Obudziłam się w białym pomieszczeniu patrząc w sufit. Wszędzie niemiłe białe światło jarzeniówek. Natychmiast ogarnął mnie strach! Gdzie ja jestem, co się stało?! Nie mogłam się ruszyć, wszystko mnie bolało. Chciałam się odezwać ale nie mogłam, zaczęłam wydawać z siebie piski, jęki, wrzaski tak aby ktoś do mnie przyszedł! Po chwili ujrzałam kobietę w białym kitlu i zrozumiałam, że jestem w szpitalu.
-Proszę się nie ruszać, zaraz przyjdzie lekarz!
A ja leżałam, chcąc coś powiedzieć serce mi pękało bo co z Mateuszem, Pauliną i jej chłopakiem?
Nagle usłyszałam męski spokojny i ciepłu głos:
-Pani Maju, proszę się uspokoić. Brała Pani udział w wypadku samochodowym.
z wielkim bólem zaczęłam szeptać:
-Co z Mateuszem?
-Od wypadku minął tydzień, utrzymywaliśmy Panią w śpiączce farmakologicznej, by pani stan był stabilny. Ma Pni złamaną lewą rękę oraz żebra, przeprowadziliśmy operacje i teraz może Pani wracać do zdrowia.
-Ale co z moim chłopakiem.
-Tych informacji nie mogę udzielić, rodzina zabroniła. Przepraszam.
-Ale to jest mój chłopak- łzy napłynęły mi do oczu tak, że nie widziałam już kto przede mną stoi.
Lekarz wyszedł a ja cierpiałam, nie z powodu bólu fizycznego ale psychicznego. Co się dzieje z Mateuszem? Co z Pauliną i jej chłopakiem? Te pytania wirowały mi w głowie.
-Maja?
Usłyszałam głos mojej przyjaciółki:
-Paulina, co się stało?! Lekarz nic mi nie chciał powiedzieć!
-Ja... Nie wiem jak i to mam powiedzieć... Był wypadek, mieliśmy jechać na tą przeklętą dyskotekę, Ty i Mateusz pojechaliście jedną taksówką a ja z Romkiem drugą, za wami. Wasz kierowca stracił panowanie...- Paulina zaczęła płakać... głos jej zamilkł a ja czułam, że najgorsze dopiero przede mną!
-Proszę powiedz, że jemu nic nie jest, błagam, powiedz że Mateusz jest cały i...
- Maju Mateusz nie przeżył wypadku... On doznał takich obrażeń... Lekarze byli bezsilni.
Umarłam!
Czy moja śmierć była bolesna? To ostatnie co czułam, teraz nie czuję nic.
_____________________________________
Patrzę w morze, wpatruje się w nie jakbym na niego czekała, czekała jak żona na marynarza. Z nadzieje, że gdy wróci to przytuli, opowie co się działo, spowoduje, że znowu poczuje.
Ale ja już nie poczuje nic.
Jego rodzina mnie nienawidzi. Obwijaną mnie za jego śmierć. I słusznie, bo to ja go zabiłam. Czy da się żyć z takim czynem? Gdybym mogła wpakowałabym siebie do więzienia - a tak mogę tylko patrzeć w morze.
Budzę się w nocy z krzykiem, wołam go przez sen i gdy się przebudzę. Ale go już nie ma i nigdy nie będzie.
Umarłam za życia, czasem czytam to i przypominam sobie jak było pięknie, jakie mieliśmy błahe problemy, wracam myślami to dni które stają się już wyblakłe.
Czy kiedyś zapomnę? Nigdy nie zapomnę, nie zapomnę że straciłam.
2 komentarze
Geniusz
😥😭😭😭😭😭
madeline
@Geniusz Nie smuć się. Jeszcze kiedyś będzie pięknie 😉
agnes1709
Popraw tytuł, bo Ci z cyklu uciekło. I "ostania", nie "ostatni".