Niewinna miłość, rozdział 2 i 3

Rozdział 2

Patrycja miała właśnie zejść na tory gdy usłyszała za sobą głos:
- Czy jest tego wart? – powiedział nieznajomy – czy jest wart tego by przekreślić swoje dotychczasowe życie i skrzywdzić swoich najbliższych?
- Kim jesteś?  
- Na imię mi… - nie dokończył, przerwała mu.
- W sumie to nieważne, odejdź.
- Nie odejdę i uwierz mi, jeśli ty skoczysz – ja też skoczę.
- A co mnie to obchodzi. Jak ci życie nie miłe to skacz.  
- A tobie nie miłe?
- Ja nie mam już życia. Właśnie moje serce zostało wyrwane z piersi i podeptane jak jakiś śmieć. Stałam się osobą nic nie znaczącą.
- Nie prawda.
-Prawda. Popatrz na mnie i powiedz co widzisz.
- Patrzę i widzę dziewczynę, która poczuła się zdradzona. Kochasz go – to musi boleć, ale nie oznacza od razu śmierci.
- Ale ty nic nie rozumiesz. Chodzę z nim do szkoły, a nawet do klasy. Ja nie wytrzymam. W poniedziałek się zaczyna rok szkolny. Będę patrzeć na niego, jego ręce, jego usta i będę wiedzieć, że nigdy mnie już nie dotknie, nie pocałuje. Nie będę mogła patrzeć jak przytula inną.
- Pomogę ci. Tylko proszę, podaj mi dłoń.
- Nikt mi nie potrafi pomóc.
- Ja spróbuję.
- Nie powstrzymasz mnie. Już kiedyś powiedziałam "albo on, albo śmierć”. Idź sobie. Nie ma sensu byś tu stał.
- Nie pójdę, póki nie pójdziesz ze mną. Też kiedyś powiedziałem tak o dziewczynie, a potem zrozumiałem, że nie była tego warta.
- Ale…
- Patrząc na ciebie wiem, że bardzo cierpisz. Pomyśl sobie. Skoro on ci nie ufał, nie jest wart by przekreślić całe dotychczasowe życie. Twoi bliżsi przeżyją ogromną stratę. A on, on po prostu popłacze przez dzień albo wcale i potem zapomni o tobie.
- To boli. Zrozum do cholery.
- Ale twoich rodziców to też zaboli.
- Moja matka nie żyje, a tata sobie poradzi.
- Widzisz, twoja mama umarła a mimo to twój ojciec nie chciał się zabić. Wiedział, że masz tylko jego i że ma dla kogo żyć. Zostałaś mu w końcu tylko ty.
- Poradzi sobie.- rzekła jeszcze raz z mniejszą już pewnością.
- Nie. I najgorsze jest to, że sam może zechcieć się zabić.
- Ale to boli. Tak cholernie boli. – Patrycja zaczęła się wahać.
- Jestem obok. Podaj rękę. Pomogę ci.  
- Ty mnie nie znasz więc czemu chcesz mi pomóc.
- Bo widzę dobroć w twoich oczach.
- Nie słyszałeś. Mój chłopak nazwał mnie zwykła zdzirą, szmatą.
- Bo jest głupi, jest zwykłym dupkiem.
- Boje się.
- Ale ja tu jestem, podaj rękę.

Patrycja wahała się jeszcze kilka minut. W końcu podała mu rękę i padła w jego ramiona. On ją przytulił, a ona znów wybuchnęła płaczem. Szlochała na jego koszulkę. Nie zwracała uwagi, że jest całkiem obcy. Że nie zna nawet jego imienia. Potrzebowała czyjeś bliskości, kogoś komu mogła się wypłakać, komuś kto jest obcy a zarazem wydaje się bliski.

Po 15 minutach, przestała szlochać i odsunęła się od niego:
- Przepraszam i dziękuje– rzekła.
- Za co przepraszasz? – spytał.
- Poplamiłam ci koszulkę.
- Nie szkodzi. Upierzesz. – powiedział do niej z uśmiechem – A za co dziękujesz?
- Że mimo iż jestem obca chciałeś skoczyć. Dlaczego?
- Bo poczułem, że gdybyś skoczyła straciłbym kogoś ważnego. A czuję, że zostaniesz moją przyjaciółką.
- Dziękuje też, że nie wypytujesz.
- Jak będziesz chciała to sama mi powiesz.

Nie powiedziała już nic. W milczeniu odprowadził ją pod dom. Gdy chwyciła już za klamkę i miała wejść, chłopak się odezwał:
- A tak w ogóle to Dawid jestem.  
- Patrycja. – odpowiedziała.


Wyjął z plecaka zeszyt, wyrwał kartkę i coś na niej nabazgrał. Schował długopis i podał jej kartkę.
- Co to? – zapytała.
- To mój numer. Chcę byś go wzięła i kiedy tylko zrobi ci się smutno albo po prostu będziesz chciała z kimś pogadać, napisz. Ja zawsze odpiszę.
- Dziękuje. – odwróciła się i weszła do środka.  

Wbiegła schodami na górę, weszła do pokoju i rzuciła się na łóżko. Płakała. Choć tak naprawdę nie miała już na to siły, nie miała siły na nic. Kochała go, kochała go całym sercem, a on postąpił z nią jak najgorzej. Rzucił ją w kąt – niepotrzebną. Wyjął jej serce z piersi i podeptał, a ona mimo to go kochała. Poświęciła mu rok życia, a on nazwał ją zdzirą.

Płakała tak długo, aż w końcu usnęła.

Rozdział 3

Dawid stał i patrzył się póki nie weszła do domu. Odwrócił się i już miał odejść, gdy spojrzał w dół i ujrzał portfel. "To jej” – pomyślał. Już miał zawrócić, lecz doszedł do wniosku, że chce teraz zostać sama. Poszedł do domu.  

Droga nie zajęła mu nawet 5 minut. Gdy doszedł i otworzył drzwi usłyszał głos:
- Synku, to ty?
- Tak, mamuś. – odkrzyknął i poszedł do jej pokoju.
- Co tak długo? – spytała jego mama kiedy wszedł. –Bardzo się martwiłam.
- Przepraszam, ale spotkało mnie coś dziwnego. Jadłaś obiad?
- Tak, pani Jadzia przed wyjściem mi dała. Opowiesz mi co się takiego ci przydarzyło?
- Zaraz tylko pozwolisz, że wezmę sobie jedzenie.
- Dobrze, a mi po drodze przynieś sok marchwiowy.
- Ok.

Dawid poszedł do kuchni i przygrzał sobie zupę. W między czasie, przygotował sok dla mamy. Kiedy skończył, poszedł do mamy.
- Proszę. – powiedział.
- Dziękuje. A teraz opowiadaj.
-Ok. A więc kiedy miałem wejść na podwórko…

Zaczął opowiadać jak to usłyszał czyjś krzyk i zobaczył zrozpaczoną Patrycję. Czuł, że jest jej potrzebny.

Po godzinie skończył opowiadać, a jego mama nie mogła się nadziwić, że jej syn wyrósł na takiego cudownego człowieka. Lepszego niż jego ojciec.
- Dobrze zrobiłeś. – powiedziała.
- Wiem mamuś. Boję się tylko, że może w inny sposób chcieć odebrać sobie życie.
- Nie bój się. Pierwszy szok minął.
- Może to głupio zabrzmi, ale… - przerwał i spojrzał na mamę. Uśmiechnęła się do niego zachęcająco.
- Co takiego synku?
- Ale kiedy na nią spojrzałem, poczułem coś dziwnego. Jakby była mi bliska. I kiedy tak stała przed torami, to byłem gotowy skoczyć za nią.
- Kochanie, czyżbyś zakochał się od pierwszego wejrzenia?
- Nie mamuś, to nie to. Po prostu poczułem dziwna więź z nią. Wiesz dobrze, co było z Anką.  
- Synku, nie mierz wszystkich Anki miarką.
- Ale ja ją kochałem, i czasami mam wrażenie, że tak jest nadal.
- To minie. Wydaje mi się, że teraz jeszcze szybciej.
- Mam nadzieję. Kocham cię.
- Ja też cię kocham.
     Dawid chwile się nad czymś zastanawiał w końcu powiedział:
- A może krótki spacer?
- Wiesz, że nie lubię wychodzić z domu – rzekła matka.
- Mamo, odkąd miałaś ten wypadek nie chcesz się ruszasz z domu.  
- Bo po co. Nikt i tak na mnie nie patrzy, a jak już to robi to z litości. Zwykłej, cholernej litości.
- Proszę cię. Chodźmy na ten spacer. Obiecuje, że nie pożałujesz.
- No dobrze, to przynieś wózek i podaj mi ubranie, przebiorę się.

Po 20 minutach, Dawid i jego mama spacerowali w stronę lasu. Ludzie mijali ich. Niektórzy się witali, inni patrzyli z litości. Ale w oczy jego matce wpadł pewien mężczyzna, który patrzył na nią inaczej niż wszyscy. Uśmiechnął się do niej i poszedł dalej.  

Kiedy wracali do domu Dawid usłyszał telefon. Dostał smsa od obcego numeru:
     " Dziękuje. Patrycja”
     Uśmiechnął się do siebie, powiedział o tym mamie i schował telefon.



Patrycja już od godziny zastanawiała się co ma mu napisać. W końcu napisała do niego dwa słowa:

"Dziękuje. Patrycja”
i wysłała. Nie była zbytnio z siebie zadowolona, że napisała mu tak mało. W końcu chciała się zabić i gdyby nie on, zrobiłaby to. Czuła ból w sercu, a mimo to kiedy usłyszała ojca na dole, zmusiła się do uśmiechu i zeszła na dół.  
- Hej tatku!
- Ty tutaj? – spytał zdziwiony ojciec – przecież zapowiadałaś wczoraj i dzisiaj rano, że nie wiesz o której wrócisz, bo Robert robi ci niespodziankę z okazji zakończenia wakacji i rocznicy chodzenia.
- To przeszłość – powiedziała i otarła łzę, która spływała jej po policzku.
     Dopiero teraz ojciec przyjrzał się jej, i zobaczył że ma rozmazany makijaż i nie wygląda najlepiej. Stwierdził jednak, że sama mu powie jak będzie chciała i zmienił temat.
- Co powiesz na hot dogi?
- Ok, ale zrobimy to razem.
- Dobrze tylko pójdę się przebrać.
- Spoko, to ja też pójdę. – ale zanim jeszcze wyszła spytała się ojca – Tato co czułeś po śmierci mamy? Czy byłeś załamany? Czy miałeś, nazwijmy to chwilę słabości?
- Chwilę słabości?
- Czy chciałeś popełnić samobójstwo?
- Wiesz Pyśku, kiedy umarła twoja matka poczułem się zdradzony bo zostawiła mnie samą z tobą, a ty właśnie zaczęłaś dorastać. Myślałem, że nie dam rady. Nie miałem siły, by wstawać rano do pracy, ale kiedy usłyszałem ciebie krzątającą się po kuchni zrozumiałem, że jeszcze mam ciebie. Teraz tobie jestem potrzebny. Ty dawałaś mi siłę, by od razu złazić z łóżka i iść do pracy.  
     Patrycja rzuciła się w ramiona ojca i powiedziała :
- Dziękuje.
     Popatrzyła na ojca i na jego łzę spływającą po policzku. Wiedziała, że śmierć matki dla niego była bolesna, mimo że minęło już trzy lata. Cierpiał ciągle, tak jak ona.

Po skończonej kolacji Patrycja miała już wrócić do siebie do pokoju, kiedy ojciec ją zatrzymał i powiedział:
- Skarbie chce cię przeprosić, ale jutro nie będę miał czasu dla ciebie. Właśnie dostaliśmy nowe zlecenie i muszę popracować nad reklamą, a potem mam spotkanie biznesowe. Nie będziesz zła?
- Na skąd tatku. Jutro przygotuję się na rozpoczęcie roku szkolnego.
- Dobrze. Dobranoc.
- Dobranoc.

Dała buziaka tacie i pobiegła na górę. Miała ochotę na gorącą i długą kąpiel.

malutenka52

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1892 słów i 9892 znaków.

1 komentarz

 
  • Pablo

    **** :3

    6 mar 2012