Szatyn 6

Dedykacja specjalnie dla Dominiki. Dzięki za pomoc :)
Spałem wyjątkowo długo i mocno. Nie słyszałem kiedy rodzice wrócili z kolacji do domu. Pomimo długiego snu byłem niewyspany i zmęczony, nie miałem ochoty dziś nigdzie wychodzić. Odpaliłem komputer, przeglądnąłem FB, Tumblra i parę innych stron. Asia i Marek poszli na zakupy do miasta. Dziś znowu było upalnie. Nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Przełączałem w Tv kanał po kanale i wypalałem papierosa za papierosem.  
-Fabiaaaaan ! Obiaad !
- Idęęę….
- No siadaj, siadaj.  
- Mamo, jakoś nie jestem głodny.
- No przecież lubisz Omlety. Wszystko jest w porządku ?
- Tak, to ten upał. Zjem później.
Wróciłem do swojego pokoju. Leżałem na łóżku i bawiłem się telefonem. Nagle poczułem wibracje, to sms od Marka.
" Wieczorem mam wolną chatę. Rodzice wyjeżdżają. Asia nie może, ale może chociaż Ty przyjdziesz. Nie chcę siedzieć przez noc sam. Nie daj się prosić, stawiam browara, nawet 2”
Wieczorem poszedłem do Marka i tak nie miałem co ze sobą zrobić.  
- Siema stary.
- No Cześć Fabian. Wchodź, wchodź. Co Ty taki zmarnowany ?
- A nie wiem… zły dzień dzisiaj mam.
- No dobra. To co robimy ? Film, popcorn, fajki i piwo ?
- Spoko, może być.
- Dobra to idź na górę do mojego pokoju, ja tylko wezmę piwo i popcorn i zaraz przyjdę.  
- Ok tylko się streszczaj.
Lubiłem pokój Marka, był całkiem przytulny. Najfajniejszy wydawał się w lekkim półmroku takim jak dzisiaj. Noc, ciemno, pali się tylko mała lampka i ekran z laptopa. Balkon otwarty wpuszcza do pokoju podmuchy wilgotnego nocnego powietrza. Aż chce się w tym pokoju siedzieć.  
-Fabian ! Rusz dupę i mi drzwi otwórz, bo mam zajęte ręce.  
- No idę już. Ej, uważaj popcorn wysypujesz.
- Jezu no trudno to się pozbiera. Wyluzuj. Siadaj na łózko i będziesz mi mówił czy dobrze widać ekran.  
- No tak jest dobrze jak jest teraz, nie ruszaj nic.
- Popielniczkę kładę obok, tylko mi na łózko nie kiepnij, bo Cię zabije.  
-Dobra, dobra odpalaj ten film i podaj piwo.
- No widzę, że się szybko rozgościłeś.  
- Stary, przecież u Ciebie to ja się czuje jak w domu.
- No i dobrze. Dobra przesuń się trochę.  
Kiedy tak siedzieliśmy na łóżku oparci plecami o ścianę sącząc piwo na dole w kuchni rozległ się hałas.
- Kurde, co to było – powiedział lekko przestraszony Marek.
- Drzwi zamknąłeś ?
- Nie wiem, chyba tak.
- Dobra… idziemy sprawdzić co tam się dzieje.  
Po cichu zeszliśmy po schodach. Zapaliłem światło w przedpokoju, który oddzielał salon od kuchni. Podszedłem bliżej.  
- Fabian, czekaj. Masz, weź ten wazon na wszelki wypadek.
- Zwariowałeś ? No cholerę mi ten wazon.
- No wiesz, jakby co to walniesz w głowę i po sprawie.
- Za dużo filmów się naoglądałeś.
Podszedłem do kuchni i zapaliłem światło. Na podłodze leżał stłuczony talerz i metalowa miska.
- Nikogo tu nie ma – powiedziałem.
- No, ale coś musiało wywrócić ten talerz.
- Może przeciąg.  
- Jasne, cicho ! słyszysz ?
- Nic nie słyszę, bo ciągle gadasz.
- Idź, Ty dziadu. Warczenie jakby słyszę.
Powoli przysunąłem się do kuchennego stołu, odsunąłem krzesło i spojrzałem pod niego.
- Marek ! Ty masz kota ?
- No przecież wiesz, że nie mam.
- No to już wszystko wiemy. Przez uchylone okno wszedł tu kot i narobił tyle zamieszania a teraz siedzi pod stołem wystraszony.  
- Kot ?! Wystraszony ?! To ja się wystraszyłem a nie ten sierściuch.  
- Dobra, daj mu coś do picia. Wodę najlepiej.
- No jasne, jeszcze go będę poił. Chwila coś się znajdzie.  
- Połóż mu tą miseczkę tu i chodź na górę.
- Mam go tak zostawić ?  
- No a co chcesz zrobić. Będzie chciał to sobie pójdzie, nie to zostanie. Będziesz miał wtedy kota.  
- Ta, dzięki za takiego kota.  
- Nazwiemy go Włamywacz.  
- No już się tak do niego nie przywiązuj. Masz rację, wracamy na górę.  
- Patrz Marek dobrze, że film zatrzymałem, bo by nam połowa uciekła.
- Ech, no racja, racja. Daj mi fajkę, tak się zdenerwowałem, że se musze zapalić.
- Ja też zapalę. Dobra lecimy z tym filmem.  
Było już późno. Wypiliśmy kolejne piwo, popcorn się kończył i fajek też nie zostało za dużo. Zrobiłem się senny więc położyłem się na chwilę.
Szumiało mi w głowie, jednak było to jedno z tych przyjemnych, alkoholowych otępień, które bardziej znieczulały człowieka, aniżeli całkowicie odrywały go od rzeczywistości. Trudno się wtedy skoncentrować, trudno skupić wzrok na czymś konkretnym, lecz w gruncie rzeczy nie czuje się dyskomfortu. Tak też było ze mną. Leżałem jedynie, głupio wpatrując się w sufit, kiedy to materac ugiął się lekko, a zaraz potem ujrzałem nad sobą twarz Marka. Nic nie mówił, za to wpatrywał się we mnie jakoś tak dziwnie, intensywnie i, mógłbym przysiąc, z iskierką bólu skrywanego w ciemnych, zielonych oczach. Czyżby coś było nie tak? Chciałem zapytać, chciałem… Nie zdążyłem. Jego usta musnęły delikatnie moje własne wargi. Pocałunek był niepewny, wyjątkowo subtelny, w żadnym wypadku nachalny i pewnie wymagał dużej odwagi. Było w tym geście coś rozpaczliwego, jakby dał upust niewypowiedzianym dotąd słowom. Marek wydawał się zagubiony, a ja sam leżałem bez ruchu, pozwalając mu na ten akt nikłej desperacji. Może byłem zbyt zdezorientowany, by przerwać, może potrzebowałem takiej bliskości, a może nie chciałem ranić przyjaciela? Sam nie wiem. Cała sytuacja była nierealna, właściwie absurdalna, więc czemu nie miałbym potraktować jej jak snu? Nim się zorientowałem, oplotłem rękami jego szyję, by następie włączyć się do pocałunku. Zapewne było to z mojej strony dość chaotyczne, niesprecyzowane, przesączone tysiącem wątpliwości, jednak Marek zdawał się panować nad wszystkim. Utrzymywał delikatny, powolny, niemal leniwy rytm, co całkowicie mi odpowiadało. Nie myślałem w tamtej chwili o tym, że konsekwencje takiej sytuacji mogły okazać się nieprzyjemne, ba!, zagrażały naszej przyjaźni! Po prostu… Liczyła się chwila. W pewnym momencie poczułem, jak chłopak wsuwa dłoń pod moją koszulkę, jak przesuwa nią powoli w górę, zahaczając o prawy sutek. Zamarłem, lecz ten, widząc taką reakcję, wycofał się, acz wciąż nie zabrał dłoni. Gładził nią delikatnie mój brzuch, co trochę mnie uspokajało. Nasze usta cały czas pieściły się wzajemnie, przyprawiając mnie o dreszcz niejakiego podniecenia, ekscytacji. Przestaliśmy dopiero wówczas, gdy nam obu zabrakło tchu. Marek zakończył nasz pocałunek miękko, może nawet trochę ostrożnie. Patrzył na mnie jeszcze chwilę, tak samo intensywnie jak wcześniej, z tą jednak różnicą, że teraz wyraźnie był smutny. Ciekawe czemu? Przecież chyba tego chciał. - Śpij - szepnął, a ja posłusznie zamknąłem oczy. Byłem zmęczony, trochę przytłoczony tym wszystkim. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że przez ten cały czas ani razu nie pomyślałem o Blance.

RastaWoman

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1299 słów i 7056 znaków.

1 komentarz

 
  • natalia

    ej ej fajne to się robi taki romans pomiędzy przyjaciółmi, fajnie jak zrobisz z tego opowiadanie o gejach lubie takie :)

    19 cze 2014