sprawdzając, czy nie ma  
żadnej plamy i łapiąc męża za rękę weszła do wielkiego budynku w którym znajdował się sąd.
***
Jacek siedział na brązowej ławie i wiercił się coraz bardziej.Co chwile czuł uderzenie żony, która w ten sposób upominała go, by się uspokoił.Jednak on nie mógł.Jego wzrok wciąż błądził na twarz kobiety, która prześladowała go co noc i której tak dawno przecież nie widział.Dowiedział się, że sprzedała dom i wyjechała gdzieś do krewnych. Dla nich było to na rękę, tym bardziej, że przecież mogła zaszkodzić im w sądzie, a teraz tu była.Siedziała w ostatnim rzędzie, zupełnie tak, jakby tylko czekała na odpowiedni moment.Spojrzał na Martę, pokazując żonie siedzącą kobietę.Dopiero gdy jego żona ujrzała starszą kobietę, przestała go szturchać łokciem i ona sama zaczęła się nerwowo rozglądać po sali.Starszy sędzia z uwagą przyglądał się małżeństwu i od kilku minut milczał, cały czas trzymając ich w niepewności.

- No dobrze.Przez nie cały rok śledziłem całą sprawę, rozmawiałem z wieloma ludźmi, słuchałem wiele opinii i rozmawiałem z Maryną.Dziś pora zakończyć tą sprawę i moim postanowieniem Martyna powinna znaleźć się w domu Jacka i Marty.Następną sprawę proszę! - krzyknął uderzając młotkiem o blat  

Jacek wciąż patrzył na żonę, słowa sędzi wciąż do nich nie docierały.Dopiero po chwili jego cudowna żona uśmiechnęła się i zrozumieli, wygrali, oni wygrali! Wyszli z sądu i poczuli na sobie czyjś wzrok.Marta podeszła do męża i spojrzała mu w oczy.

- Dobrze idź - powiedział

Jacek patrzył jak jego ukochana żona podchodzi do kobiety i zaczęły rozmawiać.Z daleka słyszał ich rozmowę i nie rozumiał po co wróciła.Wziął głęboki wdech i postanowił zmierzyć się z demonami przeszłości.

- Dzień dobry - szepnął
  
Kobieta spojrzała na niego i odpowiedziała to samo.Po krótkiej rozmowie, oboje z żoną wypuścili z ust powietrze i już spokojniejsi pożegnali się z kobietą.
***
Tik tak, tik tak zegar na ścianie pokoju wymierzał czas.Martynka chodziła po całym korytarzu, wciąż zastanawiając się, dlaczego jeszcze ich nie ma.Przecież obiecali jej, że przyjdą.Dziewczynka zaczęła powoli przyzwyczajać się do nowego miejsca, ale coraz bardziej tęskniła za nauczycielką i za mamusią.Nawet zaprzyjaźniła się z dwiema dziewczynkami o rok starszymi od niej.Chodziła korytarzem wciąż rozmyślając o tym, czy stąd wyjdzie, czy będzie musiała tu pozostać.Przez wielkie okno na korytarzu dostrzegła nauczycielkę i tego dobrego, miłego pana.Pobiegła do drzwi, które były zamknięte na klucz i cierpliwie czekała za ich przyjściem.Tik tak, tik tak minuty dłużyły się a po nich nie było śladu.Usiadła przy drzwiach i zapłakała.Kilka minut później drzwi otworzyły się i zobaczyła w nich uśmiechniętą twarz Marty.

- Kochanie idziemy do domu.Od dziś jesteś naszą córeczką! - usłyszała Rzuciła się nauczycielce na ręce i mocno w nią wtuliła.

- Mogę mówić na panią mamo? - zapytała Z oczu nauczycielki popłynęły łzy a ona wiedziała, ma już mamę.

- Mamo! - krzyknęła ponownie wtulając się w ramiona kobiety.

Po kilkunastu minutach i załatwieniu wszystkich formalności, ostatni raz spojrzała na korytarz i pożegnała się ze wszystkimi miłymi kobietami, koleżankami i kolegami. Nauczycielka zabrała od niej wszystkie rzeczy a ona łapiąc ją za rękę uśmiechnęła się. Drygą wolną dłoń podała nowemu tacie i szczęśliwa, że ma nową kochającą ją rodzinę wyszła z tego ponurego, białego pomieszczenia.

- Rodzina - powiedziała pod nosem uśmiechając się sama do siebie. - Moja rodzina - dodała na głos a młoda kobieta, którą od dziś będzie nazywała matką uśmiechnęła się, wycierając wierzchołkiem palca jedną, zagubioną łzę.
-Koniec-

agusia16248

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 15899 słów i 84563 znaków.

8 komentarzy

 
  • Renesme

    Super agusia. A czy moglabys napisac opowiadanie o nauczycielu I uczennicy zakochanych w sobie?

    29 kwi 2014

  • Misia

    Ale temat bardzo dobry! :)

    29 kwi 2014

  • Misia

    Coś przeczuwam zakończenie któregoś z tamtych opowiadań skoro zaczęłaś nowe. ;x

    29 kwi 2014

  • Mysterious

    Fajnie się zapowiada:)

    28 kwi 2014

  • volvo960t6r

    Kolejne cudowne opowiadanie napisane przez ciebie :)

    28 kwi 2014

  • anulka

    Agusia jestes fantastyczna, jak ja Cię kocham, chyba to opowiadanie stanie się moim ulubionym :jupi:

    28 kwi 2014

  • anulka

    no nareszcie, opowiadanie o osobach 30-letnich.fajnie!!!! :kiss:

    28 kwi 2014

  • Karolaa

    Fajnee ;)

    28 kwi 2014